Strony

niedziela, 27 marca 2016

Epilog


Epilog dedykuję wszystkim czytelnikom.
Dziękuję za wszystko!

Czas mijał szybko. Violetta wciąż kochała Leona. On ją również. Jednak dziewczyna bała się jeszcze raz spróbować. Bała się rozczarowania, bólu, łez i żalu. Szatynka nie mogła jednak żyć bez niego. Postanowiła pozostać jego przyjaciółką, a przynajmniej spróbować. Leon zaznał szczęścia u boku Rose. Jak się okazało, stara miłość nie rdzewieje. A może chłopak oszukiwał sam siebie? Jednak większa część serca chłopaka należała do Violetty, ale nie chciał się narzucać. Musiał zaakceptować jej decyzję. Bycie jej przyjacielem było szalenie trudne. Lecz wolał być jej przyjacielem, niż na zawsze ją stracić.

Dziewczyna często chorowała. Niby niegroźne przeziębienia, grypy. Jednak coś było nie tak. Violetta chudła w oczach, a przyjaciel nie wiedział jak może jej pomóc. Castillo miewała częste zawroty głowy, nudności. 

Pewnego dnia Verdas usłyszał dzwonek do drzwi. Czym  prędzej je otworzył. Jego oczom ukazała się krucha postać Violetty. Jej twarz nie pokazywała żadnych uczuć, niczym z kamienia.
- Coś się stało? - zapytał przerażony. Kiedy przeniosła swój wzrok na jego oczy, poznał odpowiedź. Coś się działo, a on szybko chciał się dowiedzieć co.  
- Muszę wyjechać - powiedziała łamiącym się, bezsilnym głosem. 
- Dlaczego? - Leon poczuł, jak jego serce ponownie się rozpada. Czuł się tak, jak wtedy. Tego dnia, w którym dostał list pożegnalny. 
Chłopak nie dostał jednak odpowiedzi. 
- Violetto, błagam powiedz mi co się dzieje - uniósł swój głos, błagalnie patrząc na dziewczynę. 
- Przeprowadzamy się - pisnęła, po czym wtuliła się w jego pierś. 
- Nie pozwolę na to. Nie możesz znowu zniknąć! - Leon był zdenerwowany.
- Ci... - szeptała - Już niczego nie da się zmienić. 
- Powiedz mi proszę, że wrócicie - mówił zachrypłym, przepełnionym żalem głosem. Tak bardzo chciał usłyszeć " wrócimy". W odpowiedzi jednak usłyszał ciszę. 
- Przykro mi - szepnęła - Najprawdopodobniej to ostatni raz, kiedy mnie widzisz. 
- Nie! Violetta, powiedz, że żartujesz! 
W odpowiedzi pokiwała przecząco głową.
- Przecież jest Skype, Facebook. Możemy się kontaktować. Będę cie odwiedzać - zapewniał nerwowo. 
- Leon - wypowiedziała jego imię, jakby było najcenniejszym kamieniem - Chcę zacząć od nowa. 
Potem wspięła się na palce i ucałowała jego usta - Żegnaj - mruknęła i wyszła z zaszklonymi oczami. 
Chłopak był w furii. Nie wiedział co z sobą zrobić. Nie zdążył jej nawet powiedzieć, jak bardzo ją kocha. Pięściami uderzał w ścianę, jakby miało mu to pomóc. Stracił ją po raz kolejny. Jednak teraz nie było już nadziei na powrót. Wszystko stracone. 



Mijały tygodnie, miesiące. Brak jakiegokolwiek znaku życia, jej głosu, dotyku, uśmiechu.. Powodował, że Leon pogrążył się w żalu i rozpaczy. Bardzo przeżywał rozstanie z osobą, która go zmieniła, pokazała co to znaczy kochać. 
Całymi dniami przesiadywał w swoim pokoju. Zaniedbywał wszystko. Szkołę, swój związek z Rose, rodzinę, pasję jaką był motocross. Jedyne co robił, to wyglądał przez okno lub oglądał ich wspólne zdjęcia. Nie mógł pogodzić się z jej stratą. 

