Strony

niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 28 : " Już mnie nie chcesz? "

KOMENTARZ ---> NASTĘPNY ROZDZIAŁ I MOTYWACJA <3

Obudził mnie dzwonek telefonu. Zdezorientowana odebrałam.
-Halo? - spytałam zaspanym głosem.
-Hej Vilu, chciałbym się z tobą spotkać. - to był Verdas. Jego głos był poważny, oschły.. Jak nigdy dotąd. 
-Ale.. O co chodzi? 
-Wytłumaczę ci jak się spotkamy. Za godzinę w parku? - zaproponował. 
-Jasne. Leon..Ale coś się stało?- spytałam szybko
-To nie jest temat na telefon. Do zobaczenia. - rozłączył się.
Zamarłam. O co mu chodzi? Nigdy przedtem tak ze mną nie rozmawiał.. Coś się zmieniło. Tylko co? Co zrobiłam?! 
Szybko wstałam z łóżka i zeszłam na śniadanie. Potem ubrałam się w jeansy z przetarciami i białą bluzkę. Następnie pomalowałam się i związałam włosy w kucyk. Gotowa założyłam pastelową kurteczkę, chwyciłam telefon i wyszłam z domu. 
Szłam szybko z bijącym z przerażenia sercem. Bałam się. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Co mogło się stać... 
W mojej głowie pojawiały się najgorsze myśli.
Kiedy doszłam do parku, zobaczyłam go. Chłopak siedział na ławce.. Wyglądał powalająco. Miał założone okulary przeciw słoneczne, a to dodawało mu jeszcze więcej męskości...
Gdy mnie zauważył, zdjął z nosa część garderoby. Uśmiechnęłam się na jego widok, ale on tylko wstał i przyglądał mi się. 
Zamarłam. Mój Leon, którego znałam i kochałam tak się nie zachowywał. Szatyn zawsze uśmiechał się do mnie, posyłał mi oczka.. A teraz? Nic. To było dziwne. W głowie miałam najgorszy scenariusz, ale pocieszałam się tym, że może mieć zły humor.. czy po prostu nie miał na to ochoty. 
Jednak oszukiwałam samą siebie. 
-Hej Leon - powiedziałam, kiedy byłam bardzo blisko. Chłopak podszedł bliżej mnie. 
-Cześć - przywitał się. 
Jego twarz ani drgnęła. Była jak z kamienia. Przestraszyłam się... Jakbym przede mną nie stał Leon. Głośno przełknęłam ślinę. 
-Porozmawiajmy - oznajmił. Pokiwałam twierdząco głową. Zaczęłam sobie przypominać wszystkie spędzone razem chwile. Czy aby na pewno nie zrobiłam niczego, co mogło go urazić, zranić?
-Coś się stało? - spytałam trzęsącym się głosem. Patrzyłam na szatyna z przerażeniem w oczach.
-Tak. 
-Czy zrobiłam coś nie tak? - prawie płakałam
-Nie, to nie twoja wina. - odpowiedział, cały czas z grobową miną. 
-To o co chodzi? Powiedz mi proszę.. - mówiłam. Następnie chwyciłam jego ręce. Chłopak jednym ruchem ściągnął moje dłonie ze swoich łokci. Nie zapowiadało się zbyt dobrze... Do oczu napłynęły mi łzy. 
Chciałam spróbować jeszcze raz się do niego zbliżyć.. Stanęłam na palce i chwyciłam jego twarz w dłonie. Zbliżyłam nasze usta, jednak on chwycił moje dłonie i ściągnął je ze swoich idealnych policzków. Moje serce zaczęło się krajać. Ranił mnie czynami, a zaraz miał mi przecież coś powiedzieć.. Westchnęłam cicho i spojrzałam w ziemię. 
-Vilu.. - szepnął. Z nadzieją jeszcze raz zerknęłam na niego. Myślałam, że może coś się zmieniło..może zmiękł, jego wyraz twarzy się zmienił...
Jednak gdy spojrzałam mu w twarz, zawiodłam się. W jego oczach nie było nic. Pustka. Nicość. 
-Leon, proszę powiedz mi co się dzieje. - mówiłam ostatkiem sił. 
-Violetto, nie możemy być już razem. - po tych słowach, przed oczami pojawiły mi się czarne plamki. W uszach mi trzeszczało. Nogi się uginały.. Dotychczas od namiętności pocałunków Verdasa, teraz od żalu i rozpaczy. Nie wyobrażałam sobie życia bez Leona.
Nie mogłam w to uwierzyć. Mój ukochany..
-Dlaczego? - udało mi się wydusić - Nie jestem wystarczająco dobra dla ciebie?
Ten chłopak mógł mieć każdą.. A wybrał mnie!
Dziewczynę, która nie puszczała się na prawo i lewo..
Dziewczynę, która nie ubierała się wyzywająco...
Dziewczynę, która miała zasady i nie miała zamiaru ich łamać..
Dziewczynę, która dotychczas nie wiedziała, co to znaczy się zakochać...
Dziewczynę, którą podobno kochał...
-Violetto .. - mówił. - Nie utrudniaj tego.
-Należę do ciebie! - uniosłam głos.
-Nie należysz. - odpowiedział szybko.
Po tych słowach straciłam jakąkolwiek nadzieję. Wszystko znikło...
-Ja cię kocham.. - szeptałam. Z moich oczu popłynęły łzy. Cała się trzęsłam. - Czy ty mnie kiedykolwiek kochałeś?
-Kochałem. Ale..- oznajmił.
-Już mnie nie chcesz? - powiedziałam z żalem w głosie. Bez niego nic nie znaczyłam.
-Nie chce. - rzekł. Jego głos był zwyczajny..Jakby to go kompletnie nie ruszyło.
Ja byłam rozerwana na milion kawałków. Mój sens życia znikł, ulotnił się.
Chciałam jednak dowiedzieć się, co było powodem naszego rozstania.
-A możesz mi powiedzieć, czemu podjąłeś taką decyzję?
-Ja i ona..
-Ona? Masz na myśli naszą nauczycielkę angielskiego? - miałam nadzieję, że zaprzeczy.
-Tak. Chodzi o to, że my wróciliśmy do siebie. - powiedział.
-Wróciliście? Czyli masz na myśli to, że ponownie chodzisz do niej na noc i ją pieprzysz, żeby się nie nudziła?!
Chłopak zamilkł. Prychnęłam.
-To jest okropne. Zdradziłeś mnie..- mówiłam płacząc i potrząsając głową. Nie mogłam w to uwierzyć. Mogłabym zrozumieć to, że może mu się znudziłam albo zrozumiał, że jednak nie czuje tego do mnie...
Ale to... To mnie odpychało.
-Violetto - chciał coś powiedzieć.
-Zamknij się! Nie mam chęci na ciebie patrzyć! Brzydzę się tobą! Jak mogłeś mi to zrobić! - krzyczałam. W tym samym czasie uderzałam go pięściami w klatkę piersiową. Byłam roztrzęsiona.
Po chwili wzięłam głęboki wdech i wydech. Troszkę się uspokoiłam.
- Violetto.. - ponownie próbował coś powiedzieć.
Zaczęłam kręcić przecząco głową. Miałam dosyć.
-Nic już nie mów. - wyszeptałam.
Ostatni raz spojrzałam w jego piękne oczy. Miałam nadzieję, że to tylko jakiś głupi żart.
Jednak i tym razem się zawiodłam. Na jego twarzy nie było nic, żadnych emocji.
Spuściłam wzrok. Z oczu leciały mi łzy.. To był koniec.
Osoba, którą tak bardzo kochałam - odeszła. Cały mój świat się zawalił. Nie chciałam żyć.
Wszystko co mówił.. zapewniał o swojej miłości..
Jedno wielkie kłamstwo!


Nagle obudziłam się z tego koszmaru. Byłam cała mokra. Serce biło mi niewyobrażalnie szybko.
Usiadłam na łóżku, próbowałam wyrównać oddech. Miałam nadzieję, że to tylko sen.
Wówczas niczego nie mogłam być pewna.
Chwyciłam w rękę telefon i zaczęłam przeglądać wiadomości. Chciałam się przekonać, czy ja i Leon jesteśmy razem.
Nie wiem dlaczego, ale kompletnie nic nie mogłam wywnioskować z tych wiadomości.
Przeglądałam, aż w końcu zauważyłam wiadomość z wczoraj.
Leon napisał:
Kocham Cie Violetto Castillo.
Trochę się uspokoiłam. Jednak nie byłam do końca pewna.
Postanowiłam zadzwonić do szatyna. Była 2:00, ale i tak chciałam to zrobić. Wybrałam jego numer i nacisnęłam "zadzwoń".
Poczekałam kilka sygnałów.
-Violetta? Coś się stało? - jego głos był zachrypnięty, lecz słychać w nim było przejęcie.
-Leon.. - powiedziałam z ulgą.
-Vilu. Co się dzieje ? - był zdezorientowany.
-Wiesz, miałam zły sen. - przyznałam.
-Chcesz mi o nim opowiedzieć? - zapytał z troską, delikatnie.
Cicho westchnęłam na wspomnienie tego koszmaru.
-Śniło mi się, że.. - przerwałam. Głos zaczął mi się trząść.
-Jeśli nie masz sił  o tym mówić...Nie mów. - zaproponował.
Ja jednak chciałam mu o tym powiedzieć.
-Nie.  - odparłam - Śniło mi się, że zerwałeś ze mną. Zostawiłeś mnie.. - mówiłam prawie płacząc
-Spokojnie.. - pocieszał mnie.
-Zrozumiałabym to wszystko..Ale powodem twojej decyzji, było to, że znowu zacząłeś się spotykać z naszą nauczycielką angielskiego. Zdradzałeś mnie.. - zaczęłam płakać.
-Ciii - szeptał. - To tylko sen. Nic takiego się nie zdarzyło i nie zdarzy. - zapewniał mnie.
-Przepraszam, że dzwonię w środku nocy.. Ale chciałam się upewnić, że to był sen. - przepraszałam.
-Vilu, możesz do mnie dzwonić zawsze.! - oznajmił, a mi zrobiło się cieplej na sercu.
-Dziękuję  - wyszeptałam.
-Nie ma za co. Jestem dla ciebie i tylko dla ciebie. - powiedział - a teraz połóż się.
Wykonałam jego prośbę.
-Już? - spytał.
-Tak, już leżę. - odpowiedziałam.
-Świetnie. To teraz włącz głośnik w telefonie. - poprosił.
Byłam trochę zdziwiona jego prośbą, ale zaufałam mu. Włączyłam głośnik w telefonie.
-Już?
-Oczywiście. - rzekłam.
-Wspaniale. Telefon połóż na szafce... gdzieś przy łóżku.
-Ok. - wykonałam polecenie - Zrobione.
-Świetnie. - powiedział - A teraz zamknij oczy i pomyśl o czymś miłym, przyjemnym.
Zaczęłam myśleć o chwilach, które spędziłam z moim ukochanym.
-Czy wykonujesz polecenie? - zapytał cicho
-Tak.- odpowiedziałam.
Nagle usłyszałam ciche granie gitary. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Leon - zaczęłam - to ty grasz, czy coś mi się wydaje?
Usłyszałam cichy śmiech szatyna.
-Spokojnie kochanie. To ja gram. - zapewnił mnie. - Dobranoc Vilu.
To były ostatnie słowa, jakie usłyszałam. Przez sen, słyszałam przebłyski cichej melodii.
Zasnęłam.

