Strony

niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 36: " Twoja Violetta "

Rozdział dedykuję Emily Comello 
<3


Każda minuta, każda sekunda była niesamowitą męczarnią. Myśl, że wciąż go kochałam, bolała mnie najbardziej. To przecież nielogiczne. Człowiek rani cię w najgorszy z możliwych sposobów, a ty nie potrafisz przestać o nim myśleć, jak o miłości swojego życia.
Kiedy zamykałam oczy, pojawiały się obrazy naszych wspólnych chwil. Kiedy je otwierałam, w oczy rzucały mi się rzeczy, które mi o nim przypominały. Nie wiedziałam już co mam robić.
Serce mi się krajało, a do oczu nachodziły łzy, przecież tak mnie zranił. Z drugiej strony nie powinnam płakać przez kogoś, kto teoretycznie nic już dla mnie nie znaczył.
Leżałam w swoim pokoju, pokoju pełnym wspomnień. Nie obchodziło mnie, dlaczego to zrobił. Był dla mnie nikim. Oczywiście wmawiałam to sobie, bo przecież od tak, nie można przestać kogoś kochać.
Był poniedziałek, całą końcówkę tygodnia i weekend przesiedziałam w pokoju, patrząc na świat za oknem. Jakby dla mnie czas zatrzymał się w miejscu, a dla innych wciąż pędził jak szalony.
Narzuciłam na siebie jeansową kurtkę, założyłam buty i zeszłam a dół. Miałam dość odseparowania się rzeczywistości. Musiałam stawić czoła problemom, chociaż byłam niesamowicie słaba.
Straciłam ważną mi osobę w życiu. Jednak on wciąż się błąkał między granicami mojej wytrzymałości. Od naszego ostatniego spotkania minął równo tydzień. Nie byłam w szkole, bo nie miałam na to sił. Jednak w końcu musiałam wyjść z mojej kryjówki, włączyć telefon i iść do przodu.

Kiedy szłam ulicą pięknego Buenos Aires, głęboko wdychałam powietrze. Wyszłam trochę później, by nie mieć czasu na rozmyślanie i zastanawianie się czy dobrze robię idąc do szkoły.
Kiedy przechodziłam obok parkingu szkolnego, czułam na sobie wzrok wszystkich osób zgromadzonych na nim. Każdego chłopaka, każdej dziewczyny, wszystkich kumpli Verdasa. Jakby przyglądali się mi i czekali aż się potknę, rozpłaczę... A może mi się wydawało?

Kiedy przekroczyłam próg szkoły, od razu spostrzegłam Ludmi. Bez dłuższego zastanawiania się podbiegłam do niej i mocno ją przytuliłam. Trwałyśmy w uścisku przez dłuższą chwilę. Potem oderwałyśmy się od siebie i spojrzałyśmy sobie w oczy.
- Jak dobrze cie widzieć Vilu - przyznała blondynka.
Nie mogłam dalej ze sobą walczyć. Ludmiła była moją najbliższą przyjaciółką. Musiałam jej powiedzieć prawdę...
- Muszę ci coś powiedzieć - zaczęłam lekko trzęsącym się głosem.
- To mów - szepnęła.
- Nie tutaj, chodźmy na zewnątrz - rzuciłam i pociągnęłam ją za sobą.
Kiedy już siedziałyśmy na ławce przed szkołą, zaczęłam opowiadać jej wszystko. O tym, co łączy Leona i nauczycielkę angielskiego, o moich dawnych relacjach z nim, o Rose, o Clarze, o ... naszym zerwaniu. Potrzebowałam takiej rozmowy. Nie byłam już z Leonem, a potrzebowałam komuś wszystko powiedzieć. Ludmiła z pewnością nie była przypadkową osobą. Traktowałam ją jak siostrę. Często bywała u mnie w domu. Przychodziła to do mnie, to do Fede, z którym są przyjaciółmi.
Miałam do niej największe zaufanie.
Po szczerej rozmowie z blondynką wróciłyśmy do szkoły. Dziewczyna, po wysłuchaniu wszystkiego była wrogo nastawiona do Leona. Można powiedzieć, że równie mocno jak ja.
Kiedy wchodziłyśmy do szkoły, ktoś mnie przypadkowo popchnął i tym samym lekko odskoczyłam na bok. Właśnie wtedy wpadłam na kogoś całym ciałem.
- Uważaj jak chodzisz - usłyszałam męski głos i szybko odwróciłam się w stronę jego źródła.
Ku mojemu zaskoczeniu, był to Leon. On też na mnie spojrzał i wtedy jego wyraz momentalnie się zmienił. Na początku wkurzony, rozdrażniony, zamyślony chłopak stał się kompletnym przeciwieństwem.
- To teraz tak się będziesz do mnie odzywał - mruknęłam z żalem.
- Violetta - w jego głosie słyszałam skruchę - Nie wiedziałem, że to ty - zaczął tłumaczyć, a ja, jakby odcięta od rzeczywistości przyglądałam się mu pustym wzrokiem. Po jego wypowiedzi delikatnie przymknęłam oczy, by się nie rozpłakać.
Po chwili do rozmowy wtrąciła się Ludmi.
- Chodźmy Vilu - chwyciła mnie za rękę. Ja ostatni raz spojrzałam w  oczy Leona. Pełno w nich było smutku.
Byłam rozdarta.

Dziwnie było siedzieć na każdej lekcji z Leonem i nie móc się do niego odezwać. Cały czas na mnie patrzył, a ja tylko przymykałam oczy w trudnych momentach, chwilach słabości.
Po każdej lekcji jak najszybciej ulatniałam się a klasy, byle go nie spotkać. Na każdej z przerw siedziałam z Ludmiłą, ale nic do niej nie mówiłam. Tak jak zawsze, zanalizowałam moje życie.

Na stołówce również myślami byłam gdzie indziej. Co chwilę spoglądałam na wolne krzesło obok mnie. To właśnie na nim zawsze siedział Leon, tuż obok mnie, by w razie niebezpieczeństwa obronić mnie.
Co jakiś czas zerkałam na Leona, który siedział ze swoimi kolegami. Wszyscy się śmiali, dobrze bawili. Jednak mi nie było do śmiechu.
Leon jednak siedział przygnębiony, wpatrzony w jeden punkt, znajdujący się gdzieś w oddali.
Nie mogłam dłużej przebywać w tym budynku. Wszystko mi o nim przypominało. A w dodatku, on sam tu był.
Szybko zerwałam się z krzesła i chwyciłam torbę.
- Ludmiła, nie dam rady już tu siedzieć, mam dość - powiedziałam przyjaciółce i wybiegłam ze stołówki.
Ostatni raz spojrzałam na Leona. Ku mojemu zdziwieniu nie było go tam. Obejrzałam się za siebie, w poszukiwaniu tego zdrajcy.
Stał obok Ludmi, która przytrzymywała jego ramiona. Od delikatnie się wyrywał. Nagle ich spojrzenia przeniosły się na mnie. Już wiedziałam o co chodzi. Leon chciał za mną biec, a Ludmiła w ostatniej chwili go zatrzymała.
Czym prędzej wyszłam ze szkoły. Łzy wylewały mi się strumieniami, głowa pulsowała od nadmiaru myśli.
Pojawił się w moim życiu, rozkochał mnie w sobie, a kiedy nie mogło być już lepiej, zostawił... dla innej.
Szłam przed siebie, nie patrząc na nic, ani na nikogo. Z pewnością nie raz kogoś popchnęłam czy zaszłam komuś drogę. Ale wtedy miałam to gdzieś. Chciałam uciec od wspomnień i miejsc, które znaczyły dla mnie zbyt wiele.
Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za ramie i przyciąga do siebie. Nim się obejrzałam, znajdowałam się w czyichś ramionach... Kiedy wzięłam głęboki wdech, od razu rozpoznałam kto to jest. Czym prędzej odskoczyłam od niego.
- Violu - wyszeptał Leon - Nie mogę patrzeć jak cierpisz.
- Po co za mną szedłeś?! - krzyknęłam - Nie zapomniałeś przypadkiem przez kogo cierpię?
Verdas na moment przymknął oczy. Za to z moich wypływało coraz to więcej słonych łez.
- Ja - zaczął.
- Co, ty?! Wiesz, mam cie dość. Robisz jedno, a potem drugie. Zrywasz ze mną, bo podobno kogoś masz, a teraz uganiasz się za mną i mówisz, że nie możesz patrzeć jak cierpię! To chore!
Potem podeszłam do niego. Staliśmy bardzo blisko siebie.
- Leon, złamałeś mi serce - łkałam - I nienawidzę cie, bo wciąż cie kocham - przełknęłam głośno ślinę - Powiedz mi, dlaczego ze mną zerwałeś?
- Vilu, jest lepiej, jak jesteśmy oddzielnie - mówił chwytając moje dłonie.
- Nie brakuje ci moich sms-ów na dobranoc? Nie brakuje ci rozmów ze mną? Nie tęsknisz za moim uśmiechem? - wymieniałam, cała się trzęsąc - Nie brakuje ci do cholery mnie samej?!
Oczekiwałam odpowiedzi, jednak Leon ponownie zamknął oczy, jakby chciał się uspokoić.
- Nie mogę żyć bez ciebie - mówiłam, nawet nie wiedząc po co. Zranił mnie, a to właśnie ja starałam się uratować nasz związek - Ale nie mogę też już żyć z tobą.
Wszystko stracone. Znikła moja nadzieja, moja wewnętrzna siła, znikłam ja. A raczej nie znikłam, tylko Leon mnie zniszczył.
Na chwilę bezradnie się uśmiechnęłam i przyłożyłam swoją dłoń do jego policzka.
- Jak ustalisz, dlaczego tak naprawdę ze mną zerwałeś i mnie zraniłeś, to daj znać. I więcej nikomu nie dawaj nadziei, jeśli masz zranić i nie obiecuj, tak jak mi, skoro wiesz, że nie możesz dotrzymać słowa - szeptałam. Potem wspięłam się na palce i wpiłam się w jego usta.
Po namiętnym i długim pocałunku na pożegnanie, powiedziałam:
- Kocham cie Leon - jeszcze raz cmoknęłam jego wilgotne wargi - I żegnaj.
Następnie odeszłam.

Miałam ochotę wyjechać, zniknąć z Buenos Aires, zapomnieć.
Działając pod wpływem impulsu zdecydowałam się wyjechać razem z rodzicami na czteromiesięczny wyjazd w delegację. Wszystko działo się tak szybko. Jeszcze tego samego wieczoru spakowałam walizkę i pożegnałam się z dziewczynami. Rodzice załatwili domowe nauczanie. Mieliśmy wyjechać do Europy, tam chciałam zacząć od nowa, chociaż na te kilka miesięcy.

Po spakowaniu się, postanowiłam napisać list, list do Leona. wyjęłam białą kartkę, długopis i zaczęłam pisać.



Leon, 

Wyjeżdżam na kilka miesięcy. Znikam, by zapomnieć o tobie, ale też byś ty mógł zapomnieć o mnie. Można to nazwać ucieczką od problemów, jednak ja już nie mam sił. Nie chcę się bawić w grę "do trzech razy sztuka". Jestem tym wszystkim zmęczona. 
Nie wiedziałam, że to wszystko się tak potoczy. Działałam pod wpływem impulsu, ale szczerze mówiąc, chciałam tak działać, bo po dłuższych przemyśleniach, z pewnością postanowiłabym zostać.
A mój tymczasowy wyjazd wiele da dla mnie, jak i dla Ciebie. 
Nie chcę byś o mnie pamiętał. Żyj tak, jak wtedy, kiedy mnie jeszcze nie było. Ja też będę próbowała tak żyć. 
Mam nadzieję, że kiedyś się w Tobie odkocham, bo miłość do Ciebie zabija mnie i rani. 
Przez te kilka miesięcy mojej nieobecności może zmienić się wiele, może też nie zmienić się nic. Czas pokaże.
Nie chce się narzucać, dzwonić, pisać, prosić o spotkanie. Nie chcę też byś Ty to robił. Bo to i tak prawdopodobnie niczego nie zmieni. Szczerze mówiąc, chce abyś za mną zatęsknił, żebyś chociaż w jakimkolwiek stopniu poczuł brak mojej osoby. Byś kiedyś zdał sobie sprawę, że tak naprawdę to ja dawałam Ci największe szczęście.
Nie chcę ani Twoich kwiatów, ani sztucznego smutku, czy łez. Chcę tylko, byś Ty, mój ukochany, którego wciąż bardzo kocham, po moim powrocie, podszedł do mnie, razem z dziewczyną, którą pokochał bardziej ode mnie i się uśmiechnął. 
Najwidoczniej nie byliśmy sobie przeznaczeni. A nawet gdyby, jest już stanowczo za późno. 
Chcę ci podziękować za każdą spędzoną chwilę, za każdy uśmiech i pocałunek. Zmieniłeś mnie, pokazałeś, co to znaczy kochać. 
Pozwól, że zachowam sobie naszyjnik, który ostatnio od Ciebie otrzymałam. 
Wiem, jestem pełna sprzeczności. Raz mówię, że chce o Tobie zapomnieć, zaraz potem oznajmiam, że chce zatrzymać naszyjnik, który będzie mi o Tobie przypominał. 
Taka już jestem, sama nie wiem czego tak naprawdę chce...




Do zobaczenia

Twoja
Violetta 


Przetarłam wierzchem dłoni wilgotny policzek. Później zapakowałam list w kopertę i wyszłam z domu.

Drzwi do domu Verdasów, otworzył mi nikt inny jak sam Leon.
- Violetta? - był zdziwiony.
- Hej, tu jest list do ciebie - podałam mu kopertę - Odczytaj go, jak już pójdę.
- Dobrze, ale o co chodzi? Coś Ci się stało?
- Nie - szepnęłam.
- Wejdź, porozmawiajmy, proszę - jego oczy były pełne żalu.
- Nie, muszę już iść - potem ujęłam twarz Leona w dłonie i przyciągnęłam do siebie. Na jego malinowych ustach złożyłam pocałunek.
Potem odeszłam.

Federico też postanowił z nami wyjechać. Z pewnością widział, że przechodzę ciężki okres w swoim życiu.
Będąc na lotnisku, czułam, że pewien etap w moim życiu już się skończył. Stałam się kobietą, dorosłam, przynajmniej psychicznie.





*********************************************************************************







Cześć Wam!

Rozdział 36 prezentuje się właśnie tak.
Pewnie nie tryskacie entuzjazmem, ponieważ Violetta wyjeżdża. 
Cóż.. Życie xD

Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał :)

Liczę na Waszą opinię w postaci KOMENTARZY!

Ale to nie koniec mojej historii!
Oczywiście, bliżej końca niż początku, ale jeszcze troszkę tu zagoszczę :)

Następny rozdział pojawi się tak jak zawsze w następny weekend :D

Życzę Wam miłej niedzieli!
Trzymajcie się ciepło :*

Wasza 
Ola <3


KOMENTUJCIE  -  MOTYWUJCIE 

niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 35 : "Zniknij z mojego życia"

Rozdział dedykuję Patty :* Super

Przypominam, że ostatni rozdział zawierał rozdział 34 i cząstkę nowego rozdziału!
Zapraszam :*




Miniona noc należała do tych idealnych, które aż chce się wspominać. 
Kiedy otworzyłam powiek spostrzegłam, że Leon leży obok mnie, w pół nagi. Jego ciało otulało moje, nasze nogi splecione były w supeł. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym delikatnie wysunęłam się z jego objęć, założyłam dolną część bielizny i koszulkę Verdasa, która plątała się na podłodze. Potem otworzyłam szafkę i wyciągnęłam z niej polaroid. Była sobota, mogliśmy poleniuchować. Przyjrzałam się śpiącemu Leonowi. Wyglądał niesamowicie męsko i seksownie. Uśmiechnęłam się do siebie. On był moim najcenniejszym skarbem, tylko jego potrzebowałam.
Stanęłam na łóżko tak, że mogłam idealnie wykadrować profil ukochanego.
Po chwili przycisnęłam guzik, tym samym robiąc zdjęcie. Nie minęło 30 sekund, a zdjęcie wyskoczyło ze szczeliny aparatu. Nie było zbyt duże, ale sam fakt, że znajdował się na nim mój chłopak,czynił je niesamowitym.
Bawiłam się w fotografa przez dobre 15 minut. Każde zdjęcie przedstawiało słodko śpiącego Leona. Młody Verdas spał mocno, żaden błysk, żaden odgłos aparatu nie zbudził go.
Jednak gdy stanęłam nad nim, rozkraczając nogi, by idealnie zrobić mu zdjęcie, on otworzył oczy. Na początku się uśmiechnął. Odwzajemniłam mu tym samym. To zdjęcie było najpiękniejsze, bo przedstawiało uśmiechniętego Leona, takiego, jakiego kochałam, za jakim tęskniłam.
Lecz, gdy jego wzrok powędrował na niewielkie zdjęcia porozrzucane po łóżku i polaroid trzymany w mojej dłoni, jego piękny uśmiech znikł.
- Co ty wyprawiasz? - spytał oschle, zdenerwowanym głosem, zmieniając swoją pozycje na siedzącą. Ja również usiadłam na łóżku obok niego.
Nie wiedziałam o cho mu chodzi. Przecież nie robiłam nic złego.
- Robię zdjęcia - odpowiedziałam, przyglądając mu się zaciekawionym, jak i zdziwionym wzrokiem. Jego zachowanie było co najmniej dziwne - Czy w tym jest coś złego?
- Nie... Nieważne - rzucił, po czym uśmiechnął się do mnie delikatnie.
Chciałam go wypytać, o co mu chodzi, jednak ugryzłam się w język. Po części, to właśnie przez moją ciekawość, Leon zamknął się w sobie.
- Ok - szepnęłam i wstałam.
Zaczęłam zbierać małe fotografie, które plątały się po białej pościeli. Czułam na sobie wzrok Leona. Ostatecznie też na niego spojrzałam.
- Wytłumaczysz mi, dlaczego tak się tak zdenerwowałeś? - mówiłam delikatnie, jak najmilej potrafiłam.
Kiedy usłyszałam ciche westchnięcie, postanowiłam dać sobie spokój. Nie chciał mówić, to nie. Nic na siłę.
Zdjęcia położyłam na biurko, a sama ruszyłam w kierunku wyjścia. Krótko mówiąc, wkurzył mnie.
- Vilu - usłyszałam, przechodząc przez próg. Szybko się obróciłam.
- Tak?
- Ja.. - zaczął, ale walczył sam z sobą. W końcu nic nie powiedział.
- Daj spokój - rzuciłam i poszłam na dół.


Kiedy wróciłam do sypialni, zastałam pościelone łóżko. Rozejrzałam się, nigdzie go nie było. Nagle poczułam na talii czyjeś dłonie. Oczywiście dłonie Verdasa.
Obróciłam się energicznie i wpiłam się w jego usta. Całowaliśmy się namiętnie, bez opamiętania.


Cały weekend spędziłam w towarzystwie ukochanego. Szczerze mówiąc bardzo dobrze się bawiłam. Zachowanie Leona jednak mnie trochę martwiło. Jego wahania nastroju... Jakby był kobietą w ciąży, której buzują hormony.
Raz się śmieje, całuje mnie.. Jakbym zaraz miała odejść i nie wrócić. Zaraz potem robi się zamyślony, nie chce rozmawiać o niczym i z nikim.

Poniedziałek rozpoczyna się lekcją angielskiego. Razem z Leonem weszliśmy do sali, trzymając się za ręce.
Lekcja minęła spokojnie, ale przez cały albo Leon albo nauczycielka przyglądali się mi lub sobie nawzajem. To było co najmniej dziwne.
Po zakończeniu lekcji, kobieta, tak jak to było ostatnim razem, poprosiła Leona o pozostanie po lekcji. Chłopak zrobił to. Zostawiłam ich samych.



~Leon~

- Czego znowu chcesz? - spytałem oschle.
- Zastanowiłeś się nad moją propozycją? - głośno westchnąłem - Przecież Violetta będzie musiała mieć poprawkę, a tak ja przyznam się do błędu i po problemie. 
- To nie jest takie proste.
- Kochanie, wszystko jest proste, o ile patrzysz na to z dobrej strony - szepnęła. 
- Czyli, że jeśli zerwę z Violettą, ty zmienisz wynik egzaminu. Tak? 
- Dokładnie tak będzie. 
- Ale przecież nie będziemy razem. Po co to robisz?
- To już moja sprawa - rzuciła nie miło - No więc? 
- Musze to przemyśleć - odpowiedziałem.
- Pamiętaj, że nie masz zbyt dużo czasu.
Wywróciłem teatralnie oczami i wyszedłem. 
Na korytarzu nie znalazłem Violetty, poszedłem więc jej poszukać. 
Z jednej strony, mogłem zrobić wszystko, byle by Violetta była szczęśliwa, nie miała żadnych problemów. Z drugiej za to, zbyt mocno ją kochałem i nie wyobrażałem sobie życia bez niej. 
Byłem rozdarty. Każde wyjście z tej sytuacji było złe. 
Moje rozmyślania przerwało zderzenie. spojrzałem w dół i ujrzałem Violettę.



~Violetta~


Szybko nachylił się nade mną i mocno mnie pocałował. Chwila słabości trwała kilka chwil, jednak wystarczająco długo, by mnie podniecić. 
- Kocham cię - szepnął i ponownie mnie pocałował.


Dni mijały szybko, a ja i Leon spędzaliśmy ze sobą niesamowicie wiele czasu. Jakbym była narkotykiem, a on sięgał po coraz większe dawki, by później się ode mnie odciąć, pójść na odwyk. 
Oczywiście nie przeszkadzało mi to, jednak zawsze, kiedy spotykałam go samego, w szkole czy gdziekolwiek.. Był zamyślony, jakby namiętnie i bez ustanku nad czymś myślał. Lecz kiedy mnie spostrzegał, odsuwał od siebie nie dający mu spokoju problem i żył chwilą. 


Był piątkowy wieczór. Razem z Ludmiłą i Fran siedziałyśmy i oglądałyśmy jakieś głupie komedie, kiedy nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Leniwie wstałam na równe nogi i ruszyłam w stronę drzwi. 
Miałam zły humor, bo okazało się, że skoro nie zdałam egzaminu z angielskiego, na koniec czerwca będę pisała poprawkę. Dodatkowo od tygodnia nie widziałam się z Verdasem. Został on zmuszony do pojechania w delegację razem z rodzicami. Miał przecież przejąć firmę, a według jego rodziców, powinien już się uczyć dobrze inwestować. 
Podczas pokonywania odległości z kanapy do drzwi wejściowych, dzwonek nieustannie dzwonił, jakby osoba dobijająca się do drzwi jeszcze bardziej chciała mnie wkurzyć. 
- Już idę! - krzyknęłam. Osoba jednak nie przestawała. Miałam ochotę temu komuś nawrzucać i wydrzeć oczy.
W momencie, kiedy otwierałam drzwi, od razu zaczęłam wrzeszczeć. 
- Matko, kogo tak popieprzyło?! Już otwieram przecież - mówiłam.
Wtem spostrzegłam, że tą denerwującą osobą był nikt inny jak Leon Verdas. 
- Leon?
- Nie powiem, miła to ty jesteś - rzucił roześmiany, po czym namiętnie mnie pocałował. 
Wolnym krokiem, nie odrywając się od siebie, weszliśmy do domu. jednym kopnięciem zamknęłam drzwi. 
- Jesteś.. - wyszeptałam, po czym ponownie złączyłam nasze usta. 
Podczas naszego pocałunku słyszałam, że dziewczyny się żegnają i wychodzą z domu. Zostaliśmy sami. 
- Dlaczego nie mówiłeś, że dzisiaj wracasz? 
- Bo sam o tym nie wiedziałem. 
Uśmiechnęłam się sama do siebie. 
- Tak się ciesze, że cie widzę. Tęskniłam.
- Ja też tęskniłem - powiedział, a następnie ucałował mnie w czoło.
- A tak w ogóle, to gdzie odbywała się ta konferencja? 
- W Nowym Yorku - szepnął - A teraz odwróć się i zamknij oczy. 
Spojrzałam na niego niepewnie, ale wykonałam jego polecenie. 
- Masz zamknięte oczy? - spytał.
- Tak - mówiłam prawdę. 
Nastała cisza. Ja słyszałam tylko jakieś ciche szelesty, jakby otwieranego pudełeczka. Po chwili poczułam na obojczykach zimne szczypanie. 
- Możesz otworzyć oczy Vilu - szepnął mi na ucho, dobrze wiedząc, że powoduje tym moje podniecenie. 
Otworzyłam powieki i od razu spojrzałam w dół. Moje dłonie w szybkim tempie powędrowały na szyję. 
- Leon.. 
- Mam nadzieję, że ci się podoba - rzekł.  
Czym prędzej podbiegłam do lustra, by zobaczyć prezent w całej okazałości. 
Był to delikatny, srebrny łańcuszek z zawieszka w postaci znaku nieskończoności. Na niej umieszczony był niewielki diamencik. Delikatnie obracałam zawieszkę palcami, czując, że tylna część jest chropowata. Z zaciekawieniem spojrzałam w dół. Wygrawerowany był tam prawie niewidoczny napis " Kocham Cie, zawsze i na zawsze" .  Do oczu naszły mi łzy, to było takie urocze i romantyczne. 
- To jest.. - próbowałam coś powiedzieć, ale nie udawało mi się to zbytnio. 
Verdas podszedł do mnie i objął mnie od tyłu. 
- Tak bardzo cie kocham - cmoknęłam go w usta - Dziękuję. To jest piękne. 
- Vilu, pamiętaj, że zawsze będę cie kochać - mocno mnie przytulił i pocałował w czubek głowy.
- Wiem Leon. Przecież się nie rozstajemy. Wszystko jest dobrze i idealnie.
Wieczór spędziliśmy razem, ciesząc się swoją obecnością. Noc...noc minęła równie miło jak wieczór...



W poniedziałek Leona nie było w szkole. I tym razem nie zostałam o tym poinformowana. Podczas lekcji angielskiego, nauczycielka patrzyła na mnie jakby zwycięskim wzrokiem. Kompletnie nie wiedziałam o co jej chodzi. Nadzieję dawał mi jedynie wiszący na mojej szyi naszyjnik od Leona. Co chwilę pocierałam go lub przykładałam do ust. 
Kiedy wychodziłam ze szkoły, otrzymałam sms-a od Leona. Prosił mnie, bym spotkała się z nim w parku. 
Bez dłuższych zastanowień ruszyłam w tamtą stronę. 
Szłam i zastanawiałam się, po co mam iść do parku. Mogliśmy się przecież spotkać w jakiejś kawiarni czy moim domu..
Może miał dla mnie jakąś niespodziankę? Może piknik! Pogoda była rewelacyjna...

Kiedy dotarłam do parku, od razu go zauważyłam. siedział na ławce. Całkiem zamyślony i odcięty od rzeczywistości. Podeszłam do niego od tyłu. Potem zaczęłam składać na jego szyi delikatne pocałunki. 
- Hej - szepnęłam mu na ucho, po czym usiadłam obok niego. 
- Cześć Vilu - przywitał się i namiętnie mnie ucałował. Znowu to uczucie. Jakby był to nasz ostatni pocałunek. 
- No więc? Co chcesz mi powiedzieć? - byłam radosna, cała w skowronkach. Chłopak cicho westchnął i spojrzał przed siebie. 
- Co się dzieje Leon? - mój głos był wówczas trochę bardziej nerwowy. 
- Violetto, nie możemy być już razem - zaczął. 
- Słucham? - spytałam cicho, wydawało mi się, że się przesłyszałam. 
- Przepraszam, że pozwoliłem, aby to tak długo trwało - mówił, a moje serce zaczynało pękać.
- Nie rozumiem.. Przecież jeszcze wczoraj wyznawałeś mi miłość! - podniosłam głos - Dlaczego?! Masz kogoś?!
- Vilu..
- Mów! 
- Tak. Ale to nie jest, tak jak ci się może wydawać - zaczął tłumaczyć. Z moich oczy zaczęły płynąć łzy. Jak on mógł mi to zrobić.
- A jak!? Zdradziłeś mnie! Myślałam, że się zmieniłeś. Ty mi przecież sam o tym mówiłeś. Podobno zmieniłam cie. To wszystko to jedno wielkie kłamstwo.?! - mój głos drżał, zaczynałam nerwowo gestykulować.
- Violetto, tak będzie lepiej. Nie mogę nic na to poradzić.
- Dla kogo? Dla mnie czy dla ciebie? - krzyczałam - Nie wiem czy pamiętasz, ale obiecywałeś mi, że mnie nigdy nie zranisz, że nie pozwolisz na to, bym cierpiała z twojego powodu. A właśnie to robisz! Nie wiesz jak bardzo cierpię - zerwałam się na równe nogi.
- Wiem, ale .. 
- Ale co? Nie pieprz Leon. Zdradziłeś mnie. Byłam jedynie zabawką w tej twoje chorej dziwkarskiej grze! 
- Przestań! - on też wstał.
- Nie! Wykorzystałeś mnie - prychnęłam - Teraz możesz się pochwalić przed kumplami, jak to rozdziewiczyłeś Violettę Castillo, jak to ją w sobie rozkochałeś.. - moje słowa sprawiały, że jeszcze bardziej pogrążałam się w smutku i żalu. 
- To nie tak!
- A jak?! - płakałam, jednak nie zwracałam już na to uwagi - Nienawidzę cie. Zniknij z mojego życia!

Starłam z łzy z policzków i pobiegłam przed siebie, byle jak najdalej od niego.




^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^






Cześć wszystkim!
Jest oto rozdział 35 :D
Tym razem bez żadnych komplikacji! 


Koniec Leonetty,...
No cóż.
Kiedyś to musiało nastąpić :P

Jeszcze nie wiem kiedy zostaną połączeni i czy w ogóle zostaną połączeni.
Piszę rozdziały spontanicznie, więc nie wiadomo co wymyśle..
:)

Jak tam u Was?
Mam nadzieję, że ok ;)
Niektórzy pewnie mają jeszcze ferie ( dobrze Wam :* .. I Ci też Martuś :P ) 
Ja szczerze mówiąc żyję od piątku do piątku..


Ale koniec moich nudnych zwierzeń!

Następny rozdzialik.. hmn. Chyba za tydzień ;D

No więc trzymajcie się ciepło <3
I do następnego 
Wasza Ola :*

czwartek, 4 lutego 2016

Rozdział 34 : " Tęsknie za dawnym Leonem" / Wyjaśnienia / 20k wyświetleń



Na początku, chce Was przeprosić.
To, co zaraz przeczytacie ... To stary ( teoretycznie) rozdział i nowy. 
Jest tak, ponieważ rozdział 34, który dodałam tydzień temu... ulotnił się. Zauważyłam to dopiero dzisiaj, bo przez cały tydzień nie miałam czasu zajrzeć na Bloggera. 
Tak oto powstał nowy rozdział 34. Z pewnością różni się on troszkę od poprzedniego. Jest też wzbogacony o część dalszą, czyli rozdział 35 ;)
Przepraszam za tą sytuację, ale ...
No tak wyszło xD
Jestem taka zła... Ale nic nie mogę zrobić, oprócz napisania jeszcze raz.
Mam nadzieję, że nie okaże się to nudne..
:)

******

Rozdział dedykuję Maddy :*


Kiedy się obudziłam poczułam wielką chęć przytulenia Leona. Niechętnie jednak wstałam z łóżka i poszłam na śniadanie.
Po posiłku umyłam się i ubrałam. Gotowa, razem z Fede pojechałam do szkoły.

Kiedy wjeżdżaliśmy na szkolny parking w moje oczy rzuciło się puste miejsce parkingowe. Zawsze stał tam samochód Leona. Pomyślałam, że może zaparkował gdzie indziej, ale nie spostrzegłam nigdzie jego auta. Lekko zdezorientowana postanowiłam zapytać się o niego, któregoś z jego "przyjaciół".
Przy schodach wejściowych zauważyłam Mika. Wzięłam głęboki wdech i niechętnie podeszłam do chłopaka.
- Hej - przywitałam się.
- Hej Violetta - zwrócił się do mnie.
- Widziałeś może Leona? - spytałam się od razu, by nie wyobrażał sobie zbyt wiele.
- A co, zgubiłaś chłoptasia? - podszedł bliżej mnie, patrząc mi głęboko w oczy.
- Nie ma go w szkole, więc przyszłam się ciebie spytać. Ale to chyba był błąd - powiedziałam przewracając oczami.
- Nie widziałem go dzisiaj - rzucił.
- Dzięki - prychnęłam i weszłam do szkoły.
Ku mojemu zdziwieniu, tam też nie znalazłam Leona.

Cały dzień nie było go w szkole. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie odbierał. Martwiłam się o niego. Szukałam powodu jego nieobecności. Pierwszą myślą była choroba. Jednak mógł do mnie napisać lub zadzwonić. Nie zrobił tego, co było cholernie przykre.

Po szkole postanowiłam do niego pójść, sprawdzić co się z nim dzieje.
W drodze, jeszcze kilka razy próbowałam się do niego dodzwonić, ale za każdym razem przemiła kobieta oferowała mi nagranie wiadomości głosowej.

Drzwi do domu Verdasów otworzyła mi niewysoka, starsza kobieta. Z pewnością była to ich gosposia.
- Dzień dobry, czy jest może Leon? - spytałam od razu.
- Tak, jest w swoim pokoju - mówiła otwierając mi drzwi.
- Znam drogę - szepnęłam i ruszyłam w znanym mi już kierunku.
Kiedy stałam pod drzwiami do sypialni Leona, rozmyślałam jeszcze przez moment. Po wzięciu głębokiego wdechu zapukałam do drzwi. Gdy do moich uszu doszło ciche "proszę", otworzyłam drzwi.
Zobaczyłam Verdasa, leżącego na łóżku. Miał zamyślony wzrok. Dopiero kiedy przeniósł go na mnie, w jego oczach pojawiły się iskierki życia.
- Cześć - przywitał się.
- Nie było cie, nie odbierałeś - zaczęłam wymieniać - co się dzieje?
- Nic - mruknął. Przyjrzałam się mu dokładnie. Nie wyglądał jak kiedyś. Jego oczy były podpuchnięte, zamyślone. Jakby nie spał całą noc z powodu długich przemyśleń.
- Jasne, właśnie widzę - powiedziałam i usiadłam obok niego - Powiedz mi co się dzieje. Nie jesteś chory. Więc jaki jest powód twojej nieobecności i ignorowania mnie? Chyba należą mi się jakieś wyjaśniania!?
- Nie chce o tym gadać.
Spojrzałam na niego. Wyglądał jak wrak człowieka. Chciałam mu pomóc, ale nie wiedziałam jak, a przede wszystkim on nie dawał sobie pomóc.
- Nie ma sprawy, już mnie nie ma - rzuciłam i wstałam z łóżka.
Totalnie mnie ignorował. Musiałam to wszytko przemyśleć, od początku, krok po kroku.
Kiedy chwyciłam za klamkę spojrzałam na niego ostatni raz. Miałam nadzieję, że coś powie, zatrzyma mnie. Jednak musiałam pogodzić się z rozczarowaniem. Nie odezwał się. Swoim zachowaniem ranił mnie. Do moich oczu naszły słone łzy. Czym prędzej opuściłam posiadłość Verdasów.

Po powrocie do domu nie miałam ochoty na nic. Jedyne co zrobiłam, to odrobiłam lekcje i się pouczyłam na następny dzień.
Wieczorem jeszcze raz spróbowałam zadzwonić do szatyna. Ponownie nie odbierał.
Bezsilnie położyłam się i zasnęłam.


* * * * * * * 


Następnego dnia wstałam niewyspana. całą noc myślałam, nie mogłam zasnąć. Szukałam powodu zachowania Leona. 
Może to przez moje wypytywanie o Clarę go tak przygnębiło? Ale przecież nie prostował, kiedy to robiłam..

Szłam do szkoły z nadzieją, że spotkam w niej Leona, że wszystko sobie wyjaśnimy.

Miałam nadzieję do ostatniej chwili. Czekałam na niego przy wejściu. Jednak i tego dnia nie pojawił się w szkole. 
Pierwszą lekcją był angielski. Kiedy nauczycielka zobaczyła, że obok mnie nie ma Leona, uśmiechnęła się szyderczo. Miałam ją gdzieś, nie obchodziła mnie wtedy. Miałam inny, ważniejszy problem. 

Podczas pobytu w szkole miałam głowę w chmurach, a raczej w myślach z Leonem w roli głównej. Kilka razy próbowałam się z nim skontaktować, jak zawsze bez skutku.

Po lekcjach, jakaś nieznana siła ciągnęła mnie w stronę domu Verdasa. Jednak byłam silna i nie dałam jej za wygraną. 
Po powrocie do domu, Fede bezskutecznie próbował ze mną porozmawiać. Spławiałam go, jak najlepiej umiałam. Nie miałam sił na rozmowę. Nie chciałam też mówić bratu, że Verdas mnie skrzywdził swoim postępowaniem. 


* * * * * * * 


Kolejny dzień, kolejna nadzieja. Historia z nieobecnością Leona w szkole, nieodbieraniem moich telefonów powtarzała się przez kilka dni. 
Ostatecznie miałam już dosyć jego szczeniackiego zachowania, uciekania od problemu, którego nie pozwalał mi poznać. 

Minęły 4 dni od naszego spotkania. Tęskniłam za nim jak szalona, ale też byłam na niego jeszcze bardziej zła. 
Musiałam z nim porozmawiać. Koniec z uciekaniem, ignorowaniem i tym wszystkim co dotychczas robił. 
Po szkole poszłam do niego. Tak jak ostatnim razem, drzwi otworzyła mi gosposia. 
Czym prędzej udałam się do jego pokoju. Delikatnie zapukałam w zamknięte drzwi. Nie usłyszałam pozwolenia na wejście, ale nie obchodziło mnie to. 
Kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam mojego ukochanego. Leżał na łóżku, miał zamknięte oczy. Pewnie spał. Podeszłam bliżej i usiadłam na łóżku. Przez moment przyglądałam się jego idealnej twarzy, rozczochranym włosom. Kochałam go tak mocno.... 
Tęskniłam za jego ustami, jego ciepłymi wargami, które pieściły moje podczas każdego pocałunku. 

Nachyliłam się więc nad nim i złożyłam słodki pocałunek na jego ustach. Nim się obejrzałam, chłopak otworzył oczy.
- Hej - szepnęłam cicho.
- Cześć Vilu - miał seksowną chrypkę. 
- Musimy porozmawiać. Tęsknie za dawnym Leonem - zaczęłam, na co on westchnął - Proszę powiedz mi, czy twój stan ... Jest spowodowany naszą ostatnią rozmową o Clarze? 
- Vilu.. 
- Tak czy nie? To przez to, że tak o nią wypytywałam? - podniosłam głos, a on odwrócił wzrok w inną stronę.
- Tak! O to chodzi! To mnie przytłacza! - on też się uniósł. Następnie wstał z łóżka i podszedł do okna. Patrzył na coś znajdującego się za szklaną taflą. 
- Ale przecież tyle razy pytałam się ciebie, czy mam przestać o nią pytać! Nigdy nie powiedziałeś, bym przestała.
- Nie mogłaś się domyślić, że to jest dla mnie ciężki temat?! - mówił, wciąż patrząc przez okno.
- Domyślić się? To ty mogłeś powiedzieć, żebym przestała!
- Przestań. Mogłaś przestać, ale nie! Twoja ciekawość nie była do końca zaspokojona! - mówił, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy. 
Wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia. 
- Wiesz, nie wiem po co tu przychodziłam. Głupia, miałam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśnimy i przestaniemy się kłócić - tłumaczyłam kręcąc bezradnie głową. 
Kiedy Leon spojrzał na mnie, z jego oczu zniknęła złość, która dotychczas w nich gościła. Na jej miejscu pojawił się żal i skrucha.
- Vilu... - szeptał podchodząc do mnie. 
- Oskarżasz mnie o wszystko, jakbyś był bez winy! - mówiłam zapłakanym głosem - A ty? Ty totalnie mnie ignorowałeś! Dzwoniłam do ciebie dzień w dzień. Za każdym razem, z nadzieją, że może odbierzesz. Nie odebrałeś ani razu!
- Vilu, ja... - próbował coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam mu dojść do słowa. 
- Daj spokój. Nie ma o czym gadać - rzuciłam i wyszłam z jego pokoju. 

Szłam uliczkami gwarnego Buenos Aires. Otaczali mnie uśmiechnięci ludzie, pełni radości i szczęścia. Ja byłam ich totalnym przeciwieństwem. 

Cały wieczór przepłakałam. Leon dzwonił do mnie kilka razy, jednak ja ignorowałam go. 
Chciałam, by zrozumiał, że wina leży po obu stronach i że nie powinien mnie o wszystko obwiniać! 
Zamyślona, zapłakana... zasnęłam.


* * * * * * * *


Kolejnego dnia postanowiłam się pójść do szkoły piechotą. Szlam i myślałam. Kilka razy uroniłam łzę. 
Kiedy weszłam do szkoły zobaczyłam przyjaciółki. Podeszłam do niech i się  przywitałam.
- Hej dziewczyny!
- Cześć - odpowiedziały. 
Nagle ich wzrok przeniósł się ze mnie na coś za mną. odruchowo obróciłam się. Żałowałam tego, bo moi oczom ukazał się mój chłopak. Szybko odwróciłam się i stałam do niego tyłem. 
- Leon, jesteś! - krzyknęła wesoło Cami.
- Tak, jestem... - mówił cicho. 
- Co się z tobą działo? - dodała Fran.
- Nie istotne - spławił je, a ja prychnęłam - Vilu, możemy porozmawiać? 
- Nie teraz - rzuciłam i odeszłam od niego. Po chwili dołączyły do mnie moje przyjaciółki.
- Sprzeczka? - spytałam Ludmi.
- Można tak powiedzieć.

Podczas lekcji cały czas czułam na sobie wzrok Verdasa, ale ignorowałam to. 
Podczas przerw unikałam go na ile dałam rady. 
Kiedy podczas jednej z ni ch szłam korytarzem, potknęłam się o coś... możliwe, że o własną nogę. Z rąk wypadły mi wszystkie notatki, które trzymałam. Westchnęłam cicho i kucnęłam, by je pozbierać. 
Ku mojemu zdziwieniu, ktoś zaczął mi pomagać. Podniosłam wzrok i od razu tego pożałowałam. Tą osobą był Leon. Przeniosłam się do postawy wyprostowanej.
- Dzięki - mówiłam, przejmując od niego kartki.
- Nie ma za co Vilu - mówił miłym, ciepłym głosem. 
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w przeciwnym kierunku. Moja "ucieczka" jednak nie trwała zbyt długo. Wtem poczułam na nadgarstku jego dłoń. Momentalnie odwróciłam się w jego stronę.
- Porozmawiajmy - prosił. 
- Później, nie mam teraz czasu.
- Vilu..
- Nie,, - już miałam kończyć, kiedy przerwały mi usta Leona. Pocałował mnie, Na początku cieszyłam się chwilą. Bardzo tęskniłam za jego ciepłymi wargami. Jednak potem się opamiętałam i oderwałam się od niego. 
- Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyknęłam. Wyglądał na zdezorientowanego - Nie możesz mnie o coś obwiniać, a potem mnie całować, bo taką masz ochotę! 
Następnie odwróciłam się i odeszłam. 


Przy wyjściu ze szkoły czekał na mnie Leon. Posłał mi lekki uśmiech. 
- Przejdźmy się - oświadczył i położył dłoń na dolnym odcinku moich pleców. 
Maszerowaliśmy alejkami parku przez dłuższą chwilę. Oboje milczeliśmy. W końcu nie wytrzymałam. 
- No więc? 
Spojrzał na mnie oczami pełnymi miłości i żalu. Chwycił mnie za ramiona i delikatnie się zbliżył. 
- Przepraszam. Nie jesteś temu wszystkiemu winna. Oboje nie postępowaliśmy rozsądnie. Tak bardzo cie proszę, nie kłóćmy się. Zrozumiałem już wszystko...
Patrzyłam na niego, delikatnie się uśmiechając. Stało się coś, na co czekałam od dłuższego czasu. 
Szerzej się uśmiechnęłam i położyłam swoje dłonie na jego policzkach. Następnie podeszłam do niego bliżej i wspięłam się na palce. Ostatecznie złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek. 
Leon delikatnie gładził moje plecy, powodując gęsią skórkę na moim ciele. 
W pewnym momencie szatyn przerwał pocałunek i z zaciekawieniem spojrzał na coś za mną. 
Szybko się obróciłam. Zobaczyłam śliczna blondynkę. 
- Kto to? -spytałam nerwowo.
- To Emma - mówił cicho, wciąż wpatrzony w dziewczynę.
- A kim jest Emma? 
- To siostra Clary. - odpowiedział, a ja zastygłam. 
Kolejna dziewczyna z przeszłości mojego ukochanego..




Kolejną (nową) część dedykuję Blair Waldrof :*


Tyle przecierpiałam, by dojść do porozumienia z Leonem... A tu nagle zjawia się siostra Clary i może wszystko zniszczyć.
Głośno przełknęłam ślinę, co chwila spoglądając to na Leona, to na Emme. Oni patrzyli na siebie, jakbym kompletnie nie istniała. To okropnie bolało. 
W pewnym momencie dziewczyna zaczęła iść w naszym kierunku. Bajka powoli przeradzała się w koszmar. 
- Leon - zaczęła, kiedy stała już przed nami. Nagle Verdas zrobił krok do przodu i ją mocno przytulił. Stali tak przez moment, a mi pękało serce. Widok Leona, przytulającego inną dziewczynę był okropny. Na moment przymknęłam powieki, by nie cierpieć jeszcze bardziej. 
- Co ty tutaj robisz? - słyszałam głos szatyna. 
- Przyjechałam, bo muszę ci coś powiedzieć i przekazać. Zbyt długo z tym zwlekałam - mówiła cichym, słodkim głosem - A kto to? 
Szybko otworzyłam oczy. Oboje patrzyli na mnie z zaciekawieniem. 
- To Violetta - rozpoczął Verdas. 
- Cześć - przywitała się, wyciągając rękę w moim kierunku. 
- Hej - podałam jej dłoń. Miałam nadzieję, że Leon zaznaczy, kim dla niego jestem. Nic takiego się jednak nie stało. Było coraz ciekawiej....
- Czy moglibyśmy się dzisiaj spotkać, porozmawiać? - spytała Emma. 
Pełna nadziei spojrzałam na szatyna. On jednak wciąż przyglądał się dziewczynie. Szczerze mówiąc, chciałam by jej odmówił. Przed chwilą się pogodziliśmy, tak bardzo za nim tęskniłam. Miałam ochotę się nim nacieszyć. A ona wszystko rujnowała.
- Wiesz - zaczął Verdas - W sumie, to tak. 
Wytrzeszczyłam oczy, a moja twarz była pełna złości. Mogłam tak reagować, ponieważ oni nawet na chwilę na mnie nie zerknęli. 
Na twarzy Emmy pojawił się piękny uśmiech. Była śliczna. Idealna dziewczyna - to jej określenie. 
Mogła robić co jej się podoba. Przecież nie wiedziała, że jestem dziewczyną Verdasa. Mogła go uwieść, rozkochać... 

Podczas ich konwersacji byłam tak zwanym trzecim kołem u wozu, kompletnie niepotrzebna. 
- A teraz masz czas? - zapytała, a Leon na mnie spojrzał. W końcu poświęcił mi moment. 
- Możemy na stronę? - spytał mnie chłopak. Kiwnęłam twierdząco głową.
Kiedy znaleźliśmy się w odpowiedniej odległości, rozpoczęłam konwersację.
- Możesz mi powiedzieć co tu się dzieje?! - byłam zdenerwowana. 
- Vilu, porozmawiamy później, dobrze? 
- Nie rozumiem..
- Chcę z nią porozmawiać - odpowiedział. Wydawał się być bardzo zniecierpliwiony, jakby nie mógł doczekać się tej rozmowy. 
- To idź, nie widzę problemu - rzuciłam. Patrzyłam na jego malinowe usta, pragnęłam ich, a poza tym chciałam pokazać tej całej Emmie, kim dla niego jestem. 
Chwyciłam więc głowę Leona w dłonie, wspięłam się na palce i mocno go pocałowałam. On szybko objął mnie talii i przyciągnął do siebie.
Po oderwaniu się od siebie, szepnęłam.
- Jesteś mój i tylko mój, pamiętaj - i ponownie wpiłam się w jego usta. 
Po pewnym czasie musieliśmy się rozłączyć. 
- Wiem Vilu. Kocham cie - szepnął mi na ucho i pocałował mnie w czoło. Potem puścił oczko i odszedł.
Zostawił mnie, jednak ja mu na to pozwoliłam...


~Leon~

Szczerze mówiąc miałem lekkie wyrzuty sumienia, że tak po prostu zostawiłem Violettę. Jednak cholernie chciałem się dowiedzieć, co ma mi do przekazania Emma.
Ta dziewczyna nie była nigdy dla mnie kimś ważnym. To po prostu młodsza siostra Clary. Jednak wszystko co było związane z Clarą, było ważne i niosło za sobą wspomnienia.
Kiedy weszliśmy do pierwszej napotkanej kawiarni, zamówiliśmy jakiś napój i zaczęliśmy rozmawiać.
- No więc, co chcesz mi powiedzieć?
- Na początku to, że dobrze cie widzieć. Nic się nie zmieniłeś Leon... - mówiła z uśmiechem na twarzy - Ostatni raz widzieliśmy się na pogrzebie..
- Racja - chciałem zmienić temat - No więc?
- Przed śmiercią, Clara powiedział mi, że jak umrze, chce abym przekazała ci pewną rzecz.
- Jaką rzecz?
Nagle dziewczyna wyjęła małe pudełko, owinięte wstążką. Po chwili mi je podała.
- Otworzysz, jak będziesz sam - dodała.
- Dobrze. A co w nim jest?
- Tego nie wiem.
- Ok, a co u ciebie?

Rozmawialiśmy z 2 godziny. Później pożegnaliśmy się i rozstaliśmy. Ruszyłem w kierunku parku, by tam otworzyć tajemnicze pudełko.
Kiedy już usiadłem na ławce, spojrzałem na nie. Z jednej strony byłem ciekawy jego zawartości, z drugiej, bałem się.
Ostatecznie pociągnąłem za wstążkę i podniosłem pokrywkę.
W środku znajdowały się zdjęcia robione polaroidem. Małe, uwieczniające chwile. Pamiętam, jak robiliśmy je, kiedy Clara postanowiła korzystać z życia, bo wiedziała, że nie zostało jej już zbyt wiele czasu. Zwiedzaliśmy, bawiliśmy się, podróżowaliśmy.
Uśmiechnąłem się pod nosem, na myśl o cudownych wspomnieniach. Przejechałem kciukiem po zdjęciu. Ja, ona, oboje szczęśliwi i zakochani.
Powinienem o niej zapomnieć, a przynajmniej nie posiadać rzeczy, które przypominałyby mi o niej. Powinna pozostać w mojej głowie, nie w życiu. Teraz była Violetta i tylko ona się liczyła.
Wstałem. W oczach zebrały mi się łzy, jednak uważałem, że robię prawidłowo.

Wróciłem do domu. Wsiadłem na motor i pojechałem na most. Kiedy już tam byłem, podszedłem do balustrady i oparłem się o nią. Starłem spływające po moich policzkach łzy. Potem uniosłem pudełko wraz z zawartością i ostatni raz je otworzyłem. Musiałem zapomnieć.
Szybko je zamknąłem i puściłem. Z  cichym pluskiem wpadło do wody.
Przez moment myślałam. Następnie postanowiłem wrócić do domu...




~Violetta~



Po powrocie do domu, co chwila spoglądałam na telefon, sprawdzając, czy może nie dzwonił Leon. 
Był piątek, rodzice pojechali w delegację, Fede poszedł do klubu, Olga dawno już spała. Siedziałam i czekałam na jakiś znak od Leona. 
Dawno minęła 1:00 w nocy, a ja nadal czekałam. 
Nagle usłyszałam, jak ktoś puka do szklanych drzwi balkonowych. Na początku się przestraszyłam. Kto normalny przyszedł by do mnie o tej porze?! Była jedna taka osoba... Leon Verdas. 
Szybko podbiegłam do drzwi balkonowych i je otworzyłam. Moim oczom ukazał się szatyn. Był ubrany w czarną bluzę. W mroku, ledwo go widziałam. Bardzo pomagała mi jednak zapalona lampka nocna. Nim zdążyłam coś powiedzieć, Verdas wpił się w moje usta. Nie przeszkadzało mi to, a nawet byłam zadowolona.
Całowaliśmy się namiętnie, moje podniecenie rosło z każdą sekundą. Ostatecznie zaczęłam rozpinać bluzę Verdasa. kiedy to zauważył, zaczął mnie również rozbierać....




~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~







Hej Wam!
Ale się porobiło..
No cóż, nie będę tłumaczyć wszystkiego jeszcze raz.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
:D

Liczę, że druga, nowa część się Wam podoba. 
Jest krótka ( i to bardzo) ale nie miałam siły na coś dłuższego. 
Wybaczcie..

Czyżby rozdział życia Leona związany z Clarą był zakończony?
Zobaczymy :D


* * *

Następny rozdział najprawdopodobniej w weekend :)
Może w tygodniu, jak znajdę trochę czasu...

Bay!
Wasza Olka ;)