- Może przeszedłbyś się do babci? - spytała mama Leona, wchodząc do pokoju - Od tygodnia leży w szpitalu, z pewnością ucieszyłaby się. 
- Nie mam ochoty - rzucił na odczepnego.
- Synku, wiem jak ciężko jest się pogodzić ze stratą. Jednak życie toczy się dalej. Jesteś młody, mądry. Świat stoi przed tobą otworem. Wyjdź z tego pokoju, spotkaj się z Rose, przyjaciółmi. Spróbuj się z tym pogodzić - mówiła - Minęły już 4 miesiące. Nie możesz się tak zaniedbywać. 
- Masz rację - powiedział, podnosząc się z łóżka - Odwiedzę babcie. 

Droga do szpitala zajęła mu 10 minut. Kiedy już się tam znalazł, czym prędzej odnalazł salę staruszki. Spędził z nią 2 godziny. Chociaż na chwilę oderwał się od natłoku myśli, związanych z szatynką. 
Gdy zmierzał ku wyjściu, zobaczył na ziemi coś mieniącego się w światłach szpitalnych lamp. Przykucnął i podniósł, jak się okazało łańcuszek. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że wyglądał identycznie, jak ten, dany Violettcie. Utwierdził się w swoich przekonaniach, kiedy dostrzegł wygrawerowany napis. 
- Violetta - szepnął do siebie, po czym głośno przełknął ślinę - Niemożliwe. 
Czym prędzej ruszył wgłąb budynku. Chodził i rozglądał się. Poszukiwał tej kruchej osóbki, którą tak mocno kochał. 
Targały nim emocje. Nie wierzył w to, co się właśnie działo. Miał nadzieję, że to nie głupi sen, po którym znowu pogrąży się w rozpaczy. 
Zaglądał do sal, z nadzieją w sercu. To nie był sen. 
Kiedy otworzył drzwi jednej z szpitalnych sal, spostrzegł puste łóżka. Przeniósł wzrok na parapet, przy którym stała chudziutka postać. Opierała się o ścianę. Na głowie miała chustkę, zakrywającą powierzchnię włosów. Dobrze wiedział, że był to oddział onkologiczny.
Leon był zmęczony poszukiwaniami. Postanowił zapytać się napotkanej dziewczyny o Violettę. 
- Przepraszam - zaczął. Kiedy jego głos doszedł do pacjentki, ta wyprostowała się. Wciąż patrzyła na widok za oknem, nie odwracając się do tyłu. Chłopak zaczął podchodzić bliżej - Przepraszam, czy widziałaś może niewysoką szatynkę z dużymi, brązowymi oczami? - dopytywał.
- Nie - usłyszał cichy głos. 
Leon westchnął, podziękował i ruszył w kierunku wyjścia z sali, kiedy go oświeciło. Ten głos. On go bardzo dobrze znał. Czym prędzej obrócił się w stronę dziewczyny i podszedł do niej. Położył dłoń na jej ramieniu i powoli obrócił w swoją stronę. 
- Violu - szepnął, gdy ujrzał jej twarz. Dziewczyna była bardzo blada. Jej oczy pozbawione blasku, szczęścia i radości. Odnalazł ją. Potem przeniósł wzrok na chustkę, jej chude ciało. Serce zaczęło mu szybciej bić. 
Oczy Violetty skupione były na jego szmaragdach. Bardzo szybko się zaszkliły, a kiedy na sekundę przymknęła powieki, wypłynęły z nich łzy. 
- Hej - szepnęła bezsilnie. Zaraz potem znalazła się w jego ramionach. Głęboko wdychała tą wspaniałą woń perfum Verdasa. Cała się trzęsła. Chłopak gładził ją po plecach. Szalenie delikatnie, by nie uszkodzić jej kruchego ciała.
- Teraz już wiesz - rzekła, gdy oderwali się od siebie. 
- Vilu, czy ty... - nie skończył, gdyż dziewczyna mu przerwała.
- Czy mam raka? - wtrąciła - Tak, mam białaczkę. 
Chłopak nie wiedział co ma powiedzieć. Wszystko będzie dobrze? Nie przejmuj się? Po prostu milczał. 
Violetta wyrwała się z jego objęć i usiadła na łóżku. Na  moment przymknęła oczy. Verdas podszedł do niej i kucnął na przeciwko niej. 
- Nigdzie nie wyjeżdżałam - ponownie się odezwała - To było kłamstwo. 
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Nie chciałam, żebyś się nade mną litował. Nie chciałam, żebyś się martwił. Kłamstwo było najlepszym rozwiązaniem. 
- Violetto, przecież choroba niczego nie zmienia - szeptał, cały się trzęsąc. 
- Jak to nie?! - podniosła głos - Leon, ja umieram!
Po tych słowach z oczu Leon wypłynęła pierwsza łza. Wciąż jednak przyglądał się jej bladej skórze. 
- Nie patrz tak na mnie. Jestem brzydka - mruknęła.
- Nie pieprz głupot, jesteś piękna - szybko wtrącił Leon. 
- Proszę cię. Na mojej głowie nie ma ani jednego włosa. Jak można nazywać mnie piękną? - potem wybuchła płaczem. 
- Violetto, jesteś idealna - powiedział, po czym mocno ją przytulił. Jadnak dziewczyna zaczęła go od siebie  odpychać.
- Leon, idź już. 
- Zapomnij. Nie po to cie odnalazłem, żeby cie teraz zostawiać. 