Obudziłam się o 8:00. Próbowałam znaleźć swój telefon, jednak nie mogłam go znaleźć.
Po chwili zorientowałam się, że leży przy  poduszce, jak nigdy przedtem. Od razu przypomniałam sobie całe zdarzenie z minionej nocy. Ten sen.. Telefon do Leona..
Byłam mu wdzięczna za pomoc.. Bardzo mnie wsparł.
Wstałam i ruszyłam do łazienki w dobrym humorze. Odświeżyłam się, pomalowałam i wyprostowałam włosy.
Potem poszłam do garderoby w celu wybrania idealnego kompletu. Padło na bordową sukienkę przed kolano z rękawkiem do połowy ramienia. Założyłam też złoty naszyjnik z moim imieniem i użyłam perfum. Wykonując te poranne czynności, myślałam i to dużo. Mój sen niepokoił mnie. Bałam się, że może być proroczy. Jednak stale odpychałam tą myśl.
Gotowa poszłam na śniadanie. Całą rodziną zasiedliśmy do stołu.
Potem umyłam zęby i wyszłam z domu.
Szłam szybko, ponieważ nie mogłam doczekać się spotkania z ukochanym. Chciałam się do niego przytulić, pocałować jego słodkie usta. Dzisiejszy dzień musiał być udany. Nie mieliśmy przecież angielskiego.
Gdy doszłam na parking szkolny, cały był już zapełniony różnego rodzaju autami. Wspięłam się na palce w celu odnalezienia pojazdu szatyna lub jego samego.
Po kilku chwilach odnalazłam go i jego auto. Chłopak stał oparty o swój samochód plecami, rozmawiał z kolegami z Mikiem i innymi kolegami z paczki. Przez krótką chwilę wahałam się, czy podejść do niego. Jednak ostatecznie zdecydowałam się do niego podejść. Nie mogłam powstrzymać pragnienia. Nie teraz.
Pewnym krokiem ruszyłam w kierunku chłopaków. Szłam dość szybko. Koledzy szatyna stali do mnie tyłem, a twarzą do ukochanego.
W pewnym momencie, kiedy byłam już dość blisko, Leon mnie spostrzegł. Na jego twarzy od razu pojawił się delikatny uśmiech. To był mój Leon. Tamten ze snów.... To fikcja.
Podchodziłam coraz bliżej. Verdas się wyprostował. Miałam wrażenie, że w ogóle nie słucha tego co mówią do niego koledzy, a zwraca uwagę tylko i wyłącznie na mnie. Pasowało mi to.
Myślałam, jakby tu do niego dotrzeć. Wtem zobaczyłam lukę między Mikiem a jednym z przyjaciół szatyna. Tamtędy miałam się przedostać do ukochanego.
Im bliżej byłam, tym szybciej szłam. Potrzebowałam jego czułości, bliskości.
W końcu doszłam do nich. Jednym ruchem wyminęłam chłopców i rzuciłam się w ramiona, czekającego na mnie Leona. Chłopak miał lekko rozstawione nogi. Przestrzeń między nimi była idealną miejscówką dla mnie. Rzuciłam się na niego, chwytając jego twarz w dłonie i przysysając się do jego warg. Verdas położył swoje dłonie na mojej talii, następnie przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej. Byliśmy jednością. Słyszałam tylko:
-Nie przy nas - mówił Mike.
-Nie możecie gdzie indziej się migdalić? - pytał kolejny z kupli szatyna.
Mnie to tylko bawiło.
Delikatnie muskałam wargi Leona. Moje ręce zawiesiłam na szyi ukochanego. To była pozycja, w której mogłam spędzić resztę życia.
Gdy się od siebie oderwaliśmy, zetknęliśmy się czołami.
-Hej - przywitał się.  Uśmiechnęłam się, jednak wciąż miałam zamknięte oczy.
-Cześć - odpowiedziałam szeptem i ponownie złączyłam nasze usta w pocałunku. Nie trwał on jednak zbyt długo. Po skończeniu czułości, oblizałam usta. Chciałam na jak najdłuższy czas, czuć ten idealny, słodki smak.
Z transu wyrwał mnie Mike
-Skończyliście? - spytał.
Odwróciłam się do niego i posłałam mu zdziwione spojrzenie.
-Tak. Do was mówię. - kontynuował chłopak.
Cicho się zaśmiałam i ponownie odwróciłam twarz w stronę Verdasa. Patrzyliśmy sobie w oczy. Zdjęłam ręce z jego szyi i zjechałam dłońmi po jego torsie odzianym w czarną bluzkę. Czułam liczne uwypuklenia - mięśnie chłopaka. To było równie podniecające co jego usta bądź dotyk.
-Jak się czujesz?  - spytał, kiedy jego koledzy zajęli się rozmową.
-Już lepiej - powiedziałam i szczerze się uśmiechnęłam.
-Cieszę się. - szepnął i ucałował moje czoło.
-Ten sen... - zaczęłam, głos zaczął mi się trząść. Wzięłam głęboki oddech.
-To tylko i wyłącznie sen Vilu- powiedział i ponownie pocałował mnie w czoło.
-Wiem, ale boję się.. - ciągnęłam lekko łamiącym się głosem. Szatyn to zauważył i przytulił mnie.
On zawsze wiedział czego w tym momencie potrzebowałam.
-Niczego się nie bój, kiedy jestem przy tobie - oznajmił, a ja się blado uśmiechnęłam.
Cały czas wtulona w ukochanego, lekko zadarłam do góry głowę i ucałowałam jego szyję. Tylko tam sięgałam, nie stając na palce.
-Leon, boję się, że ten sen może być proroczy.. - wyszeptałam.
Verdas spojrzał na mnie pytająco, z niedowierzaniem.
-Violetto, nawet tak nie myśl.- mówił - Słyszysz?
Pokiwałam twierdząco głową.
Nagle rozległ się głos dzwonka. Chwyciłam szatyna za rękę i razem ruszyliśmy w kierunku szkoły.

Lekcje mijały spokojnie. Dużo się śmiałam, rozmawiałam.. Jednak w mojej głowie wciąż zadawałam sobie pytanie : " Co jeśli była przepowiednie? Jeśli tak się stanie? "
Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Ufałam Leonowi, kochałam go nad życie. Był dla mnie bardzo ważny. Jednak ten sen nie pozwalał mi normalnie funkcjonować.

Podczas przerwy na lunch siedziałam przy stoliku z Ludmi, Naty, Fran, Cami, Maxim, Diego i Leonem. Wszyscy coś jedli.. Ja też, ale teoretycznie. Patrzyłam na sałatkę i milczałam. Mieszałam widelcem.. myślałam.
Z rozmyślań wybudziło mnie machanie ręką przed oczami. Należała do Ludi.
-Vilu! Halo! - krzyczała.
Zdezorientowana spojrzałam na przyjaciółkę.
-Coś mówiłaś? - zapytałam
-Tak. Ale to mało istotne..
-Ok - powiedziałam i znowu przeniosłam  wzrok na jedzenie.
-Vilu, co się dzieje? O czym tak namiętnie myślisz? - zapytała blondynka. Ponownie na nią spojrzałam.
-Nic się nie dzieje.. Tak po prostu sobie myślę.. - próbowałam się wykręcić.
Po krótkiej chwili, na udzie poczułam czyjąś dłoń. Po ciele przeszedł mnie dreszcz, co oznaczało, że należy ona do Verdasa, który siedział obok mnie.
Spojrzałam na niego. Chłopak był lekko przejęty, smutny i zakłopotany.
-Przejdziemy się? - spytał. Pokiwałam twierdząco głową. Następnie schowałam zamknięty lunch box do torebki i wstałam.
Szatyn chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy powoli w stronę klasy.
-Vilu, miałaś się tym nie przejmować. - rzekł
-Wiem, ale nie mogę. To wszystko było takie realne.. - tłumaczyłam.
Chłopak zatrzymał się i mnie przytulił. W pewnym momencie zadarłam głowę do góry. Wówczas Leon mnie namiętnie pocałował.
Po chwili oderwaliśmy się od siebie.
-Leon, we śnie.. Twoja twarz.. - szeptałam. On spojrzał na  mnie pytającym wzrokiem. - Była jak z kamienia. Nie uśmiechałeś się. Zero emocji.. To było straszne. - przyznałam - Jakbyś to nie był ty..
Szatyn jeszcze raz ucałował moje usta.
-A najstraszniejsze było to.. - ciągnęłam.
-Tak Vilu?
-To, że powiedziałeś, że mnie już nie chcesz.. - wydusiłam. Popłynęła pierwsza łza.
Verdas szybko ją starł i mocno mnie do siebie przytulił. Czułam się bezpiecznie.
-To nigdy się nie stanie. Obiecuję ci to. - mówił - Kocham cie Vilu. Chce cie i będę cie chciał..aż sama mnie odrzucisz. Ale wtedy też będę cie chciał!
-To też nigdy się nie stanie. Nigdy cie nie odrzucę! Kocham cie  - powiedziałam i jeszcze mocniej się w niego wtuliłam.

Lekcje mijały spokojnie. Czułam się trochę lepiej.. Jednak koszmar nie dawał mi spokoju.
Po szkole wróciłam do domu, pouczyłam się i spakowałam na następny dzień.
Wieczorem, razem z Fede oglądałam film. Po kolacji i wieczornej kąpieli położyłam się do łóżka.
Wówczas wróciły wspomnienia.. Ponownie się przestraszyłam. Chciałam zadzwonić do Leona. Potrzebowałam go. Spojrzałam na zegarek. 00:35. Było zbyt późno na telefon do niego. i tak ostatnio go zbudziłam w środku nocy.
Leżałam i myślałam. Chciałam usłyszeć chociaż szept ukochanego..
Nagle rozległ się głos telefonu. Szybko zerwałam się i odebrałam, nie patrząc kto do mnie dzwonił.
-Halo? - powiedziałam.
-Vilu - to był on! Leon! - Przepraszam, że dzwonię tak późno..
-Nic nie szkodzi.. - przerwałam mu, ale on też mi przerwał.
-Miałem jakieś dziwne wrażenie, że mnie właśnie potrzebujesz.
To było nierealne...MAGICZNE!
Cicho się zaśmiałam.
-Czemu się śmiejesz? - spytał.
-Bo ja cię potrzebowałam. Nie wiem jakim cudem na to wpadłeś.. Ale .. Pragnęłam usłyszeć twój głos, porozmawiać z tobą.. Ale zrezygnowałam. - opowiadałam - A tu nagle ty dzwonisz i mówisz mi coś takiego!
Szatyn też się zaśmiała
Chwilę porozmawialiśmy i pożegnaliśmy się.
Bez trudu odpłynęłam...


............................................................................................................................................................................................................................................................................







Kochani!
Przychodzę z kolejnym rozdziałem.
Mam nadzieję, że się Wam spodobał :D

Co sądzicie o śnie Vilu?
Czy może on być proroczy?

hmn..

Zobaczymy!
:)

Mam też nadzieję, że nie przestraszyłam Was zbytnio pierwszą częścią rozdziału..
Gdzie V i L się rozstają :P

Następny rozdział pojawi się..
Nie wiem kiedy :P
Na pewno w weekend!
Ale jeśli się postaracie ( komentarze )  i ja się postaram ( szybko się uczyć i przyswajać wiedzę :P )  to może pojawi się w tygodniu

Dziękuję za każdy komentarz!

Jesteście najlepsi <3

PS: BRAK KOREKTY !!!
Ale wciąż proszę o komentowanie!


Do następnego posta 
Wasza
Violetta Vilu ----> Ola :*



czwartek, 26 listopada 2015

Rozdział 27: "Słodkich snów Vilu"

