Strony

sobota, 31 października 2015

Rozdział 20 : " Nie mogę dłużej żyć bez ciebie! "

Następnego dnia obudziłam się o 7:00. Lekko przetarłam oczy wierzchem dłoni. Następnie przeciągnęłam się i wstałam. Moją pierwszą myślą tego dnia, było spotkanie z Leonem. W głowie miałam moc pomysłów.

Jego zielone oczy zerkają  w moją stronę. Od razu promienieje. Robi mi się ciepło na sercu... Nogi uginają się, jak nigdy dotąd.. 

Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi.
-Proszę.
Nagle w drzwiach pojawił się Fede.
-Hej Vilu. - przywitał się. - Przepraszam, ale dzisiaj jadę do szkoły godzinę wcześniej. Mam dodatkowe zajęcia. Musisz iść do szkoły piechotą. Przepraszam.. - mówił.
-Spokojnie Fede. Szczerze mówiąc, przyda mi się spacer. - stwierdziłam i puściłam do niego oczko. Chłopak się lekko uśmiechnął.
-To do zobaczenia! - rzucił i wyszedł z pokoju.
Ruszyłam do garderoby.
-Co by tu wybrać.. ? - szeptałam sama do siebie.
W końcu padło na białe spodnie i bluzkę w kolorze khaki.
Kiedy się ubrałam, pomalowałam i wyprostowałam włosy, zeszłam na dół. Razem z rodzicami  zjadłam śniadanie. Nie odzywali się do mnie. Chyba się gniewali za wczoraj. Ja jednak nie żałowałam. Spotkałam się z  Leonem.. A on pocałował mnie w policzek!!
Po umyciu zębów wyszłam z domu. Szłam i myślałam. Przed oczami miałam twarz Leona, w głowie tylko jego, a  w sercu..?
Jego zielone oczy.. Przyciągają mnie jak magnes. Uśmiech onieśmiela, jego głos sprawia, że mięknę. Jego zapach, to mój narkotyk.. Nie mogę przetrwać godziny bez rozmyślania o nim. W każdym miejscu i  o każdej porze mogłabym go przytulać.. W jego ramionach czuje się tak bardzo bezpiecznie. Jego włosy, zawsze ułożone w lekkim nieładzie, aż się proszą o zanurzenie w nich dłoni. Jego usta, tak bardzo idealne, najlepiej komponowałyby się w parze z moimi... Jego paraliżujący, elektryzujący dotyk, którego tak bardzo pragnę.
Czy to świadczy o tym, że się w nim... zakochałam?
A może to tylko chwilowe zauroczenie? Może mi przejdzie.. Ale ja nie chcę żeby mi przechodziło!

Kiedy weszłam do szkoły, wzięłam głęboki wdech. - Teraz się przekonam co do niego czuję. Jak zareaguję gdy go zobaczę? - pomyślałam i ruszyłam w kierunku klasy językowej.
Pod salą stała grupa moich przyjaciół. Diego, Ludmi, Maxi, Naty, Fran, Cami, Lara i... Leon. Tak to on.
Nagle serce zaczęło mi szybciej bić. Nogi były jak z waty. Co się dzieje ?! Ja nad tym nie kontroluję! W pewnym momencie poczułam coś dziwnego w brzuchu. Czy to... motylki ?
Nigdy nie wierzyłam w to zjawisko.. Może dlatego, że jego nie doświadczyłam? Od dziś się to zmieniło...
Jestem zakochana.
Ale czy on czuje coś do mnie? - pomyślałam. Pewnie nie. Jestem taka głupia...
Gdy podeszłam do grupy znajomych, przywitałam się.
-Hej wszystkim!
-Hej Violetto! - powiedzieli niektórzy.  Posłałam im ciepły uśmiech.
- Vilu, wiesz, że Leon wygrał zawody?! - spytał Diego.
- Obiło się o uszy.. - stwierdziłam i spojrzałam na Verdasa. Chłopak się zaśmiał.
Kiedy zadzwonił dzwonek, weszliśmy do klasy. Nauczyciela jeszcze nie było. Idąc w kierunku ławki, poczułam, że ktoś łapie mnie za dłoń. Obróciłam się. Po chwili znajdowałam się w objęciach szatyna. A może on coś do mnie czuje?
-Nie przywitasz się ze mną? - zapytał, udając obrażonego. Cicho się zaśmiałam.
-Witaj.  - szepnęłam.
-Już lepiej. - stwierdził. Obydwoje się zaśmieliśmy. - Jak minęła ci noc? - spytał, a ja oderwałam się od niego.
-Dobrze, a ci?
- Mi również dobrze.- posłał mi ciepły uśmiech.
Lekcja hiszpańskiego minęła spokojnie. Kolejnym przedmiotem były zajęcia ze śpiewu. To właśnie dzisiaj musieliśmy prezentować przygotowaną piosenkę.
Na początku wystąpiła Ludmi z Naty. Następnie Diego z Cami... W końcu nadszedł czas na nas.
-To teraz Violetta i Leon. - powiedziała nauczycielka.
Wstaliśmy i weszliśmy na scenę.
Gdy usłyszałam pierwszy dźwięk, po moim ciele przeszedł dreszcz. Spojrzałam na Verdasa. Przyglądał mi się z zaciekawieniem. Obdarzyliśmy się uśmiechami. Kiedy szatyn zaczął śpiewać, poddałam się. Jego głos otulał mnie z każdej strony, pieścił moje uszy.. Mogłabym słuchać go całe dnie. Później dołączyłam do niego. Cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Byliśmy w swoim świecie.
Po zakończonym występie Leon puścił do mnie oczko. Oblałam się rumieńcem. Tak właśnie reaguję na urok Verdasa. Westchnęłam cicho.
Kolejną lekcją była historia. Potem mieliśmy wf. Następni fizykę.
Z każdą minutą coraz bardziej przekonywałam się do tego, że zakochałam się w Leonie. Nie byłam jednak pewna jego uczuć..
Z pewnością upokorzyłabym się, gdybym wyznała mu swoją ....miłość do niego, a on nic by do mnie nie czuł.
To pierwszy raz, kiedy czuję do chłopaka coś więcej. Sama się sobie dziwię, że padło na osobę, która tak bardzo mnie zraniła. Ale jednak on się bardzo zmienił.. I to mnie do niego przyciąga.
Powiedzieć mu prawdę? Mam wyznać mu wszystkie uczucia?! - myślałam, kiedy schodziłam po schodach.
W głowie miałam mnóstwo pytań, na których nie znałam odpowiedzi.
Nagle potknęłam się o...własną stopę? Matko, jaka łamaga.. Już miałam spadać, kiedy ktoś mnie złapał za rękę. Obejrzałam się. To Verdas. Westchnęłam cicho.
-Który to już raz ratuję ci życie?  - spytał rozbawiony.
-Dziękuję ci za każdy. - powiedziałam i posłałam mu szczery uśmiech.
Musiałam trochę ochłonąć, oparłam się więc plecami o ścianę. Szatyn stał na przeciwko mnie. Po chwili podszedł do mnie. Był blisko. Przyjemnie blisko. Serce przyspieszyło swoją pracę, w brzuchu poczułam... motyle? Tak, to chyba to.
Leon był sporo wyższy ode mnie. Oparł się prawą ręką o ścianę i spojrzał na mnie z góry. Przełknęłam głośno ślinę.
-Vilu, musisz być bardziej ostrożna.. - zaczął, mówiąc cicho. - Nie mogę być zawsze przy tobie. - ciągnął. Jego policzek praktycznie stykał się z moim. Czułam na karku jego oddech. Jeszcze chwila, a zemdleję. Chłopak wciąż szeptał mi do ucha - Ale wiedz, że bardzo bym chciał... - powiedział.
CO?! On coś do mnie czuje!!!! Te słowa muszą o czymś świadczyć! Nie mogłam w to uwierzyć. Uśmiechnęłam się lekko.
Ale tego, co się stało później kompletnie nie przewidziałam.
Staliśmy tak blisko siebie. Verdas miał głowę spuszczoną obok mojej. Nasze policzki dzieliły centymetry. Wszystko działo się tak szybko.
Nagle coraz bardziej czułam zbliżający się oddech chłopaka. Nie wiedziałam o co chodzi. W net poczułam na policzku jego usta. Byłam zaskoczona. Tak bardzo chciałam, by ich nie odrywał. Jednak zrobił to. Dotykał jednak nosem mojego zrumienionego policzka. Po ciele przeszedł mnie dreszcz.
Wtem usłyszałam dzwonek. Cicho westchnęłam. To musiało się tak skończyć. Chłopcy mieli teraz zajęcia w innej grupie. Nie chciałam się z nim rozstawać.
-Do zobaczenia Vilu - szepnął mi do ucha. Przed oczami miałam ciemność. Nie wiedziałam czy to dlatego, że zamknęłam oczy, czy może z nadmiaru rozkoszy. Lekko się uśmiechnęłam.
-Do zobaczenia. - rzuciłam.
Kiedy otworzyłam oczy, jego już nie było.
To co przed chwilą się wydarzyło, było.. nieziemskie! Czy jego zachowanie świadczy o tym, że on też coś do mnie czuje?
Tak! Leon coś do mnie czuje! Bo niby dlaczego przed chwilą to zrobił?! On mnie pocałował w policzek.. i to z takim uczuciem, delikatnością i powagą! Jejku!
Kolejne 2 lekcje zastanawiałam się czy powiedzieć Verdasowi o swoich uczuciach. Nie chciałam tego ukrywać. Może ja też powinnam wykonać jakiś gest? Co jeśli on ma w głowie takie same pytanie: Czy ona coś do mnie czuje?
By lepiej myśleć, wyszłam przed szkołę. Usiadłam na murku. Przymknęłam oczy.
Co ja mam zrobić?! Boże! Daj mi jakiś znak! Proszę. Mam mu wyznać prawdę ?
Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Obróciłam się i zobaczyłam szatyna. Chłopak był uśmiechnięty. Odwzajemniłam mu tym samym. Dziękuję Boże, to chyba ten znak.
-Mogę się dosiąść? - spytał, wskazując na murek.
-Jasne. - Leon usiadł obok mnie. Dzieliły nas centymetry. Odległość była bardzo mała, jednak ja pragnęłam być jak najbliżej.
-Vilu, co ty tutaj robisz? - spytał rozbawiony. Wywróciłam teatralnie oczami.
-Siedzę.. i rozmyślam. - stwierdziłam - tu naprawdę dobrze się myśli. - dokończyłam i spojrzałam przed siebie. Po chwili przymknęłam oczy.
-O czym myślisz ? - zapytał. Serce zaczęło mi szybciej bić.
Dobre pytanie. O tobie, o mnie, o nas!!! - myślałam
-Wiesz, o wszystkim.  - wykręciłam się. Westchnęłam. Po chwili otworzyłam oczy i spojrzałam na Verdasa. Cały czas mi się przyglądał. Mój wzrok błądził po jego idealnej twarzy. Oddech przyspieszył. W pewnym momencie zawiał mocniejszy wiatr, który pozostawił moje włosy w nieładzie. Ogarnęłam je w miarę możliwości. Jednak chłopak zauważył jeden kosmyk na mojej twarzy. Delikatnie założył go za moje ucho. Przyglądał mi się z zaciekawieniem, jakby czekał na moją reakcję.
Po ciele przeszedł mnie dobrze już mi znany dreszcz, zaczęło mi dudnić w uszach, wszystkie zmysły polepszyły swoja pracę. Oczy dostrzegały więcej szczegółów na idealnej twarzy Verdasa, słyszałam każdy wdech i wydech mojego przyjaciela. Smak, w tym przypadku nic nie czułam. Ale chciałam poczuć z pewnością cudowny posmak jego ust. Co on ze mną robił.!?
Głośno przełknęłam ślinę. Patrzyliśmy na siebie w ciszy. Jego usta prosiły się o pocałunek.
VILU !!! PRZESTAŃ!
To on powinien zrobić pierwszy krok. A może nie? Może to ja powinnam to zrobić? Leon pewnie zastanawia się, czy coś do niego czuję i czeka na mój ruch! Co ja mam zrobić? Nie chce cierpieć, jeżeli chłopak nic do mnie nie czuje..
Cicho westchnęłam.
-Vilu..
-Tak Leon? - spytałam z nadzieją, że powie mi o swoich uczuciach.
Nagle zadzwonił dzwonek. Nie no!!! Proszę, dajcie jeszcze chwilę! Wywróciłam oczami. Verdas wstał i wyciągnął dłoń w moją stronę. Posłałam mu ciepły uśmiech i chwyciłam jego rękę. Razem ruszyliśmy w kierunku sali.
Kolejne lekcje spędziłam na rozmyślaniach. Nie mogłam się skupić.
Nie miałam ochoty zwlekać. Postanowiłam powiedzieć o wszystkim chłopakowi.
Po ostatniej lekcji, kiedy wyszliśmy z klasy powiedziałam do chłopaka.
-Leon, możemy się dzisiaj spotkać w parku? Tak za godzinę.. - zaproponowałam. Verdas spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
-Coś się stało? - zapytał. Tak! Stało się! Zakochałam się w tobie!!
- Chciałabym ci coś powiedzieć. To jak ? - powiedziałam, nie dopuszczając moich głupich myśli.
-Z przyjemnością Vilu. - stwierdził i rozpogodził się. Szczerze się uśmiechnęłam.
Po pewnym czasie byliśmy na parkingu szkolnym. Staliśmy przy aucie Leona.
- Podwieźć cię Violetto? - zapytał miło.
-Nie, dziękuję. Przejdę się, - stwierdziłam.
-Jesteś pewna?
-Tak. - patrzyliśmy sobie w oczy. Dlaczego to jest takie trudne!? Nagle zadzwonił mój telefon. To był tata.
-Halo?
-Violetto, gdzie jesteś? - zapytał.
-Już skończyłam lekcje. Zaraz wracam do domu.
-To dobrze.
-A coś się stało? - spytałam.
-Nie, po prostu razem z mamą chcemy wyjść do opery, a ciebie nie ma jeszcze w domu. - tłumaczył. - To do zobaczenia Violetto, wracaj szybko.
-No pa ! - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Po chwili przeniosłam wzrok na Verdasa. Stał oparty o swojego czarnego Mercedesa. Lekko się do mnie uśmiechał.
-Przepraszam, ale muszę już iść. - powiedziałam smutno. Podeszłam do niego bliżej. nasze ciała prawie się stykały. Tak bardzo powstrzymywałam się, żeby się do niego nie przykleić. W pewnym momencie położyłam swoje dłonie na jego ramionach i wspięłam się na palce, by dostać się jego ucha. - Do zobaczenia za godzinę - szepnęłam cichutko. Nasze policzki ponownie się dotykały. To było najprzyjemniejsze uczucie na świecie!
W końcu się odważyłam. Lekko obróciłam głowę i pocałowałam go w policzek. Po krótkiej chwili oderwałam się od niego i opadłam na pięty.
-Do zobaczenia. - powiedział. Lekko się uśmiechnęłam i ruszyłam w kierunku domu.
Idąc cały czas myślałam. Byłam zadowolona z tego, że go pocałowałam. Oczywiście, to nie to samo co pocałowanie Verdasa w usta..Ale to też jest całkiem miłe.
Kiedy byłam w domu, szybko zjadłam obiad, odrobiłam lekcję i troszkę się pouczyłam. Rodzice wyszli do opery na kilka godzin. Miałam więc luz.
Kiedy wybiła 16:00 wyszłam z domu.
Z wielkim uśmiechem szłam w kierunku parku. To właśnie tam miałam zamiar wyznać Leonowi, co do niego czuję. Byłam pełna radości.
Gdy doszłam do parku, Verdasa jeszcze nie było. Patrzyłam więc na mieniącą się taflę wody. Przymknęłam oczy. Układałam sobie w głowie, w jakiej kolejności mam mu wszystko powiedzieć.
-Vilu. - usłyszałam jego głos. Szeroko otworzyłam oczy i się obróciłam.
Oto on. Leon Verdas. Chłopak, w którym jestem bezwarunkowo i nieodwołalnie zakochana.
-Leon. - powiedziałam słodko. Podszedł do mnie.
-Wszytko ok? - spytał z troska.  Pokiwałam twierdząco głową.
-Mogę cie przytulić? - zaproponowałam nieśmiało.
-Zawsze. - powiedział i objął mnie czule.
Czułam jego cudowny zapach, który działał na mnie odurzająco. Mogłabym spędzić tak całe życie. Ważne, by on był przy mnie,
Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Patrzyłam w jego szmaragdowe oczy. Tak, jestem w nim zakochana. To jest MIŁOŚĆ.
- A więc co chciałaś mi powiedzieć? - szepnął.
Już miałam zaczynać, kiedy usłyszałam dziewczęcy głos.
-Leon?!
Obróciliśmy się od razu. Przed nami stała jakaś dziewczyna. Miała czarne, długie, lekko falowane włosy. Jej twarz była idealna. Dziewczyna miała duże, brązowe oczy. Była na prawdę piękna!
-To naprawdę ty! - krzyknęła ze łzami w oczach.
-Rose? - powiedział Leon.
Patrzyłam na nich jak głupia. O co w tym wszystkim chodzi? Co to za dziewczyna?!
Nagle brunetka podbiegła do chłopaka i rzuciła mu się w ramiona. On ją czule objął.
-Nie mogę w to uwierzyć.. - mówiła łamiącym się głosem. Kiedy się od siebie oderwali, Rose, bo tak się chyba nazywała, chwyciła twarz Leona w dłonie. O nie nie!! Co to za dziewczyna?! Co ich łączy?!
-Rose, co ty tutaj robisz? - spytał Verdas.
- Wróciłam. Nie mogłam żyć dłużej bez ciebie. - stwierdziła. Zatkało mnie. To znaczy, że oni byli kiedyś parą?!
-Rose.. - zaczął szatyn, jakby chciał się sprzeciwić.
-Ciiii - uciszyła go.
Głośno odchrząknęłam. Leon, jakby się obudził. Spojrzał na mnie tym swoim zabójczym wzrokiem.
-Vilu.. - zaczął. Pokręciłam przecząco głową.
-Nie będę wam przeszkadzać. - rzuciłam i ruszyłam w stronę domu.
Do moich oczu napływało milion łez. Cała się trzęsłam. Moje plany, marzenia..wszystko, pękło i znikło jak bańka mydlana.
W końcu się rozpłakałam. Byłam bezradna. To straszne! On z pewnością coś do niej czuje!