Violetta

Musiałam skłamać. Choroba mnie przerosła, a przede wszystkim zaskoczyła. Czułam się okropnie. Jednak pogodziłam się z faktem, że z minuty na minutę stawałam się coraz bardziej słabsza. Coraz bliżej było mi do śmierci.
Ja jednak nie bałam się odejścia z tego świata. Oznaczało ono koniec moich cierpień na ziemi.
Jedyne, czego się bałam, to to, że zostawię ludzi, którzy mnie kochają. Zostawię Leona. Tak bardzo mnie to bolało. Mój ukochany będzie tak bardzo cierpiał. Będę kolejną dziewczyną, która nie z jego winy zniknie z tego świata.
To było najgorsze.



Po tym, jak chłopak ją znalazł i poznał prawdę, przesiadywał u niej całe dnie. Rozmawiali, śmiali się. Tak jak dawniej. Leon ciągle powtarzał dziewczynie, jak bardzo jest piękna. On sam nie widział problemu w tym, że jest łysa, blada i słaba, coraz słabsza... 
Rozstawali się jedynie wieczorem. Chociaż Verdas zostawał czasem na noc. 
- Nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęskniłem - powiedział, kiedy w szpitalu panował mrok. Oni leżeli na szpitalnym łóżku Violetty - Nigdy więcej mi tego nie rób. 
- Dobrze - uśmiechnęła się do siebie i jeszcze mocniej wtuliła w tors chłopaka.
- Pamiętaj, że jestem zawsze, o każdej porze. Kiedy mam dobry humor albo jestem zmęczony. Wtedy gdy boli mnie gardło i wtedy, kiedy wieczorami myślę o tobie. Jestem nawet wtedy, gdy nie mam ochoty z nikim gadać, bo mam wszystkiego dość. Pamiętaj o tym Violetto. 
Podczas jego przemowy dziewczyna kilka razy się zaśmiała, jednak ostatecznie w podziękowaniu ucałowała jego policzek i serdecznie się uśmiechnęła. 
To było najlepsze co mogło go wówczas spotkać. Jej uśmiech. Największa radość sprawiała mu myśl, że pojawił się on dzięki niemu. 

Z każdym dniem Violetta stawała się coraz słabsza. Leon jednak nie dopuszczał do siebie myśli, że ona może umrzeć..
Chłopak, Fede i jej rodzice całymi dniami przesiadywali z chorą.
Kiedy minęły 2 miesiące od poznania prawdy przez Leonem, dziewczyna nie ruszała się z łóżka. Zaprzestano też podawania chemioterapii, gdyż najprawdopodobniej nie przeżyłaby jej. Wszystko zmierzało ku końcowi, a oni na nowo się zakochiwali, a raczej umacniali swoją miłość. 