Obudziły mnie krzyki dochodzące z dołu. Lekko zaspana ruszyłam w kierunku schodów.
Kiedy znalazłam się w salonie, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Federico wrócił do domu!
-Fede! - krzyknęłam i podbiegłam do chłopaka, rzucając mu się w ramiona. 
-Vilu, proszę bądź delikatna - poprosiła mama. 
-Cześć Vilu. - szepnął mi na ucho Federco. - Dobrze cie widzieć. 
-Ciebie też.. - odpowiedziałam. 
Od pewnego czasu nie mogłam doczekać się powrotu brata. On był moim najlepszym przyjacielem, jemu mówiłam o wszystkim. Brakowało mi tych naszych wspólnych rozmów, śmiania się, wspólnego spędzania czasu. Federico był moją bratnią duszą.
Chłopak miał tylko rękę owiniętą bandażem. 
-Fede, już wszystko z tobą ok? - spytałam po oderwaniu się od niego. 
-Jak widzisz - powiedział rozśmieszony. Posłałam mu ciepły uśmiech.
-Fede musi na siebie uważać, czasem może mieć zawroty głowy. A poza tym wszystko jest w normie. - dopowiedział tata. 
-To świetnie - powiedziałam radośnie. - A kiedy wracasz do szkoły?
-Może w następnym tygodniu - oznajmił. 
Spojrzałam na zegarek. Była 8:00. W końcu, całą rodziną zjedliśmy śniadanie. Było wesoło, każdy miał coś do powiedzenia. Panowała przyjemna atmosfera. 
Po posiłku poszłam się umyć i ubrać. Włosy związałam w luźnego koczka, lekko się pomalowałam. Następnie założyłam zwiewną, błękitną sukienkę. Gotowa do wyjścia zeszłam na dół. Pożegnałam się z rodzicami i bratem, i wyszłam z domu. 
Szłam z wielkim uśmiechem na twarzy. Chciałam powiedzieć o wszystkim Fede. Tak długo na to czekałam. Pragnęłam wyjaśnić mu, co się dzieje pomiędzy mną a Leonem. W dobrym humorze doszłam do szkoły. Przy wejściu spotkałam przyjaciółki. 
-Hej dziewczyny - przywitałam się wesoło. 
-Hej - odpowiedziały.
-Co się stało, że jesteś taka radosna? - spytała Ludmiła. Wiedziałam, że ona na wiadomość o powrocie Fede zareaguje podobnie jak ja. 
-Federico wrócił do domu! - powiedziałam. W oczach dziewczyny pojawiły się słabo widoczne iskierki szczęścia. Posłałam jej delikatny uśmieszek. 
Nagle dziewczyny spojrzały na coś znajdującego się za mną. Już miałam się odwracać, kiedy poczułam na talii czyjeś dłonie. Po ciele przeszedł mnie przyjemny dreszcz. To nie mógł być nikt inny jak Leon. 
-To my was zostawimy gołąbeczki - powiedziała Fran i razem z dziewczynami weszły do szkoły. 
Jednym ruchem obróciłam się za siebie. Zobaczyłam Verdasa, który wyglądał powalająco. Oddech mi przyspieszył, nogi zaczęły się uginać. Byłam szczęściarą.
Posłałam szatynowi uroczy uśmiech. Odwzajemnił mi tym samym. 
-Hej. - szepnęłam. 
-Cześć piękna - przywitał się. Cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. 
-Wiesz.. Fede wrócił do domu! - powiedziałam radośnie. 
-To wspaniale. Dzisiaj? 
-Tak, dzisiaj rano.. Jestem taka szczęśliwa. Bardzo za nim tęskniłam.. - powiadałam. 
-Ciesze się, kiedy ty się cieszysz - oznajmił, a mi zrobiło się cieplej na sercu. 
Leon chwycił moją twarz w dłonie i nachylił się nade mną. Zbliżał się bardzo powoli. Pragnęłam jego ust! Potrzebowałam tego do dalszego funkcjonowania! Nie wiem czy tak się działo, ale wydawało mi się, że chłopak przybliża się do mnie i oddala. Jakby chciał ponowne sprawdzić moją wytrzymałość. Chciałam nie dać za wygraną, jednak nie długo wytrzymałam. 
Szybko wspięłam się na palce i położyłam swoje dłonie na wysokości jego bioder. Po chwili złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Poruszały się tylko nasze wargi. Ponownie poczułam ucisk w podbrzuszu. Byłam coraz bardziej podniecona. 
Po chwili poczułam w ustach ciało obce. Podobało mi się to, więc odwzajemniłam tym samym. Cały czas miałam zamknięte oczy, rozkoszowałam się tą chwilą. 
Gdy oderwaliśmy się od siebie, stykaliśmy się czołami. Próbowaliśmy wyrównać nasze niespokojne oddechy.
Potem Leon się do mnie uśmiechnął. 
-Podobają mi się takie powitania. - przyznał i oboje się zaśmialiśmy. 
Następnie ponownie go pocałowałam, tylko krócej. 
Po pewnej chwili chwyciłam Verdasa za rękę i razem weszliśmy do szkoły. Wszystko wydawało się być idealne. Do czasu. 
Kilka dni wcześniej pisaliśmy ważny egzamin z angielskiego. Pomagałam na nim wielu osobom, ponieważ sama wcześnie skończyłam. Bardzo dobrze umiałam angielski. Uważałam, że egzamin poszedł mi bardzo dobrze. 
Gdy razem z Leonem podeszliśmy do tablicy ogłoszeń, na której wywieszona była lista z wynikami zaczęłam szukać swojego nazwiska. Po znalezieniu, przesunęłam palcem w prawo, w celu odnalezienia wyniku. Kiedy go zobaczyłam, wytrzeszczyłam oczy. Osiągnęłam 27%! To jest 1. 
Patrzyłam na tablicę z niedowierzaniem.Po chwili Leon zapytał się: 
-Mam 91%. Vilu, jak ci poszło? 
Przeniosłam wzrok na niego. Głośno przełknęłam ślinę. 
-Ja... Ja mam 27%. Jakim cudem? Przecież.. - nie wierzyłam. 
-To chyba jest jakaś pomyłka! Ty?! 27%? - on też nie dowierzał. - Coś tu jest nie tak.. 
-Myślałam, że dobrze mi poszło... - tłumaczyłam. Następnie Leon mnie przytulił. Cały czas myślałam, jak to się stało. 
Przez dwie pierwsze lekcje siedziałam w ciszy. Nic nie mówiłam. Byłam smutna, zła... nie rozumiałam tej sytuacji. 
Kolejną lekcją był angielski. Do sali weszłam trzymając za rękę Verdasa. On mnie bardzo wspierał. 
Czułam na sobie paraliżujący wzrok nauczycielki. Gdy usiedliśmy w ławkach, kobieta powiedziała.
-Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni ze swoich wyników z egzaminu. Wczoraj sprawdzałam je do późna.. - tłumaczyła. 
To ona sprawdzała nasze testy. Musiała coś poprzekręcać, żebym dostała 1! Ona mnie nienawidziła. 
Przeniosłam wzrok z nauczycielki na Leona. 
-Leon, to ona pozmieniała coś w moim sprawdzianie! - szeptałam. Chłopak patrzył na mnie, próbował połączyć wątki.
-Masz rację. - powiedział ze złością. Nagle Leon zaczął wstawać. Szybko pociągnęłam go w dół.
-Co ty wyprawiasz?! - szeptałam.
-Idę z nią to wyjaśnić 
-Leon, to niczego nie zmieni.
-Nawet jeśli.. Chce mieć chociaż spokojne sumienie, że zrobiłem wszystko co było możliwe. - tłumaczył. 
-Dobrze.. Ale poczekaj do końca lekcji, ok? - spytałam grzecznie.
Chłopak westchnął. 
-Dobrze.
Całą lekcję czułam, że Leon zamraża wzrokiem kobietę. Patrzył na nią z nienawiścią. Chyba naprawdę się tym przejął.
Jak można posunąć się do czegoś takiego? On anie potrafi zrozumieć, że Leon nic do niej nie czuje i jest szczęśliwy?!
Chciałam z nią jak najszybciej porozmawiać.
Kiedy zadzwonił dzwonek, szatyn szybko zerwał się z miejsca. Czym prędzej chwyciłam go za rękę.
Obrócił się do mnie z pytającym spojrzeniem.
-Leon... Nie rób niczego czego możesz żałować.- powiedziałam.
-Spróbuję, ale niczego nie obiecuję. Ostrzegałem ją, że ma cie zostawić w spokoju - mówił.
Przez tą całą sytuację byłam zał i smutna, jednak w głębi duszy cieszyłam się. Leon tak bardzo przejął się moim problemem, był gotów zrobić wszystko, byle bym nie cierpiała.
-Poczekaj na mnie, dobrze? - spytałam spokojnie. Chłopak pokiwał twierdząco głową. Szybko się spakowałam. Nikogo nie było już w klasie. Tylko my i ona. Wzięłam głęboki wdech i ostatni raz spojrzałam na szatyna. Posłał mi on uspakajające spojrzenie, jednak wiedziałam, że sam gotuje się w środku ze złości. Kiwnęliśmy porozumiewawczo głowami i  ruszyliśmy w kierunku nauczycielki.
-Przepraszam, ale zaszła jakaś pomyłka. - zaczęłam spokojnie. Cały czas trzymałam chłopaka za rękę. On dodawał mi sił, był moją energią.
 W pewnym momencie Verdas ścisnął moją dłoń mocniej. Z pewnością powstrzymywał się, przed nawrzucaniem kobiecie kilku "miłych słów" .
-Rozumiem, że nie satysfakcjonuje cię twój wynik z egzaminu. - mówiła z szyderczym uśmiechem na twarzy. Gdybym mogła, wydrapałabym jej oczy!
-Kompletnie mnie nie satysfakcjonuje, ponieważ pani obniżyła mi ocenę. Jestem pewna, że napisałam dobrze! - uniosłam głos. Czułam, że Leon zaraz wybuchnie. Kobieta się zaśmiała.
-Vioetto, twoje zachowanie jest absurdalne! Przychodzisz do mnie i oskarżasz o takie rzeczy!? Trzeba było nauczyć się na egzamin! Wówczas obyłoby się bez tej rozmowy. - ona też podniosła głos.
-Możesz przestać kłamać?! - krzyknął szatyn. - I ty i my, dobrze wiemy, że zmieniłaś ocenę Violetty.
-Obrońca się znalazł.- prychnęła.
-Twoje zachowanie jest żałosne. Ostrzegałem cie!
-To wy jesteście żałośni! Nachodzicie mnie i oskarżacie o nie wiadomo jakie świństwa. - mówiła.
-Dlaczego nie chcesz się przyznać?! Dobrze wiemy, że robisz to specjalnie! - krzyczał Verdas.
-Leonku, kochanie. Nie możesz mnie bezpodstawnie oskarżać. - powiedziała.
-Odpieprz się od nas! Rozumiesz?! - krzyknął. Ona się tylko zaśmiała. Nasze zdenerwowanie tylko ją bawiło, robiła to świadomie i specjalnie.
-Maleńka - zwróciła się do mnie - ja ciebie też ostrzegałam. Pamiętasz? No więc, ty nie dostosowałaś się, to i ja też nie będę tego robić. A teraz żegnam. - zakończyła.
Puściłam rękę Leona i wybiegłam z sali. Chciałam uciec od tego wszystkiego. To było silniejsze ode mnie. Dlaczego cierpiałam przez to, że się zakochałam i byłam szczęśliwa?! Nie potrafiłam tego pojąć.
Biegłam ile sił w nogach. Chciałam się odciąć, uciec.
Wybiegłam ze szkoły. Usiadłam na schodach prowadzących na parking szkolny. Patrzyłam w niebo. W mojej głowie pojawiało się milion pytań, jednak zero odpowiedzi na nie.
Kiedy Leon pojawił się w moim życiu, wszystko obróciło się o 360 stopni. Zaczęłam cieszyć się życiem. Jednak przez niego spotkało mnie sporo nieszczęścia, cierpienia i bólu. Pojawiły się problemy...
Moje rozmyślanie przerwało wołanie.
-Vilu! - usłyszałam głos Verdasa. - Tu jesteś - powiedział ciszej.
Po chwili siedział obok mnie i przyglądał się mi. W końcu na niego spojrzałam. Jego oczy były pełne żalu i bólu. Serce mi się krajało, przecież on też nic złego nie zrobił. On tylko mnie w sobie rozkochał...
Położyłam swoją dłoń na jego policzku. Potem zetknęliśmy się czołami. Trwaliśmy w tej pozycji przez krótką chwilę.
-Vilu - przerwał tą przyjemną ciszę. - przepraszam
Spojrzałam na niego z czułością.
-Nie masz za co mnie przepraszać Leon. - tłumaczyłam.
-Mam, przeze mnie masz same problemy.. Ten egzamin, relacja z tą kobietą..  - wymieniał.
Potrząsnęłam przecząco głową.
-To nie twoja wina. - pocieszałam go.
-Przestań. Przecież oboje wiemy, że to moja wina. - mówił z żalem w głosie.
Lekko się podniosłam i usiadłam szatynowi na kolanach. Patrzyliśmy sobie w oczy. Jedną rękę zawinęłam wokół jego szyi, drugą zaś położyłam na jego policzku.
-Hej.. - szeptałam z czułością - Niczemu nie zawiniliśmy. Rozumiesz?
-Vilu.. - chciał coś powiedzieć, ale przerwałam mu, całując go namiętnie. Włożyłam plance w jego miękkie włosy. On jedną dłonią jeździł w dół i w górę moich pleców, za to drugą trzymał mnie za udo.
Po chwili oderwaliśmy się od siebie.
-Kocham cie - powiedziałam i ucałowałam go w nos. Szatyn lekko się uśmiechnął. - Pamiętaj o tym.
-Ja ciebie też kocham
Potem ruszyliśmy z powrotem na lekcje.

Po szkole Leon postanowił odprowadzić mnie do domu. Szliśmy powoli, trzymając się za ręce.
-Leon, co zrobimy z tym wszystkim.. ? - zapytałam.
-Musimy porozmawiać z dyrektorem..- stwierdził chłopak. Wytrzeszczyłam oczy. To było absurdalne.
-Co?! Oszalałeś.. Przecież będziemy musieli powiedzieć mu o tym, że miałeś romans z nauczycielką, a ona za to, że jesteśmy razem..próbuje się zemścić... - mówiłam z przejęciem w głosie.
-A mamy inne wyjście? - spytał.
-Na pewno jest. Przecież, on może cie wyrzucić ze szkoły... Wszyscy się dowiedzą...
- Czyli ci to przeszkadza?
-Ale co?
- To, że spałem z nią.
-Leon, wiem, że się zmieniłeś.. Nie przeszkadza mi to!
-A mi nie przeszkadza to, że inni będą wiedzieć.
-Czyli, że jeśli powiemy prawdę i cię wyrzucą ze szkoły, w której uczę się ja... To nie będzie ci przeszkadzało?
-Vilu.. Oczywiście, że będzie mi to przeszkadzało, ale chce żebyś była szczęśliwa.. To co ona wyprawia jest okropne. Nie chce żeby cie tak traktowała. Nie zasłużyłaś sobie na to. Ten egzamin.. - mówił, jednak przerwałam mu, całując go.
Wspięłam się na place, zarzuciłam ręce na jego szyję. Chłopak na początku był zdziwiony, jednak potem poddał się przyjemności. Objął mnie w talii. Jego dłonie błądziły po moich plecach... W pewnym momencie jechały w dół.. Zatrzymały się w miejscu, gdzie zaczynały się moje pośladki. To było bardzo podniecające.
Na chwilę przerwałam naszą namiętność.
-Zamknij się - powiedziałam i ponownie złączyłam nasze usta.

Pod dość długiej chwili słabości, oderwaliśmy się od siebie. Do domu doszliśmy po 10 minutach.
-Wejdziesz? - spytałam.
-Przepraszam, ale mam trening. Może następnym razem.. - oznajmił. To oznaczało, że spotkamy się dopiero następnego dnia. Posmutniałam.
-Rozumiem. No to... Do jutra - rzuciłam i ucałowałam go delikatnie.
-Cześć. - powiedział.
Weszłam do domu.
Po obiedzie porozmawiałam z Fede. Jednak nie powiedziałam mu nic o moim związku z Leonem. Potem odrobiłam lekcje i pouczyłam się.
Po kolacji wzięłam prysznic, umyłam i wysuszyłam włosy. Czysta i świeża położyłam się do łóżka. Dla uspokojenia się, zaczęłam czytać książkę.
Nagle dostałam sms-a. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Wiadomość od Leona.

L: Wyjdź na balkon. 

Byłam zdezorientowana. O co mu chodzi?!
Pomimo wielu wątpliwości, otworzyłam drzwi balkonowe, których szyby zasłonięte były żaluzjami.
Wtem moim oczom kazał się szatyn.
-Leon!? - szepnęłam. Rodzice i Fede z pewnością już spali.  - Co ty tutaj robisz o tej porze?!
-Wpuścisz mnie? - spytał rozbawiony.
-Tak, zapraszam. - powiedziałam, i gestem zaprosiłam chłopaka do sypialni.
był pierwszym chłopakiem, który wszedł do mojego królestwa. Żaden chłopak, oprócz rodziny, jeszcze to nie był.
Kiedy zamknęłam drzwi balkonowe, odwróciłam się do szatyna.
-Co cię do mnie sprowadza? - wyszeptałam.
-Tęsknota za ukochaną - powiedział z rozbawieniem. Posłałam mu nieśmiały uśmiech. Czułam, że się rumienię.
Wtem Leon podszedł bliżej. nasze ciała dzieliły milimetry, jednak nie dotykaliśmy się. Chłopak obejrzał mnie z góry do dołu.
-Uroczo wyglądasz w tej różowej piżamce. - szepnął mi do ucha. Zawstydziłam się, więc zakryłam twarz włosami.
-Dziękuję? - odpowiedziałam.
Nagle poczułam na biodrach jego dłonie. Po chwili przyciągnął mnie do siebie. Czułam jego umięśnione ciało. Przyłożyłam swoje dłonie do jego torsu.
-Kocham cie - powiedział.
-Kocham cie - powiedziałam.
Następnie Leon jedną dłonią chwycił mój policzek i pocałował w usta.
Na początku był delikatny, lekko pieścił moje wargi swoimi. Później pocałunki były bardziej namiętne i brutalne. Czasami przegryzaliśmy sobie nawzajem wargi. Wiedzieliśmy, że podnieca nas to równie mocno. Po pewnym czasie do gry dołączył język.
W pewnym momencie Leon zaczął mnie pchać do ściany. Ostatecznie znalazłam się przy niej. Czułam na sobie nacisk ciała Verdasa, jego męskość...
Całowaliśmy się bez opamiętania. Oboje dyszeliśmy, jednak żadne z nas nie chciało kończyć.
Następnie szatyn zszedł z pocałunkami na szyję. Lekko pisnęłam. To było tak bardzo przyjemne..
Moje podniecenie sięgało zenitu.
Potem ponownie powrócił do moich ust. Moje dłonie zawładnęły jego włosami. Bawiłam się nimi, delikatnie szarpałam.
Nagle usłyszałam głos jakiegoś telefonu.
Chłopak zaprzestał mnie całować i spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu.
-Vilu, przepraszam...Musze już iść. Rodzice się zdenerwowali.. - tłumaczył.
Posłałam mu pocieszający uśmiech.
-Rozumiem. Ale jak wyjdziesz? - spytałam.
-Tak jak wszedłem. - oznajmił i otworzył drzwi balkonowe. Wyszedł na balkon, a ja za nim.
-Słodkich snów Vilu - szepnął mi na ucho i ucałował moje usta.
-Dobranoc Leon. - rzuciłam w jego stronę.
Nim się obejrzałam, chłopaka już nie było.
Wróciłam do sypialni i położyłam się do łóżka.
Zasnęłam myśląc o szatynie..

************************************************************************************








Witajcie moi drodzy czytelnicy :P
Przychodzę z kolejnym rozdziałem.
Mam nadzieję, że jest ok. 
W sumie sporo Leonetty <3
Rozdział może nie zachwyca długością... Ale nie miałam zbytnio czasu :(

Co sądzicie o zachowaniu nauczycielki?
Czy Leon i Vilu powiedzą prawdę dyrektorowi? 

HMN?!

To wszystko i wiele więcej w następnych rozdziałach :)
A ten już w weekend!
PS: Brak korekty :D

Proszę, zostawcie po sobie mały ślad..
Brakuje mi motywacji.. 
Mam mnóstwo nauki, ale chciałabym pisać dalej...
Tylko Wasza pomoc, w postaci komentarzy też jest mi potrzebna!

KOMENTUJCIE!

Do następnego 
OLA

poniedziałek, 16 listopada 2015

Rozdział 25 : "To na czym skończyliśmy? "

Ciąg dalszy ..

Tańczyliśmy przez długi czas, razem. On wtulony we mnie od tyłu, z głową na moim ramieniu. Czułam na sobie jego oddech. Tylko dzięki temu wiedziałam, że to nie sen.
Uczucie jakim go darzyłam, wzrosło jeszcze bardziej. Czułam się jak wniebowzięta. Nie chciałam niczego więcej, tylko jego obecności, ciepła, dotyku..
Myliłam się co do miłości. To jest najcudowniejsze uczucie, jakie istnieje. Jednak jest tak cudne tylko wtedy, gdy czujesz je do osoby, która również cie nim obdarza. Inaczej miłość to ból i cierpienie.
Kiedy tańczyliśmy, Leon kilka razy pocałował delikatnie moje ramie. Wówczas przeszedł mnie niezapomniany dreszcz. Byliśmy tak blisko, nasze ciała stanowiły jedność, jedność, której nikt nie miał prawa rozerwać.
Cały czas miałam zamknięte oczy, nie chciałam, żeby coś mnie rozpraszało.
W pewnym momencie Leon oderwał swoją głowę od mojego ramienia, które pragnęło jego bliskości.
-Vilu. - szepnął mi do ucha, a po moim ciele przeszedł elektryzujący dreszczyk. Kochałam to uczucie.
Obróciłam się twarzą do niego. Patrzyliśmy sobie w oczy. Jego dłonie znajdowały się na dolnym odcinku moich nagich pleców. Moje za to, spoczywały na jego torsie.
-Tak? - spytałam.
-Wyjdziemy na zewnątrz?
-Jasne - odpowiedziałam i posłałam mu nieśmiały uśmiech.
Po chwili Verdas chwycił moją dłoń, To uczucie było..  inne. To był pierwszy raz kiedy trzymaliśmy się za ręce, jako para.
Spojrzałam na splecione dłonie. Głośno przełknęłam ślinę.
-Wszystko ok? - zapytał zmartwiony.
-Tak, jest idealnie. - oznajmiłam z entuzjazmem.
-Chodźmy - zaproponował chłopak. Pokiwałam twierdząco głową. Wtem Leon ruszył w kierunku drzwi. Poszłam za nim, mocno trzymając jego dłoń, Wokół było mnóstwo ludzi.
Kiedy w końcu znaleźliśmy się na podwórku, szatyn kierował się ku ławce.
Po chwili usiedliśmy. Ja i on, obok siebie. Czułam jego wzrok na sobie, onieśmielał mnie.. Przez cały czas patrzyłam w ziemię. Chłopak siedział tuż obok mnie. Nasze uda stykały się. Jedna ręka chłopak znajdowała się za moimi plecami, spoczywała wygodnie na oparciu ławki.
Po pewnym czasie odważyłam się na niego spojrzeć. Wpatrywał się we mnie jak w coś najcenniejszego na świecie, jakbym miała paść ofiarą jakiegoś złodzieja. Poczułam, że się rumienie. Na szczęście było ciemno.
Ponownie spuściłam swój wzrok na ziemie. W pewnym momencie, kątem oka zobaczyłam jak Leon nachyla się nad moim w pół nagim ramieniem i z wielką czułością je całuje. Z rozkoszy przymknęłam powieki. Jego wargi były ciepłe, miękkie i delikatne, były idealne.
Kiedy oderwał ode mnie swoje usta, delikatnie położył swoją dłoń na moim udzie. Wciągnęłam powietrze z zachwytu. On mnie tylko dotknął, a ja czułam się jakbyśmy się kochali!
Jego dotyk był tak kojąc, delikatny i czuły...
W pewnym momencie otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. On również mi się przyglądał. Nie musieliśmy nic mówić. Wystarczyło spojrzenie. Położyłam swoją dłoń na jego. Na krótką chwilę przeniósł tam swój wzrok, jednak szybko powrócił do mnie. Wpatrywaliśmy się w siebie, lekko uśmiechaliśmy.
-Violetto  - zaczął chłopak. - Kiedy zorientowałaś się, że coś do mnie czujesz? - zapytał. Byłam lekko skrępowana, nie potrafiłam mówić o swoich uczuciach.
-Wiesz.. - zaczęłam - Zdałam sobie z tego sprawę jakoś po biwaku... Nie mogłam żyć bez ciebie.. Ciągle chciałam z tobą być, nawet jeśli mieliśmy milczeć. Nie byłam pewna tego, co czułam. To wszystko było takie trudne.. - mówiłam- Pamiętasz, któregoś dnia poprosiłam cie o spotkanie w parku, bo miałam ci coś do powiedzenia?
-Tak, pamiętam. - potwierdził szatyn.
-Własnie wtedy chciałam ci o wszystkim powiedzieć. Ale wówczas zjawiła się Rose... Potem powiedziałeś mi, że jesteście razem i że ją kochasz. Wtedy dałam spokój. - przyznałam. Wciąż patrzyliśmy sobie w oczy.
-Dlaczego? - jego głos był smutny.
-Bo chciałam, abyś był szczęśliwy. Powiedziałeś mi, że jesteś szczęśliwy z Rose.  - rzekłam - Jak mogłabym unieszczęśliwić osobę, którą kochałam? - zadałam pytanie retoryczne.
-Masz racje..
-A kiedy ty zorientowałeś się, że coś do mnie czujesz? - przejęłam pałeczkę.
-W sumie to sam nie wiem. Mi, tak jak i tobie, cały czas brakowało twojej obecności. Przy tobie czasami nie byłem świadomy tego co robiłem. Na przykład, kiedy na schodach przygwoździłem cie do ściany i pocałowałem cię w policzek. To było spontaniczne, robiłem to, co sprawiało mi przyjemność. - tłumaczył. - Kiedy się już przekonałem. że zakochałem się w tobie, zjawiła się Rose. Zgodziłem się na danie sobie drugiej szansy, ponieważ nie byłem pewien tego, co ty do mnie czujesz... Wolałem nie ryzykować i nie niszczyć naszej przyjaźni - dokończył. Po chwili lekko się uśmiechnęłam.
-Myślałam bardzo podobnie. - stwierdziłam. - A co z Rose? Ona wie, że czujesz coś do mnie?
- Nie powiedziałem jej tego w twarz, ale się domyśla. - mówił szatyn.
-Leon.. ja nie chcę kłopotów. Powiedz  jej prawdę. - prosiłam.
-Dobrze, powiem jej. - oznajmił. - Przy mnie jesteś bezpieczna, pamiętaj.
-Pamiętam. - przełknęłam ślinę. - Leon, to wszystko jest takie dziwne,..
-Ale co dokładnie ? - był zdezorientowany.
-Chodzi mi o nas. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do twojej bliskości.. I tego, że jesteśmy razem. A jesteśmy, tak? - spytałam. Chłopak się zaśmiał.
-A chciałabyś? - patrzył mi głęboko w oczy.
-Tak - odpowiedziałam.
-To świetnie. - puścił do mnie oczko. - A co do bliskości.. To musisz się przyzwyczajać. - Jego twarz zaczęła się zbliżać do mojej. Chciał mnie pocałować. - Uważam, że najlepiej będzie zacząć od teraz.- powiedział. Zaśmiałam się, psując tą romantyczną  atmosferę. Chłopak też się zaśmiał.
Po chwili mocniej ścisnął swoją dłoń na moim udzie. Spojrzałam w tamto miejsce i sama się do siebie uśmiechnęłam. Potem wróciłam wzrokiem na Leona. Patrzył na mnie z zainteresowaniem.
-Czy robię coś nie tak? - zapytał.
-Nie - odpowiedziałam szybko, bałam się, że przestanie.
Wtem chłopak zaczął zbliżać swoją twarz. Lekko przymknęłam oczy, chciałam rozkoszować się tą chwilą. Nagle nasze wargi się połączyły. Na początku stały w bezruchu, jednak później zaczęły się poruszać. Trwało to dłuższą chwilę. Potem Leon zdjął dłoń z mojego uda i położył ją na moim rozgrzanym policzku. Lekkie pocałunki przerodziły się w bardziej agresywne, brutalne. Moje serce rozkwitało, czułam się szczęśliwa.
Niestety, nie trwało to wiecznie, ponieważ zabrakło nam powietrza i oderwaliśmy się od siebie. Stykaliśmy się czołami i milczeliśmy. Nasze oddechy były przyspieszone. Oblizałam wargi, by jeszcze raz poczuć ten wspaniały smak ust Verdasa.
-Kocham cię - wyszeptał chłopak. Byłam w pełni szczęścia, nie chciałam niczego więcej.
-Ja też cię kocham Leon. - przyznałam. Patrzyliśmy sobie w oczy. - Leon, nie mogę w to wszystko uwierzyć.. - przyznałam. Oboje się zaśmieliśmy.
-Może mam ci pomóc w to uwierzyć?  - spytał, poruszając brwiami. Pokiwałam twierdząco głową.
Wnet Leon chwycił mnie w talii i położył sobie na kolanach. Nie spodziewałam się tego. Jedną rękę owinęłam wokół szyi chłopaka, drugą przyłożyłam mu do policzka.
Jego szmaragdowe oczy wciąż się na mnie patrzyły. Chłopak mnie nie całował, jakby czekał na mój ruch. Po krótkich przemyśleniach, odważyłam się na to. Jedna dłoń Leon znajdowała się na moich nagich plecach, druga na moim udzie.
Po chwili zaczęłam się do niego zbliżać, aż w końcu nasze usta ponownie się złączyły. To była magia. Nasze wargi pracowały bezlitośnie. Moje dłonie błądziły po twarzy, włosach i torsie Verdasa. On, gładził moje plecy, co powodowało u mnie gęsią skórkę. Po pewnym czasie zabrakło nam powietrza i się od siebie oderwaliśmy. Próbowałam wyrównać oddech, dyszałam. Nasze twarze były blisko siebie, miałam zamknięte oczy. Kiedy je otworzyłam, zobaczyłam Leona, który się uśmiechał. Odwzajemniłam mu tym samym.
Nagle usłyszeliśmy, że goście zaczęli śpiewać "Sto lat". Szybko się zerwaliśmy i pobiegliśmy w kierunku głównej sali.
Staliśmy w tłumie i razem z nimi śpiewaliśmy. Potem zaczęliśmy bić brawa, a Cami zdmuchnęła świeczki.
Była 2:00. Stałam z przyjaciółkami wciąż rozmawiając. Opowiedziałam im o mnie i Leonie. Zareagowały piskiem. Bardzo się cieszyły.
Po pewnym czasie postanowiłam wracać do domu. Podziękowałam Cami za zaproszenie, jeszcze raz złożyłam jej życzenia i pożegnałam się z przyjaciółkami. Później, w tłumie próbowałam odszukać Verdasa. Jedak bez skutku. Zrobiło mi się przykro. Chciałam się z nim pożegnać. Stałam na środku sali, rozglądałam się wokół.
Nagle usłyszałam :
-Szukasz kogoś? - zapytał chłopak. Przestraszona obróciłam się w jego stronę. To był Leon. Uśmiechnęłam się do niego. Przyjrzałam się mu, by stwierdzić, czy przypadkiem nie jet pijany. Jednak później sobie przypomniałam, że przyjechał to albo motorem albo autem.
-Tak. Szukam wysokiego, zabójczo przystojnego szatyna. Jakiś czas temu wyznał mi miłość. Może go widziałeś? - spytałam z rozbawieniem w głosie. Wtem Leon podszedł jeszcze bliżej mnie i położył swoje dłonie na mojej talii. Przyglądałam się mu z zaciekawieniem.
-Nie kojarzę gościa. Mogłabyś powiedzieć o nim coś więcej? - spytał.
-Hmn.. - udawałam zamyśloną - On bardzo dobrze całuje, ubrany był w podarte jeansy i koszulę w kratę... A! No i bardzo go kocham. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy - To jak, widziałeś go gdzieś? - spytałam, kiedy Leon przyciągnął mnie do siebie, tak, że między nami nie był ani milimetra wolnej przestrzeni. Patrzyłam na niego pytającym wzrokiem.
-Nie, nie widziałem. - przyznał i złożył na moich ustach soczysty pocałunek.
Wspięłam się na place i zarzuciłam ręce na jego szyję. Całowaliśmy się kilka minut.
Kiedy się od siebie oderwaliśmy, powiedziałam.
- On całował genialnie, ale muszę przyznać, że ty też nieźle to robisz - oboje się zaśmieliśmy.
-Staram się na ile mogę. - przyznał i pocałował mnie w czoło. Następnie się do niego przytuliłam.
Po chwili spojrzałam na niego
- Leon, ja już muszę wracać.
-Dobrze. Podwiozę cie. - stwierdził.
-Nie, zostań jeszcze. Ja sobie poradzę. - próbowałam go powstrzymać, jednak bez skutku.
-Czy ty myślisz, że jestem głupi? - zadał pytanie retoryczne. - Nigdy bym nie puścił cię samej w środku noc! - wydawał się być urażony.  - A poza tym, zabawa bez ciebie nie ma sensu. - przyznał. Posłałam mu uroczy uśmiech. Chłopak jeszcze raz pocałował mnie w czoło.
-Idziemy? - zwrócił się w moją stronę.
-Tak, chodźmy. - potwierdziłam. Chwycił moją dłoń i razem wyszliśmy na parking.
Verdas otworzył mi drzwi, a ja wsiadłam do auta. Później zapięłam pasy. Kiedy chłopak wsiadł, uczynił to samo.
Gdy uruchomił samochód, w aucie zrobiło się trochę jaśniej. Spojrzałam na niego.
Jechaliśmy kilka minut. Nikt nic nie mówił.
W pewnym momencie Leon położył swoją dłoń na moim udzie. Lekko się uśmiechnęłam.
Kiedy staliśmy na światłach, chłopak na mnie spojrzał. Mój wzrok błądził między jego ustami, a oczami. Pragnęłam go, pragnęłam jego ust.
-Pocałuj mnie, roszę.  powiedziałam nieśmiało. On tylko się uśmiechnął i zbliżył się do mnie. Ja również zmniejszyłam odległość między nami. Wtem nasze usta się złączyły. Czułam jego nieziemski smak. Leon zdjął swoją dłoń z mojego uda i chwycił nią moją głowę. Jego palce błądziły w moich włosach, cicho pomrukiwałam.
Naszą sielankę przerwał głos trąbiącego samochodu, znajdującego się za nami. Leon się ocknął i spojrzał na sygnalizator świetlny, który palił się na zielono. Z piskiem opon ruszyliśmy. Po chwili zaczęliśmy się śmiać.
-Następnym razem, kiedy znowu zapragniesz się całować zjadę na pobocze. - powiedział rozbawiony chłopak.
-Masz rację. - przyznałam.
Kiedy dojechaliśmy pod mój dom, Leon otworzył mi drzwi. Wysiadłam z czarnego Mercedesa. Dom był pusty, ponieważ rodzice nocowali u Fede.
Podeszliśmy pod drzwi wejściowe. Otworzyłam je kluczem.
-Wejdziesz? - zapytałam Leona, który oparty był o framugę drzwi.
-Jeśli chcesz.. -
-Chce - stwierdziłam i weszłam do środka. Verdas podążył za mną. Zapaliłam światło w salonie.
-Chcesz się czegoś napić? - spytałam uprzejmie.
-Jeśli mogę, to wody. - poprosił.
-Jasne, rozgość się. - powiedziałam i znikłam za drzwiami do kuchni.
Właśnie nalewałam soku, kiedy poczułam na swojej talii czyjeś dłonie. Uśmiechnęłam się do siebie.
-Nudziło mi się bez ciebie  - szepnął mi do ucha.  Lekko się zaśmiałam.
Po chwili obróciłam się twarzą do chłopaka. Podałam mu szklankę z sokiem. Verdas podziękował i upił kilka łyków. Potem odstawił szklankę na blat i spojrzał na mnie. Z chęcią rzuciłabym się na niego..
Leon patrzył na mnie z czułością. Wtem oblizał swoje wargi, co sprawiło, że poczułam ucisk w podbrzuszu. Głośno przełknęłam ślinę, przyspieszył mi oddech. Chłopak robił to całkowicie świadomie, wiedział jak na mnie działa.
Bardzo chciałam na niego nie patrzeć, jednak nie mogłam.
Po chwili Verdas zmniejszył odległość między naszymi ciałami do zera. Chłopak oparł się dłońmi o blat kuchenny, tym samym zagradzając mi jakąkolwiek drogę ucieczki. Na moim ciele czułam jego ciało. Serce waliło mi jak szalone. Następnie szatyn przygryzł swoją dolną wargę, co sprawiło, że zaczęłam głośno oddychać. Chłopak się cicho zaśmiał. Nagle, kątem oka zobaczyłam, że jego dłonie, które dotychczas znajdowały się na blacie, zbliżały się ku mnie. Nie miałam jak się ruszyć. Przede mną on, za mną blat.
Cały czas mi się przyglądał, jakby grał w jakąś grę, w której sprawdza się moją wytrzymałość.
Wtem Leon położył swoje dłonie na mojej talii. Głośno przełknęłam ślinę. Chłopak ponownie oblizał swoje usta, co doprowadzało mnie do szaleństwa, jednak musiałam być silna. Nie chciałam mu ulec.
-Nie wiedziałem, że jesteś aż taka twarda. - przyznał szepcząc mi do ucha. Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała.
Nagle Leon jeszcze bardziej przycinał mnie do blatu, aż pisnęłam. Czułam, że on też się podniecił. Chciałam być silna, ale wiedziałam, że to nie potrwa już długo...
Nasze twarze były blisko siebie, jednak bardzo dobrze się widzieliśmy. Wnet szatyn przejechał czubkiem języka po swojej górnej wardze. Wtedy nie wytrzymałam. Rzuciłam się na niego. Zaczęłam go całować. Moje dłonie błądziły w jego włosach. Chłopak był ode mnie sporo wyższy, więc dla swojej wygody chwycił mnie i podniósł. Kiedy już siedziałam na blacie kuchennym, Leon delikatnie rozchylił moje nogi, by być bliżej mnie. Potem jego dłonie ponownie znalazły się na mojej talii. Mocniej przycisnął mnie do siebie. Cicho jęknęłam. Oboje dyszeliśmy, co chwila nabieraliśmy powietrze. Jenak żadne z nas nie chciało kończyć.
W pewnym momencie Leon zszedł z pocałunkami na szyję, dzięki czemu na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Nidy mnie jeszcze tam nie całował. To było nowe doświadczenie.
Pocałunki, które składał na mojej szyi sprawiały, że głupiałam. Czułam się jak w niebie. Ucisk w moim podbrzuszu nie ustępował ani na chwilę. Z rozkoszy wyciągnęłam głowę do tyłu. Dyszałam jak szalona.
Potem Leon znowu powrócił do moich ust. Całowaliśmy się brutalnie, bez żadnych zasad. Chłopak czasami przygryzał moją wargę, co wywoływało mój cichy pisk.
W pewnym momencie poczułam w buzi ciało obce. To był język szatyna. Jeszcze bardziej się podnieciłam.
Całowaliśmy się bez opamiętania. Ręce Leona błądziły po moim ciele. Raz na talii, raz na plecach, innym razem na udach.
Przy nim czułam, że żyję. Można powiedzieć, że narodziłam się na nowo.
Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Momentalnie przerwałam moją "pracę". Leon był trochę rozczarowany, ale wiedział, że to mogą być moi rodzice.
Szybko zeskoczyłam z blatu i pobiegłam w do salonu.
Odebrałam telefon. Dzwonił tata. Pytał się czy wróciłam już do domu.
Po krótkiej rozmowie z mężczyzną, wróciłam do kuchni.
-Przepraszam, Dzwonił mój tata - powiedziałam do szatyna.
- Nic się nie stało. - przyznał. Posłałam mu ciepły uśmiech. Chłopak był oparty o blat kuchenny. Podeszłam do niego bliżej - To na czym skończyliśmy ? - zapytał z rozbawieniem. Cicho się zaśmiałam. Potem go pocałowałam w usta.
-Chyba na tym - powiedziałam Następnie oderwałam się od niego. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem. - Przepraszam - rzekłam. Leon podszedł bliżej mnie. - Chciałbym jeszcze... Ale moi rodzice niedługo wrócą, a jutro mamy szkołę.. - tłumaczyłam.
-Rozumiem. - powiedział i ucałował moje czoło.
-To nie tak, że mi się nie podobało.. - mówiłam.
-Wiem. Spokojnie Vilu. - powiedział spokojnie.
Przelotnie spojrzałam na zegarek. Była 3 : 30. Razem z Verdasem ruszyliśmy w stronę drzwi.
-No więc, do zobaczenia w szkole. - powiedział.
-Do zobaczenia. - pożegnałam się.
Po chwili chłopak ujął moja twarz w dłonie i czule pocałował.
-Kocham cie - powiedział.
-Kocham cie - szepnęłam mu w ucho.
Chłopak ucałował moje czoło
-Słodkich snów Vilu.
Powiedział i wyszedł.
Byłam zmęczona, szczęśliwa, podniecona... i wiele więcej.
Wzięłam szybki prysznic, umyłam włosy, wysuszyłam je i ubrałam się w piżamę.
Kiedy się położyłam, przed oczami miałam sceny z minionego dnia. Bez dłuższych rozmyślań stwierdziłam, że był to najlepszy dzień w moim życiu. Miałam wszystko, czego pragnęłam.
Potem zasnęłam.



-------------------------------------------------------------------------------------------------------------









Cześć wszystkim!
Przychodzę do Was z nowym rozdziałem :)
Mam nadzieję, że się spodobał. 
Jakoś nie miałam na niego pomysłu... więc cały czas opisywałam Leonettę <3

Rozdział jest trochę krótki, ale mam nadzieję, że wybaczycie!

****

Jak minął Wam weekend ? 
Mi GENIALNIE !
HAHA :D

Jak myślicie..
Czy Leon powie o wszystkim Rose?
Jak długo będzie trwała Leonetta?
<  ?  >

Dożyjemy, zobaczymy...

Następny rozdział pojawi się w tym tygodniu.. 
Taki przynajmniej mam plan :)

Czekajcie :P



NIE ZAPOMNIJCIE SKOMENTOWAĆ :D

Do następnego 
Wasza
Ola :) 

czwartek, 12 listopada 2015

Rozdział 24 : " Zawładnęłaś moim sercem "

Od godziny 1:00 byłam u Fede. Cały czas miałam nadzieję, że może i tej nocy Leon zaszczyci mnie swoją obecnością. Jednak tak się nie stało. Kiedy o 7:00 przyjechali moi rodzice, tata odwiózł mnie do domu.
Po zjedzeniu śniadania poszłam się umyć, przebrać, uczesać i pomalować. 
Założyłam jeansy i białą bluzkę uszytą z zwiewnego materiału. Moje usta pomalowałam czerwoną szminką, wyprostowałam włosy i użyłam moich ulubionych perfum.. Perfum, które lubi też Leon!
Ponownie się rozmarzyłam. 
Co by było gdybym powiedziała mu całą prawdę? Jak by na nią zareagował?

Kiedy szłam do szkoły, słuchałam muzyki. Moja playlista była ogromna, jednak wciąż leciały piosenki o nieszczęśliwej miłości. To właśnie dlatego ciągle myślałam o mnie i szatynie. O mojej nieszczęśliwej miłości. Dlaczego zakochałam się w kimś, u kogo nie mam szans, w kimś, który jest już szczęśliwy, ułożył sobie życie, ułożył je beze mnie w roli głównej... 
Moja miłość nie powodowała bólu. Ból powodowany był tym, że on z pewnością mnie nie kochał, a ja oddałam się mu całkowicie. 

Gdy weszłam do szkoły, moim oczom ukazał się odwrócony do mnie plecami Leon. Na przeciwko jego stała Rose. Przysłuchałam się ich rozmowie.
-Rose, jesteś żałosna - mówił Verdas. 
-Ja?! - krzyczała - To ty spędzasz czas z tą dziunią.. Poświęcasz jej więcej uwagi niż mi!
-Przecież to nie jest prawda! - Leon podniósł głos. 
-Nie kłam! Leon przecież widzę, że ona nie jest ci obojętna! 
Po jej słowach zamarłam. Nie chciałam, żeby mój przyjaciel stracił dziewczynę z mojej winy. Chciałam by był szczęśliwy..
Szybko ruszyłam w kierunku sali matematycznej. 
-Hej - rzuciłam w kierunku grupki przyjaciół.
-Cześć Vilu.. - odpowiedzieli.
- Vilu, mam nadzieję, że się nie pogniewasz.. - zaczęłam Camila - bo dzisiaj są moje 18 urodziny. - pisnęłam i rzuciłam się jej w ramiona.
-Wszystkiego najlepszego kochana.. - powiedziałam.
-Dziękuję Vilu - kiedy oderwałam się od niej mówiła dalej. - Dzisiaj organizuję imprezę. Głupio mi cię teraz zapraszać, ale nie wiedziałam, czy się zaprzyjaźnimy.. i tak jakoś wyszło.. - tłumaczyła
-Spokojnie Cami! Nic się nie stało.. - mówiłam z wielkim uśmiechem na twarzy.
-No więc przyjdziesz? - zapytała z nadzieją w głosie.
-Oczywiście! Tylko gdzie mam przyjść i o której?
-No więc przyjęcie organizuję w klubie "Star". Początek o 18:00. - oznajmiła. 
-Świetnie! Na pewno  przyjdę.. 
 Po chwili weszłam do klasy, gdyż zadzwonił dzwonek. Kiedy usiadłam na miejscu, Leon wchodził do sali. Nie wiedziałam jak mam się zachować.. Czy powiedzieć mu prawdę? Przecież go podsłuchiwałam.. Miałam wyrzuty sumienia. 
-Hej - przywitał się ze mną, gdy siadał na krześle. 
-Cześć - odpowiedziałam i oboje się uśmiechnęliśmy. -Leon.. - zaczęłam, jednak przerwał mi głos nauczyciela matematyki. To nie był odpowiedni czas na rozmowę. - Muszę z tobą porozmawiać, ale później. - chłopak przytaknął.
Matematyka strasznie się ciągnęła. Całą lekcję rozmyślałam nad tym, co mam mu powiedzieć. 
Kiedy rozległ się dźwięk dzwonka, zerwałam się z miejsca. 
Po chwili wyszłam z sali. 
Nagle poczułam, że ktoś kładzie mi dłoń na plecach. Byłam pewna, że to szatyn, ponieważ po ciele przeszedł mnie dreszcz. 
Odwróciłam twarz w jego stronę. Zobaczyłam, że jest pełna szczęścia i radości. Moje serce rosło w oczach. Tak bardzo go kochałam. Tak bardzo chciałam rzucić się mu w ramiona, wycałować każdy milimetr jego ust..
-Miałaś mi coś powiedzieć.. -zaczął. 
Przełknęłam ślinę.
-Tak. - wzięłam głęboki wdech. - Leon.. - mówiłam, szliśmy razem, ramię w ramię. - Bo ja.. - nie wiedziałam jak mam zacząć. 
-Vilu..? - był trochę przestraszony - Czy coś się stało? Z Federico wszystko dobrze? 
-Tak, tak. Fede czuje się już o wiele lepiej.. Tu nie chodzi o niego..
-A więc o kogo?  - patrzył mi głęboko w oczy. 
-Chodzi o mnie, ciebie i Rose. - mówiłam. Szatyn spojrzał na mnie z zaciekawieniem. - Przepraszam, ale .. usłyszałam twoją rozmowę z Rose.. Jest mi strasznie głupio. Przeze mnie się kłócicie. Nie chcę, aby tak było. Chce twojego szczęścia. - opowiadałam kręcąc przecząco głową. - Ta nasza przyjaźń.. Ona niszczy twój związek... Nasze wspólne spędzanie czasu,.. To co działo się wczoraj.. Tylko oddala ciebie od twojej dziewczyny. To moja wina. 
-Vilu, to nie jest twoja wina, tylko moja. - w tym momencie się zatrzymaliśmy. Chłopak chwycił mnie za ramiona. Mówił to z takim przekonaniem i pewnością. - Nie obwiniaj się. To jest moja wina i to ja ponoszę konsekwencję. 
-Leon.. Przecież wiesz, że to nie prawda.. - ciągnęłam. 
-Ciii - położył mi palec na ustach. Lekko się uśmiechnęłam. 
-Leon, dzisiaj są 18 urodziny Cami.. 
-Tak wiem, zaprosiła mnie na przyjęcie. Ale ja nie mogę przyjść. - oświadczył. Moje serce zaczęło pękać. A tak bardzo się cieszyłam..
-Dlaczego? - spytałam z żalem w głosie.
-Mam dzisiaj spotkanie ze sponsorem..
-Szkoda...
-Tak, chciałem być na tej imprezie.. Niestety, tak wyszło. - stwierdził. Pokiwałam głową, - A ty idziesz? 
-Tak, idę. Tylko szkoda, że ciebie nie będzie.. - mówiłam. 
Nagle zobaczyłam na plecami Leona Rose. O nie..
-Rose  - szepnęłam cicho. Leon momentalnie się obrócił. 
-Hej kochanie. - przywitał się. Było mi strasznie głupio, jednak Verdas wyglądał na radosnego. 
-Cześć. - odpowiedziała zimno. - Widzę, jesteśmy w komplecie. No więc, pogadajmy. 
Serce zaczęło mi szybciej bić. Szatyn spojrzał na mnie z troską. 
-Rose..-zaczęłam cicho. 
Byłam ja i ona, A pomiędzy nami on. Mój ukochany. 
-Violetta, tak? -spytała, przerywając mi. Pokiwałam twierdząco głową. - Możesz mi wytłumaczyć parę rzeczy ? -zapytała z złością. Byłam przerażona. 
-Rose, daj spokój. - przerwał jej Verdas. Jej mrożący krew w żyłach wzrok przeniósł się ze mnie na niego. 
-Obrońca się znalazł.. - prychnęła. 
-Vilu, zostawisz nas samych? - spytał mnie ciepło chłopak. 
-Jasne - odpowiedziała i ruszyłam przed siebie.

Byłam ciekawa o czym rozmawiali, jaką decyzję podjęli...
Moje serce było ogarnięte smutkiem, ponieważ Leon nie szedł na przyjęcie urodzinowe Cami. Ta wiadomość mnie dobijała, bez niego z pewnością nie będę bawiła się dobrze..
Było mi źle, bo mój ukochany kłócił się ze swoją dziewczyną przeze mnie! To była moja wina..
Kiedy siedziałam na już przy ławce w sali chemicznej, wszedł Verdas. Jego twarz nie pokazywała niczego. Kompletny brak emocji. Z zaciekawieniem patrzyłam mu w oczy.
Po chwili chłopak siedział obok mnie.
-Leon..- zaczęłam. Jednak on pokiwał przecząco głową i posłał mi przyjazny uśmiech. A co jeśli on zerwał z Rose? To wszytko moja wina! Co ja sobie myślałam?! Matko!!!

Chemia minęła szybko. Chciałam zapytać Leona o jego rozmowę z Rose, jednak on się ulotnił.
Zdezorientowana wyszłam z sali. Idąc dołączyły do mnie moje przyjaciółki.
-Vilu, co zakładasz na imprezę ? - spytała Ludmi.
-Wiecie, nie miałam czasu o tym jeszcze myśleć..A wy co zakładacie?
-Ja zakładam moją nową sukienkę.. - mówiła Naty.
Dziewczyny opowiadały o swoich strojach na dzisiejszy wieczór, ja jednak myślami byłam z Verdasem. Byłam ciekawa gdzie jest, z kim i co robi. Może cierpi? Pewnie tak..I to wszystko przeze mnie. Jestem najgorszą przyjaciółką na świecie! On tak bardzo się tak bardzo starał, a ja zniszczyłam mu związek..Jejku..
-Vilu?! Halo? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Fran.
-Przepraszam. Zamyśliłam się. - powiedziałam.
-A o czym tak myślałaś? - dopytywała dziewczyna.
Chciałam powiedzieć prawdę przyjaciółkom. Pragnęłam wyżalić się im, opowiedzieć o swoich uczuciach do Leona... Może to już ten czas? Nie wiedziałam co mam robić..One na pewno by mi pomogły.
-Dziewczyny, chciałabym wam o czymś powiedzieć. - w końcu się odważyłam. Wówczas trwała długa przerwa. - Ale możemy wyjść na zewnątrz?
Przyjaciółki wyglądały na przerażone, ale i zaciekawione.
-Jasne. Chodźmy - zadecydowała Camila..
Kiedy usiadłyśmy na jednej z ławek znajdujących się przed szkołą, zaczęłam.
-A więc... - wzięłam głęboki wdech. - Ja i Leon nie znamy się od początku roku szkolnego..

Opowiedziałam im wszystko. O tym, co czułam do szatyna, o Rose, o naszej przyjaźni.. O wszystkim.
Było mi lżej. Cieszyłam się, że im to powiedziałam. Dziewczyny mnie zrozumiały.
-Czyli jeśli on zerwał z Rose.. - zaczęła Fran - to może byś mu wszystko powiedziała? Dajcie sobie szansę..- mówiła z radością.
-Nie.. On przecież nic do mnie nie czuje. Wyszłabym na idiotkę. - wytłumaczyłam.
-Nie byłabym tego taka pewna... - powiedziała Ludmi. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
-Nie rozumiem.. - rzekłam
-Kiedy przyjechałaś, Leon bardzo się zmienił. - tłumaczyła - Do czasu, kiedy Rose tutaj nie było, cały czas patrzył na ciebie takim wzrokiem.. - ucięła.
-Jakim wzrokiem? - dopytywałam.
-Jakbyś była bardzo cenna, cała ze złota, najważniejsza dla niego. Jakby jego spojrzenie mogło ochronić cię przed złem... - kiedy Ludmiła to mówiła, moje serce zaczęło szybciej bić. Czy on mógł do mnie coś czuć? Czy fakt, że Rose wróciła do Buenos Aires zmusił go do powrotu do niej?! Może on czekał na mój  ruch?! Przed oczami pojawiły mi się wszystkie chwile spędzone z szatynem..moment , w którym byliśmy tak blisko..kiedy czułam na sobie jego oddech..Ach!
-Ja już sama nie wiem.. - szepnęłam.
-Violetto, decyzja należy do ciebie.- zaczęła Naty - Ale chyba każda z nas uważa, że ty i Leon pasujecie do siebie.
Zaśmiałam się z bezradności. Każda opcja była zła. Każda niosła za sobą ból. Powiem Verdasowi o moich uczuciach do niego, a on nic do mnie nie będzie czuł - ból. Nic mu nie powiem, będę nosiła to w sobie, patrzyła na jego szczęście z inną dziewczyną - ból.
Nie wiedziałam co mam zrobić. Chciałam się poddać, zamknąć w pokoju i nigdy nie wychodzić.

Po kilku minutach wróciłyśmy do szkoły. Idąc, napotkałam Rose. Dziewczyna szła w moją stronę. Myślałam, że mnie wyminie...Ona jednak szła, pewna siebie, z szyderczym uśmiechem na twarzy. Uh! Jak ja jej nie lubię. Wydawała się miła.. Chociaż, ja pewnie też bym tak się zachowywała, gdyby jakaś dziewczyna rozwaliła mi związek z takim ciachem..
Przesunęłam się w lewo, bo dziewczyna szła ze mną na czołówkę. Dzięki temu zderzyłyśmy się tylko ramionami.

Kiedy doszłyśmy do sali, napotkałyśmy Leona, Diego i Maxiego, którzy stali przy wejściu.
Dziewczyny cały czas patrzyły się na szatyna. To wyglądało co najmniej dziwnie. Odchrząknęłam wiec głośno, dzięki czemu spojrzały na mnie.
-Przestańcie się na niego gapić ! - szepnęłam.
One tylko się zaśmiały i przytaknęły.
Kiedy weszliśmy do sali i usiedliśmy na swoich miejscach, cały czas czułam na sobie wzrok szatyna.  W końcu  i ja na niego spojrzałam, co spowodowało że nasz wzrok się skrzyżował. Jak zahipnotyzowana patrzyłam na niego, lekko się uśmiechałam.
Wyglądał tak bosko... Jego włosy były lekko rozczochrane, oczy jak szmaragdy, cera..idealna tak jak cały on. Ze spokojem mogłam stwierdzić, że obok mnie siedział bóg. Bóg, w którym byłam zakochana.
-Leon, przepraszam. - wycedziłam.
-Violetto, nie masz za co przepraszać. To ja cie przepraszam za Rose..
-Słucham? To ja sprawiłam, że się kłócicie!
-Przestań! - podniósł głos. - Nie jesteś niczemu winna, rozumiesz?!
-Ale..
-Nie. - przerwał mi.
-Ok.. - poddałam się - szkoda, że nie idziesz na urodziny Cami...
-Bardzo bym chciał, ale wiesz, że nie mogę.
Do sali wszedł nauczyciel i nas uciszył.
Lekcja minęła szybko. Kolejne 3 również.
Po zajęciach postanowiłam pójść do centrum handlowego, by kupić coś na urodziny Cami.
Po 2 godzinach łażenia po sklepach, kupiłam idealną sukienkę i prezent.
Gdy wróciłam do domu była 16:00. Powiedziałam rodzicom o urodzinach Cami. Potem zwiększyłam tempo i pobiegłam do sypialni. - Wdech, wydech - pomyślałam. - No to zaczynamy
Na początku wzięłam prysznic i umyłam włosy. Następnie pomalowałam się. Oczy podkreśliłam czarną kreską, kości policzkowe bronzerem, a usta bordową szminką. Całość prezentowała się bosko. Następnie wysuszyłam i pokręciłam włosy. Fryzurę utrwaliłam lakierem. Potem założyłam nową sukienkę. Cała była czarna, krótka, dopasowana, z długim rękawem. Na plecach miałam ogromne wycięcie. Zakochałam się w niej. Założyłam buty i użyłam perfum. Chwyciłam torebkę i włożyłam do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Potem wzięłam prezent, czyli perfumy od Diora.
Kiedy wyszłam z domu była 17:45. Szłam około 15 minut. Gdy znalazłam się pod klubem "Star", zobaczyłam tłum ludzi. Chwilę stałam w kolejce, później weszłam do środka. Wewnątrz było ciemno, grała muzyka, ludzie otaczali mnie z każdej strony. Przeciskałam się przez tłum, w celu znalezienia Cami.... lub kogokolwiek, kogo znałam.
Po pewnym czasie zobaczyłam moje przyjaciółki. Szybko do nich podeszłam.
-Hej! - próbowałam przekrzyczeć tłum.
-Hej Vilu! - odpowiedziały .
-Dziękuję, że przyszłaś - powiedziała Cami. Posłałam jej ciepły uśmiech i mocno przytuliłam.
-Wszystkiego najlepszego kochana - powiedziałam jej do ucha.
-Dziękuję. - odpowiedziała. Następnie wręczyłam jej prezent.
-Mam nadzieję, że ci się spodoba. - oznajmiłam.
-Na pewno! - odpowiedziała dziewczyna.
-Vilu, wyglądasz cudownie! - powiedziała Ludmiła.
-Dziękuję, wy też! - krzyknęłam.
Później poszłyśmy tańczyć.
Leciała genialna muzyka. Nogi same rwały się do tańca. To sprawiało, że momentami zapominałam o Verdasie. Przez  kilka chwil nie myślałam o tym co teraz robił, z kim był i dlaczego... Niestety takie momenty trwały krótko. Chciałam żeby był tu ze mną, pragnęłam jego obecności, zapachu, ciepła, wzroku... Kochałam go bezgranicznie.
Moja twarz musiała mówić o uczuciach mi towarzyszących, ponieważ Fran zapytała się mnie.
-Vilu, coś się stało, że jesteś smutna?
-Nie.. - próbowałam się wykręcić.
-Taa. Weź bo ci uwierzę. - powiedziała rozśmieszona. Posłałam jej uroczy uśmiech.
-Chodź, pójdziemy pogadać, gdzieś, gdzie jest ciszej. - oznajmiła i chwyciła mnie za rękę.
Po chwili wyszłyśmy do ogrodu, który był częścią klubu. Usiadłyśmy na jednej ławek.
-A więc? Co cię gryzie? - spytała. Cicho westchnęłam.
-No wiec.. - odchrząknęłam. - Chodzi o Leona. Nie mogę przestać o nim myśleć. Przez to nie bawię się tak, jak bym chciała..
-Rozumiem. - oznajmia - Może w końcu powiesz mu prawdę? Uważam, że lepiej będzie dla ciebie i dla niego.. Będziesz wiedziała na czym stoisz.
-A co jeśli on nic do mnie nie czuje?
-Wiesz, uważam, że on coś do ciebie czuje.. - prychnęłam - Serio.. Nie znam Leona od wczoraj! Prz tobie..On staje się innym człowiekiem.
-Fran.. To nie takie proste.
-Ależ proste! Wystarczy zrobić pierwszy krok! Dalej pójdzie z górki.. - tłumaczyła.
-Ja już sama nie wiem. Przeze mnie ma same kłopoty. - dziewczyna spojrzała na mnie pytająco. - Przeze mnie pokłócił się z Rose..
-Vilu! Przestań. To nie jest twoja wina. Uważam, że Leon i Rose do siebie nie pasują.
-Nie wiem co mam robić - przyznałam.
-Bądź szczera - doradziła Fran.
-Może masz rację... Jutro mu o wszystkim powiem. -po tych słowach moje serce zaczęło szybciej bić. Nie byłam gotowa na wyznanie miłości Verdasowi.
-Idziemy potańczyć ? -zaproponowała.
-Tak, chodźmy. - potwierdziłam i razem ruszyłyśmy na parkiet.
Bawiłam się cudownie. Jednak wewnątrz cała się trzęsłam. Jutro miałam powiedzieć wszystko Leonowi. To było przerażające. Ale miałam dość skrywania tego w sobie! Koniec, dłużej nie mogłam.

Tańczyłam z różnymi chłopakami, jednak nawet ci najprzystojniejsi nie równali się z szatynem..
Kiedy tańczyłam, nagle poczułam jak ktoś obejmuje mnie w talii. Jak oparzona odwróciłam się i nie mogłam uwierzyć w to co ujrzałam. To on, Leon Verdas. We własnej osobie. Chłopak wyglądał zniewalająco. Głośno przełknęłam ślinę. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Patrzyliśmy sobie w oczy.
-Hej - szepnął. Lekko się uśmiechnęłam
-Hej - ja też szeptałam. - Leon, co ty tu robisz.? - byłam zdezorientowana. Przecież miało go tu nie być.
-Nie cieszysz się, że przyszedłem? - zapytał z rozbawieniem w głosie.
-Oczywiście, że się cieszę... Ale, jak ? Przecież miałeś mieć jakieś spotkanie ze sponsorem.. - tłumaczyłam.
-Tak, ale sponsor odwołał spotkanie.. A ja bardzo chciałem się z tobą spotkać. - te słowa były jak miód na moje obolałe serce. Zarumieniłam się.
-To miło. - lekko się uśmiechnęłam - też chciałam cię zobaczyć.. Nawet nie wiesz jak bardzo. - ostatnie słowa powiedziałam ciszej, jednak on je usłyszał. Jego dłonie wciąż znajdowały się na mojej talii, tym samym dotykały mojego nagiego ciała, ponieważ miałam gołe plecy.
To chyba nadszedł ten dzień, ta godzina.. Musze powiedzieć mu o wszystkim.
-Leon.. - serce biło mi jak szalone.
-Tak Vilu? - szeptał. Pokręciłam głową. Nie wiedziałam jak mam to powiedzieć. To było cholernie trudne. - Coś się stało?
-Właściwie to tak.. - zaczęłam - Chodzi o to - wciąż patrzyłam mu w oczy. - Chodzi o to, że ja..
-Ty co? Vilu, denerwuje się. - przerwał mi.
-Ja.. Ja się w tobie zakochałam. Kocham cię. - wreszcie to powiedziałam. Teraz tylko czekałam na jego reakcję. Bacznie obserwowałam jego twarz - Leon, ja wiem, że to głupie. Przecież ty masz dziewczynę, którą kochasz..- tłumaczyłam. W tym samym czasie Leon przyciągnął mnie bliżej siebie. Nasze ciała stykały się. Położył dłoń na moich plecach, a drugą na moim zarumienionym policzku. Wszystko działo się tak szybko. Wtem chłopak zaczął zbliżać swoją twarz do mojej.
Maje serce omal nie wyskoczyło mi z piersi, ledwo stałam na nogach. Czy on chciał zrobić to, o czym myślę?
Nagle, nasze usta się złączyły. Trwało to chwilę, jednak zaparło mi dech. Czułam się jak w niebie. Jego wargi były tak ciepłe i miękkie. Delikatnie muskały moje. Z chęcią rzuciłabym się na niego, jednak to nie byłoby mądre.  Chociaż..
Położyłam swoje dłonie na jego żebrach. Czułam jak oddycha. Byłam tak bardzo podniecona. Tak bardzo go pragnęłam...
Po chwili odkleiliśmy się od siebie. Oblizałam usta, by jak najdłużej czuć smak jego warg. Następnie delikatnie przygryzłam swoją wargę.
Kiedy byłam na to gotowa, spojrzałam na niego nieśmiało. Czy to oznaczało, że on coś do mnie czuł? A może lekko go poniosło? Nie wiedziałam..
-Leon.. - zaczęłam - Co to miało oznaczać?
Chłopak lekko się uśmiechnął i objął moją twarz dłońmi. Patrzył mi głęboko w oczy. Prawie mdlałam.
-To oznaczało, że ja też cię kocham. - powiedział, a ja ze zdziwienia otworzyłam buzię. Leon Verdas wyznał mi miłość!!
-Leon, ale.. Co z Rose.? - spytałam.
-Zerwałem z nią. Tak naprawdę jej nie kochałem. Kiedyś tak, teraz nie. - tłumaczył. -Vilu, myślałem o tobie całe dnie, zasypiałem myśląc o tobie... Zawładnęłaś moim sercem.
To co mówił, było takie cudowne.
-Nie wiem, co mam powiedzieć. - przyznałam.
-Nie musisz nic mówić. Wystarcz, że mnie nie opuścisz, bo nie wyobrażam sobie dalej żyć bez ciebie. - mówił - Vioetto Catillo, kocham cię. - moje oczy się zaszkliły. Moje marzenie się spełniło. On mnie kochał, a ja kochałam jego.
-Nie mam zamiaru cię zostawiać. - przyznałam. Po chwili go przytuliłam.
Te ramiona były dla mnie najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. Leon Verdas, chłopak poza którym nie widziałam świata.
Kiedy się od siebie oderwaliśmy, powiedziałam.
-Leonie Verdasie, kocham cię. - Nie wiem dlaczego, ale z moich oczu popłynęły łzy.
Szatyn się ciepło uśmiechnął i starł mi ją swoją dłonią.
-Nie płacz przeze mnie. Nie jestem wart twoich łez. - powiedział.
-Przestań. To ja nie jestem warta ciebie.
-Tak, z pewnością - powiedział sarkastycznie. Oboje się zaśmieliśmy. Potem jeszcze raz wtuliłam się w jego tors.
W taki sposób przetańczyliśmy kilka piosenek. Nie ważne, czy szybkich czy wolnych..Ważne, że razem.
Potem oderwaliśmy się od siebie. Pragnęłam jego ust. Leon był mistrzem w całowaniu.
-Leon, mogę cie pocałować? - spytałam szepcząc mu do ucha. Chłopak się zaśmiał.
-Tylko na to czekam. - przyznał.
Po chwili wspięłam się na palce, by nasze twarze były naprzeciw siebie. Obiema dłońmi chwyciłam jego idealną twarz. Następnie spojrzałam mu w oczy.
-Kocham cię. -szepnęłam i złożyłam na jego ustach pocałunek.
Verdas chwycił mnie w talii i lekko podtrzymał, by pomóc mi trzymać równowagę. Nasze ciała byłe jednością.
W końcu mogłam zrobić coś na co czekałam od długiego czasu. Delikatnie włożyłam swoją dłoń w jego gęste włosy. Czułam się tak dobrze. niczego więcej nie chciałam, tylko jego.
Po chwili oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy.
-Dziękuję. - powiedziałam. Następnie odwróciłam się do niego tyłem. Chłopak podszedł do mnie, nasze ciała stykały się w każdym miejscu. Potem chwycił mnie za dłonie i położył głowę na moim ramieniu. Zaczęliśmy tańczyć.


***********************************************************************************




Hejka :D
Jest i nowy rozdział!

I co najważniejsze...
Jest LEONETTA 
<3

hahah

Mam nadzieję, że podoba się Wam :)

Oj..Jacy oni słodcy.. <3

Następny rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu. 
Niestety, nie w weekend, gdyż wyjeżdżam :*

PS: Brak korekty!
Przepraszam <3
KOMENTUJCIE - MOTYWUJCIE

Kocham Was mocno :)

Ola :)


poniedziałek, 9 listopada 2015

Rozdział 23 : "Uwielbiam jak jesteś szczęśliwa "

Czas, problemy, żale, bóle i wszystkie inne rzeczy, traciły znaczenie, liczyła się tylko ta jedna chwila, którą spędziłam z Leonem. To jego obecność dawała mi nieobliczalne szczęście. To on sprawiał, że byłam w innym świecie. 

Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam 2 mężczyzn. By dostrzec, kto to jest, przymrużyłam oczy. To Fede i Leon. Chory wciąż leżał w szpitalnym łóżku, za to Verdas siedział na krześle obok niego. Oboje patrzyli na mnie z zaciekawieniem. 
-Dzień dobry Vilu - przywitał się Federico.
-Hej. - mówiłam lekko zachrypniętym głosem. - Która godzina? 
-Jest 7:00 - odpowiedział szatyn, uśmiechając się do mnie ciepło. 
To było cudowne. Takie poranki to ja mogłam mieć zawsze.. Budzisz się, a tu siedzi twój ukochany!
Wstałam z kanapy i powiedziałam.
- Vilu, rodzice zaraz przyjadą, jedźcie do szkoły. - poinformował Federico. 
-Jasne. - odpowiedziałam.
-To co idziemy? - spytał Verdas, wstając z krzesła. Pokiwałam twierdząco głową. 
-To do zobaczenia później - rzuciłam do brata i uśmiechnęłam się uroczo. 
-Pa - pożegnał się brunet. 
I wyszliśmy z sali numer 45. W cieszy przemierzaliśmy korytarz. Było pełno ludzi. Co chwilę uderzałam kogoś ramieniem i przepraszałam. 
Po chwili byliśmy już przy aucie Verdasa. Wsiadłam do środka. Chłopak uruchomił maszynę. 
-Rozumiem, że mam zawieść cię do domu? - spytał rozbawiony, tym samym spoglądając na moje ubranie. 
-Było by miło.. - powiedziałam również rozśmieszona. Na sobie miałam dresową bluzę i jeansy! Nie miałam zamiaru pokazywać się w tym w szkole.
-Nie ma sprawy. - zakończył. 
Całą drogę rozmawialiśmy o błahych sprawach. 
-Poczekam tu na ciebie, a ty idź się ogarnąć. - powiedział zatrzymując samochód pod moim domem. 
-Nie.. Leon... Jedź do domu.. Ja ..- zatkało mnie. - Ja przejdę się do szkoły.. 
Leon spojrzał mi głęboko w oczy. Czułam, że zaraz nie wytrzymam i go pocałuję. Jednak starałam panować nad sobą. 
-Violetto, nie wymyślaj.. Zrób tak, jak mówię. - powiedział nie odrywając ode mnie wzroku. 
Mój wzrok za to, przemieszczał się między jego oczami a ustami. Jeszcze chwila, a bym nie wytrzymała. 
-Leon... - nie wiedziałam jak mu to wytłumaczyć. Verdas cały czas patrzył na mnie pytająco. Westchnęłam- Bo ja nie che, żeby Rose sobie coś pomyślała.. 
Szatyn się uśmiechnął.
-Vilu. Nie martw się, ok? Ona zrozumie. - tłumaczył. Dlaczego ta dziewczyna była ta idealna?!
-Ok. - odpowiedziałam cicho i wyszłam z auta. 
Ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Kiedy byłam już w domu, chwyciłam banana i ruszyłam na górę. 
Szybko się przebrałam w białą spódniczkę i crop top w paski. Następnie użyłam perfum, pomalowałam się troszkę mocniej i rozpuściłam włosy. Potem umyłam zęby i wyszłam z sypialni. 

Gdy opuściłam dom, zobaczyłam, że auto Verdasa wciąż stoi pod moją posesją. Szczerze mówiąc, ulżyło mi. 
Spojrzałam na telefon. Była 8:00. Mieliśmy jeszcze pełną godzinę! 
Wsiadłam do samochodu. 
-Vilu, pojedziemy jeszcze do mnie, dobrze? - Nie wiedziałam po co mnie o to pytał. Przecież nie mogłam zaprzeczyć. 
-Jasne. - posłałam mu ciepły uśmiech. Chłopak wziął głęboki oddech. 
-Vilu, zawsze tak cudownie pachniesz. - zarumieniłam się. To prawda, zapach moich perfum był nieziemski. Ale chwila... Czy on mi właśnie prawił komplementy?!
-Dziękuję. - powiedziałam nieśmiało. 
Chłopak uruchomił auto i ruszyliśmy. 
Po kilku minutach, zatrzymaliśmy się pod pięknym, nowoczesnym domem. 
-To tu. - oznajmił. 
-Poczekam na ciebie w samochodzie. - rzekłam. 
Szatyn wysiadł bez słowa. Trochę mnie to zdziwiło, ale nie chciałam wchodzić do jego domu.. 
Nagle drzwi od mojej strony się otworzyły. To Verdas je otworzył.
-Wysiadaj. - powiedział ciepło.
- Nie, dziękuję. Poczekam w aucie. - mówiłam lekko zdenerwowana. 
-Proszę cie... 
-Nie! Idź już! - podniosłam trochę głos. On chyba nie rozumiał słowa "nie".
- Jesteś pewna? - zapytał rozbawiony. Nie byłam już pewna niczego. Nie wiedziałam, czego mam się po nim spodziewać. Leon był zdolny do wszystkiego!
Nagle chłopak nachylił się nade mną i w połowie znalazł się w samochodzie. Jednym sprawnym ruchem odpiął mój pas. Następnie wyprostował się, aj a patrzyłam na niego gromiącym wzrokiem. 
-Czy ty nie rozumiesz słowa "nie"?! - krzyknęłam. On tylko się zaśmiał 
-To wychodzisz, czy mam ci pomóc ? 
Westchnęłam i wysiadłam z auta. 
- Zapraszam. - powiedział Verdas. Po chwili położył mi swoją dłoń na placach. Całe ciało zadrżało, jakbym dotknęła czegoś pod napięciem. To było nie znane dla mnie uczucie, miłość. Jednak bardzo mi się podobało.. Pomimo bólu i żalu, spowodowanego stratą szatyna. 
Po pewnym czasie staliśmy pod drzwiami wejściowymi. 
-Spokojnie Vilu, moich rodziców nie ma w domu. -oznajmił. Ulżyło mi.
Chwilę później weszliśmy do domu. Wewnątrz było jeszcze lepiej niż na zewnątrz! Nowoczesność-to idealne słowo opisujące dom szatyna.
-Vilu, rozgość się. Ja zaraz wracam. - powiedział i zostawił mnie samą.
Przysiadłam sobie na kanapie. Z każdej strony otulała mnie cisza.
Po chwili ze schodów zszedł szatyn. Wyglądał bardzo przystojnie. Idealna koszyka w kratę z ciemnymi jeansami, leżały na nim perfekcyjnie.  Posłał mi ciepły uśmiech. Odwzajemniłam mu tym samym.
-Idziemy ?- spytał.
-Tak. - powiedziałam i wyszliśmy z domu.

Jechaliśmy śmiejąc się i rozmawiając. Verdas sprawiał, że zapominałam o rzeczywistości.
Gdy dojechaliśmy pod szkołę, wysiadłam z czarnego Mercedesa. Wszyscy uczniowie patrzyli się na nas z niedowierzaniem. Zarumieniłam się i spojrzałam na Leona.
-Leon, nie powinnam z tobą przyjeżdżać.. Wszyscy się gapią!- szepnęłam do chłopaka idącego obok mnie.
-Vilu.. Daj spokój! - powiedział z rozbawieniem.
-Źle robimy.. Rose będzie zła. - ciągnęłam.
-Opinia innych kompletnie mnie nie obchodzi. - zakończył.
Cicho westchnęłam Nie chciałam, żeby dziewczyna Leona była na mnie zła.
Po chwili weszliśmy do szkoły. Szliśmy korytarzem, ramie w ramie. Cały czas czułam na sobie wzrok innych. Ignorowałam to, a przynajmniej próbowałam.
Kiedy znaleźliśmy się pod salą chemiczną, spotkaliśmy Cami i Diego. Przyglądaliśmy się nam z zaciekawieniem.
-Hej wam - zaczęłam z uśmiechem.
-Hej Vilu, jak tam Fede? - spytał Diego
-Jest już trochę lepiej, dziękuję. - odpowiedziałam.
Nagle poczułam jak ktoś delikatnie popchnął mnie ramię. Obejrzałam się i zobaczyłam, że jakaś dziewczyna obejmuje Verdasa. To z pewnością była Rose.
-Hej misiu.. - mówiła dziewczyna. Głośno przełknęłam ślinę. Chciałam być na jej miejscu.
-Hej kochanie. - szepnął chłopak. Po chwili oderwałam od nich wzrok.
Wtem zadzwonił dzwonek. Weszliśmy do klasy.
Chemia minęła spokojnie, w ciszy. Czasami spojrzałam na Verdasa, wtedy posyłałam mu uroczy uśmieszek, ponieważ  on cały czas na mnie patrzył.

Kolejne lekcje mijały szybko. Od dziewczyn dowiedziałam się, że Rose est w innej klasie, ale jest w naszym wieku.
Kiedy podczas przerwy na lunch szłam korytarzem, zobaczyłam Leona z jego dziewczyną siedzących na jednej z ławek. Patrzyli na siebie, rozmawiali, chyba byli szczęśliwi. Nie chciałam przechodzić obok nich, ale inaczej nie mogłam dojść do sali fizycznej. Wzięłam więc głęboki wdech i ruszyłam.
Po chwili zauważył mnie Verdas. Przeszłam obok nich, spojrzałam chłopakowi w oczy i widząc jego uśmiech słabo się uśmiechnęłam. Chciałam tym uśmiechem przekazać mu wszystko co czułam, żeby wiedział jak bardzo ważny dla mnie był, ale.. Właśnie, istnieje milion ale, bo on przecież ma już kogoś, kto jest da niego ważny, kogoś kto sprawia, że ma siły się uśmiechać..
Czas się pogodzić z tym, ze jestem jego przyjaciółką, tylko przyjaciółką...

Po lekcjach ruszyłam w kierunku domu, jednak coś mnie zatrzymało..A raczej ktoś.
Kiedy schodziłam po schodach, zobaczyłam szatyna, siedzącego na ostatnim ze schodków. Moje serce zaczęło szybciej bić, oddech przyspieszył. Jednak już się nie dziwiłam temu zachowaniu. Wzięłam głęboki wdech.
Gdy znalazłam się obok niego, zapytałam;
-Mogę się przysiąść?
Chłopak posłał mi czarujący uśmiech i pokiwał twierdząco głową.
-Czekasz na Rose.. - zaczęłam
-Nie, ona skończyła dzisiaj szybciej.
-A... - nie wiedziałam co mam powiedzieć, cieszyłam się, że nie ma jej tutaj.
-Jak się trzymasz? - zapytał z troską w głosie.
Cicho westchnęłam.
-Może być. Dzisiaj spędzam noc u Fede.
-Vilu, pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć..
-Wiem i dziękuję. - posłałam mu nieśmiały uśmiech.
Nagle Leon wstał na równe nogi i podał mi rękę. Wytrzeszczyłam oczy.
-Chodź, musisz się trochę rozerwać!
Zaczęłam się nerwowo śmiać.
-Nie, Leon... Ja nie mam chęci nigdzie iść, jechać... - próbowałam się wykręcić, chociaż dobrze wiedziałam, że to się raczej nie uda.
-Violetto, nie marudź! Musisz chociaż na chwilę przestać myśleć o Fede, a ja ci w tym pomogę.- oznajmił.- To jak?
Chciałam mu powiedzieć, że wystarczy jego obecność, a zapominam o otaczającym mnie świecie, jednak nie mogłam tego zrobić.
-Ok - podałam m swoją dłoń,a on pomógł mi wstać. Po chwili staliśmy blisko siebie. Moje oczy skierowane były w stronę jego. Bałam się, że nie zapanuję nad sobą i go pocałuję. To trochę dziwne, on ma dziewczynę, którą kocha... W tym momencie powinien odsunąć się ode mnie. Ale on wciąż stał, patrzył mi w oczy. Jego twarz, jakby zbliżała się do mojej...Nie!
Odchrząknęłam, a on się jakby ocknął. Odsunęliśmy się od siebie.
-A gdzie chcesz mnie zabrać?
-Tajemnica. - stwierdził i uśmiechnął się szyderczo. Wywróciłam teatralnie oczami.
- A może jednak mi powiesz? - spytałam
-Musisz się pogodzić z rozczarowaniem - dokończył.
Po chwili ruszyliśmy do jego auta.
Kiedy wsiedliśmy poczułam, że samochód jest przesiąknięty zapachem Verdasa. Mogłam już stamtąd nie wychodzić.
Jechaliśmy przez godzinę. Byłam ciekawa, ale i przestraszona. Jednak z szatynem czułam się bezpiecznie.
W pewnym momencie auto się zatrzymało. Ze zdziwieniem spojrzałam na przyjaciela.
-I ? - spytałam.
Chłopak się zaśmiał i spojrzał na mnie.
-Dojechaliśmy. - stwierdził.
Zaczęłam się rozglądać wokół, jednak było już ciemno i niczego nie widziałam. Westchnęłam.
-No więc? - byłam niecierpliwa.
Nagle moim uszom doszedł głośny szum. Przestraszyłam się.
-Co to było?! - Leon wciąż się śmiał. Po chwili wyszedł z auta.
Nie minęło 10 sekund, a już otworzył mi drzwi.
-Wychodzisz? - spytał z rozbawieniem w głosie.
-Szczerze mówiąc to się boję.- przyznałam. Chłopak ciepło się uśmiechnął.
-Spokojnie Vilu, ze mną jesteś bezpieczna. - oznajmił. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Tak bardzo go kochałam.
Po chwili odpięłam pasy bezpieczeństwa i wyszłam z samochodu.
Praktycznie nic nie widziałam. W pewnym momencie do moich uszu ponownie dobiegł przerażający dźwięk. Szybko złapałam dłoń Verdasa. Trzymałam ją mocno, moje serce biło w zdwojonej sile, ponieważ byłam przerażona oraz dlatego, że trzymałam za rękę mojego ukochanego... Chłopaka, którego kochałam, ale on o tym nic nie wiedział. Ciągle się potykałam o własne nogi, na szczęście Verdas był tuż obok.
W końcu miałam dosyć.
-Leon! Ja nigdzie dalej nie idę!
On wciąż się śmiał.
-Ok. Może być tu. - stwierdził i schylił się. Położył coś na ziemi. To chyba był ...koc? Było tak ciemno, że ledwo co widziałam twarz szatyna.
-Co ty wyprawiasz? -byłam rozbawiona, ale i przestraszona. Czy on się dobrze czół?!
Chłopak puścił moją dłoń. Moje serce zaczęło szybciej bić. Bałam się, że gdzieś sobie poszedł.
-Leon..- szeptałam i zaczęłam machać rękoma w mroku. Teraz kompletnie nic nie widziałam. - Leon.. - mówiłam z przerażeniem w głosie.
Nic nie widziałam, moje oczy były jakby zasłonięte szalikiem.
-Spokojnie Vilu..- usłyszałam jego głos. Od razu mi ulżyło. Poczułam się bezpieczniej.
Moje machające dotychczas donie napotkały na swojej drodze coś ciepłego, twardego, umięśnionego.. To chyba był tors Leona. Przejechałam nimi po całej umięśnionej klatce piersiowej przyjaciela. Moje ręce chciały zostać tam na całą wieczność.
Po chwili delikatnym ruchem powędrowały ku górze. Zatrzymały się na twarzy chłopaka. Jakby chciały się upewnić czy to na pewno on.
-To ty.- szepnęłam.
-Tak, to ja. - on również szeptał.
-Leon, nie podoba mi się tu. Wracajmy. .. - mówiłam zdenerwowana.
-Daj spokój Vilu.. - prosił.
Postanowiłam się uspokoić. Wzięłam głęboki wdech, później wydech. Zdjęłam z twarzy chłopaka ręce.
-A więc po co tu przyjechaliśmy? -dopytywałam
Chłopak pociągnął mnie za rękę. Następnie usiedliśmy na .. kocu? Skąd on go wytrzasnął ?! Wtem Verdas zapalił latarkę. Rozejrzałam się wokół. Zobaczyłam jakiś plac..
-Gdzie my jesteśmy? - spytałam.
-Zaraz się dowiesz- odpowiedział z szyderczym uśmieszkiem.
Zamilkłam. Nie wiedziałam co planował, ale ufałam mu, kochałam go.
Nagle, ponownie usłyszałam okropny dźwięk.
-Co to za szum?! - próbowałam przekrzyczeć niemiły odgłos.
-Połóż się na plecach! - on też krzyczał.
Posłuchałam się go i położyłam się. On zrobił to samo. Patrzyłam na gwieździste niebo.
Wtem zobaczyłam startujący samolot, który wznosił się tuż nad nami. Serce zaczęło mi walić.
-Leon!! - krzyczałam. Szybko chwyciłam jego dłoń. Jednak to mi nie pomogło. Przykleiłam się więc do jego ramienia i torsu. Mocno zamknęłam oczy. Poczułam, że Verdas obejmuje mnie ramieniem. Czułam się bezpieczniej.
Gdy szum silników samolotu ustał, odkleiłam się od chłopaka i zaczęłam krzyczeć.
-Co to ma być?! Leon, mogliśmy zginąć!
-Vilu, nie krzycz. Nic by się nam nie stało.. - zaczął.
-W ogóle skąd ten pomysł? Jak znalazłeś to miejsce.?!
-Chciałem, żebyś oderwała się od tego wszystkiego, co cię męczy. Zostawiła to, dobrze się bawiła - mówił.
-Dobrze się bawiła czy dostała zawału lub umarła ze strachu!? - mówiłam lekko rozśmieszona.
Wtem Leon zaczął się śmiać. Dołączyłam do niego.
-Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć.. - tłumaczył patrząc mi w oczy.
-Rozumiem..Ale więcej tego nie rób, ok?
-Dobrze.
-Jak znalazłeś to miejsce? - spytałam z zaciekawieniem. Oboje siedzieliśmy na kocu, blisko siebie.
-Kiedy byłem mały, tata zawsze mnie tu zabierał. Uwielbiałem to ..- opowiadał. - to niesamowite. W 99% samolot na ciebie nie spadnie, jednak jest ten 1% niepewności. To właśnie dlatego czuje się taką adrenalinę. - dokończył
- To urocze..- powiedziałam z uśmiechem. Verdas przyjrzał mi się uważnie. Wiedziałam, że się rumienię.
-Uwielbiam jak się uśmiechasz. - stwierdził - Uwielbiam jak jesteś szczęśliwa. - ciągnął.

Po 2 godzinach rozmawiania, śmiania się i żartowania postanowiliśmy wrócić do domu. O 1:00 rodzice mieli mnie zawieść do szpitala, na nocną "wartę".
Gdy dojechaliśmy pod mój dom, tak jak Verdas, wysiadłam z auta. Następnie podeszłam do drzwi wejściowych.
-Do jutra Vilu. - powiedział. - Mam nadzieję, że chociaż na chwilę zapomniałaś o tym wszystkim, co się teraz dzieje. - staliśmy bardzo blisko siebie. Nasze ciała dzieliły milimetry. Ja, ponownie powstrzymywałam się, by nie rzucić się na chłopaka.
Uwielbiałam spędzać z nim czas, jednak kiedy musieliśmy się rozstać, cierpiałam.
Bolało mnie to, że kochałam go i wiedziałam, że ta miłość nie zostanie odwzajemniona. Jeszcze większym ciosem było to, że on, osoba którą kochałam, darzył miłością kogoś innego.
-Dziękuję ci za to, że jesteś. - powiedziałam. Oboje się uśmiechnęliśmy. - Dobranoc.
-Dobranoc Vilu. - powiedział. Następnie objął mnie swoim ramieniem. Wtuliłam się jeszcze mocniej, jak najmocniej..
Po pewnym czasie oderwaliśmy się od siebie. Potem weszłam do domu.
Po wykonaniu wieczornych czynności, położyłam się spać.

.........................................................................................................................................................................







Hej misiaczki!

Na początku chciałam przeprosić Was za to, że tak późno wstawiam ten post. 
Wiem, że miał pojawić się w weekend, ale tak jakoś wyszło..
Miałam masę zajęć, nauki i innych nudnych rzeczy do zrobienia :(

PS : BRAK KOREKTY :)

PRZEPRASZAM

Jak Wam się podoba nowy rozdział?
Coraz bliżej Leonetta?
Nie wiem..


Kocham Was mocno..

Dziękuję za każdy, nawet najmniejszy komentarz :D
Kolejny post pojawi się ..
hmn...
yy..
może..
w...
tygodniu?
:)
CZEKAJCIE <3


KOMENTUJCIE 

Ola :D