Cały wieczór przesiedziałam na parapecie w sypialni. Patrzyłam w ciemność. Moje oczy, całe zapuchnięte od płaczu błądziły po panoramie miasta.
Właśnie dlatego nie chciałam się zakochać. Miłość to tylko ból i cierpienie!
Do teraz nie wiem, czy Leon coś do mnie czuje.. Co mam zrobić?! Jak mam się zachować w jego obecności? Boże, pomóż ! Przecież te jego pocałunki, czułe słówka nie mogły być bez powodu! O co w tym wszystkim chodzi?  On z pewnością będzie chciał do niej wrócić.. Pewnie łączyła ich wielka miłość..
Bezradna położyłam się na łóżku i zasnęłam...



XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX



No hej... 
Jak Wam się podoba nowy rozdział ?
Wiem, że chcieliście już Leonette.. ale ja lubię trochę podenerwować ludzi :D
PS : Brak korekty - przepraszam za błędy :)

Co sądzicie o nowej postaci - Rose? 
Co łączy ją z Leonem..?
Tego wszystkiego dowiecie się niebawem :*

Kolejny rozdział jutro lub w tygodniu :)

Wesołego Halloween moi Kochani :*

Do następnego 

OLECZKA

środa, 28 października 2015

Rozdział 19 : " Dziękuję ci za wszystko... "



Otworzyłam powoli oczy. Moją twarz pieściły promienie porannego słońca. Mogłabym przeleżeć tak cały dzień.
Przewróciłam się na drugi bok, jednocześnie spoglądając na zegarek. Była 6:58. Za 2 minuty rozlegnie się najgorszy dźwięk jaki znam. Żeby tego uniknąć, wyłączyłam budzik. Przetarłam delikatnie oczy. Po chwili wstałam i udałam się do garderoby. Wybrałam zwiewny kombinezon w kolorze pudrowego różu. Następnie poszłam się do łazienki. Tam odświeżyłam się, pomalowałam i upięłam włosy w luźny koczek. Ubrana, wyszłam z pomieszczenia. Założyłam naszyjnik od rodziców oraz użyłam perfum. Chwyciłam torbę i zeszłam na dół.
Przy stole siedziała cała moja rodzina.
-Dzień dobry Violetto - odezwał się tata.
-Dzień dobry.- odpowiedziałam.
-Mam nadzieję, że nie macie na dzisiejsze popołudnie żadnych planów - zaczęłam mama. Spojrzałam na nią pytająco.
-Dlaczego ? - spytał Fede.
-Bo idziemy do teatru. - wytłumaczył tata. Serce zaczęło mi szybciej bić. Jak by się tu wykręcić? Obiecałam Leonowi, że będę mu kibicowała podczas zawodów... A tu co? Jakieś głupie wyjście do teatru?
-Mamo, ale ja nie mogę z wami pójść. - oznajmiłam. - Przepraszam, ale już się umówiłam.
-Vilu, niestety musisz odwołać swoje spotkanie. Przecież wiesz, że chodzenie do teatru to nasza tradycja.. - tłumaczył ojciec. To prawda. Raz na 2 miesiące wychodziliśmy we 4 do teatru lub opery. Zazwyczaj szalenie się tam nudziłam.
Vilu...myśl!!!
-Proszę was. To spotkanie jest dla mnie ważne. Pójdę następnym razem - obiecałam.
-Nie Vilu. - powiedział stanowczo ojciec.
-Przecież powinnam się integrować z klasą. Oni znają się już bardzo długo, a ja nie poznałam ich jeszcze dobrze! To nie jest proste! - podniosłam głos. - Proszę..
Tata cicho westchnął.
-No dobrze Violetto. Ale pamiętaj, następnym razem się nie wykręcisz. - rzekł mężczyzna.
-Dziękuję.
Po zjedzonym śniadaniu, poszłam umyć zęby. Następnie założyłam buty i razem z Fede pojechaliśmy do szkoły.
-Vilu, z kim się umówiłaś? - zapytał kierując białe auto. Nie spodziewałam się tego pytania. Nie mogę mu powiedzieć prawdy. Nie dziś, nie teraz.
-Wiesz.. Umówiłam się z dziewczynami na obiad. - skłamałam. Chłopak spojrzał na mnie z zaciekawieniem. - Patrz na drogę! -krzyknęłam. Federico przeniósł wzrok na jezdnię.
- Niech ci będzie..- odetchnęłam z ulgą. Już się bałam, że coś podejrzewa.
Gdy zajechaliśmy na szkolny parking, spokojnie wysiadłam z auta. Pożegnałam się z bratem i ruszyłam w kierunku wejścia. Wówczas przypomniałam sobie o obiecanej rozmowie z Sarą. Jejku.. Zapomniałam. Muszę to zrobić dzisiaj! Zamyślona weszłam do budynku. Kompletnie zapomniałam o Leonie.
W pewnym momencie przypomniałam sobie, że zostawiłam książkę od chemii w szkolnej szafce. Ruszyłam więc w tamtym kierunku.
Spokojnie otworzyłam szafkę i wyjęłam z niej książkę. Upewniłam się czy to ta, przeglądając strony. Stałam zwrócona twarzą do szafek, gdy nagle obok mnie znalazła się ręka. Dłoń oparła się o rząd mebli znajdujących  się przede mną. Poczułam na sobie czyjś oddech. Z przerażenia, z rąk wypadła mi książka. Szybko się obróciłam, jednocześnie przyklejając się do ściany. Moim oczom ukazał się roześmiany i jednocześnie zdziwiony Verdas. Odetchnęłam z ulgą. Jego twarz i moja twarz były niebezpiecznie blisko siebie.
-Wszystko ok? - zapytał.
-Tak. Tylko mnie przestraszyłeś. Proszę nie rób tego więcej. - powiedziałam i głośno przełknęłam ślinę. Chłopak jak zawsze wyglądał przecudownie.
- Przepraszam. - oznajmił. - A tak w ogóle to cześć.- przywitał się. Na jego twarzy pojawił się uroczy uśmiech. Odwzajemniłam mu tym samym.
-Hej.  - odpowiedziałam. Strasznie chciałam go przytulić. Potrzebowałam tego do dalszego funkcjonowania. Serce biło mi jak szalone. - Mogę cie przytulić ?  - spytałam nieśmiało.
-Cały poranek na to czekałem - stwierdził.
Nie zwlekałam dłużej, od razu przykleiłam się do przyjaciela. Ręce zarzuciłam mu na szyję, on swoimi otulił mnie. Czy już mówiłam, że jego zapach jest niesamowity?
Staliśmy w bezruchu pewien czas. Nagle poczułam jak się odchyla, próbując spojrzeć mi w oczy. Pomogłam mu i też się odchyliłam. Przyglądaliśmy się sobie. Mój oddech przyspieszył, serce wciąż łopotało, nogi się uginały. Od pewnego  czasu nie wiem, co się ze mną dzieję. Nigdy się tak nie zachowywałam!
Z moich rozmyślań wyrwał mnie Leon. Oderwał się ode mnie całkowicie i schylił się po opuszczoną wcześniej przeze mnie książkę.
-Proszę - powiedział cicho podając mi ją.
-Dzięki - odpowiedziałam z uroczym uśmiechem na twarzy.
Chłopak ubrany był w czarne spodnie i zwyczajną bluzkę z krótkim rękawem w kolorze khaki. Wyglądał tak przystojnie...
-Dzisiaj zawody... - zaczęłam.
-Tak.
-Kiedy się zaczynają?- dopytywałam.
-Po przedostatniej lekcji.
-Świetnie. Przyjdę na przerwie, a potem po lekcjach, ok? - chłopak cicho westchnął.
-Byłoby mi miło. - przyznał i posłał mi szczery uśmiech.  - to dla mnie naprawdę ważne...
-Wiem, dlatego przyjdę. - oznajmiłam.
Po chwili rozległ się głos dzwonka. Wywróciłam teatralnie oczami .
-Idziemy? - spytał. Pokiwałam twierdząco głową. Ruszyliśmy w stronę sali chemicznej.
Na lekcji było spokojnie. Leon nie odzywał się do mnie. Czasem miło się uśmiechał. Wiedziałam, że jest pewnie zestresowany zawodami. W jego rękach jest wygrana całej szkoły. To musi być ciężkie.
Kolejnym przedmiotem był hiszpański. Minął on podobnie do poprzedniej lekcji.
Kiedy wyszłam z pracowni językowej, dołączył do mnie Verdas. Razem szliśmy korytarzem. Nie rozmawialiśmy, jednak jego obecność wystarczała do polepszenia mojego humoru.
Nagle, idąc minęliśmy nauczycielkę angielskiego. Młoda kobieta patrzyła na mnie, jakbym robiła coś złego. A przecież nic takiego nie zrobiłam! Chociaż nie. Kochanka mojego przyjaciela kazała mi nie zadawać się z szatynem. Ja jednak właśnie szłam obok niego, szczerze uśmiechnięta. Ale ona nie ma prawa zabraniać mi spotykać się z Verdasem! Jesteśmy przyjaciółmi!
Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, przeszedł mnie dreszcz. Ona mnie przeraża. W pewnym momencie poczułam na dolnym odcinku swoich pleców dłoń. Delikatnie się obróciłam. Należała do Leona. Chciał pewnie dodać mi otuchy. Wiedział, że jest to trudne również dla mnie.
Spojrzałam na niego. Cały czas się do mnie uśmiechał. Serce zaczęło mi szybciej bić. Próbowałam je uspokoić oddychając głęboko. Bez skutku. Leon Verdas tak na mnie działa?
-Wszystko dobrze Violetto? - zapytał z troską w głosie.
-Tak, wszystko jest ok. - potwierdziłam.