Była niedziela. Za oknem było ponuro i zimno. Zbliżała się burza.Oni jednak wpatrzeni  w siebie rozmawiali. 
- Leon, wiesz, że to już koniec? - zaczęła dziewczyna, ledwo słyszalnym głosem. 
- Żyjmy chwilą Vilu - po czym ucałował jej czubek głowy. 
Oczy dziewczyny z wielką trudnością otwierały się i zamykały. Leon wciąż trzymał jej rękę, którą co chwila całował. 
- Chcę, byś był szczęśliwy - mruczała. 
- Jestem szczęśliwy Vilu - mówił z uśmiechem na twarzy. 
- Szczęściara z tej Rose - ciągnęła.
- Vilu, ja kocham tylko i wyłącznie ciebie - jego głos się trząsł, a do oczu nachodziły słone łzy.
- Przepraszam, ale chyba źle usłyszałam - powiedziała ostatkiem sił. 
- Nie usłyszałaś źle. Jesteś najcudowniejszą osobą jaką poznałem. Dzięki tobie żyję. To ty pokazałaś mi, że szedłem złą drogą i wskazałaś mi dobrą. Nie mogę bez ciebie żyć. Kocham cie Aniele - wtedy ujrzał łzy spływające po jej policzkach - Dlaczego płaczesz Aniołku?
- Bo teraz wiem, że jestem dla ciebie ważna. 
- Tak zawsze było, jest i będzie - mówił łamiącym się głosem. Nie ukrywał już swoich łez.
- Kocham cie - wypowiedziała te dwa słowa ostatkiem sił.
Oboje uśmiechali się, zbliżając się do siebie, aż w końcu ich usta połączyły się w długo wyczekiwanym pocałunku. Przelewali w nim swoją miłość, ale i żal. Wtedy wydawało się, że już nic nie może ich rozdzielić, a jednak. Dźwięk, który przeraża każdego, kto jest w szpitalu. 
Odsunął się od niej, nie puszczając jej dłoni. Usnęła z uśmiechem na twarzy... Usnęła na zawsze. Leon, cały czas nie puszczając jej kruchej dłoni, przez łzy powtarzał.
- Kocham cie Aniele. Będę walczył dalej. Dla ciebie. kocham cie nad życie. 
Wtedy właśnie zrozumiał, że tak naprawdę to ona go wspierała, pomagała, była z nim w każdej chwili jego życia. Była dla niego najważniejsza. Zrozumiał, że to ją i tylko ją kochał, a Rose była odskocznią od problemów i strachu. Tylko wówczas było już za późno.



Leon 

Ubrany w czarny garnitur, siedziałem na ostatniej ławce w świątyni. Słuchałem pożegnalnej mowy mamy Violetty. 
- Moja Violetta - zatrzymała się, by powstrzymać łzy - Violetta była cudownym dzieckiem, które zabierają Aniołowie, do nieba...

Anioł. Mój Kochany Anioł właśnie leżał w trumnie, czekając na wieczny spoczynek. Tak trudno było się z tym pogodzić. Przed oczami pojawiały mi się wszystkie nasze wspólne chwile. Dzień, w którym ją poznałem. Chociaż, znałem ją już wcześniej. Jednak wtedy byłem okropnym człowiekiem. Skrzywdziłem ją, a ona mi to wszystko wybaczyła. Dała kolejną szansę. To ja zawsze wszystko pieprzyłem. 
Mój Anioł odchodził do innego świata. Świata bez problemów, zła, niebezpieczeństwa. Świata beze mnie... 
Spojrzałem w bok. Dostrzegłem zapłakane twarze Fran i Ludmi. W ich rękach trzymały te same kwiaty co moje. Jej ulubione. Kwiaty, które codziennie będę zostawiał na jej grobie. 
Jedyne, o co mogłem siebie obwiniać to to, że tak mało czasu z nią spędziłem. Że tyle czasu zmarnowałem na kłótniach, zamiast doceniać to, że po prostu ze mną była. 
Przymknąłem powieki, by się nie rozpłakać. Chciałem być mocny i silny, jednak to była tylko chęć. 
Moje życie skończyło się, gdy skończyło się jej. Violetta odeszła, pozostawiając po sobie pustkę. Pozostawiając rozpacz, żal, smutek, tęsknotę i... mnie. Całkiem samego. 
Odeszła. Moja Violetta odeszła. 
W ręku trzymałem zwiniętą kartkę. Moja pożegnalna mowa, którą powinienem wygłosić. Chciałem to zrobić, ale żadne słowa nie oddawały tego, co do niej czułem. Bo przecież " Kocham cie" to czasem zbyt mało. 
Te dwa słowa doprowadziły nas do ścieżki. Ta ścieżka zaprowadziła Violettę do trumny, mnie zrozpaczonego z krwawiącym sercem do świątyni, gdzie mam się z nią na zawsze pożegnać.
Z kieszeni marynarki wyjąłem białą kartkę. Tak, był to list pożegnalny. List pożegnalny od mojej najsłodszej Violetty do mnie.
Postanowiłem go jeszcze raz przeczytać.

Drogi Leonie,

Piszę ten list, bo wiem, że to już koniec. Wiem też, że nigdy nie byłeś i nie jesteś dla mnie obojętny. Tak wiele mi dałeś. Może nasza znajomość nie była kolorowa, a nasze życie nigdy nie było takie, jak byśmy chcieli by było. Ale wiedz, że moje serce zawsze należało do Ciebie. Zawsze liczyłeś się tylko Ty. Pokazałeś mi, jak to jest się zakochać. Pomimo tak młodego wieku, z tobą doświadczyłam wszystkiego, czego chciałam doświadczyć.
Dziękuję, że wyzwoliłeś we mnie tak ogromną miłość, że dzięki Tobie, poznałam tak potężne piękno. Sprawiłeś, że moje krótkie życie stało się takie, o jakim zawsze marzyłam. Dałeś mi wszystko czego potrzebowałam. Dałeś mi miłość. Za to jestem Ci wdzięczna.
Nie boję się śmierci, ponieważ wiem, że kiedyś do mnie dołączysz. Wiem, że oboje będziemy tęsknić. Jednak wystarczy, że o mnie pomyślisz, a ja będę przy Tobie. Nie będziesz mnie widział, ale wiedz, że jestem. Jestem i będę. Do momentu, aż się spotkamy. Wtedy już zawsze będziemy razem.
Pewnie kiedy to czytasz jestem już u Twego boku. Spójrz w prawo. Wiedz, że się uśmiecham i trzymam cie za rękę. Jestem z Tobą.
Przepraszam Cie za wszystkie wyrządzone Ci krzywdy. Za to, że przeze mnie cierpiałeś.

Kochanie, wiem, że jest Ci ciężko. Ale nigdy nie będziesz sam. Może kiedyś byłeś. Teraz już się ode mnie nie odczepisz. Zawszę będę obok Ciebie. Chcę byś był szczęśliwy. Więc wytrzyj z policzków łzy i rusz do przodu. Tylko nie szalej zbyt mocno.
Znajdź kogoś, zakochaj się. Po prostu bądź szczęśliwy. Na tym mi najbardziej zależy.
Pamiętaj, że zawsze będę czekać. Nadejdzie dzień, w którym znów się spotkamy.
Obiecuję.

Kocham Cie
Twoja
Violetta



Na cmentarzu było jeszcze więcej ludzi niż w kościele. Słychać było jedynie płacz. Ja stałem na uboczu. Nie mogłem patrzeć na te twarze. Twarze pełne tęsknoty i żalu. Chociaż wiem, że moja wyglądała tak samo.
Gdy wszyscy odeszli, do jej grobu podszedłem ja. Przez krótką chwilę wpatrywałem się w nagrobek. Próbowałem znaleźć w sobie siłę, pozbierać myśli.
Ostatecznie padłem na kolana. W reku trzymałem bukiet róż, które delikatnie ułożyłem na ciemnym grobie.
Mimowolnie zacząłem płakać. Jednak nie był to płacz. To był lament. Oddawał on wszystko co czułem. Żal, smutek, tęsknotę, pustkę, ogromną miłość, jaką ją darzyłem.
- Vilu, Aniołku - w końcu się zebrałem i zacząłem mówić - Kocham cie - szeptałem cicho drżącym głosem - Vilu, ja nie potrafię bez ciebie żyć. Nie umiem już oddychać, bo przecież ty byłaś moim powietrzem - uniosłem wzrok ku niebu. Cały się trzęsłem, nie mogłem się uspokoić. Sens mojego bytu znikł. Moja miłość. Moja nadzieja.
Dzięki jej uśmiechowi, głosowi, dotyku mogłem normalnie funkcjonować. Stała się moim nałogiem, a ja z pewnością nie miałem zamiaru iść na odwyk.
Potem poczułem delikatny, ciepły wietrzyk. Otulił mnie z każdej strony, dodał sił i z lekka ukoił. Moje kąciki ust uniosły się ku górze.
- To ty Vilu - szepnąłem - Mam nadzieję, że jesteś bezpieczna.
Potem starłem łzy i wstałem z kolan.
- Kocham Cie.



...................................................................................................................................................................







Epilog.

Wiem, że mówiłam o kilku rozdziałach i epilogu. Jednak wszystko uległo zmianie i napisałam epilog. 

To koniec tej historii. Mam nadzieję, że się Wam spodobała. 
Szczerze mówiąc, przywiązałam się do niej. 
Nie ma happy-endu
Wybaczcie. Taki był plan.

Dziękuję za każdy, nawet najmniejszy komentarz. 
Uwielbiam Was!

Nie spodziewałam się, że moje opowiadanie, zostanie tak pozytywnie przyjęte. 
Zaczynałam z myślą sprawdzenia się. Wylania czegoś co siedzi mi w głowie na klawiaturę. 


Dzięki Bloggerowi poznałam naprawdę wiele wspaniałych osób. 
Od września zmieniło się bardzo wiele.

Dziękuję!


Szczerze mówiąc, nie myślałam o kolejnej historii. 
Możliwe, że już za tydzień lub dwa pojawi się coś nowego!
Możliwe też, że pisze do Was ostatni raz.


Mam jednak do Was prośbę. 
Jeśli wytrwaliście do końca tego epilogu, jak i opowiadania, napiszcie coś. 
Nawet emotikon.
Chcę wiedzieć ile Was tu było.
Chociaż, szczerze mówiąc, wątpię, że to wypali xD


No więc 
To chyba czas na pożegnanie.

Jeszcze raz Wam dziękuję
Mocno całuję
:*

Do zobaczenia
Wasza
Ola ♥


Ps. Wesołych Świąt Kochani!

sobota, 19 marca 2016

Rozdział 39 : " Idealnie "


Tej nocy nie zmrużyłam oka. Wciąż myślałam o nim, o mnie, o nas... To naprawdę męczące.
Nie wiedziałam co było gorsze. Fakt, że uciekłam od problemów i tym samym skreśliłam nasz związek, czy to, że Alex i Leon byli braćmi.

Delikatnie przeciągnęłam się i wstałam. Moją poranną rutyną było sprawdzenie czy łańcuszek jest na swoim miejscu. Kiedy pod palcami wyczułam chłodne złoto, przymknęłam powieki. To co robiłam było chore. Przez tą całą sytuację byłam zmuszona do ciągłego kłamania.
Ubrana w różową sukienkę zbiegłam na śniadanie. Potem wyszłam przed dom, gdzie czekał już na mnie Alex. To było miłe z jego strony, że chciał mnie codziennie wozić do szkoły.
- Vilu, moi rodzice zapraszają nas na kolację - powiedział po czułym przywitaniu. Patrzyłam na niego jak głupia. Nie mogłam tam pójść. Przecież był to też dom Leona. A za wszelką cenę chciałam uniknąć naszego spotkania.
- Alex, ja... - próbowałam się wykręcić.
- Nie przyjmuję odmowy - wtrącił, a moje serce zaczęło szybciej bić - Zajadę po ciebie dzisiaj o 17.00, dobrze?
Kiwnęłam twierdząco głową, po czym ucałowałam delikatnie usta chłopaka i wyszłam z auta, ponieważ byliśmy już na parkingu szkolnym.
Ruszyłam przed siebie, nie patrząc do tyłu. Musiałam się otrząsnąć, poukładać. Jednak czasu było zbyt mało, a mnie z każdej strony dotykała przeszłość.
 Przechodząc przez szkolny korytarz próbowałam nie natknąć się na Leona. Oczywiście nie udało mi się to. Chłopak szedł w moją stronę razem ze swoją paczką. Nie miałam drogi odwrotu, szłam dalej. Kiedy nasze spojrzenia się zetknęły, szybko przeniosłam wzrok gdzie indziej. Wspomnienie zeszłego incydentu było ogromnie wstydliwe. Bo tak naprawdę oboje zdradziliśmy swoją drugą połówkę. Czułam się z tym źle. A najgorsze było to, że wtedy było mi tak dobrze...
Mijając go, jeszcze raz zerknęłam w jego szmaragdy. On zrobił to samo. A może przyglądał mi się cały czas?
Minęliśmy się bez słowa. Jakbyśmy się nie znali. Poczułam tylko wspaniały zapach jego perfum. Obejrzałam się za nim, ale on szedł dalej. Po chwili obok niego znalazła się Rose. Zaczęli się przytulać, a ja nie chcąc na to patrzeć odwróciłam się z powrotem.
Oboje byliśmy szczęśliwi. Wczorajszy incydent powinien pozostać między nami, tylko i wyłącznie. Moglibyśmy to nazwać chwilą słabości. Najgorsze było jednak to, że ja tego nie żałowałam...


Ostatni raz przejechałam po materiale mojej bordowej sukienki z długim rękawem. Od dobrych 15 minut stoję przed lustrem i przyglądam się swojemu odbiciu. Sukienka jest prosta, dopasowana, elegancka. Jedyną ozdobą był naszyjnik, który zwisał na mojej kruchej szyi. Wykonałam delikatny makijaż, podkreślając jedynie usta czerwoną szminką. Włosy delikatnie upięte w kok dodawały mojej buzi okrąglejszych kształtów.
Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Czym prędzej chwyciłam torebkę i zeszłam na dół.
Alex wyglądał naprawdę nieziemsko. A może podobał mi się tylko dlatego, że był niezmiernie podobny do Leona? Potrząsnęłam głową w celu odgonienia tych myśli.
Droga do domu Verdasów trwała 10 minut. To było zbyt krótko, na zastanowienie się.
Drzwi otworzył nam pan Verdas. Na szczęście, widział mnie tylko raz. Mama Leona nigdy mnie nie spotkała. Dopiero teraz zaczęłam się z tego cieszyć.
- Wejdźcie - zaczął starszy mężczyzna - Wszyscy już są.
Delikatnie się uśmiechnęłam i czując dłoń Alexa na plecach, ruszyłam przed siebie.
W to co zobaczyłam, nie mogłam uwierzyć. Moim oczom ukazał się Leon, ubrany w granatowe, garniturowe spodnie i białą koszulę z rozpiętym ostatnim guzikiem. Wyglądał tak bardzo pociągająco. Jednak miejsce obok niego już było zajęte. Bowiem siedziała tam Rose. Wyglądała na prawdę ślicznie. Sukienka w kolorze butelkowej zieleni idealnie pasowała do koloru jej oczu, jak i oczu Leona. Widząc mnie wytrzeszczyła oczy. Nie dziwiłam się jej. To było niedorzeczne. Czym prędzej zakochana para wstała, by nas przywitać. Próbowałam uniknąć bliższego spotkania z młodszym z braci.
- Kochani, to jest Violetta - zaczął Alex.
- Czy my się nie widzieliśmy? - zapytał pan Verdas. Serce zaczęło mi szybciej bić, a oddech przyspieszył. