Strony

czwartek, 3 grudnia 2015

Rozdział 29 : " Utrudniasz wszystko! "

KOMENTUJCIE - MOTYWUJCIE <3

Na wstępie: 
Rozdział 26 niespodziewanie ( z niewiadomych mi przyczyn) zniknął z bloga :(
Nie wiem co się stało.. Bo był udostępniony. W moim spisie postów jest... Ale niedokończony. 
A dam sobie rękę uciąć, że go skończyłam i udostępniłam :/ 
Cóż mogę poradzić?! 
Nic :P
Mam nadzieję, że go przeczytaliście wcześniej i jesteście na bieżąco z moją historyjką :D
Miłej lektury!


Noc minęła spokojnie. Nic mi się nie śniło... Dzięki Bogu! Po tamtym koszmarze byłam inna. Inaczej na wszystko patrzyłam. Obawiałam się przyszłości.. a nawet następnego dnia. 
Malując się, ubierając, jedząc.. Ciągle myślałam. 
Nie mogłam powiedzieć o tym wszystkim dyrektorowi! Przecież wtedy musielibyśmy argumentować nasze oskarżenia. A to wiąże się z wyjawieniem tajemnicy.. Leon miał "romans" z nauczycielką angielskiego. 
W najlepszym przypadku (chociaż to praktycznie nierealne) szatyn dostałby naganę. Jednak uważałam, że to się tak nie skończy. Dyrektor pewnie wyrzuciłby Leona ze szkoły, rozgłosi całą historię.. 
A najbardziej ucierpi na tym nasz związek. Przestaniemy się widywać. Nie będziemy spędzać ze sobą czasu. W końcu zdecydujemy się na rozstanie! 
NIE !
Nie mogłam tak myśleć. Jednak fakt, że Leon chce porozmawiać z dyrektorem mnie niepokoił. To nie mogło się zdarzyć!
Po umyciu zębów ruszyłam do szkoły. Wiał lekki wiatr. Tym samym podwiewał moją malinową sukienkę.
Gdy doszłam do szkoły, od razu ruszyłam ku wejściu. Myślami byłam kompletnie gdzie indziej. 
Kiedy już miałam pociągnąć za klamkę, w celu otworzenia drzwi wejściowych.. Ktoś mnie wyręczył.
Na ułamek sekundy spojrzałam na tą osobę. Rzuciłam szybkie "dziękuję" i poszłam dalej. 
Lecz gdy się ocknęłam i zdałam sobie sprawę, kto mi otworzył drzwi.. Zatrzymałam się. Powoli obróciłam się za siebie. Zobaczyłam mojego ukochanego. Był rozśmieszony. Jedna z jego brwi była uniesiona ku górze. Lekko mnie to rozśmieszyło, więc cicho się zaśmiałam. Po uspokojeniu się, podeszłam do chłopaka i powiedziałam.
-Przepraszam i  dziękuję - chwyciłam jego dłonie i spojrzałam głęboko w oczy. Mogłam w nich ujrzeć wszystko. Miłość, radość, szczęście, ciepło.. 
W pewnym momencie Verdas pocałował mnie w czoło. Na chwilę przymknęłam oczy. Napawałam się tym idealnym momentem. 
-Co cię tak zajęło, że mnie nawet nie poznałaś? - mówił cicho, przy moim uchu. Po ciele przeszedł mnie dreszcz podniecenia. Z wielką chęcią rzuciłabym się na niego. 
Przyspieszył mi oddech, jednak starałam się opanować.. wszystko.
-Zamyśliłam się. - odpowiedziałam.
-A mogę wiedzieć o czym myślałaś? - mruczał mi do ucha. I ponownie ten dreszcz...
-Od pewnego czasu o tym samym. - oznajmiłam, a chłopak spojrzał mi w oczy - i kilku innych niepokojących mnie rzeczach. Ogólnie rzecz biorąc, o przyszłości.
-Vilu, nie możesz się zamartwiać. Żyj dniem dzisiejszym. - proponował. Pokręciłam przecząco głową. 
-Nie mam zamiaru tego robić. 
-Dlaczego?
-Bo przyszłość chce spędzić przy tobie. - powiedziałam cicho - A to co się teraz dzieje... Niszczy mi perfekcyjne plany! 
Szatyn się delikatnie uśmiechnął. Z pewnością ujął go fragment mojej wypowiedzi, gdzie mówiłam o przyszłości, którą chciałam z nim spędzić.
Lekko się zarumieniłam, spojrzałam na ziemię. Momentalnie szatyn chwycił mój podbródek i uniósł moją twarz do góry. Następnie przybliżył się do mnie, objął mnie w talii i ..... pocałował. 
Stanęłam na palcach i położyłam swoje dłonie na jego torsie. Całowaliśmy się pewien czas. 
Potem oderwaliśmy się od siebie, by wziąć oddech. Chwilę później ponownie złączyliśmy nasze usta. Kilka razy przygryzłam mu dolną wargę. Wówczas chłopak był jeszcze bardziej nakręcony. 
Po kilku chwilach oderwaliśmy się od siebie. 
-Leon. - zaczęłam - wróćmy do rzeczywistości. 
-A jeśli nie chcę.?
-Niestety musisz, bo to jest życie. Życie, które przemija. Nie wiem jak ty, ale ja chce być szczęśliwa. A żeby być szczęśliwa, muszę postępować jak należy. - mówiłam. 
-Co masz na myśli Vilu? 
-Chodzi o to, że nie mam zamiaru mówić o tym dyrektorowi. 
-Violetto, ja chce, żeby ona zapłaciła za swoje. - mówił
- A dlaczego płacić mamy i my? - zapytałam. - Nie zrobimy tego. - kręciłam przecząco głową.
- Nie mogę bezczynnie siedzieć, jeśli widzę, że ktoś cie krzywdzi! - uniósł głos. 
- Może i ona mnie krzywdzi. Ale ty skrzywdzisz mnie najbardziej, mówiąc dyrektorowi i zostawiając mnie tu samą!  
- Vilu. - zaczął, jednak ja wyswobodziłam się z jego objęć i ruszyłam przed siebie. 
Nim się obejrzałam, Verdas szedł obok mnie. 
- Poczekaj. - powiedział. 
-Leon, przepraszam.. Ale chce pobyć sama. - rzuciłam i weszłam do łazienki. 