Lekcje mijały spokojnie. Ja i Verdas nie rozmawialiśmy dużo, ale to mi nie przeszkadzało..
Na jednej z przerw zadzwonił do mnie tata.
-Violetto, mam dla ciebie przykrą wiadomość. - stwierdził.
-Co się stało?
-Dzisiaj o 15:00 przychodzą do nas na obiad moi wspólnicy. Twoja obecność jest obowiązkowa!
-Co? Tato. Umawialiśmy się inaczej! - krzyknęłam. Co ja mam powiedzieć Leonowi? Moja obecność jest dla niego ważna...
-Niestety. Zmiana planów. - oznajmił. Byłam zdenerwowana - Przepraszam, ale muszę kończyć. Do zobaczenia o 15;00.
Szybko się rozłączyłam. Westchnęłam cicho. Spojrzałam na szatyna, który właśnie rozmawiał z Maxim. Nie chce go zranić..Ale nie mam innego wyjścia.
Po fizyce postanowiłam mu o tym powiedzieć. Właśnie szedł w kierunku szatni, gdyż była to przedostatnia lekcja. Nie pożegnał się ze mną, gdyż uważał, ze do niego przyjdę.
-Leon! - zawołałam. Chłopak się obrócił i spojrzał na mnie z troską.
-Tak Vilu? - spytał, gdy już stałam obok niego.
Jak ja mam mu to powiedzieć?
-Wiesz- zaczęłam. Spuściłam wzrok na ziemie.- przepraszam, że tak wyszło..- ciągnęłam.
-Ale co ? -zapytał zdezorientowany. Cicho westchnęłam.
-Leon, obiecałam, że będę ci kibicować podczas zawodów.. - zacięłam się. Kiedy udało mi się przełknąć wielką gulę w moim gardle, kontynuowałam - ale moi rodzice mają jakieś spotkanie ze współpracownikami..Starałam się przekonać tatę do zmiany decyzji..Ale nie udało mi się. - stwierdziłam. Dyskretnie spojrzałam na Verdasa. Znacznie posmutniał. Serce krajało mi się, gdy na niego patrzyłam. Jak mogłam go tak zawieźć. - Przepraszam, że tak wyszło...
-Nic się nie stało Vilu. - zaczął. - To nie twoja wina. - powiedział i posłał do mnie ciepły uśmiech.
-Strasznie mi głupio.. - znowu spojrzałam w ziemię. Nagle chłopak chwycił mnie za podbródek. Serce przyspieszyło swoją pracę, nogi zaczęły się uginać. Czemu tak się dzieje? O czym to świadczy?!
-Przestań. - zmusił mnie do patrzenia mu w oczy. Chciałam tego uniknąć. Wiedziałam jak na mnie działają, paraliżująco. - Violetto, wszystko jest ok. Nic się nie stało. Nie zadręczaj się.
-Nie jesteś zły?
-Co? Dlaczego miałbym być? - był zdziwiony.- Vilu, jest mi trochę przykro... Zależało mi na twojej obecności..Jesteś dla mnie takim...amuletem. - po tych słowach zamarłam. - Z tobą wszystko mi się udaje...Ale poradzę sobie bez ciebie - stwierdził, wciąż patrząc mi w oczy.
-Leon.. Nie wiem co powiedzieć. - przyznałam. Szatyn posłał mi uroczy uśmiech. Czułam, że się rumienie.
-Przepraszam cie Vilu, ale już muszę iść. - oznajmił ze smutkiem.
-No tak, rozumiem.. - ja również byłam smutna. Nagle wpadłam na pomysł.- Wiesz, skoro ja nie mogę być obecna podczas zawodów..A podobno jestem twoim ..- zacięłam się.
-Amuletem? - zapytał lekko rozbawiony.
-Tak, amuletem. - przytaknęłam.- To może dam ci coś, co będzie przypominało ci o mnie?
-Tak, to dobry pomysł.
Vilu! Myśl..co mam mu dać?! Po chwili namysłu ściągnęłam gumkę z włosów.
-Wiem, że to trochę głupie..ale jeśli ci to pomorze..- mówiłam wkładając mu gumkę na nadgarstek. Leon się szeroko uśmiechnął.
-To nie jest głupie. - powiedział. - Z pewnością mi pomoże. - stwierdził. - Dziękuję.
Nagle znalazłam się w jego objęciach. Nie chciałam się od niego odrywać. Już nigdy!
MATKO! O czym ja myślę?! Jesteśmy przyjaciółmi! Czy przyjaciółka powinna tak myśleć o przyjacielu?
-Jeszcze raz cie przepraszam.. - zaczęłam, wtulona twarzą w jego tors.
-Nic się nie stało. - po moim ciele przeszedł dreszcz, ponieważ Verdas pocałował mnie w czubek głowy.- Nie przejmuj się.- po tych słowach oderwaliśmy się od siebie. Zrobiłam to z żalem...
-A więc powodzenia..- powiedziałam cicho.
-Dziękuję - odpowiedział. Lekko się do mnie uśmiechnął i ruszył w stronę szatni.

Ostatnie lekcje mijały bardzo wolno. Kiedy wreszcie się skończyły  ruszyłam do domu. Całą drogę myślałam o Verdasie. - Co teraz robi? Czy zawody już się zaczęły? Które miejsce zajął? - na te wszystkie pytania chciałam znać odpowiedź.
Gdy weszłam do domu, napotkałam mamę. Ubrana była w granatową, obcisłą sukienkę. Wyglądała genialnie!
-Dobrze, że już jesteś Vilu. Idź się szybko przebierz! Goście będą za 15 minut! - poganiała mnie.
Bez słów udałam się do pokoju. Wyjęłam z szafy białą, przeuroczą sukienkę oraz jeansową kurtkę. Użyłam jeszcze moich ulubionych perfum i już byłam gotowa.

Była 17:00. Przy stole siedziałam od dobrych 2 godzin. Rozmowy biznesmenów były bardzo nudne. Cały czas rozmyślałam o Verdasie. Tak mocno chciałam go zobaczyć, przytulić.  - Może nie wygrał zawodów..Dla mnie i tak jest najlepszy - myślałam.
W końcu nie wytrzymałam. Wstałam od stołu i powiedziałam:
- Przepraszam, ale mam ważną rzecz do zrobienia. - rodzice patrzyli na mnie ze złością.
-Violetto, siadaj przy stole..- zaczął tata. Ja jednak nie miałam zamiaru tego robić.
-Przepraszam, ale mam ..- Vilu myśl! - y.. projekt. Kompletnie o nim zapomniałam. A on jest na jutro. Robię go z koleżanką. Umówiłam się z nią na 17;10. Wybaczcie. - oznajmiłam i wyszłam z domu.
Szłam przez park dość szybko. Chciałam zdążyć chociaż na rozdanie nagród. Nie liczyłam już ile razy potknęłam się o własną nogę. Pędziłam, jak najszybciej mogłam.
Po 15 minutach dotarłam na szkolne boisko. Nikogo tam nie było. Westchnęłam cicho. - Wszystko się już skończyło- przyznałam w myślach. Byłam na siebie zła. Może, gdybym szła szybciej zdążyłabym? Z rozmyślań wyrwał mnie pewien głos...
-Co ty tutaj robisz? - obejrzałam się. To Leon! O mało co, a pękłabym ze szczęścia!
-Leon? - powiedziałam i szybko do niego podbiegłam.
-Vilu, co ty tutaj robisz? Nie miałaś być na obiedzie z wspólnikami twoich rodziców? - spytał zdziwiony.
-Tak.. Ale nie mogłam już słuchać ich nudnych konwersacji..- wytłumaczyłam. Spojrzałam w dół, na jego nadgarstek. Moja gumka do włosów wciąż tam była! Uśmiechnęłam  się do siebie.
-Cieszę się, że przyszłaś.. - zaczął.
-Wiem. Leon, jak ci poszło? - musiałam wiedzieć. Chłopak jeszcze szerzej się uśmiechnął.
-Byłem pierwszy... - powiedział i puścił do mnie oczko.
-Gratuluję! - krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję. Chłopak objął mnie w talii. Trzymał, jakby bał się, że zaraz gdzieś odejdę. Ale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie.. podobało mi się to! - Wiedziałam, że to wygrasz. - mówiłam. Głęboko oddychałam, by jak najlepiej zaciągnąć się jego zapachem. Moja twarz wtulona była w szyję i bark Verdasa.
-To twój amulet mi pomógł. - odrzekł. Jeszcze mocniej się w niego wtuliłam.
-No pewnie, że tak.- odpowiedziałam. - Jeszcze raz ci gratuluję!
-Dziękuję. Dziękuję ci też za to, że przyszłaś...- ciągnął. - Vilu, jesteś dla mnie ważna. Twoja obecność dodaje mi otuchy, radości, siły ... - opowiadał. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Moje nogi zrobiły się jak z waty.. - Tak bardzo się cieszę, że cie mam..- szeptał mi do ucha.
Jego słowa..To co powiedział. Chyba na zawsze utkną mi w pamięci. To było piękne, cudne..
-Leon...- zatrzymałam się, bo nie wiedziałam co mu powiedzieć. - nawet nie wiesz, jak mocno się cieszę, że dałam ci kolejną szansę.. Ty też jesteś dla mnie ważny.. Naprawdę. Jesteś najlepszym przyjacielem pod słońcem.
-Dziękuję. Vilu, dziękuję ci za wszystko.
Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Razem ruszyliśmy do domów.
Całą drogę rozmawialiśmy,  śmialiśmy się.. Było świetnie. Lecz kiedy znalazłam się pod swoim domem, posmutniałam. Musiałam rozstać się z szatynem.
-No to do jutra. - rzuciłam smutno. Chłopak westchnął. Po chwili podszedł i mnie przytulił. On wiedział czego potrzebuję..
-Vilu, ja też nie chce się z tobą rozstawać.. - zaczął. Czułam na sobie jego oddech...Byłam jak w niebie. Miałam dosyć rozmyślania nad tym, co robię, jak się zachowuję i dlaczego...Liczyło się tylko tu i teraz. - Ale musimy. Jutro się zobaczymy. Obiecuję.- przyrzekł. Lekko się od niego oderwałam, by móc spojrzeć mu w oczy.
-Tylko to podtrzymuje mnie na duchu.. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Do jutra?
-Tak, do jutra.. - potwierdziłam. Oderwałam się lekko od Leona. Nadal jednak patrzyliśmy sobie w oczy.
Serce zaczęło mi szybciej bić. Oddech przyspieszył. W nieświadomy sposób nasze twarze zbliżały się do siebie... Moje oczy błądziły między jego pięknymi szmaragdami a całuśnymi ustami..
Po chwili Verdas pocałował mnie w policzek! Na moment przymknęłam oczy, delektując się dotykiem jego warg na moim policzku. Zaraz potem na niego spojrzałam.
-Dobranoc Vilu. - powiedział.
-Do jutra Leon.- odpowiedziałam i w ciągłym szoku weszłam do domu.
Cały wieczór myślałam o zdarzeniu.
Czy ja coś do niego czuję? A może on czuje coś do mnie? Dlaczego to jest takie skomplikowane!?
Po odprężającej kąpieli położyłam  się spać...


______________________________________________________________










Witajcie Kochani!
Tak oto prezentuje się kolejny rozdział!
Następny w sobotkę :D

Czy Vilu czuje coś do Leona?
A co sądzicie o pocałunku Verdasa w policzek Vilu?
<3

Mam nadzieję, że podoba się Wam ten post.
Pisanie rozdziałów..tej całej historii jest szalenie wkręcające!
Ten rozdział pisałam kilka dni.. 
W godzinach..nocnych ? :P
Nie ważne.
Ważne, że jest!

Jeśli macie jakieś uwagi, pytania, pomysły..
to walcie :*

NADAL PROSZĘ O KOMENTARZE !

Do kolejnego rozdziału moi mili

* OLA *

niedziela, 25 października 2015

Rozdział 18 : " Będę przy tobie "

<3 <3 <3 <3 <3 <3           

Rozdział dedykuję Tini Aleksandra
<3



Obudził mnie nieznośny dźwięk budzika. Jednym gestem go wyłączyłam. Nie chce mi się iść do szkoły... Może udam, że źle się czuje? .. CHWILA! Co ja pierniczę!? Dzisiaj spotkam się z Leonem!
Energicznie wstałam z łóżka. Ruszyłam do garderoby w celu wybrania przyzwoitego kompletu. Padło na białe spodnie z wysokim stanem i crop top w granatowo - białe paski. Chwyciłam odzież i poszłam do łazienki. Tam się odświeżyłam, pomalowałam i pokręciłam lokówką włosy. Byłam pełna energii i radości. Następnie się ubrałam i użyłam ulubionych perfum. Na nadgarstku zawiesiłam delikatną bransoletkę. Potem założyłam buty i chwyciłam torbę z książkami. Zbiegłam na dół i usiadłam przy stole.
-Dzień dobry! - przywitałam się z rodzicami.
-Witaj Violetto. - powiedział tata. -Jak ci minęła noc?
-Szybko. I to bardzo
Mężczyzna się zaśmiał. Następnie zjadłam śniadanie i umyłam zęby. Wszystko w ekspresowym tempie. Po pewnym czasie razem z Fede pojechaliśmy do szkoły. Kiedy zaparkowaliśmy, wyskoczyłam jak z procy. Pewna siebie szłam w kierunku wejścia. Nagle dostałam sms-a. To wiadomość od Sary. Dziewczyna spytała się jak u mnie. Napisała też, że bardzo tęskni. Postanowiłam jej odpisać.

Sara! Jak się cieszę, że piszesz. Chciałabym Ci tyle powiedzieć, jednak rozmowa telefoniczna to nie jest to samo, co twarzą w twarz. Teraz idę do szkoły, ale obiecuję, że jak tylko wrócę, pogadamy na Skype ? Ok? 
Ja też mocno tęsknie.
Vilu


