Strony

środa, 27 lipca 2016

.07.


Rozdział dedykowany Gabrieli Górniak ♥♥♥


Cisza. Przez jednych znienawidzona, przeze mnie ubóstwiana. Daje czas na przemyślenie wielu rzeczy, tak jak w tym momencie. Otacza mnie i Noah z każdej strony. Boję się spojrzeć mężczyźnie w oczy, ponieważ wiem, że patrzy na mnie zachęcająco. Jestem rozdarta. Chcę, a nie mogę. Chcę, a boję się. Chcę, a nie jestem już niczego pewna. Może nie powinnam niczego mówić? Przecież ja prawie go nie znam. Jednak czuję, że jest mi bliższy niż rodzice. 
W końcu zbieram w sobie resztki sił i przenoszę wzrok na Noah. Tak jak myślałam, jego wzrok jest ciepły, pełen miłości i delikatności. Wiem, że czeka aż cokolwiek powiem. Wiem też, że nie będzie mnie pospieszał. Chce, żebym powiedziała to pomimo braku presji. 
- Jeśli nie jesteś w stanie... - zaczyna, marszcząc brwi.
- Jestem, ale potrzebuję jeszcze minutkę - informuję i patrzę w sufit, aby pozbyć się ostatnich łez. Głęboko oddycham i neutralizuję strach.
- Zacznij tą rozmowę, bo sama nie wiem od czego zacząć - mówię po upływie paru sekund. Potem przenoszę wzrok na mężczyznę i mrużę zachęcająco oczy. On delikatnie przesuwa się bliżej mnie i bierze moją kruchą i trzęsącą się jeszcze dłoń w swoją większą, męską. Chłoniemy swoje spojrzenia, póki Noah się nie odzywa:
- Boisz się mężczyzn - stwierdza cicho, na co kiwam głową. Czuję kojący dotyk palców mężczyzny - Jestem praktycznie pewien, że skrzywdził cię jeden z nich. Nie wiem jednak, co się dokładnie stało. A żeby ci w jakiś sposób pomóc, muszę to wiedzieć - kończy. 
Głośno przełykam ślinę. Nie wiem od czego zacząć. Każdy normalny powiedziałaby "od początku". Jednak łatwo jest to powiedzieć, gorzej wcielić w życie. 
- Nigdy nikomu o tym nie mówiłam - zaczynam cicho. Wzdrygam się na dźwięk mojego głosu. Jest ochrypły i niepewny - Przez wiele lat dusiłam to w sobie, nie chciałam robić problemu. Jednak myślę, że po prostu bałam się, że osoba, której się zwierzę, uzna to za problem, coś okropnego i odpychającego - opowiadam wpatrzonemu we mnie Noah.
- Proszę, opowiedz mi tyle, ile możesz i chcesz - szepcze kojąco mężczyzna. 
Wstaję z łóżka, na którym oboje siedzimy i podchodzę do okna. Stoję tyłem do przyjaciela, przodem do zachodu słońca, który rozciąga się nad rzymskimi dachami. Biorę wdech i powracam do przeszłości:
- To było 4 lata temu. Dużo czasu, zarazem i bardzo niewiele. Jak może wiesz wyjechałam z Nowego Jorku do Londynu, aby studiować. Ta decyzja nie podobała się moim rodzicom, ale chciałam zmienić otoczenie, zmienić coś w swoim życiu. Na studiach szło mi bardzo dobrze, miałam wielu przyjaciół, chodziłam na imprezy, bawiłam się - milknę na krótka chwilę, aby unormować oddech - Pewnego wieczoru razem z Chloe, moją znajomą poszłyśmy do klubu. Na dobry początek wypiłyśmy kilka drinków i poszłyśmy tańczyć. Potem znowu piłyśmy, bawiłyśmy się razem lub z przypadkowymi facetami. Poszłam do toalety, a kiedy z niej wychodziłam ktoś złapał mnie za rękę. Nie bałam się, myślałam, że facet chce ze mną zatańczyć. Zaczął błądzić dłońmi po moim bardziej odkrytym niż zakrytym ciele. Podobało mi się to, ale nagle zaczął mnie ciągnąć w nieznanym kierunku. Nie widziałam jego twarzy, ponieważ było niesamowicie ciemno. Zaczęliśmy biec, a potem opuściliśmy klub. Wiedziałam do czego to wszystko zmierza. Zaczęłam się wyrywać, ale to nie zadziałało. Postanowiłam zadzwonić do Chloe, ale on to zauważył i wyrwał mi telefon. Krzyczałam, a on uderzył mnie w policzek. Postanowiłam mu oddać, jednak zatrzymał moją rękę i ścisnął ją niesamowicie mocno. Chciałam uciec, ale zaczęło mi brakować sił. A kiedy zaczął mnie przyciągać bliżej siebie, zamknęłam oczy. Wiedziałam, że jestem już bezradna. Myślałam, że może jeśli przestanę się buntować, potraktuje mnie delikatnie, zostawi mnie. Myliłam się. Od razu poczułam jego obleśny dotyk na udach. Zaczął mnie macać - czuję za sobą ciepło. Obracam się i widzę Noah, który stoi za mną z oczami pełnymi bólu i nienawiści. Przytula mnie od tyłu, dając mi pocieszenie - Potem przerzucił przez ramie i zaczął gdzieś nieść. W końcu postawił na nogi i zobaczyłam, że jesteśmy w jakiejś ślepej uliczce, gdzie nie było żadnej żywej duszy. Jedynie latarnia, która ułatwiała mu dojście do moich majtek. Zaczęłam krzyczeć, bić go, ale na nic. Jedynie ponownie mnie uderzył i wyzwał - nerwowo ścieram słone łzy z policzków - Chciałam umrzeć. Wolałam zginąć niż zostać w ten sposób skrzywdzona. Potem wszystko działo się szybko. Rozdarł mi bieliznę i zaczął swoją robotę - w tym momencie stoję wtulona w klatkę piersiową przyjaciela i cała drżę. Drżę, łkam, na nowo to przeżywam. Noah gładzi mnie po plecach i delikatnie mruczy przy uchu. Mocno zaciskam dłonie w pięści na jego koszuli i wciąż płaczę. 
- Ze mną nic ci nie grozi - tłumaczy.
- Noah, zostałam zgwałcona! Jestem w jakiś sposób skażona, nieczysta, brudna od jego dotyku. Stałam się jego zabawką, pomogłam mu się zaspokoić. 
- Vilu - przyciska mnie mocniej do siebie.
- Od tamtego czasu nienawidzę mężczyzn. Boję się ich, ich obecności, wzroku, głosu... Wszystkiego, co jest z nimi związane. Na samym początku było to dla mnie nie do wytrzymania. Czas jednak leczył rany. I teraz jestem tu, wciąż przepełniona lękiem. 
- Dlaczego się mnie nie boisz?
- Jesteś gejem, a to z pewnością mnie uspokaja. Od samego początku czułam, że jesteś kompletnie niegroźny i się nie myliłam - mówię, patrząc mu w oczy.
- Cieszę się - całuje mnie w czoło i wciąż trzyma w żelaznym uścisku - Rozumiem, że do Verdasa nie czujesz tego samego...
Gdy słyszę imię wspólnika cała się wzdrygam. Powraca sytuacja, jaka miała miejsce jeszcze chwilę temu. Postanawiam więc opowiedzieć ją Noah.

- Dziękuję - szepcze mężczyzna, kiedy leżymy na łóżku. Powiedziałam mu o wszystkim i czuję się z tym niesamowicie dobrze.
- Ja też - wtulam się w niego i zaciągam przyjemnym zapachem umytego ciała.
- Vilu, nie jesteś w żaden sposób nieczysta. Nie mów tak. Jesteś po prostu skrzywdzona.
Kiwam twierdząco głową i zamykam oczy, mocniej wtulając się w jego klatkę piersiową. Zasypiam.

Budzi mnie dźwięk budzika. Od razu go wyłączam i jeszcze na chwilę pogrążam się we śnie. Następnie wstaję i zmierzam do łazienki. Opieram się o umywalkę i wpatruję się w swoje lustrzane odbicie. Gdybym powiedziała, że wyglądam strasznie, skłamałabym. Wyglądam jak wszystkie nieszczęścia razem wzięte i umieszczone w moim niewielkim ciele. Wzdycham ciężko i przejeżdżam dłonią bo brązowych włosach. Następnie odpycham się od umywalki i zrzucam z siebie koszulę nocną. Nalewam do wanny wody i kilka kropel olejku do kąpieli. Potem zanurzam się w ciepłej cieczy, która sprawnie rozluźnia moje mięśnie. Po upływie 20 minut wychodzę z łazienki i zmierzam do szafy, by wybrać strój. Ostatecznie zakładam skromną sukienkę w kolorze khaki. Układam włosy i maluję się. Gotowa wychodzę na korytarz, gdzie czeka już na mnie przyjaciel.
- Dzień dobry - mówi radośnie i przytula mnie. Chcę poczuć jego bliskość i bezpieczeństwo, dlatego też mocniej się w niego wtulam.
- Gdzie Verdas? - pytam, kiedy zmierzamy do windy.
- Nie mam pojęcia i w ogóle mnie to nie obchodzi - prycha. Stanowczo zmienił nastawienie w stosunku do mojego wspólnika po moim wczorajszym wyznaniu. Próbuję odgonić tamto wspomnienie, ale gdy mijamy miejsce, w którym wczoraj Verdas przeprowadzał swoją "próbę", ciarka przechodzi po moim ciele. Przyspieszam kroku, a powietrze wypuszczam dopiero, gdy drzwi windy się zamykają. Zjeżdżamy do restauracji i znajdujemy wolny stolik. Verdasa wciąż nie ma, ale jest mi to na rękę.
Kiedy kończymy śniadanie pojawia się zguba. Szybko idąc, zapina ostatnie guziki białej koszuli.
- Czyżby się zaspało? - pyta Noah, kiedy podchodzi bliżej. Jego ton ocieka złością i kpiną. Leon nie odpowiada na pytanie, a jedynie prycha i przewraca oczami. Jest perfekcjonistą i niedopuszczalne jest zaspanie. Gdy nasze spojrzenia krzyżują się, znowu się spinam. Jego wyraz twarzy łagodnieje, a usta układają się w coś na kształt uśmiechu. Szybko odwracam wzrok na przyjaciela, który z zaciekawieniem przygląda się sytuacji. Stukam nerwowo paznokciami, oczekując na Noah. Przez następne 15 minut czuję wzrok wspólnika na sobie, dlatego też nie czuję się dobrze. Mam chęć uciec jak najdalej. Nie mam ochoty na niego patrzeć. Skoro wiedział, że coś jest ze mną nie tak, nie powinien na siłę tego sprawdzać. Przez niego czuję się jak gówno, wszystko wróciło. Ale czy jestem na tyle silna, by się nie poddać?
Moje przemyślenia przerywa dźwięk telefonu. Nagle Noah przeszukuje kieszenie marynarki, a ja zamykam oczy. Modlę się, by nie odszedł od stołu. Kiedy lekko otwieram powieki widzę, że patrzy na mnie przepraszająco i wstaje od stołu. Głośno przełykam ślinę. Znowu jesteśmy sami, a powietrze staje się ciężkie.
- Co do wczoraj - zaczyna, a ja podnoszę się z miejsca. Nie mam zamiaru znowu się rozpłakać, pokazać, jak słaba jestem. Dosyć.

Czekam na skórzanej kanapie w przestronnej recepcji. Staram się uspokoić i wyglądać tak, jakby powrót do wczorajszego zdarzenia mnie nie przestraszył.
- Tu jesteś - słyszę głos przyjaciela. Idzie w moim kierunku, a za nim, swoim zmysłowym krokiem Verdas - Dlaczego wyszłaś?
- Musiałam - urywam i na moment spoglądam na Verdasa - Musiałam się przewietrzyć - kończę.
- No dobrze - mówi z niepewnością Noah - Auto już czeka.
Kiwam energicznie głową i podnoszę się z miejsca. Idę ramię w ramię z przyjacielem. Wspólnik znajduje się za nami. Coś mnie kusi, by na niego spojrzeć. Więc poddaję się i delikatnie obracam twarz w jego stronę. Szuka czegoś w kieszeni marynarki, a potem zauważam niewielką paczkę papierosów w jego dłoni. Nagle przenosi wzrok przed siebie, a nasze spojrzenia ponownie tego dnia się krzyżują. Prędko odwracam głowę i pewnie ruszam przed siebie. Znowu gram, ale tym razem zewnętrznie. Wewnętrznie jestem wciąż rozdarta i poszukuję dobrego opatrunku, który pomógłby w uleczeniu mnie.

Biurowiec nie jest wysoki, ale wewnątrz jest bardzo przestronnie. Sekretarka obdarza nas sztucznym uśmiechem i prowadzi do pana Colettiego. Wchodzimy do jego biura i się witamy. Cały czas czuję wzrok Verdasa na sobie i już sama nie wiem, dlaczego to robi. Czy chce znaleźć jakiś błąd? A może jest ciekaw mojej reakcji na spotkanie z kontrahentem? Niczego już nie wiem.
- Miło mi panią poznać, panno Catillo - młody mężczyzna o wyraźnych, włoskich rysach twarzy podaje mi dłoń. Niepewnie ją ściskam i układam usta w delikatnym uśmiechu.
- Wzajemnie - odpowiadam. Następnie mężczyzna wita się z moimi towarzyszami, po czym wszyscy zajmujemy miejsca na niewygodnej, białej kanapie. Siedzę pomiędzy Verdasem, a Noah. Kanapa jest zbyt mała, by każdy z nas mógł wygodnie usiąść. Dodatkowo całą lewą stroną stykam się z umięśnionym ciałem wspólnika, co nie pozwala mi na racjonalne myślenie.
- Za plac, który mam zamiar od państwa odkupić postanawiam zapłacić 4 miliony euro. To jest moja ostateczna propozycja - mówi pan Coletti. Ma może 30 lat i wygląda bardzo dobrze. Normalna kobieta pewnie zaczęłaby z nim flirtować. We mnie jednak jego wygląd budzi lęk. Chcę jak najszybciej skończyć to spotkanie i ulotnić się do innego miejsca, z dala od mężczyzn.
- Zgadzam się - potwierdzam i delikatnie się uśmiecham. Verdas wyjmuje z teczki dokumenty i kładzie je na biurko. Włoch podpisuje je i zerka na mnie.
- Robić interesy z taką kobietą to czysta przyjemność - ogłasza, a uśmiech z mojej twarzy znika. Odchrząkuję i staram się nie zachować dziwnie. Nagle czuję ciepły dotyk na łopatce. Spoglądam na Noah, a on pocieszająco się do mnie uśmiecha. Przygryzam dolną wargę i głęboko oddycham.
- To chyba wszystko - ogłasza Coletti - Jednak może mają państwo chęć zostać na kawę lub herbatę?
- Nie - mówię szybko - Dziękujemy - kończę uprzejmie. Jeszcze tego by mi brakowało. Kolejne 30 minut w obecności nieznajomego mężczyzny.
- Nie da się pani namówić? - rzuca szelmowsko.
- Zdecydowanie, nie - ciągnę i podnoszę się z miejsca - Cieszę się z współpracy, ale musimy już iść.
Mężczyzna podnosi się z miejsca i ponownie wyciąga dłoń w moim kierunku.
- Ja również się cieszę - w jego głosie słyszę kokieteryjny ton. Oddycham miarowo i uspokajam się w myślach. Przecież nic mi nie grozi, zaraz stąd wyjdę.
Ściskam szorstką dłoń nowego kontrahenta i zmierzam do wyjścia. To samo robią moi towarzysze.
- Do widzenia - rzucam w miarę miło i wychodzę. Zaraz potem Verdas mówi:
- To był błąd - patrzę na niego niepewnie.
- Nie rozumiem.
- Powinniśmy zostać na kawie. Tak robią wspólnicy - tłumaczy i nerwowo przeszukuje kieszenie.
- Nie uważam to za konieczność - syczę, kiedy wychodzimy z budynku. Leon zatrzymuje się na moment, by zapalić. My idziemy dalej.
- Wszystko dobrze? - pyta przyjaciel.
- Nie wiem. Mam już dość - przyznaję i wsiadam do auta.
Po upływie 5 minut dołącza do nas poranna zguba i ruszamy do hotelu. Atmosfera jest napięta. Nie zniosę dłużej towarzystwa Verdasa, jego uwag i komentarzy związanych z pracą. Nie wspominając już o jego "sprawdzaniu" czegokolwiek. Chcę znaleźć się w swoim łóżku i zapomnieć o wszystkim, co mnie męczy.
Wracam do pokoju hotelowego i czym prędzej zrzucam z siebie sukienkę. Postanawiam razem z przyjacielem pójść popływać w hotelowym basenie. Wiążę włosy w koka i przeszukuję walizkę. Kiedy znajduje bikini idę do łazienki i je zakładam. Przyglądam się sobie i w głowie zapala mi się czerwona lampka. Moje ciało jest praktycznie nagie. Okryte marnymi skrawkami czarnego materiału. Może będę w jakiś sposób działać na mężczyzn? Może przez to będą na mnie patrzeć? A przecież tego chcę uniknąć..
Załamana siadam na łóżku i zakrywam twarz dłońmi. Dlaczego to jest tak trudne? Dlaczego nie mogę zapomnieć? Postanawiam jednak być silna. Będę tam przecież z Noah, a przy nim mi nic nie grozi. Szybko więc zarzucam na siebie zwiewną sukienkę, chwytam torbę i wychodzę z pokoju. Na korytarzu czeka już mężczyzna, dlatego też uroczo się do niego uśmiecham.
- Gotowa? - pyta i całuje mnie w czoło. Kiwam twierdząco głową, w ramach odpowiedzi.

Basen nie należy do najmniejszych i znajduje się na zewnątrz budynku. Wszędzie są kobiety w skąpych strojach oraz mężczyźni, którzy eksponują swoje sylwetki. Łapię przyjaciela za rękę, a ten się do mnie uśmiecha. W końcu znajdujemy wolne leżaki i rozkładamy na nich hotelowe ręczniki. Zdejmuję sukienkę, wsmarowuję w ciało filtr i zakładam na nos okulary przeciwsłoneczne. Potem układam się na plecach, twarzą do słońca i zaczynam się opalać. Promienie słoneczne muskają moje spięte ciało. Chłonę witaminę D3 i od razu się relaksuję.
Po 30 minutach leżenia w promieniach słonecznych szturcham Noah.
- Hmm?
- Chodźmy popływać - proponuję i przenoszę się do pozycji siedzącej. Momentalnie mężczyzna wstaje i szeroko się do mnie uśmiecha.
- Mnie nie trzeba dwa razy prosić - puszcza do mnie oczko. Dołączam do niego i chwytam go za dłoń - Vilu, wyglądasz niesamowicie gorąco -komentuje, kiedy ogląda mnie od góry do dołu.
- Dziękuję - mruczę speszona.

Pływamy w chłodnej wodzie, relaksując się. Po pewnym czasie Noah postanawia pójść po coś do picia i zostawia mnie samą. Pływam więc jeszcze przez jakiś czas, a potem wchodzę z wody. Idąc w kierunku leżaka przejeżdżam wzrokiem po wszystkich gościach hotelowych. Tak jak ja niedawno, pławią się w słońcu. Nagle zauważam kogoś znajomego. Mrużę oczy i widzę Verdasa. Leży na leżaku po drugiej stronie basenu. Towarzyszą mu jakieś cytate laski, które z chęcią wskoczyłyby mu do łózka. Nagle nasze spojrzenia się spotkają. Ponownie nie potrafię spojrzeć w innym kierunku. Jego oczy są niesamowicie przyciągające. Potem widzę jak przejeżdża wzrokiem po moim ciele i ponownie wraca do oczu. Oddycham głęboko i szybko odwracam się w innym kierunku.

Po kolejnych 2 godzinach opalania postanawiam pójść po kolejny napój bezalkoholowy. Wracając z czymś do picia, drogę zachodzi mi umięśniony mężczyzna. Patrzę na niego niepewnie. Czuję jak serce zaczyna mi walić, a ręce nerwowo drżą.
- Od pewnego czasu cię obserwuje - zaczyna i posyła mi flirciarski uśmieszek. Robi mi się niedobrze.
- Przepraszam, ale muszę już iść - tłumaczę.
- Jesteś bardzo śliczną kobietą - unosi dłoń i przejeżdża jej wierzchem po mym rumianym policzku. Chcę uciec, ale nogi mam jak z waty. W końcu zbieram w sobie siły i ruszam przed siebie. On jednak łapie mnie za rękę. Ucisk mnie paraliżuje.
- Proszę mnie puścić - mówię chłodno.
- Nie udawaj niedostępnej, maleńka - puszcza do mnie oczko, a mnie zalewa zimny pot. Tylko nie to...
- Jakiś problem, kochanie? - słyszę za sobą. Mrugam kilka razy i niepewnie się obracam. Wytrzeszczam oczy, ponieważ widzę Verdasa. Ze złością patrzy na natrętnego mężczyznę i podchodzi bliżej mnie.






Witam!

Hejka po dłuższej przerwie :)
Nie byłam obecna, ponieważ byłam na wakacjach ♥
Ten rozdział pisany był na szybko, więc na pewno jest milion błędów. Chciałam go napisać, gdyż wyjeżdżam na ŚDM.

Mam nadzieję, że rozdział nie wieje nudą :/
Czekam na Waszą opinię w postaci komentarzy :*

A jak Wy spędzacie wakacje? Ja jestem w szoku, że już połowa za nami ;((
A jeśli ktoś wybiera się na ŚDM, albo już tam jest, to dajcie znać ;)

Buziaki i do następnego

Ola 

sobota, 9 lipca 2016

.06.



Rozdział dedykuję Naty :**




Maski.
Każdy z nas zakłada różne maski. Wybieramy jedną, w zależności od sytuacji, grona w jakim się znajdujemy czy, tak jak w moim wypadku, pozycji społecznej. Jak na zawołanie staję się człowiekiem odważnym lub radosnym, podczas gdy wewnątrz jestem złamana. Wśród znajomych jestem tą, za którą mnie uważają. Robię wszystko, aby dostosować się do grupy. Czasem nawet nieświadomie ją odziewam. Lecz nie tylko ja. Robi to każdy z nas, prawda?
Więc dlaczego je zakładamy?
Człowiek po prostu boi się pokazać, jaki jest naprawdę. Ukrywa głęboko schowane sekrety i słabości przed innymi. Kieruje nim wtedy strach przed zranieniem i krzywdą. Boi się braku akceptacji i odrzucenia. Mamy lęk przed pokazaniem prawdziwego siebie nawet przed najbliższymi nam osobami. Maskę bowiem możemy zdjąć tylko wtedy, gdy jesteśmy sami. Wówczas nie musimy udawać kogoś kim nie jesteśmy. Nie musimy też dostosowywać się do otoczenia i wymagań, które są nam stawiane. 
Gramy.
Gramy w chwili konieczności. Ukrywamy swoje uczucia, pokazujemy swą uśmiechniętą twarz, podczas gdy w środku przeżywamy tragedię. Ludzie nie oczekują od nas dzielenia się problemami, więc tego nie robimy. Dusimy je w sobie i udajemy, że wszystko jest w porządku. 
Można oszukiwać innych zakładając maskę. Jednak bardzo trudno jest kłamać oczami. Przez nie bowiem można odczytać każdą emocję i kłamstwo. 
Bardzo trudno jest spojrzeć w oczy komuś. Sobie jednak jest najtrudniej. Ciężko jest spojrzeć w swoje odbicie lustrzane i spytać - Kim ty jesteś?

- Gotowa? - pyta Noah, gdy wsiadam do jego auta by udać się na lotnisko. 
- Tak - mruczę cicho i zapinam pasy bezpieczeństwa. W aucie czuć zapach Noah. Nutka kawy wymieszana z miętą. Tapicerka jest wykonana z czarnej skóry, co dodaje szyku i elegancji. Widać, że dba o swój pojazd. Panuje w nim ład i porządek, co jest lekkim przeciwieństwem wesołego i zakręconego właściciela. Gdy auto rusza zaczynam przyglądać się migającemu widokowi za oknem. Wszystko jest rozmazane, ponieważ mój przyjaciel nie jedzie wolno.
Boję się. Boję się wyjazdu w towarzystwie mężczyzn. Czy potrafię tak długo wytrzymać w masce? Wczoraj przecież nie wytrzymałam. Po incydencie na środku ulicy spotkałam się z Noah w pobliskim parku. Dopiero po godzinie milczenia zaproponowałam powrót do firmy. Mężczyzna milczał razem ze mną. Przez cały czas czułam jego dłoń na plecach. Delikatnie kreślił nią kręgi na mojej spiętej skórze. Zdziwiłam się, ponieważ dawało to niesamowite ukojenie.
Noah traktuję jak brata, przyjaciela. Postanowiłam wyjawić mu prawdę. Opowiedzieć całą moją historię. Nie ustaliłam konkretnej daty, ale wiem, że to już niedługo, ponieważ nie mogę patrzeć, jak bardzo chce mi pomóc, a nie wie jak. Więc ostatecznie nie mogę nazwać go bratem, ponieważ mój własny brat nie zna prawdy. Cała rodzina żyje w przekonaniu, że samotne życie w Londynie zmieniło mnie z rozgadanej, pełnej werwy i radości dziewczyny w dorosłą, ale i lękliwą. Tyle zauważyli. Spostrzegli jedynie zmianę w moim zachowaniu i podejściu do życia. Mama nigdy nie zauważyła brudnych poduszek od tuszu, który spływał mi razem z łzami, gdy leżałam samotnie w pokoju wspominając ohydny dotyk mężczyzny. Tata nigdy nie spostrzegł, że za każdym razem, kiedy na kolacji pojawiał się jakikolwiek pracownik firmy, szybko odchodziłam od stołu lub wzdrygałam się, podając mu swoją dłoń, po czym szybko uciekałam do siebie. Chris nigdy nie zauważył, że od czasu powrotu z Londynu nie przebywałam już z jego kumplami, nie chodziłam na imprezy, tak jak było to kiedyś. Nikt nic nie zauważył. A może zauważył, ale temat wydawał mu się zbyt poważny? Może uważał, że sama najlepiej sobie z tym poradzę? Nikt mnie nigdy nie pytał o to, dlaczego się zmieniłam. Nikt mnie nie pytał, czemu tak, a nie inaczej reaguję na mężczyzn, a z pewnością było to widoczne. Pierwszą osobą był Noah. Jedynie on nie przemilczał i nie obdarował mnie dziwnym spojrzeniem. Tylko on zainteresował się moim losem, pomimo tego, że znamy się tak krótko. 
Nagle czują ciepło na udzie. Momentalnie odwracam się w stronę Noah i widzę go. Na twarzy rozciąga mu się nieśmiały uśmiech, jakby bał się, że zbyt dużym mógłby mnie przerazić. Jest ubrany w czarną koszulkę, która idealnie opina jego mięśnie ramion. Na nią zarzuconą ma jeansową kurtkę. Włosy delikatnie rozwiane przez poranny wiatr lekko opadają na czoło. Jego piękne tęczówki z zainteresowaniem i łagodnością wpatrują się w moje. 
- Jesteśmy na miejscu - informuje mnie cicho. Kiwam głową i biorę kilka głębokich wdechów. Potem wychodzę z auta i przy pomocy mężczyzny wyciągam walizkę z bagażnika. 
Ramię w ramię zmierzamy do wejścia, a potem do miejsca odpraw. Właśnie tam spotykamy Verdasa. Wita się z Noah uściskiem reki, a ze mną skinieniem. Czuję, jak przejeżdża wzrokiem moją sylwetkę. Szczerze, szykuję się na jakiś komentarz. Jest to przecież wyjazd biznesowy, a ja przyszłam ubrana w jeansy, koszulę w kolorze pudrowego różu i trampki. Ku mojemu zdziwieniu mężczyzna się nie odzywa.
- Chodźmy - rzuca wesoło Noah.

Prywatny samolot wznosi się w powietrze, dlatego też czuję dziwny ucisk w brzuchu. Kiedy kapitan ogłasza, że możemy rozpiąć pasy, robię to z ulgą. Jednak gdy patrzę przed siebie ulga znika. Przede mną siedzi Leon Verdas, co nie może być w żaden sposób uspokajające. Ubrany w garnitur w kolorze ciemnego granatu, świeżo wyprasowaną, białą koszulę oraz czarny krawat w delikatne tłoczenia z zainteresowaniem patrzy w ekran laptopa. Przenoszę wzrok na jego twarz i ponownie stwierdzam, że jest przystojny.
Nasza współpraca nie jest idealna. W dodatku on jest mężczyzną, a ja mam przed nim lęk. Walczę z tym dla dobra ogółu, ale czasem jest to silniejsze ode mnie. Tak bardzo bym chciała zapomnieć o przeszłości, ale ona odcisnęła zbyt wielkie piętno. Z jednej strony chciałabym, żeby rodzice okazali zainteresowanie. Z drugiej, dobrzej jest, jak jest. Z pewnością moje wyznanie zaważyłoby na znaczeniu naszego nazwiska.
Nagle oczy Leona odrywają się od ekranu i kierują się na mnie. Moje ciało jest sparaliżowane. Nie byłam świadoma, że wciąż na niego patrzę. On jednak nic nie mówi. Jego oczy za to wyrażają wiele - zainteresowanie i niewiedzę na temat, o którym z pewnością chciałby wiedzieć. Pragnę spojrzeć w innym kierunku, ale nie mogę. Ku mojemu zdziwieniu, on też tego nie robi. Serce bije mi szybko, ręce zaczynają się pocić. Mój naturalny i dobrze znany mi odruch na towarzystwo mężczyzny.
- Może coś do picia? - z transu wyrywa nas głos stewardessy. Zamykam powieki i miarowo oddycham. Sytuacja, jaka miała miejsce przed chwilą była krępująca. Jednak zauważam, że w pewien sposób przywykłam już do towarzystwa Verdasa. Spędzamy razem dość sporo czasu. Ale jego płeć wciąż wywołuje u mnie niepożądane zachowanie. Problemem jest też jego aroganckie zachowanie i zdanie, jakie o mnie ma.
- Poproszę kawę - mówi Noah.
- Ja również - dodaje Leon. Następuje cisza, dlatego też otwieram powieki.
- Dziękuję - mruczę i posyłam kobiecie lekki uśmiech. Potem obracam się w stronę siedzącego obok mnie Noah. On również na mnie patrzy.
- Wszystko ok? - rusza wargami, nie wydając żadnego dźwięku. W odpowiedzi kiwam twierdząco głową, co oczywiście nie jest do końca prawdą. 
Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówi, więc zamykam oczy.

Ciągnie w mnie w nieznanym mi kierunku. Wszystko dzieje się szybko. Na początku nie czuję strachu. Co może się stać wśród tylu ludzi? Z pewnością nic...
Mocno ściska moje ramię, aż się krzywię z bólu. Mężczyzna przyspiesza, można powiedzieć, że biegnie. Biegnę i ja, a raczej ciągnę się za nim. Kiedy wychodzimy z klubu wszystko zaczyna robić się dziwne. W głowie pojawiają się dziwne myśli, dlatego zaczynam wyrywać rękę.
- Puść mnie - mówię grzecznie. Mężczyzna nie reaguje, a jedynie obdarowuje mnie spojrzeniem. Spojrzeniem pełnym obleśnych myśli. Serce zaczyna mi szybko bić i momentalnie trzeźwieję. Zaczynam szukać telefonu w przewieszonej przez ramie torebce. Gdy go znajduję, wybieram numer przyjaciółki. Jednak nim zdążę się połączyć, telefon zostaje mi wyrwany. Patrzę z wyrzutem na mężczyznę, który jest ubrany w czarną bluzę z kapturem. Próbuję dostrzec jego oczy, ale muszę pogodzić się z rozczarowaniem.
- Oddaj - warczę.
Potem czuję jak mój policzek płonie. Wolną dłoń przykładam do obolałego miejsca i z łzami w oczach patrzę na niego. Uderzył mnie. Robię więc zamach i próbuję mu oddać, ale zatrzymuje mnie jego dłoń. Czuję niesamowicie bolesny ucisk na nadgarstku. Aż kucam z bólu. Po rozgrzanym do czerwoności policzku spływa słona, zimna i kojąca łza. Zaraz po niej kolejna i kolejna. Łkam, a on chwyta mnie za ramie i podnosi do pionu. Wyczuwam woń alkoholu i czegoś jeszcze. Zamykam oczy. Zaczynam rozważać, co chce mi zrobić. W głowie mam najgorszy scenariusz. Jego obleśny dotyk, który wyczuwam na nagich udach sprawia, że mam chęć zemdleć...

- Vilu - z koszmaru wyrywa mnie szturchanie w ramię. Otwieram oczy, całe mokre od łez. Pierś unosi się w górę i dół od szybkiego pochłaniania i wydychania powietrza. Nerwowo oblizuję spierzchnięte wargi i prostuję się na fotelu. Patrzę na Noah. Z niepokojem w oczach przygląda się mej osobie. Zaraz potem zerkam na Verdasa. Ma podobny wyraz twarzy co Noah oraz nachyla się w moją stronę. Z pewnością czekają aż im wytłumaczę co się dzieje. Ja jednak rzucam ciche, ochrypłe "przepraszam" i idę do toalety.
Gdy już tam jestem patrzę w swoje odbicie. Wyglądam okropnie. Wilgotne policzki, na których znajdują się czarne smugi od tuszu spływającego razem z łzami. Oczy są opuchnięte i niewielkie. Dostrzegam w nich strach, lęk, odrazę i niepewność. Każde z tych uczuć towarzyszy mi w codziennym życiu.
Korzystam z toalety i przemywam twarz wodą. W miarę uspokojona i ogarnięta wracam do moich towarzyszy podróży. Milczą, ale szczerze im się nie dziwię. Moje zachowanie przecież nie jest normalne.
Niepewnie zajmuję swoje miejsce i w ciszy oglądam kłębiaste chmury za oknem. Wiem, że oboje na mnie patrzą. Ale co mam im powiedzieć? Jak im to wytłumaczyć? Może gdyby był tu tylko Noah. Wtedy pewnie wyjaśniłabym mu wszystko od początku do końca. Jednak nie jesteśmy tu sami. A przecież przed Verdasem zgrywam zimną sukę. Chociaż mi to słabo wychodzi, a ta maska przed chwilą spłynęła razem z łzami.

Do Rzymu przylatujemy przed czasem. Każdy ciągnie swój bagaż, a od momentu mojego wybudzenia z koszmaru nikt nie odezwał się do siebie ani słowem. Pod lotniskiem czeka na nas szofer. Pakujemy się do białego auta. Ja i Noah z tyłu, Verdas z przodu. Przez 15 minut drogi do hotelu milczę, ale czuję na sobie wzrok przyjaciela. W końcu patrzę w jego smutne oczy i posyłam mu uśmiech, którego zadaniem jest uspokojenie mężczyzny. Oczywiście oszukuję go i siebie, co on z pewnością wie.
- Dziś sobie porozmawiamy - mówi, kiedy nachyla się do mojego ucha. Owiewa mnie jego chłodny oddech. Przymykam oczy i napawam się chwilą spokoju w jego towarzystwie. Potem kiwam głową, ponieważ wiem, że dłużej nie mogę uciekać.

Hotel jest bardzo nowoczesny. Dominuje tu biel i czerń, co bardzo mi się podoba. Jedna z pracownic prowadzi nas do naszych pokoi. Na moje szczęście, każdy ma swój. Skinieniem głowy żegnam się z przyjacielem i wchodzę do swojego tymczasowego miejsca zamieszkania. Drzwi wejściowe otwierane są na kartę. W niewielkim holu znajduje się wieszak i kilka półek. Idę dalej i widzę część sypialnianą. Ogromne łóżko, na którym znajduje się biała, wykrochmalona pościel stoi na samym środku. Podchodzę bliżej i przysiadam na niej. Rozglądam się wokół. Po prawej stronie znajduje się wnęka, a w niej otwarta, przestronna łazienka. Podnoszę się, by dostrzec więcej. Pomieszczenie jest bardzo minimalistyczne i nowoczesne. Mogę ujrzeć swe odbicie w czarnych, wypolerowanych płytkach. Duża, fikuśnie wyprofilowana wanna stoi przy ścianie. Toaleta i umywalka również znalazły swoje miejsce. Po drugiej stronie łóżka rozciąga się okno. Otwieram drzwi balkonowe i wychodzę na dość sporych rozmiarów balkon. Mieszkamy na 16 piętrze, więc widok jest dość dobry. Przyglądam się urokliwemu i romantycznemu Rzymowi. Dominuje tu kolor rudy, kawowy i jasnobrązowy. Słychać uliczne hałasy spowodowane autami poruszającymi się po kamiennych drogach. Niektórym z pewnością to przeszkadza, ale to przecież urok tego pięknego miasta. Opieram się o barierkę wykonaną ze szkła, jak z resztą większa część hotelu. Spoglądam w prawo i zamieram. Moim sąsiadem jest Noah, to wiem. Jednak sąsiadem mojego przyjaciela jest nikt inny jak Verdas. Dzięki temu, że hotel jest w kształcie delikatnej podkowy, dokładnie widzę balkon wspólnika.
Ubrany w jedynie spodnie od garnituru stoi i tak jak ja, opiera się o barierkę. W jednej dłoni trzyma telefon i namiętnie z kimś rozmawia, w drugiej papierosa. Widzę, jak nerwowo stuka jednym z palców w jego część z filtrem. Co chwilę przykłada go do ust i z pasją się nim zaciąga. Z pewnością go to uspokaja. Przecież dobrze wiem, jak wygląda jego życie. Tak jak mojego ojca, kiedy jeszcze pracował. Nieprzespane noce, wieczne telefony i spotkania. Leon został pewnie zatrudniony, ponieważ ojcu było już zbyt ciężko. Rozumiem go.
Verdas obojętnie patrzy przed siebie. Dlatego też obserwuję jego sylwetkę. Ma idealnie wyrzeźbione ciało. Nie za mocno i nie za słabo. Tak jak ostatnio w samolocie, nie mogę oderwać od niego wzroku. Oddycham głębiej i wyczuwam zapach tytoniu. Zaraz potem potrząsam głową by obudzić się z transu. Tak też się dzieje. Jednak dziwię się swojemu zachowaniu. Jeszcze kilkanaście dni temu, na widok Verdasa w połowie nagiego uciekłabym do swojego pokoju, cała zalana lękiem. Teraz tak się nie dzieje. Z pewnością to przez czas, jaki spędziłam w jego towarzystwie. Może muszę przebywać z mężczyznami, by się do nich przyzwyczajać? Jednak nie wiem co myślą i jakie mają plany, a to mnie zabija. Zabija mnie myśl, że ich myśli mogą być względem mnie nieodpowiednie, nieczyste. W Verdasie dodatkowo odpycha mnie to, że uważa, iż nie poradzę sobie w tej branży. Sądzi, że mój tata popełnił błąd. A tak przecież nie jest.
Pogrążona w myślach wracam do pokoju. Jest 17.00, a do kolacji pozostały 2 godziny. Postanawiam więc wziąć kąpiel. Zrzucam z siebie ubrania i nalewam do wanny wody. Używam też kuli do kąpieli o waniliowym zapachu. Kiedy kąpiel jest gotowa, wchodzę do wanny. Delikatnie muskam swoje ciało wierzchem dłoni. Momentalnie się rozluźniam. Opieram głowę o zagłówek i próbuję się odprężyć.

Ostatni raz poprawiam swoje włosy, które kaskadami opadają na ramiona. Ubrana w białą sukienkę i pastelowe szpilki wychodzę z pokoju. Ciągnie się za mną zapach moich ulubionych perfum od Chanel. Delikatnie pukam w drzwi do pokoju mojego przyjaciela. Nie czekam długo aż mi otworzy. Od razu uderza mnie jego woń. Stoi w drzwiach, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Powiem ci, że wyglądasz świetnie - zaczyna, kiedy przepuszcza mnie w drzwiach. Sam właśnie podwija rękawy błękitnej koszuli. Wygląda dobrze, a nawet bardzo dobrze.
- Dziękuję i wzajemnie - puszczam mu kokieteryjne oczko, z czego oboje się śmiejemy. Potem wychodzimy z jego pokoju. Na przestronnym korytarzu spotykamy Leona. Ubrany w koszulę, w której rozpięte ma ostatnie guziki i garniturowe spodnie wygląda perfekcyjnie. Jest ideałem dla każdej kobiety, ale nie dla mnie.
Rzuca nam ciekawskie spojrzenie, jakby czekał, aż powiemy mu, że przed chwilą uprawialiśmy seks. Wywracam oczami i próbując być miła unoszę jeden kącik ust. Chciałabym się uśmiechnąć, ale wychodzi mi bardziej grymas. W głębi duszy mam nadzieję, że Verdas odpuści w sprawie mojego zachowania w samolocie.
Razem przemierzamy korytarz, aż docieramy do windy. Naciskam przycisk i w ciszy czekamy. Po chwili słyszymy charakterystyczny dźwięk i wsiadamy do metalowego pudła. Winda jest duża, ale nie na tyle, bym czuła się bezpiecznie w towarzystwie Verdasa. Droga na dół wydaje się być wiecznością. Powietrze zaczyna gęstnieć, gdy w jednym z luster, którym obudowana jest winda spotykam wzrok wspólnika. Ponownie żadne z nas się nie odzywa. Jedynie wpatrujemy się w siebie. Ja obojętnie, on z ciekawością. Jakby próbował mnie przeanalizować, rozgryźć. Wtem słyszę dźwięk, który sygnalizuje otwarcie się drzwi. Mrugam szybko i odrywam się od tęczówek mężczyzny. Odwracam się i wychodzę.
W hotelowej restauracji siadamy oczywiście przy jednym stoliku. W myślach przeklinam, ale nie mogę nic zrobić. Stolik jest czteroosobowy. Siedzę na przeciwko dwóch mężczyzn.
- Jutro spotkanie z kontrahentem, panem Coletti odbywa się o 10.00. Zaprosił on nas do swojego biura, więc musimy wyjechać o 9.30 - miłą cisze przerywa Noah, na co kiwam głową ze zrozumieniem.
- Przygotowała pani kopie dokumentów do podpisania? - odzywa się ochrypłym głosem Leon. Wzdrygam się na jego ton, ale próbuję zachowywać się normalnie, a przynajmniej tak, by nie zaniepokoić moich towarzyszy.
- Oczywiście, że tak - mówię pewnie. Wiedziałam, że będzie chciał mnie sprawdzić.
- Plany budowy? - dodaje.
- Mam - odpowiadam.
- Lista chętnych firm do realizacji budowy?
- Też - zaczynam się denerwować.
- A... - ponownie się odzywa, ja jednak postanawiam mu przerwać.
- Mam wszystko, czego potrzebujemy - oznajmiam donośnie, mocniej zaciskając dłoń w pięść.

Podczas kolacji prawie się nie odzywamy. Oczywiście, bardzo mnie to cieszy. Gdy posiłek dobiega końca słyszę głos dzwoniącego telefonu. Potem Noah wstaje od stołu i przepraszając nas wcześniej odchodzi z telefonem przy uchu. Powietrze ponownie staje się gęstsze. Serce przyspiesza swoją pracę. Głośno przełykam ślinę i ostatni raz tego wieczoru biorę łyka czerwonego wina.
- Już pójdę - ogłaszam i wstaję od stołu.
- Ja też już skończyłem - informuje Verdas, a ja czuję jak robi mi się niedobrze. W odpowiedzi jednak kiwam ze zrozumieniem głową i czekam aż zasunie za sobą krzesło. Potem szybkim krokiem udaję się w kierunku wind. Wiem, że idzie za mną, ale udaję niewzruszoną. Czekam chwilę i wchodzę do "pojazdu". On za mną. Naciskam odpowiedni guzik, a drzwi się zasuwają. Czuję jak kolacja podchodzi mi coraz wyżej. A to wszystko przez bliskość i towarzystwo Leona. Patrzę w jeden punkt przed sobą. przechodzi mnie dreszcz, bo wiem, że się mi przygląda.
Na moje zbawianie drzwi się rozsuwają. Gestem ręki Leon przepuszcza mnie pierwszą. Zaciskam wargi, kiedy obok niego przechodzę, aby przypadkiem nie wydobył się przeraźliwy jęk. Jednak kiedy mijając go ocieram się o jego klatkę piersiową otwieram buzię i głośno biorę wdech. Tego nie da się nie zauważyć. Czym prędzej więc idę w kierunku pokoju. Gdy jestem już blisko, zatrzymuje mnie jego głos.
- Poczekaj - mówi łagodnie. Staję w bezruchu. Słyszę jak się do mnie zbliża. W głowie mam jak najgorszy scenariusz. Przymykam na moment powieki, po czym je otwieram i obracam się w jego kierunku. Stoi metr ode mnie i z ciekawością się przygląda..
- Tak? - jąkam się.
- Co się z tobą dzieje? - pyta. Zawsze po pracy zwraca się do mnie po imieniu, jak na profesjonalistę przystało.
- Nie rozumiem - wiem, najlepiej udawać głupią.
- Dobrze wiesz o czym mówię - wywraca oczami - twoje zachowanie nie jest normalne.
Jakbym tego nie wiedziała...
- Przepraszam, ale muszę iść.
- Coś ukrywasz - oznajmia, a ja wytrzeszczam oczy. Kolejna osoba, która zainteresowała się moim losem.
Potem powoli podchodzi do mnie. Korytarz jest pusty i ciemny. Pali się jedna lampa, dając romantyczny, ale i przerażający klimat. Głośno przełykam ślinę, szykując się na najgorsze. Nie znam jego myśli, i to mnie niepokoi najbardziej. Po chwili wyciąga rękę i opuszkami palców przejeżdża po moim rumianym policzku. Zamykam oczy, do których cisnął się łzy. Warga zaczyna mi niekontrolowanie drgać, a ja zaciskam je obie, by nie wybuchnąć płaczem.
Jego dotyk jest taki sam jak tamtego mężczyzny. Tak samo szorstki i nieprzyjemny. Pozostawia po sobie palące smugi. Mam chęć uciec, ale nie mam tyle sił. Jakby wmurowało mnie w ziemie. Wówczas czuję, jak po policzkach płyną łzy. Nagle przestaje czuć jego palce. Otwieram więc oczy i widzę idealną twarz Leona. Zielone oczy wpatrują się w moje ze smutkiem i niewinnością.
- Nie bój się mnie - mruczy - Nie skrzywdzę cie. Chciałem tylko sprawdzić, jak zareagujesz - tłumaczy.
Odsuwam się na bezpieczną odległość i wpatruję się w niego z żalem. Serce wciąż szybko bije.
- To wszystko? - rzucam ochryple.
- Nie rozumiem twojego zachowania - przyznaje, ściągając brwi.
Wpatruję się w niego resztkami sił.
- Ty nic nie wiesz - szepczę, ale wiem, że to słyszy. Potem zawracam się i otwieram drzwi do pokoju. W holu zdejmuję szpilki i co chwilę wycierając mokre policzki zmierzam do sypialni. Tam rzucam się na łóżko i zaczynam łkać. Nie obchodzi mnie, czy ktoś to usłyszy. Moczę łzami poduszkę, którą kurczowo trzymam przy sobie. Jestem słabsza niż myślałam.
Nagle słyszę pukanie do drzwi. Niepewnie wstaję i poprawiam swój i tak marny wygląd w lustrze. Potem otwieram delikatnie drzwi, w razie gdyby był to Verdas. Okazuje się jednak, że jest to Noah. Otwieram drzwi szerzej i patrze na niego zapuchniętymi oczami.
- Musimy porozmawiać - informuje i wchodzi.




Joł!
Rozdział taki nawet, nawet :)
W sumie, podoba mi się.
Jednak chcę znać też Waszą opinię!

Jak mijają Wam wakacje?
Szybko, przyjemnie, nudno..?

Przypominam, że do poniedziałku trwa konkurs na OS. 
Od razu mówię, że na pewno się odbędzie, ponieważ przysłana została odpowiednia ilość prac. 
Jednak może ktoś jeszcze chciałby się sprawdzić i coś napisać?

:)

Czekam na Waszą opinię!



Całuuuski :*

sobota, 2 lipca 2016

.05.


Rozdział dedykowany Rosalie XxXxXxX ♥


Otoczenie kreuje świat jako kolorowy, pełny szczęścia i radości. I właśnie z takim założeniem większość ludzi żyje. Muszą oni się jednak przekonać na własnej skórze, jak okrutne bywa życie. Jak ofiarą nieszczęścia pada niczemu winny człowiek. 
Czuję jak ktoś łapie mnie za łokieć. Z lekkim uśmiechem obracam się i mrużę oczy by kogokolwiek dostrzec. Mimo wysiłku, widzę jedynie czarną postać. 
- Mogę w czymś pomóc? - krzyczę, by przebić się przez klubową muzykę. Osoba nie odpowiada, a jej dłoń na moim łokciu jeszcze bardziej się zaciska. Zaczynam być lekko przestraszona, ale nieznaczny nadmiar alkoholu we krwi szybko to niweluje.
Potem czuję drugą dłoń, tym razem na moim biodrze. Wówczas już wiem, że jest to mężczyzna. Moją pierwszą myślą jest, że chce on ze mną po prostu zatańczyć....

Budzę się cała spocona. Kolejny raz od kilku lat mam nocne koszmary. Głęboko oddycham i rozglądam się po sypialni, która oświetlona jest przez uliczne latarnie. Próbuję unormować oddech i tętno, jednak bardzo słabo mi to wychodzi. Nagle słyszę jakiś szmer. Podnoszę się do pionu i wsłuchuję w hałas. Możliwe, że są to moje urojenia. Możliwe też, że ktoś jest w mieszkaniu. 
Działam pod wpływem impulsu. Szybko zamykam drzwi do sypialni na klucz. Potem biorę do ręki telefon i wybieram numer. Numer Noah, jak mi się zdaje.
Po kilku sygnałach słyszę męski, zaspany głos. 
- Halo? 
- Zrób coś dla mnie - mówię głosem pełnym lęku. 
- Słucham? - zamieram. To głos Leona Verdasa - Czy pani jeste normalna!? - unosi się, a dla mnie jest już za wiele. Szybko się rozłączam i wybieram numer Noah, tym razem upewniając się, że jest poprawny. 
- Tak? - słyszę pomruk Noah.
- Przepraszam, że dzwonię o tej porze, ale mam wrażenie, że ktoś jest w mieszkaniu - wyznaję.
- Przyjść? - proponuje, a ja czuję ulgę.
- Jeśli  nie jest to dla ciebie problem...
- Będę za 15 minut, trzymaj się - mówi i rozłącza się,
Odkładam telefon na szafkę nocną i siadam po turecku na łóżku. Wsłuchuję się w ciszę i zauważam, że hałasy ustały. Nie ruszam się jednak z miejsca. W mojej głowie pojawia się za to kilka pytań.
Co pomyśli o mnie Verdas? Jakim cudem wybrałam do niego numer? Z pewnością osądzi mnie o nocne imprezowanie. A Noah? Czy powinnam go tak wykorzystywać? Znamy się dopiero kilka dni, a ja uważam go za dobrego kolegę, jak nie przyjaciela. Czy wszystko nie toczy się zbyt szybko? Noah to bardzo dobry człowiek, potrafi mnie rozweselić jedynie swoją obecnością. Do tego jest gejem, co sprawia, że potrafię mu zaufać, nie tak jak innym mężczyznom.
Z moich rozmyślań wyrywa mnie dzwonek do drzwi. Niepewnie wstaję i na palcach zmierzam do wejścia. Spoglądam przez wizjer. Wydycham powietrze z ulgą, kiedy widzę uśmiechniętego Noah. Mężczyzna mimo mojej pobudki o 3.00 w nocy potrafi być radosny.
- Witaj szefowo - mówi, gdy otwieram mu drzwi i wpuszczam go do środka.
- Hej - mruczę.
- Więc sądzisz, że ktoś tutaj jest? - pyta, zapalając wszystkie światła.
- Słyszałam jakieś hałasy -  zaczynam - Jednak możliwe, że był to wytwór mojej wyobraźni.
- Tak po prostu się obudziłaś?
- Nie, obudziłam się, ponieważ miałam koszmar - tłumaczę cicho, nie patrząc mu w oczy. Czuję jednak, że on się we mnie wpatruje.
- Czy to ma związek z twoim lękiem do mężczyzn?
Przez dłuższą chwilę milczę. nagle podłoga i nagie stopy stały się niesamowicie ciekawe. Mam mu o wszystkim powiedzieć? Nie powiedziałam rodzicom, bratu, przyjaciółce... A mężczyźnie, którego znam od kilku dni mam opowiedzieć to, co stało się w Londynie?
- Tak - mówię jedynie to, bo potem czuję jak jego ramiona mnie oplatają.
- Vilu - szepcze w moje włosy - Jeśli mi opowiesz, zapewniam cie, że będzie ci lżej.
- Nikomu o tym nie mówiłam - czuję jak po policzku wędruje łza - Potrzebuję czasu Noah.
- Rozumiem, poczekam - zapewnia i jeszcze mocniej wtula mnie w swoja klatkę piersiową. Zaciągam się jego męskimi perfumami.

Tą noc spędzamy na rozmowie, o wszystkim i o niczym. Dowiadujemy się o sobie rzeczy, które powinniśmy o sobie wiedzieć. Ulubiony kolor, piosenka, książka, film, zespół... Wszystko co przyjaciel powinien wiedzieć o przyjacielu. Nadrabiamy kilkanaście lat w jedną noc.
- Jesteś tu sam? - pytam, gdy oboje leżymy na moim łóżku, wpatrzeni w sufit, zajadając truskawki.
- Tak - mówi dość smutno, co daje mi znak, by ciągnąć temat.
- Dlaczego? Gdzie jest twoja rodzina? - obracam się na brzuch, by patrzeć mu w oczy.
- Pochodzę z miasteczka, niedaleko Chicago. Tam jest cała moja rodzina.
- Dlaczego zamieszkałeś tutaj? - po moim pytaniu Noah zamyka oczy. Z pewnością najbliższe wyznanie nie jest dla niego łatwe.
- Cała moja rodzina jest mocno wierząca. Dlatego też nie akceptują tego, jaki jestem - opowiada, a mi jest szalenie przykro - Dla nich jestem skreślony. Jestem ich synem jedynie w dokumentach - momentalnie łapie go za dłoń i mocno ściskam. Chcę, żeby wiedział, że jestem z nim - Dlatego wyjechałem.
Wpatruję się w jego twarz. Jest bardzo przystojny. Nie rozumiem, dlaczego tak cudowny człowiek został tak potraktowany. Kocha się za to jakim się jest, a nie za to, kim się jest. Miłość powinna być ponad wszystko.
- Nie wiem co powiedzieć - zaczynam po kilku minutach ciszy - Tak bardzo mi przykro.
Mężczyzna spogląda na mnie swoimi pięknymi oczami. Zaraz potem na jego twarzy pojawia się uśmiech. Mogę stwierdzić, że jestem oczarowana jego osobą.
- Niepotrzebnie. Najwyraźniej, tak miało być - wciąż się uśmiecha.

Następnego dnia budzę się, słysząc mój budzik. Nie wyłączam go jednak, ponieważ robi to ktoś inny. Czuje męskie perfumy oraz rozbudowaną klatkę piersiową pod głową. Zamieram. Szybko jednak przypominam sobie ostatnią noc.
- Dzień dobry, szefowo - słyszę głos Noah. Mimowolnie się uśmiecham i spoglądam na niego.
- Dzień dobry.
- Mam nadzieję, że dobrze ci się spało na mnie.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo.
- Jest 6.00! Dziewczyno, czemu wstajesz tak wcześnie? Mamy na 8.00 - i znowu powraca niepoważny Noah, którego ubóstwiam.
- Gdybyś był kobietą, też byś wstawał o tej porze - przyznaję i podnoszę się z łóżka.
- Pośpię jeszcze kilka minutek, dobrze? - mruczy, wtulając twarz w pościel. Wygląda tak uroczo, że nie mogę mu odmówić. Kiwam więc głową i ruszam do łazienki.
Ubrana w granatową sukienkę wchodzę do sypialni. Mój gość wciąż śpi. Zakradam się więc po cichu i delikatnie szturcham jego ramie. Momentalnie otwiera oczy.
- Koniec tego dobrego, przyjacielu - mówię i wychodzę do kuchni, gdzie przygotowuję śniadanie. Jem je razem z mężczyzną, który zaraz potem wychodzi, by przygotować się do pracy.
Wykonuję jeszcze lekki makijaż i wiążę włosy w kucyk. Gotowa wychodzę z mieszkania i zmierzam do firmy. Plan na dziś? Racjonalnie wytłumaczyć mój telefon w środku nocy Verdasowi.

Tak jak zawsze, obcasy uderzają o płytki w lobby. Winda przenosi mnie na odpowiednie piętro i ruszam do swojego biura. Po drodze napotykam kilka osób, z którymi się witam.
Znajdując się w swoim biurze czuję się bezpiecznie. Proszę Mię o szklankę wody i zaczynam przeglądać umowy, które w najbliższym czasie muszę podpisać i uzgodnić z kontrahentami z Włoch.
Wtem rozlega się donośne pukanie. Przygotowuję się na najgorsze, czyli spotkanie z Verdasem i konieczność tłumaczenia mu mojego zachowania. Z pewnością już pobladłam, a moja twarz jest pełna lęku. Mówię ciche "proszę", a drzwi się otwierają. Ku mojemu szczęściu, w progu stoi Noah, a nie Leon Verdas.
Mężczyzna przygląda mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jakby analizował wszystko, co dotychczas się stało.
- Dlaczego wyglądasz jakbyś szła na śmierć? - pyta, kiedy wchodzi do pomieszczenia i wygodnie rozsiada się na swoim stałym miejscu. Przełykam ślinę, szykując odpowiednią wypowiedź.
- Myślałam, że to Verdas - szepczę, na co Noah zaczyna się śmiać.
- A co tym razem się stało?
- Nie chcesz wiedzieć - wiem, że dla niego będzie to zabawne. Dla mnie jest to sprawa bardzo poważna.
- No mów - znowu przeciąga ostatnie słowo. Patrzę na jego wyczekującą minę. Potem przenoszę wzrok na jeszcze mokre włosy. Z pewnością mył je przed wyjściem do pracy.
- W nocy, kiedy postanowiłam do ciebie zadzwonić - opowiadam - przypadkowo zadzwoniłam do Verdasa.
Noah wytrzeszcza oczy i milczy. Nie trwa to długo, ponieważ od razu zaczyna się śmiać.
- Noah - jęczę - To wcale nie jest śmieszne! Teraz będę musiała się tłumaczyć.
- Oj tak. Skróciłaś idealną długość snu Verdasa o kilka minut - jedynie przewracam oczami i podchodzę do niego.
- Co mam mu powiedzieć? " Hej Leon, zadzwoniłam do ciebie o 2.00 w nocy, ponieważ słyszałam jakieś hałasy w domu plus miałam koszmar. A w taki, a nie inny sposób reaguje na mężczyzn, więc postanowiłam zadzwonić do Noah, ale przypadkiem wybrałam twój numer?" - udaję rozmowę z Verdasem - zadziała?
Chwilę później Noah zatacza się na kanapie.
- Przestań się śmiać. Pomóż mi - mówię, sama powstrzymując śmiech.
- No dobrze - uspokaja się - Więc powinnaś..
Przerywa mu jednak pukanie. Oboje na siebie patrzymy.
- Powodzenia - szepcze Noah, podnosząc się z miejsca. Momentalnie do biura wchodzi Verdas. Ubrany w czarny jak smoła garnitur. Włosy idealnie zaczesane do tyłu, zarost świeżo ogolony. Do moich nozdrzy równie szybko dochodzi zapach jego wody kolońskiej.
- Może mi pani coś wyjaśnić? - zaczyna niemiło. Kiwam głową i wpatruję się w jego szmaragdowe oczy - Mogę wiedzieć, dlaczego wydzwania pani do mnie w środku nocy?!
Mężczyzna podchodzi do mojego biurka i tak jak ostatnio, nachyla się w moją stronę. Wówczas czuję nowy, dotychczas nieznany mi zapach. Połączenie dymu papierosowego i czegoś słodkiego. Ku mojemu zdziwieniu, zapach mi się podoba. Dlatego też wstrzymuję powietrze.
- Usłyszę odpowiedź? - jest zdenerwowany, a ja jestem tego powodem.
- Po prostu pomyliłam numer - odzywam się w końcu.
Przez dłuższą chwilę wpatrujemy się w siebie. Oboje milczymy, oboje analizujemy twarz drugiej osoby.
Na jego, mogę dostrzec perfekcyjne kości policzkowe oraz malinowe usta. Nerwowo przejeżdża po jednej z warg językiem, na co się wzdrygam. Zamykam oczy i odsuwam się od niego. Łamał moją przestrzeń. Sama się sobie dziwię, że jeszcze nie uciekłam.
- Powiedzmy, że pani wierzę - ogłasza, prostując się i poprawiając marynarkę. Oddycham ciężko i wciąż nie otwieram oczu - Do zobaczenia o 11.00
Wyszedł. Od razu otwieram oczy. Moje zachowanie z pewnością nie jest normalne i prawdopodobnie uważa mnie za nienormalną. Ja jednak nie umiem inaczej funkcjonować. Muszę w jakiś sposób uciekać, chronić się.

- I jak poszło? - pyta Noah, kiedy ponownie mnie odwiedza.
- Jakoś poszło - mruczę, zajęta papierkową robotą.
- Jest 10.56, więc jeśli nie chcesz zaburzyć idealnych planów twojego wspólnika, radzę się zbierać do jego biura - informuje, a ja cała się spinam.

Korytarz wydaje się być niesłychanie długi, co mnie denerwuje. Droga od biura do biura się dłuży, przez co moje ręce maja szanse się spocić.
Pukam do drzwi, a po usłyszeniu pozwolenia, niepewnie wchodzę. Tak jak ostatnio, mężczyzna siedzi za biurkiem i wpatruje się we mnie. Czując jego wzrok na sobie, siadam na skórzanej kanapie, która jest uspokajająco chłodna. Leon od razu przechodzi do konkretów. Wymieniamy swoje opinie i oczekiwania względem nowej inwestycji. Spotkanie trwa godzinę, co dla mnie wydaje się być stanowczo za długo.
- Mam nadzieję, że jest pani spakowana - oświadcza, kiedy odrywa się od ekranu komputera.
- Nie rozumiem - przyznaję i patrzę na niego, oczekując wyjaśnień.
- Właśnie dostałem maila z informacją o spotkaniu z kontrahentem z Włoch. Musimy się tam stawić pojutrze, czyli wyjeżdżamy jutro.
Wpatruję się w niego z niedowierzaniem. Kiedy wyobrażałam sobie naszą współpracę, myślałam o tym, co teraz robimy, czyli podpisywanie, uzgadnianie i wspólny udział w konferencjach. Nie brałam pod uwagę żadnych wyjazdów!
Czym prędzej podnoszę się i zmierzam ku wyjściu. Bez słowa wychodzę i zmierzam do siebie. Tam zastaję Noah.
- Jutro wyjeżdżasz z Verdasem na spotkanie z kontrahentem z Włoch - mówi od razu.
- Zostałam poinformowana - oświadczam i siadam przy biurku.
Patrzę w przestrzeń. Szukam jakiegoś rozwiązania. Nie boję się wyjazdu z Verdasem. Jestem tym przerażona. Nie wiem, czy uda mi się wytrzymać praktycznie całodobowe udawanie bezwzględnej i odważnej kobiety. Nagle w głowie pojawia mi się pomysł.
- Pojedź z nami - mówię, wpatrując się z nadzieją w Noah.
- Dlaczego mam to zrobić? - pyta się, siadając na biurko.
- Ponieważ jestem twoją szefową - mówię odważnie - i potrzebuję cie - dodaje cicho.
Mężczyzna się uśmiecha i kładzie swoją dłoń na mojej.
- Masz to jak w banku, szefowo - puszcza mi buziaczka w powietrzu i zeskakuje radośnie z drewnianego mebla. Potem wychodzi i zostawia mnie samą z moimi myślami.

Tym razem lunch muszę zjeść sama. Po posiłku w pobliskiej restauracji wychodzę na ulicę. Zachodzę też do kawiarni, by wziąć kawę na wynos.
Przemierzam ruchliwą ulicą Nowego Jorku, niosąc w ręku kawę. Przeciskam się między przechodniami. Nagle czuję, jak ktoś łapie mnie za łokieć. Przed oczami mam wspomnienie dzisiejszego koszmaru, który ukazywał minioną rzeczywistość. Cała drętwieje, ale ostatkiem sił obracam się w kierunku osoby, która mnie zatrzymała. Przełykam ślinę, kiedy widzę Leona Verdasa. Nie znam jego zamiarów i właśnie dlatego jestem przerażona. Czuję jak topię się pod jego wzrokiem. Serce bije mi niesamowicie szybko, a do oczu cisnął się łzy. Gigantyczna pięść strachu zgniata moje płuca. Niby banalna sytuacja, a ja mam ochotę uciec. Delikatnie szarpie moje przedramię w swoją stronę. Jego miętowy, tytoniowy oddech owiewa moją twarz. Ponownie ciężko przełykam ślinę, a moje gardło zawiązane jest w supeł. Szorstkie opuszki palców, znajdujące się na mojej skórze powodują, że w głowie maluje się obraz tamtej nocy. Czuję tamten ból, mimo, że minęło tak dużo czasu. Czuję wszystko tak samo, jakby działo się to wczoraj. Od tamtego czasu każdy mężczyzna jest kluczem do drzwi wspomnień.
- Violetto - mówi, a jego oczy są pełne zdziwienia. Z pewnością nie wie, dlaczego jestem w takim stanie.
Milczę.
- Zostawiłaś telefon w kawiarni - podaje mi urządzenie. Wciąż jestem w szoku - Wszystko w porządku?
W odpowiedzi jedynie kiwam głową.
- Violetto - ciągnie zdecydowanie zainteresowany moim zachowaniem.
- Muszę iść - mruczę ostatkiem sił i odchodzę.
Ta sytuacja trwałą moment. Ja odczuwam, jakby wieczność.
W szoku, ledwo widzę na oczy i nagle znowu ktoś mnie pociąga do tyłu. Po ciele przechodzi mnie dreszcz, więc dobrze wiem, że jest  to mężczyzna.
- Patrz na drogę! - słyszę głos Verdasa. Potem widzę auto, które trąbi i mknie przed moimi oczami - Prawie wpadłaś pod samochód!
Obracam się i patrzę w jego oczy. Nie widzę w nich pogardy, a złość i przerażenie. Ponownie się wyrywam. Strach i lęk jeszcze bardziej mnie ogarnia, co z pewnością jest widoczne.
- Nie bój się mnie, nic ci nie zrobię - zapewnia, a ja odchodzę. Z oczu płyną mi łzy, dlatego też nic nie widzę. Wybieram numer Noah i czekam, aż odbierze.



Hey :D
Rozdział - spóźniony. 
Jednak teraz obiecuję poprawę i pojawiać się one będą częściej!

Mam nadzieje, że chociaż trochę się Wam spodobał :)

Przypominam również o konkursie na OS. 
Trwa on do 11 lipca.
Zachęcam do wzięcia udziału :D

Czekam na Waszą opinię dotyczącą rozdziału.

KOMENTUJCIE I MOTYWUJCIE

Buziaaak
Violetta Vilu
:*