Kiedy wyszłam, szatyn stał przy wejściu. 
- Porozmawiajmy. - rozpoczął. W tym samym momencie chwycił mnie z rękę.
Uwielbiałam jego bliskość, jednak tym razem mnie zdenerwował. Wyrwałam swoją dłoń. 
-Leon ja nie chcę się kłócić, ale wyprowadzasz mnie z równowagi. - mówiłam. - Jest mi przykro, że nie potrafisz zrozumieć moich obaw. 
-Ja nie chce żebyś cierpiała przeze mnie.. znowu. - mówił.
-Ale jeśli któryś już raz mówię ci, że nie chce o niczym mówić dyrektorowi.. Bo to będzie koniec dla nas. - patrzyłam mu w oczy. - Nie umiesz tego zrozumieć? A może nie chcesz? Może bardziej niż na naszym związku, zależy ci na zemście na tej kobiecie?! - lekko uniosłam głos.
-Nie żartuj.. To przecież nie prawda.
-Leon, nie wiem czy jesteś tego pewien. - rzuciłam i odeszłam od niego.

Kiedy weszłam do sali tanecznej, byłam już przebrana w sportowy strój. Rozgrzewałam się, kiedy Leon wszedł do pomieszczenia. Na chwilę przeniosłam na niego swój wzrok. On wówczas też na mnie spojrzał. Lekko się uśmiechnął. Ja jednak zachowałam grobową minę.
Zajęcia taneczne minęły spokojnie i szybko. Po przebraniu się i odświeżeniu wyszłam na korytarz szkolny.
Wtem dołączyły do mnie Cami i Ludmi.
-Vilu, co się dzieje między tobą a Verdasem? - spytała blondynka
Chciałam im o wszystkim powiedzieć, ale nie mogłam. Ta sprawa dotyczyła mnie, Leona i nauczycielki angielskiego.
-Nic. Jest jak dawniej.  - próbowałam się wykręcić.
-Tak, da się zauważyć. - dodała Camila.
Cicho westchnęłam.
-Po prostu mamy gorszy czas.. - tłumaczyłam z nadzieją, że połknął haczyk.
-Ok. Rozumiem.. -  udało się!
Kolejną lekcją był ... angielski. Weszłam do sali nie patrząc na siedzącą przy biurku kobietę. Nie miałam ochoty marnować sobie, i tak złego już humoru.
Przy ławce siedział już szatyn. Przelotnie na niego spojrzałam. Po chwili wyjęłam książki i zajęłam swoje miejsce.
Podczas lekcji kobieta nic do nas nie mówiła. Z resztą, my do siebie nawzajem też nie.
Całą godzinę przesiedziałam myśląc.
Czy dobrze zrobiłam naskakując na Leona i oskarżając go o to, że bardziej zależy mu na odegraniu się na niej niż uratowaniu naszego związku?
Czy zasłużył sobie na takie traktowanie z mojej strony?
Przecież na pierwszym miejscu powinien znajdować się nasz związek!
On nalegał na powiedzenie prawdy dyrektorowi, jednak znał na ten temat moje zdanie. I jeszcze ten sen..
Nie dawał mi spokoju. Coraz bardziej zdawałam sobie sprawę, że może to wszystko... w połączeniu.. ma sens.
Ten sen, kłótnia między mną a szatynem, chęć odegrania się na niej przez Verdasa, nie zdany egzamin..
Tego było zbyt wiele jak na mnie samą. Potrzebowałam pomocy, ale nikt nie mógł mi jej udzielić. Nikomu nie mogłam o tym opowiedzieć. Kumulowałam to w sobie. Jedyną nadzieją był mój chłopak. Ale on mnie nie rozumiał. Był pewny w swoich przekonaniach. Jakby kompletnie nie zależało mu naszym związku. Rozumiałam, że chciał mnie chronić, udowodnić, że ten niezdany egzamin to wina nauczycielki, a nie moja... Ale jakaś ocena z angielskiego nie powinna być ważniejsza od nas samych!