Kiedy zablokowałam telefon, schowałam go do kieszeni. Szłam szkolnym korytarzem. Rozglądałam się, szukając szatyna. Bez skutku. Posmutniałam. Może nie będzie go dzisiaj w szkole? Szłam jednak dalej. 
Moje oczy rozbłysły milionem barw. Jest! Stoi na końcu korytarza. Zaczęłam iść w tamtym kierunku. Im bliżej byłam, tym bardziej biło moje serce. Chłopak wyglądał bosko... W pewnym momencie nasze spojrzenia się skrzyżowały. Uśmiechnął się pogodnie. Odwzajemniłam mu tym samym. Verdas ruszył w moją stronę. Byliśmy coraz bliżej siebie, jednak wciąż daleko. Brakowało mi go, chciałam jak najszybciej się wtulić w jego umięśniony tors. Czy moje zachowanie jest normalne.? Jako przyjaciółka?  Nie wiem i szczerze mówiąc nie obchodzi mnie to. Stęskniłam się za nim. 
Dzieliło nas kilka metrów. Szliśmy z kilka sekund, ale dla mnie była to cała wieczność. Cały czas się do siebie uśmiechaliśmy. 
Kiedy wreszcie byliśmy blisko siebie, chłopak wyciągnął delikatnie ręce w moją stronę. Szybko się w niego wtuliłam. Objął mnie swoimi ramionami, a ja go moimi. Wdychałam głęboko powietrze. Czułam jego piękny zapach. Cudo! 
-Witaj Vilu..- zaczął Leon, szepcząc mi do ucha. Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Mogłabym tak zawsze... Yyy... to znaczy często.. 
-Witaj Leonie.  - odpowiedziałam nadal wtulona w jego klatkę piersiową. Nie miałam zamiaru go puszczać. Przynajmniej nie w tym momencie. 
- Jak minęła ci noc? - zapytał cicho. 
- Spokojnie i na szczęście szybko. - stwierdziłam. - A tobie? 
- Również spokojnie. - oznajmił. Po chwili pocałował mnie w czubek głowy. Jeszcze mocniej się w niego wtuliłam. Jednak zdałam sobie sprawę, że musimy trochę dziwnie wyglądać.
- Leon, czy to nie jest dziwne, że jako przyjaciele się tak przytulamy? - zapytałam chłopaka.
-Nie obchodzi mnie opinia innych. A poza tym, przyjaciele mogą się przytulać. 
- Masz rację. - poparłam. 
Nagle zadzwonił dzwonek. Leon poluźnił uścisk. Nie chciałam tego, ale mieliśmy matematykę. Po chwili się od niego oderwałam. Spojrzałam smutnym wzrokiem. Chłopak był uśmiechnięty.
- Chodźmy. - powiedział. Westchnęłam cicho.  - Przecież wiesz, że musimy.. - patrzył na mnie z troską.
-Masz rację. - pokiwałam głową. Chłopak delikatnie położył swoją rękę na moich plecach, kierując mnie w kierunku klasy. Ruszyliśmy.
Idąc przez korytarz nie było osoby, która by na nas nie spojrzała. Ciekawe co sobie pomyśleli? Może, że ja i Verdas jesteśmy razem? Chyba nie powinnam się tak do niego zbliżać, przywiązywać... To trochę dziwne.. Przecież nie dawno się nienawidziliśmy się! Nagła zmiana? Ja się w tym wszystkim nie łapię... A co dopiero inni?
Gdy znaleźliśmy się pod klasą, w której mieliśmy mieć lekcje, każdy na nas dziwnie patrzył. Jakbym zrobiła coś złego.
- Hej - rzuciłam do grupy przyjaciół.
-Hej wam! - odpowiedzieli wspólnie.
-Jak tam po biwaku? - zapytał Diego.
-Dobrze, a u ciebie? - powiedział Leon, który stał za moimi plecami.
- W porządku. - odpowiedział chłopak.
Po chwili zjawiła się nauczycielka matematyki i weszliśmy do klasy.
Szaleńczo cieszyłam się, że siedzę z szatynem. Dopiero teraz to doceniam. Gdy usiedliśmy na miejscach, spojrzałam na Verdasa. Był zajęty przeglądaniem czegoś w swoim telefonie. Po chwili włożył go do kieszeni i jego wzrok zatrzymał się na mnie.
-Wszystko ok? - zapytał.
- Tak. A u ciebie?
-Teraz już tak. - to były jego ostatnie słowa wypowiedziane na tej lekcji.
Po matematyce ruszyłam  kierunku Ludmi, Fran i Cami. Razem poszłyśmy pod salę fizyczną. Na lekcji, Verdas nie zamienił ze mną ani słowa. Był zamyślony.- Czyli znowu jest tak, jak było przed biwakiem.? -Posmutniałam. -Dlaczego,?! Przecież mówił co innego. On mi to obiecywał!- Jednak postanowiłam trochę poczekać. Może wszystko się wyjaśni...
Jednak po fizyce chłopak nadal milczał. Spojrzałam na niego z wyrzutem i wyszłam z sali. Kompletnie go nie rozumiałam. Szłam sama, rozmyślałam na jego temat. Nagle ktoś chwycił mnie za rękę. Obejrzałam się energicznie. To Leon. Jego twarz była pełna smutku i żalu.
- Vilu, dlaczego tak szybko wyszłaś z sali i na mnie nie poczekałaś? Jesteś  zła? O co chodzi? - zadawał multum pytań.
-To ty mi powiedz o co chodzi! - krzyknęłam. - Całą lekcję siedziałeś zamyślony, nawet na mnie nie spojrzałeś! Nie rozumiem!
-Violetto.. Przepraszam.. - tłumaczył.
- Proszę, powiedz mi o czym myślałeś.. - powiedziałam cicho, patrząc mu w oczy. Verdas westchnął.
- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że teraz mamy angielski...- powiedział szeptem.
- No tak- zdałam sobie sprawę, że musi być dla niego ciężko. Nie wie jak kobieta zareagowała na jego bunt. - Nie rozmawialiście ze sobą od tamtej kłótni?
-Nie.
- A wtedy, jak rozmawialiśmy na korytarzu i ona do nas podeszła, wtedy przecież cie z nią zostawiłam..
-Tak, chciała porozmawiać, a raczej mnie namawiać na zmianę decyzji... Ale ja nie chciałem. Poszedłem więc na tor wyścigowy. Zostawiłem ją.- opowiedział.
- Czemu to tak przeżywasz? Myślałam, że Leonowi Verdasowi nic nie jet straszne... - powiedziałam, żeby trochę go rozluźnić.
- Nie boje się rozmawiać z nią. Nic nie zmieni mojego zdania. Jednak ona chce.. - zaciął się. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - porozmawiać z tobą. - oznajmił. Serce zaczęło mi szybciej bić. Czego ta kobieta ode mnie chce.?!
-Ale jak to? Nie rozumiem..Przecież ja nie mam z tym nic wspólnego.!
-To znaczy.. Widziałaś i słyszałaś naszą rozmowę...- kontynuował. Westchnęłam. Byłam przerażona...
- O czym ona chce ze mną rozmawiać?
- Nie wiem, ale myślę, że chce się upewnić, czy aby na pewno nikomu nie powiesz.- powiedział Verdas. Jeszcze tego mi brakowało! Jejku..
- Nic więcej?
-Wątpię, ale z nią nic nie wiadomo...- chłopak spojrzał na mnie troskliwie. byłam przerażona, zdenerwowana. - Vilu, spokojnie. Będę przy tobie. Nie zostawię cie ani na sekundę samej! - obiecał. Po chwili mocno mnie przytulił. Właśnie tego mi brakowało. Jego umięśnionych, ciepłych i bezpiecznych ramion. Wtuliłam się w niego mocno. Napawałam się jego przecudnym zapachem. Naszą sielankę przerwał dzwonek. Oderwaliśmy się od siebie. Od razu na niego spojrzałam. On zrobił to samo. Czułam jak szybko bije moje serce. Nie wiedziałam jednak, czy to reakcja  na nadchodzącą rozmowę z kochanką mojego przyjaciela, czy może na niego samego.
-Dasz radę Vilu. - powiedział i ujął moją twarz w swoje dłonie. Czy on chce mnie pocałować?! - Wierzę w ciebie. -szepnął. Po chwili jego usta znalazły się na moim czole. Nie wiem dlaczego, ale chyba byłam rozczarowana! Rozum odganiał tą myśl, jednak serce krzyczało : W USTA!. Potrząsnęłam głową, by odgonić te dziwne myśli.
- Chodźmy - powiedziałam.
Kiedy weszliśmy do sali, kobieta już tam była.
-Dzień dobry. Przepraszamy za spóźnienie. - tłumaczyłam uprzejmie. Leon nic nie powiedział.
Nauczycielka patrzyła ma nas z wrogością. Co ja jej zrobiłam!? To ona uwiodła swojego ucznia. Nie ja!
-Violetto, siadaj proszę. - oznajmiła. Szybko wykonałam jej polecenie. - A ty Leon będziesz odpowiadał. - powiedziała sucho. - Odłóż tylko plecak i wracaj pod tablicę.
Chłopak ruszył w stronę ławki. Cały czas na niego patrzyłam. Moje serce krajało się z żalu, jednak na jego twarzy widniał uśmiech. Byłam zdziwiona.
-Leon.. -szepnęłam. Tylko on mnie usłyszał.
-Spokojnie Vilu.- powiedział i puścił do mnie oczko.
Po chwili był już przy tablicy. Kobieta zadawała mu naprawdę trudne pytania. On jednak odpowiadał na każde bez zawahania! Wiedział wszystko. Ale jej dopiekł! Miałam wielki uśmiech na twarzy. Rozpierała mnie duma.
-Siadaj. Dostajesz 5. - powiedziała kobieta. Była zła.
-Dziękuję. - odpowiedział uroczo Verdas. Po chwili siedział obok mnie. Posłałam mu ciepły uśmiech.
-Gratuluję.- szepnęłam.
-Dzięki- odpowiedział, również szepcząc.
Lekcja minęła spokojnie. Ale kiedy zadzwonił dzwonek, po moim ciele przeszedł dreszcz. Spojrzałam na Verdasa. Jego twarz była spokojna. Głośno przełknęłam ślinę. Spakowałam się i razem z szatynem ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Już przekraczaliśmy próg sali, kiedy rozległ się kobiecy głos.
-Violetto, zostań proszę na chwilę. - poprosiła nauczycielka. Grzecznie się odwróciłam. Byłam speszona i przestraszona. Nagle poczułam czyjąś dłoń na plecach. Obróciłam się. To był Leon! Szedł ze mną. Nie zostawił mnie! Posłał mi pocieszający uśmiech.
- Tak ?- zapytałam. Kobieta spojrzała na mnie, później na szatyna.
-Leon, proszę, zostaw mnie samą z Violettą. - rozkazała. On jednak ani drgnął. - Czy ty nie słyszysz? Wyjdź z sali! - podniosła głos. Verdas jednak nadal stał za mną.- Mam wysłać cię do dyrektora? - zapytała. O nie.. Muszę sobie poradzić bez niego. Obejrzałam się za siebie.
-Poradzę sobie. - szepnęłam. Leon pokiwał głową i wszedł z sali.
Byłam sama, przerażona. Kobieta patrzyła na mnie ze złością.
-Violetto. Mam nadzieję, że to co zobaczyłaś kilka dni temu, zostaje między nam. - pokiwałam twierdząco głową. - Dobrze. Kim jesteś dla Leona? - spytała. Co ją to obchodzi.!
- Nie rozumiem...
- Kim dla siebie jesteście?!
-Jesteśmy przyjaciółmi.
-Jesteś tego pewna?-  zapytała patrząc mi w oczy.
- Tak,. Ale co to ma do tego?
-Chcę, żebyś nie mieszała mu w głowie. Po prostu się z nim nie zadawaj.  On jest jeszcze trochę rozkojarzony. Jestem przekonana, że za kilka dni mu to minie i wrócimy do swojej relacji. - oznajmiła kobieta. Co!? Po moim trupie!
Nie rozumiem, czułam się...zazdrosna? Czemu tak zareagowałam.?!
-Przepraszam, ale to już chyba nie jest pani decyzja. Ona należy do Leona. - rzuciłam.- To wszystko?
-Tak. Dziękuję. Do widzenia.
-Do widzenia. - powiedziałam i wyszłam z sali.
Pod drzwiami stał Verdas. Plecami opierał się o ścianę. Wglądał tak przystojnie...
Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się. Chciałam, żeby mnie przytulił, pocieszył, porozmawiał, pocałował... - CO?! o czym ja myślę! Nie chce żeby mnie całował! - skarciłam siebie w myślach.
Chłopak, jakby czytał mi w myślach. Podszedł do mnie i mocno objął. Wtuliłam się w jego tors.
-Wszystko ok? - zapytał cicho.
-Tak. - odpowiedziałam.
-O co się ciebie pytała.?
Oderwałam się od szatyna. Teraz patrzyłam mu w oczy. On jednak cały czas trzymał dłonie na mojej talii. Nie przeszkadzało mi to. Nawet, było to bardzo miłe.
-Mówiła o tym, że ma to pozostać między nami.. - powiedziałam. Nie wiedziałam czy mówić mu o dalszej części rozmowy. Jednak postanowiłam mu to powiedzieć. - I pytała się, kim dla siebie jesteśmy...
-Co? - on też był zdziwiony.
-Też się zdziwiłam.
-Co jej odpowiedziałaś?
- Powiedziałam, że jesteśmy przyjaciółmi. - na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, jakby nie wierzył w to, co powiedziałam. - Powiedziała też, że nie chce, abym mieszała ci w głowie i się z tobą zadawała., bo ty jeszcze do niej wrócisz. - stwierdziłam. Chłopak zaczął się śmiać.
-Tak, wrócę - powiedział z sarkazmem. Po chwili się uspokoił i spojrzał mi w oczy. - Vilu, ale ty nie masz zamiaru zostawiać mnie w spokoju, prawda? - zapytał, jego twarz była pełna nadziei  i żalu. Uśmiechnęłam się pogodnie.
-Oczywiście, że nie. - powiedziałam i mocno go przytuliłam. Było mi tak dobrze. W jego ramionach czułam się bezpiecznie. Jednak ta przyjemność nie trwała wiecznie. Zadzwonił dzwonek. Razem poszliśmy na geografię.
Na lekcji zostaliśmy podzieleni na grupy. Na moje nieszczęście nie byłam z Leonem.
Lekcja mijała powoli. Kiedy się skończyła, spojrzałam na Verdasa. Machnął do mnie ręką. Odmachałam mu. Następną lekcją był w-f.
Gdy się przebrałam, razem z przyjaciółkami poszłam na boisko do koszykówki. Właśnie tam mieliśmy wychowanie fizyczne.
Po zajęciach wróciliśmy do szatni. Szybko się przebrałam, nie mogłam się doczekać spotkania z Leonem.
Szłam korytarzem. Nigdzie go nie było. Postanowiłam zapytać się Maxiego, co się stało.
-Maxi, wiesz może gdzie jest Leon?
-Wiesz, on  chyba został na bieżni. Jutro są zawody w bieganiu, a on startuje. Na tej lekcji też go nie będzie. - oznajmił.
-Dzięki - powiedziałam i posłałam mu udawany uśmiech. Byłam smutna, stęskniona i rozczarowana. Brakowało mi jego obecności. - STOP! - Dlaczego znowu myślę w ten sposób?! Nie jesteśmy parą. Jesteśmy przyjaciółmi!!! Nie rozumiem, czemu on tak na mnie działa?!
Hiszpański minął spokojnie. Cały czas myślałam o szatynie. Gdy zadzwonił dzwonek, spakowałam się i udałam się w stronę wyjścia. To była ostatnia lekcja. Wyszłam z budynku. Dzisiaj nie wracałam z Fede. Już miałam schodzić po schodach, kiedy ktoś chwycił mnie za ramię. Obejrzałam się. To był szatyn. Czym prędzej go przytuliłam. Moje ręce założyłam na jego szyje i uniosłam się na palce. On swoimi objął mnie w talii. Przyłożyłam swoją twarz do umięśnionego torsu.
-Już myślałam, że się nie spotkamy.. - szepnęłam cicho.
-Jednak jest inaczej... - on również szeptał.
Po kilku chwilach otworzyłam oczy. Parking był pusty. Stał tylko samochód Verdasa. Oderwałam się od niego.
-Podwieźć cię? - zapytał.
-Nie, przejdę się. - oznajmiłam. - To do jutra.
-Do zobaczenia Violetto.. - w jego oczach był smutek.. w moich pewnie też. Już miałam odchodzić, kiedy on zapytał - Jutro mam zawody. Wpadniesz pokibicować? - w jego głosie słyszałam nadzieję, że odpowiem : TAK.
 - Oczywiście, że tak! - rzuciłam. Chłopak się szczerze uśmiechnął.
- Cieszę się. To dużo dla mnie znaczy..- przyznał. Chciałam mu powiedzieć, że dla mnie też, ale ugryzłam się w język.
-No więc do jutra. - powiedziałam. Pragnęłam jeszcze raz go przytulić, jednak wyszłabym na idiotkę. Odgoniłam tą myśl i się obróciłam.
-Hej. - pożegnał się .
Szłam przez park. Rozmyślałam o mnie i Leonie.
Czy to, co jest między nami to przyjaźń? Czemu tak na niego reaguję? Czy coś ze mną nie tak.?! Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi. W sumie, nigdy nie doświadczyłam prawdziwej miłości. Takiej prawdziwej, do chłopaka, więc nie wiem jakie to uczucie...Nie rozumiem moich zachowań, moich myśli i pragnień.

Gdy wróciłam do domu zjadłam obiad i odrobiłam lekcję. Następnie postanowiłam pójść pobiegać. Założyłam sportowy strój i buty. Gotowa wyszłam z domu.
Biegałam po parku z godzinę. Zmęczona wróciłam do domu. Wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamę. Następnie zjadłam kolację i umyłam zęby.
Z nadzieją weszłam na FB. Chciałam, żeby Verdas był dostępny. Jednak się przeliczyłam. Obok jego imienia nie było zielonej kropki. Smutna, wylogowałam się i położyłam się spać.


^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^







Hej!
Jak Wam się podoba? 