Kiedy zadzwonił dzwonek na lekcje zaczęłam się pakować. Chciałam jak najszybciej opuścić tą przeklętą salę. Jednak nim się obejrzałam, ja i mój chłopak zostaliśmy sami w pomieszczeniu.. sami z nią.
Zmierzałam do wyjścia. Za mną szedł szatyn.
-Serce mi się kraja jak na was patrzę. - przyznała a ja spojrzałam na nią wrogim wzrokiem.
-Odpuść, ok? - odezwał się chłopak.
-Czy coś się stało? Dlaczego nie widzę was całujących się po kątach na korytarzu? Gdzie wasza miłość? - pytała, a ja coraz bardziej chciałam się na nią rzucić. Jak można być tak okropnym człowiekiem?
-Chodźmy Vilu - powiedział szatyn.
-Vilu, czy może się pokłóciliście? - udawała miłą.
- Nie,  wszystko jest w jak najlepszym porządku. - mówiłam - Tylko patrząc na panią wszystkiego się odechciewa.
- Ja jednak sądzę, że między wami coś jest nie tak.. Zerwaliście? - spytała.
- Chciałabyś. - syknął szatyn.
- Tak, chciałabym. Brakuje mi tych naszych wspólnych nocy. - zaczęła, a mi zrobiło się niedobrze. - I te chwile uniesień... Muszę ci powiedzieć kochany, że w łóżku to ty jesteś genialny. - myślałam, że się popłaczę i zwymiotuję zarazem. - Tylko szkoda, że nie umiesz dobierać sobie dziewczyn. Ale wiedz, że tęsknię nocami. Naprawdę. Twoje usta na mojej..
-Zamknij się! - przerwał jej Leon. W czas. Nie dokończyła.. Chociaż i tak wiedziałam o co jej chodziło. Do oczu zaczęły mi napływać łzy.
To było okropne.
Szybko wybiegłam z sali. Słyszałam wołanie Leona.
Gdy znalazłam się na parterze, wybiegłam ze szkoły. Szybko starłam z policzków łzy.
-Vilu! - usłyszałam jego głos. Cała zapłakana zatrzymałam się i obróciłam w jego stronę. Nie miałam sił już uciekać przed rzeczywistością.
Kiedy chłopak dobiegł do mnie, mocno mnie objął. Czułam się błogo, jednak w porę się ocknęłam.
Wyswobodziłam się z jego objęć.
-Vilu.. Przepraszam, że musiałaś tego słuchać. - mówił z żalem.
-To było straszne. - łkałam.
-Wiem.
-Nie! Nie wiesz jak to jest, kiedy była kochanka chłopaka, w którym jesteś szalenie zakochana, mówi ci o tym... Jak to robił jej dobrze! - krzyczałam.
-Masz rację...
-Leon.. Było mi niedobrze! To.. nawet nie wiem jak to opisać. -rzuciłam.
-Violetto - chłopak złapał mnie za ramiona - Nie chce, żebyś słuchała takich rzeczy..
-Ale już wysłuchałam i.. - chciałam dokończyć, ale przeszkodziły mi usta Verdasa. Były jak zawsze słodkie i ciepłe. Szatyn ujął moją głowę w swoje dłonie. Następnie ucałował moje policzki, tym samym ścierając słone łzy.
-Kocham cie  - szepnął.
-Wiem, ja ciebie też. Ale to mnie przerasta! - mówiłam.
-Razem damy radę. Masz we mnie wsparcie. - obiecywał.
-Nie mam. Masz swoje zdanie na wiele tematów. Zdanie odmienne od mojego. Ja chce zapobiec naszemu rozstaniu! A ty tego nie rozumiesz! I chyba nawet nie chcesz. - płakałam.
-Vilu chce.. Przemyślałem to wszystko. Odegranie się na tej suce nie jest warte naszego związku. - tłumaczył. - Zgadzam się z tobą. Kochanie.. Zgadzam się! - mówił szybko, jakby bał się, że zaraz odejdę.
Po chwili jeszcze raz mnie pocałował.
-Leon..
-Ciii - położył mi palec na ustach. Delikatnie pocałowałam go. Szatyn się tylko uśmiechnął.
-Kocham cię Violetto - przyznał i złączył nasze usta.
Całowaliśmy się powoli, bardzo dokładnie. Po dłuższym czasie zaczęliśmy dyszeć, ale nie przerywaliśmy.
Leon chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Szliśmy dość szybko.
Nim się zorientowałam, byliśmy za szkołą. Tam nie było kamer.
Verdas przykleił mnie do ściany. Jego ciało dotykało mojego, jak nigdy dotąd.
Chłopak zaczął mnie całować po szyi. Wyciągnęłam głowę do tyłu z rozkoszy. Dyszałam, było mi dobrze.
Później Leon zaczął całować moje usta. Można powiedzieć, że "pożeraliśmy się " wzajemnie. Moje ręce zawieszone były na szyi Verdasa. Chłopak swoje umieścił na mojej talii.. Po chwili przeniósł je na plecy i zaczął zjeżdżać w dół. Zatrzymał się w miejscu, gdzie rozpoczynają się moje jędrne pośladki. Wciąż się całowaliśmy. Przy nim głupiałam. Chłopak mnie bardzo zmieniał.. Nie wiedziałam jednak czy na lepsze czy gorsze.
Naszych namiętności nie było końca.
W pewnym momencie chłopak jeszcze bardziej zjechał w dół. Wówczas jego męskie dłonie idealnie obejmowały moje pośladki. Były jakby stworzone do tego.
Wciąż poddawaliśmy się chwili słabości.
Czułam, że szatyn jest napalony.. Jego męskość dała się we znaki.
Pomimo tego, że tak naprawdę nie rozmawialiśmy o tym, ufałam mu. Wiedziałam, że nie zrobi niczego na siłę.
W momencie, kiedy Leon ścisnął moje pośladki, jęknęłam. Czułam się coraz bardziej podniecona. Ucisk w brzuchu był niewyobrażalny.
Wtem Verdas podniósł mnie. Ja tym samym oplotłam jego biodra swoimi nogami i mocniej do siebie przycisnęłam.
Na sobie miałam sukienkę.. Więc chłopak bardzo szybko mógł się do mnie dobrać.
Ale ufałam mu! A przynajmniej tak mi się wydawało.
Szatyn przejechał dłonią po moim udzie, wywołując dreszcz. W drodze "powrotnej" z mojego kolana ku moim biodrom..Wszedł dłonią pod sukienkę. Zatrzymał się na w pół nagim pośladku.
Trochę się przestraszyłam. Mój poziom zaufania do szatyna trochę się zmniejszył. Nie przestawałam go jednak całować.
Już dawno do gry włączyliśmy swoje języki.
Po chwili Leon zrobił to samo. Przejechał drugą dłonią po tym razem lewym udzie,  a później wszedł pod sukienkę.
To było trochę niepokojące...
W pewnym momencie zaprzestałam całowanie słodkich ust chłopaka
-Leon.. - wyszeptałam przestraszonym głosem.
-Spokojnie Vilu. Do niczego nie chce cie zmuszać. Zaufaj mi. - wyszeptał na ucho.
Te słowa dodały mi otuchy. Ponownie połączyliśmy nasze usta.
Kiedy usłyszeliśmy dźwięk dzwonka, Leon mnie opuścił. Stanęłam na własne nogi i oderwałam się od szatyna.
Oblizałam delikatnie usta, w tym samym czasie patrząc na chłopaka. Jego oczy się zaświeciły.
-Nie rób tego. - powiedział z rozbawieniem, ale jednak całkiem  poważnie.
-Czego? - spytałam, chociaż dobrze wiedziałam o co mu chodzi. - Tego? - ponownie oblizałam usta, tylko bardziej dokładnie i namiętnie.
Nim się obejrzałam, Leon znowu przyciskał mnie do ściany. Cicho pisnęłam.
-Leon, musimy iść. Spóźnimy się na lekcję. - mówiłam śmiejąc się.
-Ostrzegałem - powiedział i namiętnie mnie pocałował.
Po chwili odepchnęłam go od siebie.
-Jesteś okropny, brutalny.. - zaczęłam wymieniać.
Oboje zaczęliśmy się śmiać. Następnie poprawiłam swoją sukienkę.
Kiedy uznałam, że wyglądałam w porządku, ruszyłam w kierunku wejścia do szkoły. Wtem poczułam szatyna u mego boku. Objął on mnie ramieniem, tym samym kładąc swoją dłoń na moim biodrze.
Wiedziałam, że Verdas po sytuacji, która miała miejsce kilka chwil temu, zrobił się jeszcze bardziej odważny i śmielszy. Ale znał mnie i wiedział, że ze mną nie jest tak jak z innymi dziewczynami. Nie jestem pusta, ława i na jedną noc.
Swoje przekonanie umocniłam w momencie, kiedy idąc ku wejściu, szatyn przesunął swoją dłoń w dół i tym samym umieścił ją na moim pośladku. W sumie, to nie przeszkadzało to mi zbytnio.. Nawet mi się podobało. Ale wchodziliśmy do szkoły. Szkoły pełnej ludzi, nauczycieli... Skarciłam go śmiesznie wzrokiem i chwyciłam jego dłoń. Ostatecznie przyłożyłam ją do mojej talii.
Leon był tak jakby.. zdezorientowany ?
Zaczęliśmy się śmiać.
-Ręce przy sobie - powiedziałam i wywróciłam teatralnie oczami.

Następne lekcje mijały spokojnie.
Każdą przerwę spędzałam w towarzystwie Leona. Zazwyczaj stałam, oparta o ścianę. Wówczas szatyn zwisała nade mną, szeptał czułe słówka lub delikatnie całował.
W momencie, kiedy bok nas przechodziła nauczycielka angielskiego, chłopak pocałował mnie czulej.

Gdy lekcje dobiegły końca, szatyn odwiózł mnie do domu. W momencie, kiedy wychodziłam z auta, spytałam:
-Leon, moglibyśmy się dzisiaj spotkać?
Każdy ma prawo do posiadania hobby, jednak przez motocross, po szkole praktycznie się nie widujemy. To mi przeszkadzało. Miałam nadzieję, że tym razem będzie miał dla mnie czas. Nie chciałam stawiać mu ultimatum: ja albo motocross. Nie widziałam w tym sensu.. Jednak raz na jakiś czas mógł się za mną spotkać.
-Vilu.. - zaczął. Już wiedziałam, że się nie spotkamy. Zawsze tak zaczynał, kiedy  musiał mi odmówić. - Przepraszam, ale..
-Ale nie możesz, bo masz motocross - przerwałam mu. Mówiłam zawiedzionym głosem. Dla formalności chciałam się upewnić w moich przekonaniach - Zgadłam ?
-Tak - powiedział cicho i spuścił wzrok ze mnie na kierownicę.
-Jasne - rzuciłam - To do jutra - pożegnałam się.
-Violetta - usłyszałam swoje imię, kiedy zamykałam drzwi auta.
Po chwili szatyn stał obok mnie. Chwycił mnie za nadgarstki.
-Violetta, to nie jest tak, że nie chce się z tobą spotkać. - tłumaczył.
-Leon, ja przecież to wiem! Ale od kiedy jesteśmy razem, może jeden raz wyszliśmy gdzieś po szkole. Rozumiem, że masz dodatkowe zajęcie. Ale czy raz na jakiś czas nie możesz z tego zrezygnować  i się ze mną spotkać? - spytałam patrząc mu głęboko w oczy.
-Przepraszam, ale dzisiaj mam ważny trening - odpowiedział niepewnie. Wywróciłam teatralnie oczami. Trochę mnie to wkurzyło.
-Tak..- szepnęłam - Nie było tematu - rzuciłam w jego stronę. Następnie pocałowałam go w pliczek i weszłam do domu.

Podczas obiadu dowiedziałam się, że rodzice wjeżdżają dzisiaj do Włoch w sprawach biznesowych. Nie będzie ich 2 dni. Było mi to obojętne.
Fede wieczorem miał iść do szpitala, na wizytę kontrolną. Ta miała sprawdzić, czy wszystko jest stabilne. Musiał więc spędzić w szpitalu całą dobę.
Po obiedzie odrobiłam lekcje i pouczyłam się na następny dzień. "Jutro piętek." - pomyślałam. Miałam w planach wyspanie się.

Kiedy wykonałam wszystko, co miałam zaplanowane.. Mogłam się zrelaksować. W moim przypadku relaks niósł za sobą falę przemyśleń.
Włączyłam głośno muzykę i położyłam się na łóżku. Nim zaczęłam swoje przemyślenia, poczułam wibrujący telefon, który znajdował się pod kołdrą.
Czym prędzej go odszukałam.
-Leon - szepnęłam, kiedy spojrzałam na wyświetlacz.
Trzymałam telefon w ręku, nim szatyn przestał dzwonić. Wtem ujrzałam, że robił to już 7 raz! Cicho westchnęłam, Nie miałam jednak zamiaru do niego dzwonić. Aktualnie miałam go gdzieś!

Wyłączyłam telefon i ponownie się położyłam. Przymknęłam oczy.
To wszytko powoli zaczęło mnie przerastać. W jednym momencie pojawiło się mnóstwo problemów. A tylko ja byłam zaangażowana w rozwiązanie ich. To mnie denerwowało. Przecież związek to relacja między dwiema osobami. A ja czułam, jakbym to ja w szczególności się starała.
Kiedy Leon mnie całował, dotykał....  Nie potrafiłam mu odmówić. Wówczas przymykałam oko na problemy. Jednak po chwili wracałam do rzeczywistości. Nie była ona bowiem tak kolorowa, jakby się mogło wydawać podczas chwili namiętności.
Mój niezdany egzamin.
Była kochanka Leon, która za wszelką cenę, chciała mnie zniszczyć.
Brak zaangażowania ze strony Verdasa.
Kompletny brak spotkań po szkole, spowodowany brakiem asertywności i czasu szatyna.
Wciąż nie rozwiązany problem z dyrektorem..
Wymieniałam sobie w myślach problemy, które mnie dotykały. Chciałam się im wszystkim przeciwstawić. Jednak sama nie mogłam temu zaradzić. Ze strony Leona nie widziałam zbyt wiele chęci, pomocy.. Dlaczego ja miałabym sama o nas walczyć?
Największym celem chłopaka, przynajmniej do dnia dzisiejszego, była chęć odegrania się na nauczycielce. Niby przyznał mi dzisiaj rację, ale ja wciąż nie mam co do tego pewności.
Wszystko powoli zaczynało się walić.
Ale ja nie zamierzałam się poddawać. Z determinacją chciałam brnąć do upragnionego celu, jakim był idealny związek z Verdasem. Związek, w którym nie ma problemów, kłótni...
Nie wiedziałam jednak czy to jest prawdopodobne.
W myślach dziękowałam Bogu, za to, że chociaż Rose nie sprawia nam problemów, Tego by jeszcze brakowało!
Związek z Leonem wydawał się być w pewien sposób wyzwaniem. Chciałam się go podjąć, ale sama nie byłam do tego zdolna.

Kiedy moi rodzice i Fede wyjechali, była godzina 19:00. Chciałam napisać sms-a do Ludmiły. Miała zamiar spędzić z nią wieczór, porozmawiać, pośmiać się. Jednak kiedy włączyłam telefon, zobaczyłam, że mam 26 nieodebranych połączeń od szatyna. Jęknęłam.
W pewnym momencie pomyślałam, że może coś mu się stało i potrzebuje mojej pomocy. Niepewna wybrałam jego numer i przyłożyłam smartfon do ucha.
Nie czekałam więcej niż 2 sygnały.
-Violetta! - powiedział chłopak z ulgą.
-Coś się stało, że ciągle do mnie wydzwaniasz? - spytałam obojętnie.
-Tak. - powiedział. Moje serce zaczęło szybciej bić. Przestraszyłam się. - Musimy się spotkać. - rzekł, a mi ulżyło.
-Leon, niestety nie mam chęci na wychodzenie z domu. Spotkamy się jutro. Cześć - rzekłam i się rozłączyłam.

Leniwym krokiem zeszłam na dół. Dom był pusty. Zostałam sama. Nie raz już to się zdarzało, ale ja za każdym razem jetem lekko przerażona. By zaprzestać myśleniu, włączyłam telewizor i rozsiadłam się na kanapie.
Właśnie leciał jakiś serial. Mijały minuty, kwadrans, pół godziny..
Wtem usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie byłam pewna, czy robię dobrze otwierając je. Jednak na początku robiłam, potem myślałam.
Kiedy pociągnęłam za klamkę i otworzyłam lekko drzwi, moim oczom ukazał się nikt inny, jak Verdas. Cicho jęknęłam. Nie chciałam go teraz widzieć.
-Hej - rzucił.
-Cześć - odparłam sucho. - Co cię do mnie sprowadza?
- Ty - odpowiedział - Mogę wejść?
Spojrzałam na niego obojętnie, po czym otworzyłam szerzej drzwi.
-Dzięki - rzucił w moim kierunku.- Jesteś sama?
-Tak - powiedziałam zamykając drzwi. Kiedy obróciłam się w stronę mojego gościa, zobaczyłam, że jego ubranie jest przemoczone.
-Przyjechałeś motorem? - spytałam. Potwierdził kiwając głową. - Zrobię ci herbatę, a ty może rozwieś tą przemoczoną bluzę - rzuciłam i ruszyłam w kierunku kuchni.
Po chwili przyniosłam kubek gorącego napoju do salonu. Szatyn siedział na kanapie i mi się przyglądał. Miał na sobie granatową koszulkę i jeansy. Mokra bluza wisiał na wieszaku. Gdy postawiłam herbatę na stoliku, również usiadłam. Jednak zajęłam miejsce na drugim końcu kanapy.
Chłopak nic nie mówił. Tylko mi się przyglądał. Lekko mnie to denerwowało, więc powiedziałam.
- Masz zamiar coś powiedzieć?
- Vilu, nie chce, żeby tak wyglądała nasza relacja. - zaczął.
- Ja też nie, ale sami do tego doprowadzamy. - mówiłam z obojętnością.- Rozumiem, że znalazłeś dla mnie odrobinę czasu.
-Violetta. - na jego twarzy pojawił się grymas. - Wiem, że wygląda to tak, że się nie staram... nie angażuje.
-Tak, tak właśnie to wygląda - uniosłam głos.
- Posłuchaj - zaczął, jednak postanowiłam mu przerwać.
-To ty mnie posłuchaj! - lekko się do niego przysunęłam - Nie wiem, jak wyglądała twoja dotychczasowa relacja z dziewczynami.. Z tego co słyszałam, to bardzo często je zmieniałeś...- chciałam mu trochę dopiec - Ale chyba dobrze wiesz, że nie jestem taka jak one. Nie mam zamiaru starać się za nas dwoje. Im to może odpowiadało, mi nie!
-Vilu - przerwał mi
-Daj mi skończyć - ponownie uniosłam głos - Naprawdę chce być z tobą. Tylko ty mi to utrudniasz. Staram się jak mogę. Za to od ciebie nie dostaję prawie nic. - przyznałam. - Chciałeś powiedzieć o wszystkim dyrektorowi, a dobrze wiedziałeś, że wyrzuciłby cię ze szkoły - głos zaczął mi się łamać - A to przecież oznacza koniec nas! Praktycznie, to widujemy się tylko w szkole. A gdybyś został wyrzucony.. - mówiłam kręcąc głową - Nie widywalibyśmy się w ogóle.
-Violetto, to się zmieni. - zapewniał mnie.
-Leon, czekam już sporo czasu. - przyznałam - Samo powiedzenie "kocham cie", nie uczyni wszystkiego prostszym.
-Wiem.- wziął głęboki wdech
- Nie wspierasz mnie. A czasem nawet stawiasz między nami mury.. Utrudniasz wszystko! - powiedziałam głośniej - Sama nie dam rady.
- Obiecuję ci, że to wszystko się zmieni. - mówił. Wierzyłam mu, jednak cząstka mnie, nie..
- Leon, kocham cie, ale musisz dawać coś od siebie - przyznałam i spuściłam wzrok na kanapę.
Chłopak się do mnie przysunął. Siedzieliśmy obok siebie.
-To przeszłość - oznajmił. Następnie zaczął się do mnie zbliżać. Oczywiście, pragnęłam jego ust, dotyku.. Ale nie byłam tego taka pewna jak kiedyś.
Szatyn złapał moje dłonie i spojrzał mi w oczy.
-Vilu wiem, że się nie starałem tak jak ty. Ale tak naprawdę, jesteś moją pierwszą dziewczyną od dawien dawna, która nie przychodzi do mnie tylko i wyłącznie na noc. Pierwszą dziewczyną, którą naprawdę pokochałem. To dla mnie coś innego, nowego. - opowiadał - Przyrzekam, że będę dawać z siebie wszystko. Nie zostaniesz sama z tymi problemami.
Kiedy to mówił, poczułam się odrobinę lepiej. Delikatnie przyłożyłam swoją dłoń do jego zziębniętego lekko policzka. Przymknął oczy.
Gdy je otworzył, uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam mu tym samym. W pewnym momencie nasze twarze zaczęły się zbliżać. Ostatecznie złączyliśmy wargi.
Z początku, pocałunki były delikatne.. Tak zawsze się zaczynało. Później oczywiście przerodziły się w brutalne i namiętne. A to wszystko działo się na kanapie w salonie.
Czułam się swobodniej, ponieważ wiedziałam, że nikt i nic nie może nas przyłapać na chwilach słabości.
Całowanie na kanapie nie było zbyt wygodne. Każde z nas musiało się dziwnie wykręcać, by być na przeciwko kochanka.
W pewnym momencie postanowiłam usiąść na Leonie.
Podparłam się na kolanach, później jedno przerzuciłam na drugą stronę Verdasa. Takim oto sposobem znalazłam się na nim, siedząc okrakiem.
Szatyn z początku wglądał na bardzo zdziwionego. W sumie, ja też byłam. Nigdy wcześniej nie posunęłam się do czegoś takiego. Chociaż.... Pierwszy i ostatni raz zrobiłam to podczas gry w butelkę.
Chwyciłam twarz chłopaka w obie dłonie. Namiętnie go całowałam z udziałem języka. Dyszeliśmy, jak zawsze i również, jak zawsze nie mieliśmy ochoty się od siebie odrywać.
W pewnym momencie poczułam na plecach dłonie szatyna. Jeździł on po nich, przyprawiając mnie o dreszcze.
Ufałam mu, wiedziałam, że mnie nie zmusi. Jednak w myślach cieszyłam się, że po szkole zmieniłam sukienkę na szorty i bluzkę.
Verdas jeździł swoimi elektryzującymi dłońmi po moich plecach, udach, czasem pośladkach.
Kiedy całował moją szyję, jak zawsze z podniecenia i rozkoszy wyrzucałam głowę do tyłu.
-Kocham cie - wyszeptał bardzo zdyszanym głosem między pocałunkami.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam i ponownie złączyłam nasze usta.
Kilka razy przygryzaliśmy sobie wargi. U mnie, skutkiem tego był cichy jęk i coraz to mocniejszy ucisk w brzuchu. U  Leona za to.. dawał znać o sobie jego "przyjaciel".
Jeśli nie przygryzałam wargi Verdasa, delikatnie ją oblizywałam... Kreśliłam łuki na jego ustach. Wiem, że mu się to podobało. Lecz kiedy nie wytrzymywał, ponownie mnie całował.
Czułam, że nasze podniecenie sięgało zenitu. Byliśmy na granicy. Jeszcze chwila namiętności, a z pewnością wylądowalibyśmy w łóżku.
Nie chciałam tego. Było zbyt wcześnie.
W końcu oderwałam się od Leona. Spojrzał na mnie błagalnie. Zaśmiałam się chicho.
- Koniec tego dobrego - wyszeptałam mu do ucha, delikatnie je przygryzając. Wiedziałam, że doprowadzam go do szaleństwa.
Ostatecznie zeszłam z niego i usiadłam obok.
- Obejrzymy coś? - zaproponowałam
- Możemy, ale nie wiem czy po tym wszystkim i w twojej obecności dam radę się skupić. Ale możemy spróbować. - przyznał. Wywróciłam tylko teatralnie oczami.
Ostatecznie padło na film detektywistyczny.
Mijały minuty. Leon był.. grzeczny. Siedzieliśmy, szatyn obejmował mnie swoim bezpiecznym ramieniem. Czasami na siebie spojrzeliśmy i szczerze uśmiechnęliśmy. Nic więcej.
Film trwał 1 godzinę  30 minut. Po godzinie oglądania poczułam, jak Verdas składa pocałunki na moim obojczyku, szyi.. Przymknęłam oczy z rozkoszy.
-Może porobimy coś ciekawszego? - wyszeptał mi do ucha. Zaśmiałam się.
Chciałam go trochę podenerwować, rzekłam więc:
-Przepraszam Leon, ale ja chce skończyć oglądać ten film. - mówiłam poważnym głosem.
Verdas przestał mnie obcałowywać. Myślałam, że udało mi się go pokonać. Jednak po chwili poczułam na swoim udzie jego rękę. Początkowo nie rozpraszało mnie to zbyt mocno. Lecz kiedy szatyn zaczął jeździć w dół i w górę.. Byłam na granicy rzucenia się na niego.
W pewnym momencie szatyn zaczął dmuchać mi w szyję, obojczyk. Powstrzymywałam śmiech przez dłuższą chwilę. Jednak ostatecznie wybuchłam.
Po chwili Leon dołączył do mnie. Śmialiśmy się razem.
-Stop - zaczęłam - Ja chce skończyć ten film.
Po uspokojeniu się, ponownie próbowałam skupić się na filmie.
Nie minęło 5 minut, a ja znów poczułam usta chłopaka na obojczyku. W pewnym momencie poczułam jak lekko przygryza mi skórę. "Jeszcze chwila a nie wytrzymam.. " - pomyślałam
Po chwili Verdas pocałował miejsce, w który przed chwilą znajdowały się jego zęby. Próbowałam go ignorować.
Całował dalej.. Potem postanowił złożyć na mojej szyi malinkę. To uczucie, uh... Walczyłam z sobą.
Kiedy Leon zaczął w tym samym momencie całować i przygryzać moją skórę oraz jeździć dłonią po udzie.. Nie wytrzymałam.
Energicznie usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam go całować. Błądziłam palcami w jego włosach. On też błądził, ale na moich plecach.
Po chwili przerwaliśmy nasze namiętności
- Wiedziałem, że tak to się skończy - powiedział.
Zaczęłam się śmiać. Potem ponownie zaczęliśmy się całować, dotykać...

Po kolejnej godzinie przyjemności, Leon odezwał się:
-Gdzie są twoi rodzice?
-Pojechali na 2 dni do Włoch w delegację. - oznajmiłam i uśmiechnęłam się do niego. Właśnie robiliśmy sobie kakao.
- A Fede?
-Fede jest na dobowej wizycie kontrolnej w szpitalu. - dodałam.

Po wypiciu kakao, długiej rozmowie, śmianiu się i przekomarzaniu się, Leon powiedział:
-Vilu, czas na mnie. Jest już 23:30 - powiedział, a ja posmutniałam.
-Jasne, rozumiem. - próbowałam ukryć smutek.
Verdas mnie czule przytulił i pocałował.
Kiedy staliśmy w drzwiach i żegnaliśmy się, zdałam sobie sprawę, że byłam kompletnie sama. Sama w tym  wielkim domu. Serce zaczęło mi szybciej bić.
-Coś się stało ? - spytał chłopak stojąc na w wyjściu.
Wahałam się. "Spytać czy nie?" - myślałam. Ostatecznie postanowiłam się odważyć.
-Leon, czy mógłbyś zostać na noc? - spytałam lekko zawstydzona. Chłopak szeroko się uśmiechnął.
- Jeśli chcesz - odpowiedział, a ja rzuciłam się mu na szyję.

Po krótkiej rozmowie ruszyliśmy na górę. Pokazałam chłopakowi gdzie jest łazienka, mój pokój, pokój dla gości itd.
Na koniec podałam mu pościel i powiedziałam
- Śpisz w gościnnym.
- Myślałem, że gdzie indziej. - przyznał. Nie wiedziałam o co mu chodzi, więc spytałam.
-Niby gdzie?
- U ciebie, nawet a podłodze - przyznał z łobuzerskim uśmieszkiem.
Pokręciłam przecząco głową i wywróciłam oczami.
-Dobranoc Leon - powiedziałam i pocałowałam go w usta.
Nim zdążył coś powiedzieć, mnie już nie było. Schowałam się w swoim pokoju. Od razu poszłam do łazienki.
Po orzeźwiającym prysznicu, miałam zamiar nałożyć piżamę. Jednak ku mojemu zdziwieniu, nie wzięłam jej z sypialni.
Pewnym krokiem, owinięta tylko ręcznikiem pociągnęłam za klamkę.
Moim oczom ukazał się szatyn, który siedział na obitym miękkim materiałem parapecie. Patrzył na uśpione miasto. Lecz kiedy wyszłam z łazienki, jego wzrok skierował się na mnie. Głośno przełknęłam ślinę. Byłam w samym ręczniku!!!
W tym oto momencie, nie wiedziałam czego mogę spodziewać się po szatynie. Czy fakt, że byłam praktycznie naga, nie spowoduje, że przestanie nad sobą panować. Przeleciał mnie wzrokiem z góry do dołu. Serce zaczęło mi szybciej bić. Nerwowo zamrugałam. Po chwili na twarzy Verdasa pojawił się delikatny uśmieszek.
-Jesteś przepiękna - stwierdził. Momentalnie się zarumieniłam.
- Co ty tu robisz? - byłam lekko zdenerwowana, że wszedł do mojego pokoju bez pytania.
-Chciałem z tobą porozmawiać - przyznał. Trochę się uspokoiłam.
Momentalnie przypomniałam sobie, po co tak naprawdę przyszłam. Podeszłam do łóżka i wyjęłam piżamę spod poduszki. Szybko wróciłam do łazienki.
Ubrana, umyta i świeża, wyszłam z pokoju. Moim oczom ponownie ukazał się szatyn. Tym razem stał przy ścianie, na której wisiały moje rodzinne zdjęcia.
- Byłaś słodką dziewczynką - stwierdził. Podeszłam do niego. Chłopak momentalnie na mnie spojrzał.  - Rozumiem, że ie wybrałaś wersji z ręcznikiem. - lekko się zaśmiał.
Pokręciłam przecząco głową i zaczęłam się śmiać.
Po chwili powiedziałam.
-Dobranoc Leon. -pocałowałam ukochanego w usta. On chwycił mnie w talii i przysunął do siebie.
Po chwili namiętności, oderwaliśmy się od siebie.
-Dobranoc - rzucił i wyszedł z pokoju.
Potem położyłam się do łóżka i zasnęłam.

Obudziło mnie uderzenie pioruna.
-Świetnie! - powiedziałam sama do siebie.
Założyłam poduszkę na głowę i próbowałam zasnąć. Niestety, bez skutku. Burza i ja.. Nienawidziłyśmy się!
Wstałam. Spojrzałam w okno. Moje oczy oślepione zostały blaskiem błyskawicy.
Przestraszona udałam się do mojej jedynej pomocy - Leona.
Nie pukałam, wchodziłam od razu.
Moim oczom ukazał się szatyn. Był w samych bokserkach! Zrobiło mi się słabo. On był taki boski...
Potrząsnęłam głową by odgonić od siebie dziwne myśli.
-Leon - szepnęłam.
Nic.
-Leon - powiedziałam trochę głośniej
Nadal nic.
Wpadłam na pomysł. Podeszłam do łózka, usiadłam na materacu. Nachyliłam się nad szatynem i pocałowałam go w usta.
Od razu zadziałało. Chłopak otworzył oczy i na mnie spojrzał. Pomimo tego, że w sypialni panował mrok, udało się mu mnie dostrzec.
-Violetta? Co ty tu robisz? - był trochę zdezorientowany.
-Bo.. - zaczęłam niepewnie. Chłopak usiadł i zapalił lampkę, która stała na szafce nocnej. - Jest burza. A ja się cholernie boję burz - przyznałam.
Na jego twarzy pojawił się słodki uśmiech.
-A w związku z tym? - spytał podnosząc jedną brew.
-Masz dwie opcje. Pierwsza, to siedzisz ze mną całą noc i ze mną rozmawiasz.. Nim burza się skończy.
- A druga?
-Druga jest mniej ciekawa. - przyznałam -Druga to, śpię z tobą.
Od razu się uśmiechnął. Wiedziałam, którą opcję wybierze. Momentalnie przesunął się na drugi koniec łózka. Gestem zaprosił mnie do siebie. Delikatnie się uśmiechnęłam.
W końcu położyłam się obok niego. Ufałam mu, ale dla przypomnienia..
-Ufam ci Leon - wyszeptałam.
-Wiem. - powiedział i pocałował moje usta.
Kiedy oderwaliśmy się od siebie. oboje się uśmiechnęliśmy. Było tak dobrze.. Wszystkie problemy znikały..
Leon położył się na plecach. Najpierw się wahałam, ale przekonało mnie kolejne uderzenie pioruna.
Szybko przykleiłam się do nagiego torsu Leona.
Byłam bezpieczna.
Delikatnie ucałowałam jego skórę.
-Dobranoc - powiedzieliśmy w tym samym czasie.
Odpłynęłam...




XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX









W Wasze ręce oddaję ten oto rozdział.
Uważam, że jest długi :)

Mam nadzieję, że się podoba! 
<3

Co sądzicie o niepewności Vilu w stosunku do Leonka?

?
?
?

Czy Wy też nie możecie doczekać się świąt?!
Ja tu umieram z tęsknoty za nimi!
:)

Czy Wy też macie tyle nauki co ja?!
Ja ma mega dużo!
To straszne :(

Ale piszę te rozdziały, bo poprawia mi to humor :P
Mam nadzieję, że ta historia nie jest nudna..

Czekam na Wasze komentarze!
Im więcej komentarzy, tym szybciej rozdział :)

Następny rozdział w weekend :)

Czekajcie!

Wasza Ola :*

15 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Oooo *-*
      Lajonetta <3 Kocham ich ^^
      Kuwa ja tu chciałam, żeby doszło między nimi do no wiesz czego xDD Taa... zboczona jestem xD No cóż bywa :'D
      Babsztyl od angola... Ugh...
      Dobrze, że Verdas i Castillo tak bardzo się kochają ♡♡
      No jasne, że ta historia nie jest nudna! Co ty pieprzysz? Chyba nie wiesz co piszesz! Mowie ci!
      Najprawdopodobniej jutro pojawi się rozdział u mnie i spodziewaj się zajętego dla cb miejsca ^^
      Kocham
      Całuję i
      Pozdrawiam ;*
      Nati ♥♥♥

      Usuń
    2. Zapraszam do sb truskawko masz zajęte miejsce ;*
      Nati ♥♥♥

      Usuń
  2. Jest przedługaśny! Po prostu to kocham <3
    LL

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja już się tak wystraszyłam tej ich kłótni..
    W pewniej chwili myślałam ,że Violka zerwie z L..
    Jednak bardzo dobrze, że tak się nie stało :DDD
    Już miałam nadzieję, że normalnie rzucą się na siebie za tą szkołą.
    Albo u Violetty w domu.
    JEJKU jaka słodka końcówka <3

    całuję czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku kochana ja go z godzine i pół czytałam!
    Rozdział mega!
    Leonetta...
    I ta sucza...
    Stay With Me...
    Cium cium...
    Rozdział boski!
    Twoja
    Cysia

    OdpowiedzUsuń
  5. Aj kochana!
    Najładniejszy rozdział i chyba najdłuższy.
    Tyle się tu działo! O julu!
    Nie mam za bardzo czasu bo nauka! Tak mam jej masę i tez wyczekuje świąt jedyna nadzieja na wolne.
    No rozdział 29 super! Najlepszy koniec. Choć wszystkie momenty gdzie się całowali też naprawdę miłe. Wgl fenomen. Czekam na 30.
    Niech V przestanie się zamawiać, co za pesymistka...
    No miłego wieczoru/dnia.
    Xoxo

    Melloniasta :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudny !!!!!
    O Boże jeżeli oni TAKIE rzeczy robią to czemu ona nie chce z nim sie przespać ???
    Przecież sie kochają :-)
    On jej nie skrzywdzi wiec Violka do boju ! Haha
    Czekam na TO z niecierpliwością ;-)
    Najlepiej to niech to robią w każdym rozdziale HAHAHAHA wiem trochę mi odbija ;-)
    Ale ich miłość jest cudowna <333
    S. Blanco

    OdpowiedzUsuń
  7. Ps. Długość IDEALNA :-)
    Jak dla mnie mogą być jeszcze dłuższe :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wooow! To mój ulubiony rozdzial kurcze ile Leonetty awww dostałam normalnie jakiejś warjacji po tym rozdziale. Koniecznie musisz jutro wstawić nowy rozdzialik bo ja mam obowiązek wiedzieć co będzie dalej!!! Hehe. Ja tez nie mogę doczekać się świąt
    Twoja
    Tini Aleksandra ♡

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział. Czekam na kolejną część. Widać, że ich związek się rozwija.

    OdpowiedzUsuń