Myślę, że jest ok :*

Kolejny pojawi się w tygodniu...lub w sobotę (?) 
Tak, tak, tak... wiem, że to prawie z tydzień, ale inaczej nie mogę :(
Cóż, na pewno rozdział nie pojawi się w piątek wieczorem. Mam urodziny przyjaciółki!
<3

Dziękuję za każdy komentarz! To wiele dla mnie znaczy..
Tyle Was tu wchodzi!
Jeszcze nie tak dawno pisałam, że blog osiągnął 1 000 wyświetleń.
A przed wczoraj stuknęły 2 000!
Jesteście najlepsi <3

Jak myślicie, czy między V i L jest coś więcej niż przyjaźń?
Kiedy będzie Leonetta?
Nie wiecie? Oj..
Ale już niedługo się dowiecie!

KOMENTUJCIE PROSZĘ

Do kolejnego posta moi Kochani 
<3

Oleczka :*

sobota, 24 października 2015

Rozdział 17 : "A teraz musimy się pożegnać.."

Ciąg dalszy ...

Kiedy doszliśmy do naszego tymczasowego miejsca zamieszkania, zeskoczyłam z pleców Leona. 
-Dziękuje. - powiedziałam cicho. Chłopak posłał mi miły uśmiech. 
-Dla ciebie wszystko Vilu.. -  zarumieniłam się, więc schowałam twarz we włosach. - Dziękuję, że się do mnie nie zniechęciłaś... - kontynuował. Spojrzałam na niego. Jego oczy były pełne żalu i bólu. Dlaczego tak  bardzo chciałam go przytulić? Pomimo tego, że wybaczyłam mu wszystkie krzywdy, które mi kiedyś wyrządził, powinnam czuć do niego obojętność. Jednak on nie jest mi obojętny. 
-Leon...- ciągnęłam. Patrzyliśmy sobie w oczy. Jakaś dziwna siła przyciągała mnie do niego. Co się dzieje?! Przecież ja nawet nie wiem czy jesteśmy przyjaciółmi! Posłałam mu ciepły uśmiech. Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos nauczyciela.
-Moi drodzy, przygotowujemy się do końcowego ogniska. Jak pewnie wiecie, jutro wyjeżdżamy. - oznajmił mężczyzna. Zrobiło mi się smutno. Tu było cudownie! Pogodziłam się z Leonem, wyjaśniłam wszystko z Mikiem i Diego. Boje się tego, co będzie się działo po powrocie do rzeczywistości. Nim się obejrzałam, obok mnie nie było już szatyna. Rozejrzałam się. Zobaczyłam jak niesie kilka drzewek w kierunku plaży. Uśmiechnęłam się do siebie. Nagle usłyszałam
-Violetto, czy ty nie miałaś przypadkiem nam czegoś opowiedzieć? - usłyszałam głos Ludmi. obejrzałam się za siebie. Stała tam blondynka, Fran, Naty i Cami. 
-Ale o czym mam wam opowiedzieć? - udawałam głupią. Miałam nadzieję, że uniknę tego tematu. 
-O tobie i Leonie  - oznajmiła Naty. 
-A! No tak.. - powiedziałam. Po chwili usiadłam na jednym z kamieni. - Wiecie, nie ma o czym mówić...
-Jak to nie ma?! Co z nim robiłaś wczorajszej nocy? - zapytała Cami. Wywróciłam oczami. Dziewczyny dosiadły się do mnie. Westchnęłam cicho.  - A więc? - dopytywała dziewczyna.
- Wczoraj wieczorem? A! No tak... - chciałam pokazać swoją obojętność. Jednak raczej mi się to nie udawało. - Na początku siedziałam sobie z Ludmi.. Ale potem przyszedł Verdas i zaczęliśmy ze sobą gadać.. 
-Pogodziliście się ? - dopytywała Naty
-Tak. Chyba tak. - powiedziałam. 
- To świetnie! - krzyknęła Fran. Uśmiechnęłam się do niej. Ja też uważałam to za fenomenalną wiadomość. 
- Mówiłam, że trzeba poznać Leona bliżej, żeby móc go oceniać - dodała Laudmiła. 
- Tak - potwierdziłam.
Wstałyśmy i ruszyłyśmy w stronę plaży. Idąc, zastanawiałam się nad tym, o co mogę zapytać Leona. Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, nim tu jesteśmy. Po drodze zaszłyśmy do naszego namiotu po ciepłe bluzy. 
Po kilku minutach marszu byłyśmy na miejscu. Było ciemno. Jedyne światło, to te bijące z ogniska. Usiadłam na jednym pieńków. Było tak miło i przyjemnie. Nie chciałam wyjeżdżać. Po drugiej stronie ogniska usiadł Verdas. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, uśmiechnęliśmy się do siebie. Po moim ciele przeszedł bardzo przyjemny dreszcz. 
Siedzieliśmy tak z 2 godziny. Była już 22;00. Niektórzy wrócili do namiotów, inni poszli pływać, co było totalnym szaleństwem. Chociaż minionej nocy, to ja się kąpałam przy świetle księżyca. W pewnym momencie postanowiłam się przejść. Musiałam poukładać sobie wszystko w głowie. Ruszyłam w stronę pomostu. Szłam powoli, przyglądając się pięknemu księżycowi. 
Nagle poczułam, jak ktoś kładzie mi dłoń na dolnym odcinku pleców. Serce zaczęło mi szybciej bić. W głębi duszy miałam nadzieję, że to Leon. Powoli się obróciłam. Nie mogłam uwierzyć. To był on! JEJ! Na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Byłam strasznie radosna. Nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Chłopak tez się uśmiechnął. 
- Mogę do ciebie dołączyć? - spytał, tym swoim nieziemskim głosem. VILU! Jakim głosem?! Potrząsnęłam głową próbując wyrzucić z niej wszystkie myśli. 
-Oczywiście, że tak. - powiedziałam pewnie. 
Szliśmy w ciszy. Gdy doszliśmy do końca pomostu, postanowiłam usiąść na drewnianych deskach. Leon do mnie dołączył. Patrzyłam w niebo. Było bezchmurne, a na nim znajdował się ogromny księżyc oraz miliony gwiazd. 
- Leon... 
-Tak? 
-Kim my dla siebie jesteśmy? - odważyłam zadać to pytanie. Spojrzeliśmy na siebie. - Znajomymi czy coś więcej? 
- Vilu, nie chce ci niczego narzucać.. A ty jak sądzisz? 
-Nie wiem. Szczerze mówiąc, bardzo dobrze czuję się w twoim towarzystwie.. - ciągnęłam. Cały czas patrzyłam na szatyna. Po moich słowach na jego twarzy pojawił się delikatny uśmieszek. - Czy byłoby dziwnie, jeśli bylibyśmy .. - zacięłam się. Czy ja jestem świadoma tego, o czym mówię? - przyjaciółmi? - zakończyłam. Twarz Leona była rozpromieniona. 
- Myślę,że nie. Violetto, zależy mi na tobie i naszej relacji. Przyjaźń. Jeszcze kilka dni temu marzyłem po prostu o tym, a żeby się z tobą pogodzić. Los chyba miał inne plany  - mówił patrząc mi głęboko w oczy. 
-A więc jesteśmy przyjaciółmi? - dopytałam.
- Jeśli pozwolisz, to z wielka przyjemnością. - stwierdził chłopak. 
Byłam szczęśliwa. Ja i Verdas. Przyjaciele. Kto by pomyślał. Na pewno nie ja! Jeszcze nie dawno nienawidziłam go. Co się ze mną dzieje ?!  Potrząsnęłam głową, w celu odgonienia myśli. Patrzyłam na niego z miłością. Wiedziałam, że dużo przeszedł. Po części znałam jego historię. Jednak chciałam dowiedzieć się czegoś więcej. Jego twarzy była taka delikatna i idealna.
- Vilu, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy... - ciągnął.
Poczułam ogromną chęć przytulenia go. W końcu nie wytrzymałam.
-Leon, czy mogę cie przytulić? - zapytałam uroczo.
- Zawsze. - odpowiedział. Nie minęło kilka sekund, a my siedzieliśmy objęci. Oddychałam głęboko w celu jak najdłuższego rozkoszowania się jogo boskim zapachem.
Co on ze mną robi? Dlaczego tak na niego reaguję?! To jest trudne.
-Dziękuję - wyszeptałam i jeszcze mocniej się w niego wtuliłam.
- To ja dziękuję. - szepnął mi w ucho, a po moim ciele ponownie przeszedł dreszcz.
Siedzieliśmy tak pewien czas. Nagle Leon się położył. Ja jednak siedziałam i przyglądałam się mu. Patrzyliśmy a siebie w ciszy.
- Chciałbym cię lepiej poznać. Nadrobić tyle straconych lat. - oznajmił Leon
- Ok. A jak chcesz to zrobić?
- Będę zadawał ci pytania. Ok? - zapytał. W odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową.
-Ale później moja kolej! - dopowiedziałam.
-A więc.. Dlaczego się tutaj przeprowadziłaś?
-Moi rodzice zmienili pracę. Ja i Federico musieliśmy się dostosować. - powiedziałam.
- A chciałaś wyjeżdżać.? - dopytywał.
-A czy ty chciałbyś stąd wyjeżdżać?
-Teraz nie, ale jakiś czas temu z pewnością.- zdziwiły mnie jego słowa. Spojrzałam na niego z zaciekawieniem. - Nic mnie tu nie trzymało. Może szkoła i motocross. Nic więcej.
-A Diego, Ludmi i reszta? - zapytałam zdziwiona
- Byli dla mnie ważni, ale nie na tyle, żeby z ich powodu nie wyjeżdżać. Dopiero niedawno zacząłem doceniać to, co mam. A wracając do ciebie..
- No tak! A więc nie chciałam wyjeżdżać. Jednak nie miałam nic do powiedzenia. W Barcelonie zostawiłam cząstkę siebie.
- Rozumiem. - powiedział. Długo się nad tym zastanawiałam. Ostatecznie postanowiłam położyć się obok chłopaka. Dokładnie mnie obserwował. Oczywiście oblałam się rumieńcem, na szczęście było ciemno.
Patrzyłam na gwieździste niebo. Była przyjemna cisza.
- Violetto, jaki jest twój ulubiony kolor? - zapytał. Zdziwiona tak błahym pytaniem położyłam się na brzuchu, opierając się łokciami o drewniane deski.
-Co? - zapytałam roześmiana.
-Czemu się śmiejesz. Chce wiedzieć!
-Ok. Myślę, że jest to biały. - rzekłam nie przestając się śmiać.
- Jaki jest twój ulubiony film i książka? - dopytywał. Tak właśnie toczyła się nasza rozmowa.
Każde kolejne pytanie zadane przez szatyna coraz bardziej mnie śmieszyło.

-Dziękuje, że jesteś Violetto.  - powiedział.
- Wiesz, ja tez ci dziękuję. Naprawdę!
- Nie ma za co - oznajmił i  puścił do mnie oczko. Zaśmiałam się.
Rozmawialiśmy jeszcze przez około 30 minut. Następnie spojrzałam na zegarek. 00:40?  Szybko się zerwałam. Chłopak patrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Zaraz 1:00! Chodźmy!
-Boisz się czegoś? - zapytał roześmiany szatyn.
- Nie... Ale jutro o 7:00 wyjeżdżamy! Będę wyglądała jak potwór! - krzyczałam. Leon się śmiał. Po chwili wstał na równe nogi i chwycił mnie w talii. Moje serce zaczęło szybciej bić, oddech również przyspieszył. Głośno przełknęłam ślinę. Co on chce zrobić?! Czy potrafię mu odmówić?
Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Byłam jak w transie. Po chwili chłopak przyciągnął mnie do siebie. Nasze ciała stykały się ze sobą. Wówczas wiedziałam, że nie będę umiała mu niczego odmówić.
-Leon.. -powiedziałam cicho. Mój głos się trząsł.
- Nie bój się Vilu. - oznajmił. Jednak to mi nie pomogło. Serce biło mi jak szalone.
W pewnym momencie Verdas objął mnie swoimi ramionami. Chciał mnie po prostu przytulić?
Oczywiście, ja również go objęłam. Póki jeszcze mogłam, napawałam się jego zapachem. Moja głowa była wtulona w jego przyodziany szarą koszulką tors. Nagle poczułam, że całuje mnie w czubek głowy. Cicho westchnęłam. Było mi tak dobrze.
Jednak wszystko kiedyś się kończy. Leon oderwał się ode mnie.
-Idziemy? - spytał Verdas. Pokiwałam twierdząco głową i ruszyliśmy.
Idąc śmialiśmy się, popychaliśmy, żartowaliśmy. Dlaczego jutro wracamy? Ja dopiero się rozkręcam!
Gdy doszliśmy do pola namiotowego przystanęliśmy. Staliśmy twarzą w twarz.
- Leon, ja nie chce wyjeżdżać...- zaczęłam.
-Vilu, obiecuję ci, że nic między nami się nie zmieni. Przyrzekam. - mówił powoli, poważnie. Po chwili chwycił moją dłoń. Po moim ciele przeszedł delikatny dreszcz. Uwielbiałam to. - Violetto, wszystko będzie dobrze. Nie pozwolę nikomu zniszczyć naszej relacji. Rozumiesz? - Mówił to z powaga na twarzy. Wiedziałam, że dla niego jest to równie ważne jak dla mnie.
-Rozumiem.
- A teraz musimy się pożegnać- cały czas szeptał.
- Wiem. - nie chciałam tego. - no to dobranoc.
- Dobranoc Violetto. - odpowiedział i puścił moją rękę.
Czułam się źle. Było mi przykro. Moja dłoń domagała się jego dotyku!  Pomachałam mu i weszłam do namiotu. Dziewczyny już spały. Po chwili do nich dołączyłam.


Kiedy się obudziłam, dziewczyn nie było obok. Zdezorientowana ubrałam biały kombinezon i wyszłam z namiotu. Ku mojemu zdziwieniu, pozostało tylko kilka rozstawionych namiotów. Niektórzy właśnie je składali, inni się pakowali, a inni stali i rozmawiali.
Po chwili zobaczyłam przyjaciółki. Fran gadała z Diego, Naty z Mikiem, a Lara z Leonem.
Co? Z Leonem? Nie, nie, nie, nie! Ona z nim flituje!
STOP! Czy ja właśnie jestem zazdrosna.? Tak czy siak, idę do nich.
Po kilku chwilach stałam obok nich.
- Hej..  powiedziałam nieśmiało. Lara i Leon spojrzeli na mnie.
-Cześć - rzuciła Lara.
- Hej Vilu. - powiedział Leon, przyglądając mi się z zaciekawieniem. - Wszystko ok?
- Tak, tak.. Jest ok. - powiedziałabym mu co czuję naprawdę. Czyli ból i smutek. Nie chciałam wjeżdżać. Jednak obok niego stała Lara. A przy niej nie mogłam się wyżalić. Verdas cały czas mi się przyglądał. Myślę, że wiedział jak się czuję. On mnie rozumiał, a przynajmniej próbował.
- A co u was? Cieszycie się, że wracacie? - zapytałam
-Tak, chce już wrócić do domu i wyspać się w swoim łóżku. - przyznała Lara.
-  A ty? - zwróciłam się do Verdasa. Chłopak się ciepło uśmiechnął.
- Wiesz, tu było na prawdę genialnie. Tyle  miłych momentów. Jednak myślę, że po powrocie też będzie przyjemnie. - stwierdził. Uśmiechnęłam się do niego pogodnie. Wiedziałam co chce mi przekazać, jednak ze strony Lary, jego wypowiedź była trochę nie zrozumiała. Ale cóż...

Kiedy wszyscy się spakowali, wsiedliśmy do autokaru. Zajęłam miejsce przy oknie. Siedziałam razem z Fran. Droga minęła spokojnie.
Gdy znaleźliśmy się na szkolnym parkingu, wysiedliśmy. Zobaczyłam samochód Fede, a w nim jego samego. Jednak dałam rade bez pomocy brata! Cicho westchnęłam. Wróciłam do świata realnego. Wyjęłam swoją walizkę z bagażnika autobusu. Następnie pożegnałam się z dziewczynami i Diego. Nie mogłam jednak znaleźć osoby, której najbardziej teraz potrzebowałam - Leona Verdasa. Westchnęłam rozczarowana. Tylko on mógł mnie teraz pocieszyć. Już miałam się obracać, kiedy usłyszałam jego piękny głos.
-Violetto! - wołała. Obróciłam się energicznie. Szedł w moja stronę. Gdy był już blisko zapytał: - Nie masz zamiaru się ze mną pożegnać? - na jego twarzy widniał cudowny uśmiech. Wówczas ja też się uśmiechnęłam.
-Chciałam, ale nie mogłam cie znaleźć. - tłumaczyłam.
-Jasne. - powiedział i puścił uchwyt walizki. Wiedziałam, że chce mnie przytulić. Uczyniłam wiec to samo. Puściłam rączkę i ruszyłam w jego kierunku. Kiedy nasze ciała się spotkały, nie potrzebowałam nic więcej.
-Dziękuję ci.. - powiedziałam.
-To ja ci dziękuję. - mówił. - Jesteś niesamowita. Dałaś mi kolejną szansę. W ciąż w to nie wierzę.
- Nie zmarnuj  tego. - szepnęłam.
-Nie mam zamiaru. - powiedział. - Vilu, nie bądź smutna. Jutro się widzimy, tak? - zapytał odrywając mnie od siebie. Pokiwałam twierdząco głową. - No własnie! A więc do jutra.. - Nie wiem dlaczego, ale do moich oczu napłynęły łzy. Co za wstyd. Leon się cicho zaśmiał i wytarł dłonią łzę spływająca po moim policzku.
- Do jutra. - powiedziałam z łamiącym się głosem.
Chłopak ostatni raz posłał mi swój uroczy uśmiech i odszedł. Szybko się ogarnęłam i ruszyłam w kierunku Federico.
Przywitaliśmy się i wróciliśmy do domu. Tam opowiedziałam wszystko rodzicom. Następnie zjadłam obiad i poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i myślałam. Leon, Leon i jeszcze raz Leon. Nie mogłam się doczekać kolejnego dnia.
Nie minęło 20 minut, a ja utonęłam we śnie.
Obudziło mnie wołanie na kolacje. Zeszłam więc z góry. Po posiłku razem z Fede i rodzicami obejrzeliśmy film. Gdy wybiła 22:30 poszłam się umyć. Po wieczornych czynnościach położyłam się na łóżku. Wzięłam laptopa i włączyłam FB. Nowe zaproszenie do znajomych? Od kogo.? Na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. To Verdas zaprosił mnie do znajomych. Bez zawahania przyjęłam je.
Nagle wyskoczyło mi okienko czatu. Leon do mnie napisał! Byłam taka radosna!

L: Jak się trzymasz Vilu?

V: Bywało lepiej... Pomaga mi jednak myśl, że jutro się spotkamy.

L: Ja też nie mogę się doczekać... Vilu, jeszcze raz Ci dziękuję..

V: Leon, daję Ci kolejną szansę, bo wierzę w twój żal, przeprosiny i zmianę na lepsze!

L: :)

V: Leon..

L: Tak Vilu?

V: Dziękuję, że nalegałeś na naszą rozmowę. Gdyby nie to, myślę, że nie bylibyśmy teraz przyjaciółmi.

L: Po prostu chciałem, żebyś znała prawdę.

V: Dziękuję.

L: Violetto, jesteś dla mnie naprawdę ważna.

V: Nie wiem co Ci odpisać.. Ale wiedz, że uśmiecham się.

L: Przepraszam Cie, ale muszę już iść.

V: Rozumiem..

L: Pamiętaj, jutro się widzimy!

V: Pamiętam. A więc, do jutra!

L: Słodkich snów Vilu.

V: Cześć :D


I wyszedł. Chce jak najszybciej zasnąć. Kiedy się obudzę, będzie ranek. A to oznacza, że pójdę do szkoły. Tam spotkam Verdasa.
Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Wylogowałam się z FB i odłożyła laptopa. Weszłam pod kołdrę i wtuliłam się w poduszkę.
Dlaczego Leon mnie tak bardzo zmienia!? Czemu mam chęć ciągle przy nim być.?
Z tymi pytaniami pogrążyłam się we śnie...



---------------------------------------------------------------------------------------------------------------









Cześć! 
Jest i kolejny rozdział :D
Mam nadzieję, że się podoba.
Nie dokonywałam korekty (ponownie), bo nie chciałam dodawać posta o 23! 
WYBACZCIE

Co się dzieje z Vilu? Dlaczego reaguje tak na Leona!?

Hmn..?

Dowiecie się tego w następnych rozdziałach.
Kolejny pojawi się jutro.. Albo w tygodniu.
Ale to zależy od ilości czasu...
A jego mam bardzo malutko :(
Ale staram się Wam to wynagradzać :*

Do następnego

( OLA) 

KOMENTARZE MILE WIDZIANE :*

Rozdział 16 : "Nie jestem taka jak ty"

Kiedy się obudziłam, dziewczyny jeszcze słodko spały. Spojrzałam na telefon w celu określenia czasu. Była 8:10. Próbowałam jeszcze zasnąć, jednak nie mogłam. Postanowiłam się ubrać i przejść nad jezioro. Od razu założyłam strój kąpielowy, wiedziałam, że dzisiejszy dzień spędzimy na plaży. Odziałam też szorty i crop top. Gotowa wyszłam z namiotu. 
Mijając namiot chłopaków zobaczyłam gitarę. Należała do Leona. - Nie pogniewa się jeśli ją wezmę.- stwierdziłam i chwyciłam instrument. 
Po kilku minutach byłam na miejscu. Weszłam na pomost i usiadłam na jeszcze zimnych deskach. Obrócona twarzą do jeziora zaczęłam grać " Habla si puedes" ... 

Śpiewając czułam na sobie czyjś wzrok. Jednak nie chciałam się obracać, było mi przyjemnie i wygodnie. Kiedy skończyłam, usłyszałam dobrze znajomy mi głos.
-To było cudowne - oznajmił Verdas. Obróciłam się twarzą do niego i posłałam mu ciepły uśmiech.
-Bez przesady.. - byłam trochę zawstydzona.  Chłopak podszedł do mnie i usiadł obok. Patrzył mi w oczy.
-To twoja piosenka? 
-Tak.. ale to nic wielkiego.- tłumaczyłam z rumieńcem na twarzy. 
- Jeśli to jest "nic wielkiego", to jak brzmi coś wielkie? - zapytał . Uśmiechnął się lekko. Odwzajemniłam mu tym samym.  Po pewnym czasie, przypomniałam sobie, że trzymam w ręku gitarę Leona. Już chciałam go przeprosić, za to że wzięłam ją bez pytania, ale on był szybszy. 
- Ładna gitara - powiedział z powstrzymując śmiech.  Westchnęłam cicho. Było mi wstyd. 
-Leon, przepraszam, że wzięłam ją bez pytania... Gniewasz się?- zapytałam delikatnie. Szatyn posłał mi miły uśmiech, tym samym pokazując swoje bielusieńkie ząbki. Jego uśmiech jest przepiękny. 
-Oczywiście, że nie. - stwierdził. Zrobiło mi się lżej. Odetchnęłam z ulgą. - Mogę? - powiedział wskazując na instrument. 
-Jasne. - odpowiedziałam. 
Nagle Verdas zaczął grać i śpiewać "Photograph". Z przyjemnością go słuchałam. Miał wspaniały głos. Otulał mnie z każdej strony. Przymknęłam na chwilę oczy. Czułam się bosko. Otworzyłam je dopiero, gdy chłopak skończył grać i śpiewać. 
- To było coś wielkiego. - stwierdziłam i lekko się zaśmiałam. Chłopak dołączył do mnie. 
- Uważam inaczej, ale niech będzie. - mówił przez śmiech. 
Po chwili przelotnie spojrzałam na komórkę. Była 9:05. Zbiórka jest o 9:00! Szybko wstałam.
-Chodź, idziemy na zbiórkę. - rzuciłam w jego stronę. On jednak spojrzał na mnie nie dowierzając. Wiedziałam o co mu chodzi.
-Wiem, że ty byś tu został. Ale jednak ja mam szacunek do innych i  jestem odpowiedzialna. Nie jestem taka jak ty. - powiedziałam. - Idziesz ze mną czy zostajesz? - Nie minęło kilka sekund, a chłopak stał obok mnie. Rzuciłam mu ciepły uśmiech i razem ruszyliśmy w stronę namiotów. 

Po zbiórce, postanowiliśmy pograć w siatkę. Idąc na plażę było mi strasznie gorąco. Spojrzałam na dziewczyny. Były w szortach i górach od kostiumów kąpielowych. Postanowiłam więc zdjąć bluzkę. Gdy już to zrobiłam, poczułam się lżej. Nagle ktoś położył rękę na moich nagich plecach. Nie wiem dlaczego, ale miałam nadzieję, że dłoń należy do Verdasa. Rozczarowałam się, kiedy się obróciłam. To Mike. Energicznie zdjęłam jego rękę z pleców i posłałam mu wrogie spojrzenie. Chłopak się zaśmiał. Wywróciłam oczami i szłam dalej. 
Podzieliśmy się na 2 drużyny. Byłam razem z Leonem, co oznaczało wygraną. ie myliłam się . Nasza grupa wygrała mecz. Szatyn jest naprawdę dobrym sportowcem, tancerzem, wokalistą.. - Vilu! STOP! - nakrzyczałam na siebie w myślach. O czym ja myślę? A raczej o kim i w jaki sposób! 
Razem z przyjaciółmi postanowiliśmy ochłodzić się w jeziorze. Zdjęłam szorty i z dziewczynami weszłam do wody. Przyjaciółki od razu wskoczyły. Ja jednak, chciałam powoli przyzwyczaić ciało do niższej temperatury. Szłam powoli, gładząc palcami wodę. Jednak ktoś miał inne plany, bo nim się obejrzałam byłam otulona czyimiś ramionami i trzymana na rękach. Zdezorientowana spojrzałam na posiadacza silnego i umięśnionego ciała. Był to Leon. Moje prawie nagie ciało, dotykało jego nagiego torsu. Jego skóra, jego ramiona, jego tors, jego włosy.. To wszystko było piękne i miłe w dotyku. Z jednej strony posiadał mięśnie, które były twarde.. Z drugiej strony były przyjemne w dotyku, delikatne i ciepłe. Mogłabym być w jego ramionach całe dnie. - CO?! - O czym ja myślę! Potrząsnęłam głową. 
Rozejrzałam się wokół. Chłopak niósł mnie w stronę pomostu. Przewidywałam najgorszy scenariusz. Czyli wrzucenie do wody. Szatyn szedł coraz szybciej.. 
-Leon, co ty chcesz zrobić?! - krzyknęłam. 
-Chce, żebyś się trochę rozerwała, zabawiła.. - oznajmił
-Czy ty chcesz mnie wrzucić do wody?! - nadal miałam podniesiony głos.
-Nie mam zamiaru cię wrzucać. - odetchnęłam- Mam zamiar wskoczyć do wody razem z tobą! - mówił coraz szybciej biegnąc. Śmiał się.
-Nie! Leon! Proszę. Puść mnie!  - chłopak nawet nie zareagował. Zobaczyłam, ze zbliżamy się do końca pomostu. - Verdas, błagam! Zostaw mnie.. !
- Zatknij nos! - krzyknął. To były jego ostatnie słowa. Po chwili byliśmy już w wodzie. 
Gdy się wynurzyłam, rozejrzałam się wokół. Dziwne, Leona nigdzie nie ma. Przyglądałam się tafli wody. 
-Leon! - krzyknęłam. - To nie jest śmieszne! 
Nie dostałam jednak odpowiedzi. Moje serce zaczęło szybciej bić. W głowie miałam najgorszy scenariusz. Zachłysną się wodą i utonął ! 
-Leon! Verdas.! - krzyczałam rozglądając się wokół. Serce miło mi zaraz wyskoczyć z piersi. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za nogi. Spojrzałam za siebie. Zobaczyłam rozmazaną sylwetkę chłopaka. Ja mu dam! 
Kiedy chłopak się wynurzył, zaczął się śmiać.
-Co cię tak śmieszy!? - krzyknęłam. 
- Vilu, spokojnie. - mówił. Ja jednak nie miałam zamiaru się uspokajać. Uderzyłam dłonią o taflę wody, tym samym ochlapując twarz Verdasa. On jednak nie przestał. Wciąż się śmiał. Nie wytrzymałam. Wskoczyłam mu na plecy. Zaczęłam uderzać go w ramię, barki. To jednak bardziej bolało mnie niż jego. 
Jednym pociągnięciem przełożył mnie z pleców na klatkę piersiową. Jego dotykała mojej. Nasze twarze były blisko siebie, zbyt blisko siebie. W mojej głowie usłyszałam głos: "Całuj! " Odgoniłam od siebie te głupie myśli. Nigdy, przenigdy go nie pocałuję! To jest ohydne i chore! Ja i on?! Fantazja.. 
Patrzyliśmy sobie w oczy. Coraz szybciej oddychałam. Nie wiedziałam do czego jest zdolny. Przerażał mnie. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. 
-Violetto, martwiłaś się o mnie? - zapytał cicho. Głośno przełknęłam ślinę. 
- Tak, przestraszyłam się. Bałam się, że się utopiłeś. - stwierdziłam. Szatyn zaczął się śmiać. - Jesteś podły i nieodpowiedzialny! - krzyczałam uderzając go pięścią w ramię. On nawet się nie ruszył. 
-Ale przyznaj, twoja mina musiała wyglądać śmiesznie. - mówił śmiejąc się. W końcu mu uległam i zaczęłam się śmiać. 
-Leon, proszę nie rób tego więcej. dobrze?
-Dobrze Vilu. - posłał mi uroczy uśmiech. Zarumieniłam się. On jest tak przystojny! 
Poczułam, że z zimna drży mi szczęka. Chłopak delikatnie ją chwycił. Co on chce zrobić!? 
-Może lepiej, jak wyjdziesz z wody? Jeszcze zachorujesz.. - powiedział z troską w głosie. Pokiwałam twierdząco głową. Podpłynęliśmy do grupy przyjaciół. On tam został, a ja ruszyłam w kierunku plaży. 
Wytarłam się ręcznikiem i usiadłam na cieplutkim piasku. Wzięłam telefon u słuchawki. Nie minęło kilka sekund, a do moich uszu doszły już pierwsze dźwięki. Było mi bardzo ciepło, wygodnie i przyjemnie. Przez pewien czas przyglądałam się dobrze bawiącemu się Leonowi... i oczywiście reszcie moich przyjaciół. 
Kim jestem dla Leona? Kim on jest dla mnie? Nie wiem co jest między nami. Czas się dowiedzieć. Przymknęłam oczy. Rozkoszowałam się tą chwilą. Tu jest tak cudownie. Minęły 2 dni, a ja wyjaśniłam tyle rzeczy.. Czego ja się bałam?! 
Nagle poczułam na swoim ciele zimne krople wody. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Verdasa. Jego ciało i włosy były mokre. Serce zaczęło mi szybciej bić. Co się dzieje ?! Gdy mój wzrok znalazł się na jego idealnych ustach, ocknęłam się. One się poruszały. 
Prędko zdjęłam słuchawki.
-Przepraszam, coś mówiłeś? 
-Tak. Pytałem się, czy mogę się dosiąść. 
-Oczywiście. - potwierdziłam. Gdy chłopak siedział obok mnie, postanowiłam rozpocząć rozmowę. 
-Leon, jest jedna niewytłumaczona sprawa. Obiecałeś, że mi to wyjaśnisz. - chłopak spojrzał na nie pytająco. - Chodzi mi o twoją relację z naszą nauczycielką angielskiego. - wyjaśniłam. Na samą myśl zrobiło mi się trochę niedobrze. Chłopak westchnął. 
-No tak. - powiedział i posmutniał. Jego wzrok skupiony był na złotym piasku. Patrzyłam na niego z troską. - A więc..- zaczął. Po chwili spojrzał na mnie. - Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć? - zapytał z nadzieją, że odpowiem nie. Ja jednak pokiwałam twierdząco głową. - Ok. To się zaczęło w połowie minionego roku szkolnego. Był to bodajże luty. Przyszła jako nowa nauczycielka. Od razu mi się spodobała. Była młoda, piękna, seksowna. Na początku wysyłałem do niej żałosne liściki, kwiaty. Potem, umówiliśmy się na kawę. On jest starsza od nas o 4 lata. To nie jest dużo. - wytłumaczył, ciągle patrząc w piasek. - Spotykaliśmy się coraz częściej. Coraz częściej też zostawałem u niej na noc. - powiedział, a mi zrobiło się niedobrze. - Nic do niej nie czułem. Ona do mnie tez nie. Tak naprawdę, łączył nas tylko seks. Nie widziałem jednak  w tym nic złego. Wówczas nie byłem jeszcze tym tym Leonem - powiedział wskazując na siebie. - Można powiedzieć, że byłem jej pocieszycielem. Miała partnera, ale on był bardzo zapracowanym człowiekiem, a jej brakowało przyjemności, namiętności. Krótko mówiąc pieprzenia się. - moje serce biło bardzo szybko. To było straszne. - Tak minął rok szkolny. Na wakacjach się z nią nie widziałem. Nalegała na spotkanie, jednak ja nie miałem na to ochoty. - Spojrzał na mnie. Pewnie chciał zobaczyć moja reakcję. 
-O czym rozmawialiście, kiedy weszłam do klasy? - spytałam.
- Powiedziałem jej, że chce to skończyć. Nie widziałem w tym sensu. Kiedy dowiedziałem się, że ty to ty, dostrzegłem jak straszne to było. Jednak ona nie chciała mnie słuchać. Teraz, jak to mówię, mam wrażenie, że to jakiś słaby film. Jednak to prawda. Byłem taki żałosny. To co zrobiłem jest ohydne, obleśne, odrażające, straszne. - mówił. Zgadzałam się z jego opinią. - Vilu - spojrzał na mnie. - Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała ze mną gadać, a co dopiero się widywać. - mówił z głosem pełnym żalu. było mi go szkoda. - Chce ci tez podziękować, za to że nikomu nie powiedziałaś. - uśmiechnął się nieśmiało. Nie mogłam dłużej wytrzymać. On mnie potrzebował! Szybko wtuliłam się w niego. Poczułam jego boski zapach. 
-Leon, to co zrobiłeś jest okropne, - szeptałam mu w ucho. - Jednak coś podpowiada mi, że się zmieniłeś. Wiedzę to w twoich oczach. - Mocnej się w niego wtuliłam. - Każdy popełnia jakieś błędy. Jeden mniej drugi więcej, jednak nikt nie jest święty - stwierdziłam odrywając się od niego. Patrzyłam mu w oczy. 
-Jesteś wspaniała. - stwierdził. Posłałam mu ciepły uśmiech, który odwzajemnił. 
-Bez przesad - wywróciłam teatralnie oczami. 
Nagle usłyszałam głos nauczyciela
- Chodźcie na obiad! 
No i ruszyliśmy. Po posiłku postanowiliśmy pójść do sklepu. Niczego nie potrzebowałam, jednak chciałam towarzyszyć moim znajomym. Od naszego miejsca "zamieszkania" do sklepu było 3 km. Założyłam więc moje trampki i w grupie 10 osób ruszyliśmy w stronę sklepu. Całą drogę gadałam to z Fran, to z Naty, to z Ludmi lub Diego. Szliśmy już godzinę. Na nasze nieszczęście teren był górzysty. Moje nogi odpadały i odmawiały posłuszeństwa. W końcu się zatrzymałam. 
-Ja dalej nie mogę! - powiedziałam. - Nie czuję nóg! - Niektórzy zaczęli się śmiać, inni byli wyrozumiali, innych nic to nie obchodziło. 
-Dasz rade Vilu! - powiedział Diego. 
- Nie! Nie mogę. Idźcie, ja tu na was poczekam. - oznajmiłam i usiadłam na środku polnej drogi. Nagle podszedł do mnie Leon. Spojrzałam na niego z zaciekawieniem. Chłopak wyciągnął do mnie rękę. Bez większego zastanawiania się, podałam mu swoją. Szatyn mnie pociągnął, stałam na nogach. 
-Leon, ja nie dam rady iść dalej...- mówiłam cicho. Rozejrzałam się wokół. Cała grupa ruszyła dalej. Nie oglądali się za siebie. - Zostanę tu i poczeka, na was.
Verdas pokiwał przecząco głową. 
-Wskakuj mi na barana. - oznajmił z uśmiechem. 
-Nie! Jestem zbyt ciężka, a ty i tak pewnie jesteś zmęczony. - oznajmiłam. Leon spojrzał na mnie z niedowierzaniem. No tak, on jest sportowcem. Taki marsz to dla niego pikuś. Westchnęłam. Chłopak obrócił się do mnie plecami i lekko się zniżył. Od razu wskoczyłam mu na plecy. Objęłam jego szyję ramionami. W pasie oplotłam go nogami. 
-I ty masz być ciężka, tak?  zadał pytania z rozbawieniem. 
Tak - odpowiedziałam śmiejąc się. Po chwili ruszyliśmy. Szliśmy w ciszy. Jednak ja co chwilę ją zakłócałam, pytając się, czy może nie jest mu za ciężko. On dzielnie mnie niósł. 
Swoją głowę oparłam o jego ramię. Było mi wygodnie i przyjemnie. Kiedy dołączyliśmy do grupy przyjaciół, wszyscy spojrzeli na nas z zaciekawieniem. Jednak ja miałam to gdzieś. Po 30 minutach byliśmy na miejscu. Razem z Leonem, kupiliśmy sobie lody. Były naprawdę pyszne!
Pół drogi powrotnej szłam sama, jednak drugą połowę niósł mnie Verdas.

Ciąg dalszy nastąpi...



************************************************************************************






Hej, cześć i czołem :)

Powracam do Was a kolejnym rozdziałem. 

Nie wiem czy zauważyliście, ale wczoraj około  godziny 23 - 24 dodałam posta...
Jednak wystąpił jakiś błąd i wyświetlała się tylko połowa. 
Nie było by w tym nic złego, gdyby nie fakt, że musiałam pisać rozdział jeszcze raz!

Ale cóż :D

Jak pewnie większość z Was zauważyła, każdy rozdział to jeden dzień z życia Violetty. 
Jednak tym razem jest inaczej. 
Ciąg dalszy pojawi się dzisiaj wieczorem lub jutro :)

Mam nadzieję, że nowy post Wam się spodobał. 
Przepraszam za błędy, jeśli takowe wystąpiły...Ale bardzo szybko pisałam.. Chciałam jak najszybciej dodać nowy post :) 
WYBACZCIE <3

Przepraszam, że w tygodniu niczego nie dodałam, ale miałam bardzo dużo nauki 

(  w końcu liceum :P )

 i wiele innych spraw zwaliło mi się na głowę.. Ale o tym może opowiem kiedy indziej :*

Chce też, żebyście wiedzieli, że czytam każdy komentarz! Jest to naprawdę motywujące.. 
DZIĘKUJE !!!

Ja jednak nadal proszę Was o komentarze! 

:)

Do następnego :*

_ OLA_





poniedziałek, 19 października 2015

Rozdział 15 : "Violetto, powiedz coś, błagam"

KOMENTUJCIE KOCHANI ! 
WIERZĘ W WAS !

Biwak - cz.2

Kiedy wstałam, było już jasno. Lekko się przeciągnęłam i spojrzałam na dziewczyny. Te jeszcze słodko spały. Skorzystałam z okazji i przebrałam się. Wydawało się ciepło. Założyłam kwiecisty kombinezon na ramiączkach. Związałam też włosy w luźna kitkę. Nagle usłyszałam głos Lary:
-Vilu, czemu tak wcześnie wstałaś?
-Nie jest wcześnie. Na 9:00 mieliśmy być gotowi. Jest 8:50. - stwierdziłam. Dziewczyna poderwała się i zaczęła szukać czegoś w swojej walizce. To samo zrobiła Ludmiła. Kiedy byłyśmy gotowe, wyszłyśmy z namiotu. Praktycznie wszyscy już wstali. Przywitałam się i ruszyłam w kierunku przyjaciół i Verdasa. Fran, Diego, Naty, Cami i Leon, stali i rozmawiali.
-Hej wam! - przywitałam się wskakując na barana Diego. Chciałam mu jakoś zrekompensować złamane serce.
-No hej...  - przywitał się Diego. - Jak ci się spało? - zapytał. Na ułamek sekundy spojrzałam na Verdasa. On też na mnie zerknął.
-Dobrze.. A ci?
- Nie najgorzej. - powiedział i posłał mi szczery uśmiech. Niestety, nie mogłam go odwzajemnić, bo przypominałam sobie scenę z minionej nocy, rozmowę z Leonem... Z rozmyślań wyrwał mnie głos nauczyciela.
-Witam was, drodzy uczniowie. Mam nadzieję, że noc minęła wam dobrze i spokojnie. Teraz kolejno odlicz.
Po przeliczeniu grupy, zjedliśmy dowiezione przez catering śniadanie. Najedzeni ruszyliśmy na spacer po lesie. Szliśmy grupą. Kiedy zobaczyłam Mika, przypomniałam sobie słowa Leona. On serio się we mnie podkochuje? Myślałam, że to tylko takie głupie zaczepki. Na samą myśl o mnie i nim, jako parze, zaczęłam się śmiać sama do siebie. Leon szedł przede mną. W pewnym momencie się obrócił i spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Pewnie zastanawiał się skąd u mnie takie rozbawienie. Szliśmy już z 15 minut. W pewnym momencie nie miałam już sił.
-Ej, ja już nie dam rady...
-Wskocz mi na barana! - zaproponował Diego. Spojrzałam na niego pytająco. - No dalej...- po tych słowach podeszłam do chłopaka i wskoczyłam mu na plecy. Co chwila pytałam się, czy nie jest mu za ciężko. On, dzielnie mnie niósł.
Gdy wróciliśmy ze spaceru, zjedliśmy obiad. Następnie postanowiliśmy wypożyczyć sprzęt wodny. Niektórzy wybrali kajaki, inni rowerki wodne, a jeszcze inni narty wodne. Po 2 godzinach dobrej zabawy, wróciliśmy do swoich namiotów. Trochę odpoczęliśmy. Później nauczyciel kazał nam zacząć organizować ognisko. Tym razem jednak miało mieć ono miejsce na plaży. Podczas noszenia drzewek, bardzo dużo myślałam. O wszystkim, ale w szczególności o Leonie. Jak na razie, biwak oceniałam na udany.
Gdy skończyliśmy przygotowywać ognisko, wróciłam do namiotu. Chwyciłam ciepły sweter i już miałam wracać do grupy znajdującej się na plaży, kiedy usłyszałam dźwięk łamanych gałęzi. Przerażona obejrzałam się za siebie. Zobaczyłam Mika.
-Mike! Nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłeś! - mówiłam przerażona.
-Spokojnie Vilu... - powiedział podchodząc do mnie. Po kilku sekundach, był bardzo blisko mnie. Postanowiłam skorzystać z okazji i go sprawdzić.
Spojrzałam chłopakowi uwodzicielsko w oczy. Kilka razy zatrzepotałam długimi rzęsami.
-Mike, czy ty coś do mnie czujesz...? - zaczęłam szepcząc mu do ucha. Miałam dobrą zabawę.
Chłopak spojrzał na mnie ciepło.
-Wiesz.. Tak. I mam nadzieję, że ty też.. - powiedział. Chciało mi się śmiać, ale zachowałam poważną minę. Następnie pochylił się nad moim uchem. - Może pójdziemy do namiotu? - zaproponował. Zrobiło mi się trochę nie dobrze. Szybko odsunęłam się od Mika. Spojrzałam na niego z wyrzutem.
-O co ci chodzi!? - krzyknął.
-Nie odpowiedziałam ci na pytanie! A moja odpowiedź to NIE! Nic do ciebie nie czuje! Odwal się ode mnie ty pieprzony zboczeńcu!  - krzyknęłam i ruszyłam w kierunku plaży. Szłam z minutkę lub dwie, kiedy nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie za nadgarstek. Szybko się obróciłam. To znowu Mike!
-Odczep się ode mnie! - krzyczałam - Czy tak trudno to zrozumieć?!
Chłopak zaczął mnie przyciągać do siebie. Jednym, zgrabnym ruchem dłoni uderzyłam go w policzek. Chłopak dostał już drugi raz. Cóż, należało mu  się.
-Odpieprz się ode mnie! - krzyknęłam i pobiegłam w kierunku plaży. Biegnąc miałam zamknięte oczy. Nie wiem dlaczego, ale zaczęły mi do nich napływać łzy. Na szczęście z nimi wygrałam i nie pozwoliłam na wypłynięcie. Minęły dwa dni, a ja złamałam serca 2 chłopakom! Jestem mistrzynią! Tylko tu nie ma czym się szczycić! Nagle z czymś się zderzyłam. Na początku pomyślałam, że uderzyłam w drzewo, ale kiedy otworzyłam oczy zmieniłam zdanie. To Verdas. Lekko pisnęłam. Chłopak trzymał mnie w ramionach. Patrzyłam na niego swoimi zaczerwienionymi oczami. W końcu się wyrwałam i odchrząknęłam.
-Violetto, coś się stało?
-Mike.. - rzuciłam bez dłuższego zastanowienia.
-Coś ci zrobił?! - uniósł głos. Jeszcze brakowało mi skłócić przyjaciół.
-Nie, nie, nie. Wszystko w porządku... - wytłumaczyłam.
-Płakałaś?
-Co? Nie... tylko oczy mnie trochę pieką.. - co za głupie wytłumaczenie. Sama nie wierzyłam w to co powiedziałam.
-Tak, jasne,,- on chyba tez nie wierzył.
-Przepraszam, ale muszę iść... - powiedziałam i ruszyłam w kierunku plaży.
Po kilku minutach byłam na miejscu. Było tak cudownie. Cała klasa siedziała na kamieniach, pieńkach, piasku. Wokół nich rozciągał się przerażający mrok. Usiadłam na jednym z pieńków. Moja twarz była ogrzewana przez ognisko. Po chwili przyszedł Leon. Rozdał teksty i razem z kolegą zaczął grać na gitarze. Atmosfera była cudowna. Podczas śpiewania, każdy miał okazję zaprezentowania swoich możliwości. Czas mijał bardzo przyjemnie. Po godzinie śpiewania, rozmawiania i śmiania się, niektórzy rozeszli się do namiotów. Inni poszli na pomost. Jeszcze inni pozostali przy ognisku. Ja z Ludmi wybrałyśmy pomost. Poszłyśmy tam we dwie. Usiadłyśmy na samym końcu, tak żeby nikt nam nie przeszkadzał. Chwilę pogadałyśmy. Następnie Ludmi poszła po coś do picia. Zostałam sama. Położyłam się wygodnie na jeszcze ciepłych deskach pomostu. Patrzyłam w niebo. Nagle usłyszałam dobrze mi znajomy głos.
-Mogę się dosiąść? - zapytał szatyn. Szybko się podniosłam i wygodnie usiadłam.
-Jasne. - rzuciłam cicho. To chyba ten dzień, to chyba te moment, w którym wszystko sobie wyjaśnimy.. Posłałam mu ciepły uśmiech. On patrzył na mnie z zaciekawieniem. Po chwili powiedział.
- Możemy pogadać? - zapytał cicho, z troska w głosie.
- Nie mamy innego wyjścia. - stwierdziłam. Chłopak usiadł na przeciwko mnie. Ciągle patrzył mi w oczy.
- Nawet nie wiem od czego zacząć... - stwierdził. - Mam ci tyle do powiedzenia..
- Tak, trochę się tego nazbierało.. - oznajmiłam. Leon cicho się zaśmiał. - A więc..? - spojrzałam na chłopaka pytającym wzrokiem. Verdas wziął głęboki wdech.
- Wiesz, gdybym nie usłyszał twojego imienia i nazwiska, nigdy nie pomyślałbym, że to ty. To jest zadziwiające, jak ludzie się zmieniają.
-Też bym cie nie poznała. Tak też było. Gdyby nie jedna z twoich dziewczyn, możliwe, że dowiedziałabym się kilka dni temu... Jednak uważam, że ludzie zmieniają się z wyglądu, nie z charakteru. Ty jesteś tego dowodem. - powiedziałam, a chłopak pokręcił przecząco głową.
-Vilu, twój charakter też się nie zmienił. - stwierdził szatyn.
-Mam do ciebie tak wiele pytań.. Nie wiem od czego zacząć... - stwierdziłam. - Mogę wrócić do przeszłości?
-Nie ma zasad. Pytaj o co chcesz.. - oznajmił z uśmiechem.
-Ok. A więc, dlaczego tak bardzo mnie nie lubiłeś, kiedy byliśmy dziećmi? Dlaczego ciągle mi dokuczałeś, obrażałeś?! - przed oczami stanął mi obraz mnie i Leona jako dzieci. Zaszkliły mi się oczy. - Co takiego ci zrobiłam?!
-Vilu... - zaczął. Słyszałam, że drżał mu głos. - To nie tak, że cie nie lubiłem... Ja po prostu..- chciał skończyć, ale mu przerwałam.
-Cie nienawidziłem? - dokończyłam.
-Słucham?! - powiedział jakby obrażony, że to powiedziałam. - Vilu... Wiem, że pewnie nie uwierzysz...ale ja się w tobie zakochałem.. - oznajmił, a ja wytrzeszczyłam szeroko oczy. Po chwili zaczęłam się śmiać. Potrząsnęłam przecząco głową. Nie wierzyłam.
-Jeśli w taki sposób wyrażałeś swoje uczucia, to..- brakło mi słów  - Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo mnie zraniłeś?! Pozostawiłeś po sobie ranę, która raczej nigdy się nie zagoi. Tak bardzo mnie skrzywdziłeś! - po tych słowach z moich oczu popłynęły pierwsze łzy. Spojrzałam na taflę wody. Nagle Leon złapał mnie za rękę.
-Vilu, wiem, że cie bardzo zraniłem. Sam nie rozumiem, dlaczego cię tak traktowałem. Teraz mam do siebie ogromny żal. Wiem, że to wszystko jest niewybaczalne... To .. - jemu też zabrakło słów. - Po prostu jest mi wstyd. - po chwili spojrzałam na niego zaszklonymi oczami. Nie wierzyłam. Z jego oczu popłynęły łzy! Zaśmiałam się. Verdas spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Potrząsnęłam głową, mówiąc - nieważne. On naprawdę tego żałował.
-Tak bardzo pragnę, żebyś mi wybaczyła lub chociaż spróbowała to zrobić. To dla mnie naprawdę ważne. Jak teraz o tym myślę, zastanawiam się jak mogłem to zrobić. To jest chore! Krzywdzić dziewczynę, która ci się podoba. - z moich oczu popłynęła kolejna łza. - Pomimo tego, że nie widzieliśmy się tyle lat, wiedz, że od kiedy dojrzałem,  praktycznie każdego wieczoru myślałem o tobie. O tym, co mógłbym ci powiedzieć, jak cie przeprosić. Wyobrażałem sobie ciebie. Nie widziałem jak teraz wyglądasz. - potoku moich łez nie można było już zatrzymać. Verdas spojrzał na mnie z troską. Po chwili wytarł delikatnie jedną z moich łez. Lekko się uśmiechnęłam.
-Leon, ja.. - nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-Byłem zdołowany, bo wiedziałem, że cie już nigdy nie zobaczę. Wówczas nie darzyłem cie już żadnym z poprzednich uczuć. - spojrzałam na niego pytająco - Chodzi mi o miłość, zauroczenie. - kiwnęłam głową - Po prostu chciałem ci wszystko wytłumaczyć. Można powiedzieć, że to załamanie przerodziło się w egoizm, okrucieństwo, chamstwo i wiele innych cech, które dotychczas mnie charakteryzowały. Byłem strasznym człowiekiem. To trwało około 2 lat. Po drodze poznałem Diego. To też dzięki niemu, stałem się troszeczkę lepszym człowiekiem. Diego zapoznał mnie z Fran, Cami, Maxim i resztą. Przy nich czułem się prawdziwie. To byli moi przyjaciele i tak zostało. Jednak w jakiś sposób związałem się z Mikiem i innymi. - wyznał. - To wszystko, czyli imprezy, alkohol, spanie z inną dziewczyną każdej nocy, skończyło się kiedy stał się cud.
-Jaki cud? - nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Cudem jest to, że się tutaj sprowadziłaś. - mówił z niedowierzaniem. Chłopak cały czas trzymał mnie za rękę. - Wróciłaś, a ja nie do dzisiaj nie mogę w to uwierzyć. Jednak nie łatwo mi było skończyć z imprezami, dziewczynami i tym całym świństwem...Wszyscy oprócz moich prawdziwych przyjaciół, ciągle myślą, że jestem dziwkarzem... - mówił patrząc mi w oczy. Widziałam w nich ból.
- A już nie jesteś?
-Nie. To znaczy staram się nim nie być. Trudno jest przestać coś robić z dnia na dzień. Ale zawsze, kiedy cie widziałem, nie liczyło się nic więcej, tylko ty. Oczywiście, nie myśl, że się w tobie podkochuje lub coś.. Ja po prostu strasznie chciałem ci wszystko wyjaśnić. Poprosić o wybaczenie. Violetto, - spojrzał mi głęboko w oczy , głębiej się chyba nie dało. Myślałam, że przenika mnie nim za wylot - tak naprawdę, to twój powrót wyrwał mnie z tego gówna.. - powiedział. Z moich oczu wciąż leciały słone łzy. Na moment przymknęłam powieki. Leon znowu przetarł mój wilgotny policzek. - Ja naprawdę się zmieniłem. Błagam, przebacz mi. Wiem, że to rana nie do zagojenia, nie do zaszycia. to zostanie na zawsze. Ale proszę spróbuj.. - Z jego oczu popłynęły łzy. Nigdy nie widziałam płaczącego chłopaka. A tu, siedzi przede mną król szkoły i dziewczyn, i wypłakuje się przede mną. To jest przerażające. Uniosłam dłoń. Opuszkami palców wytarłam mu jedna z łez. Chłopak się uśmiechnął. - Vilu , nawet nie wiesz jak bardzo zależy mi na tobie. Chce żyć z tobą w zgodzie...
-Leon, ja nie wiem co mam zrobić... - przyznałam prawdę. Byłam kompletnie rozdarta. To straszne. On naprawdę cierpiał. Może spróbuje? Najwyżej będę tego żałować... Głośno przełknęłam ślinę.
-Violetto, powiedz coś błagam. Zaraz oszaleję! Doprowadzasz mnie do takiego stanu. - wskazał palcem na swoją twarz. Cicho się zaśmiałam. Chyba spróbuję.
-To jest trudne. Wiesz, od kiedy dowiedziałam się, że ty to ty, ani razu nie poszłam spać, nie myśląc o tobie. Tak bardzo mnie to denerwowało. Tyle o tobie myślałam... - zatrzymałam się. Z moich oczu płynął słony potok. Szybko przetarłam oczy. Nie obchodziło mnie to, że pewnie się rozmazałam. Miałam ważniejsze problemy na głowie. Wzięłam głęboki wdech. Po chwili wypuściłam powietrze.
-Wiedz, że nie liczę na przebaczenie. Jestem okropny! - po tych słowach schował twarz w dłonie. Delikatnie je chwyciłam i odciągnęłam od idealnej twarzy chłopaka. Patrzyliśmy sobie w oczy. I moje i jego były pełne żalu.
-Leon.. - teraz miały paść najważniejsze słowa w naszej całej rozmowie. - Ja ci wybaczam. Nie chce mieć cie na sumieniu. Po tej rozmowie wnioskuje, że mówisz prawdę. Każdemu powinno się dać drugą szanse. - Leon patrzył na mnie z niedowierzaniem. Uśmiechnęłam się do niego. - Ale proszę, przyrzeknij mi, że mnie już nigdy nie zranisz. Błagam. Powiedz to.  -Chłopak mocno mnie objął. Czułam jego cudowny zapach.
-Vilu! Przyrzekam! Tak bardzo ci dziękuję... Nie wierzę!
-Leon, boję się, że mnie skrzywdzisz.. ponownie.. Jeśli to zrobisz.. - zatrząsł mi się głos. - to nie wiem co ci zrobię -  powiedziałam płacząc i śmiejąc się za razem. Mocno się w niego wtuliłam. Było mi tak dobrze. Po chwili jednak się oderwaliśmy.
-Nie mogę w to uwierzyć. Violetto, to jest szaleństwo! Jestem taki szczęśliwy! - nagle wstał i zaczął zdejmować buty. Spojrzałam na niego pytająco.
-Co ty robisz?! - krzyknęłam z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Wstawaj! Idziemy popływać! - krzyczał. Był taki radosny. Nie wiem dlaczego, ale chciałam wskoczyć z nim do wody. Chłopak zdjął koszulkę, Jego ciało było boskie....
-Co!? Leon, oszalałeś?
-Nie! Po prostu jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi! - krzyknął i już go nie było..
Z niedowierzania kręciłam głową. Nagle się wynurzył. - Wskakuj Vilu! Zrób coś szalonego! - krzyczał. Nagle zaczął chlapać na mnie wodą.
-Przestań! - krzyknęłam. Szybko zdjęłam kombinezon i w czarnym bikini wskoczyłam do letniej wody. Po chwili ktoś złapał mnie za rękę. To Leon. Wynurzyłam się z wody. Przetarłam oczy, by móc coś zobaczyć.
-Masz na mnie zły wpływ. - powiedziałam śmiejąc się. Czułam się szczęśliwa, wolna, lekka.
-Bez przesady... - stwierdził. Następnie podpłynął do mnie. Byliśmy blisko.. Zbyt blisko.
-Leon, masz mi jeszcze wiele do wyjaśnienia.  - stwierdziłam.
-Wiem. Ale może pogadamy o tym jutro. Nie psujmy sobie humorów, ok? - zapytał. Energicznie pokiwałam twierdząco głową. Z mojej twarzy nie schodził uśmiech.
Pływaliśmy, chlapaliśmy, podtapialiśmy się... Jak małe dzieci. Było bardzo przyjemnie. Po 15 minutach zabawy wyszliśmy z wody. Było strasznie zimno. Cała drżałam. Owinęłam się kombinezonem. Pomimo tego wszystkiego, cały czas byłam uśmiechnięta. Ruszyliśmy w kierunku plaży, lecz tam już nikogo nie było. Udaliśmy się więc w stronę namiotów. Szliśmy w ciszy. Kiedy doszliśmy do swoich "domków", Leon powiedział.
-Violetto, jeszcze raz ci dziękuję. Jestem teraz taki szczęśliwy. Nie wiem jak zasnę. - zaczęłam się śmiać.
-Mam nadzieję, że nie zmarnujesz szansy, jaką ci podarowałam. - stwierdziłam. Po chwili chłopak do mnie podszedł i mocno przytulił. Mogłam zostać w  takiej pozycji do końca świata. Było mi ciepło i bezpiecznie. Kilka sekund późnej oderwałam się od szatyna.
-Dobranoc. - rzuciłam w jego stronę.
-Słodkich snów Vilu... - powiedział. Odwróciłam się i weszłam do namiotu.
-Vilu, co robiłaś z Verdasem o tej porze? - zapytała Ludmi.
-Ciii... Jutro wam powiem. Idźcie już spać, ok? - powiedziałam.
-Trzymam cie za słowo.- powiedziała blondynka.
Szybko przyszykowałam się do snu. Minęło 10 minut i spałam.



..................................................................................................................................................................................................





No hej Kochani! 
Tak oto prezentuje się nowy rozdział. 
Mam nadzieje, że jest ok :D
Dziękuję za komentarze... 
KOCHAM WAS MOCNO!!!
<3 <3 <3
Następny rozdział w tygodniu.. 
Oczywiście, jeśli pojawi się tu odpowiednia ilość komentarzy
czy znajdę czas. :D

Czy wy też się cieszycie, że Leon i Violetta są pogodzeni?
Ja tak :P

Do następnego

Kocham
Całuje 
Pozdrawiam


* OLA *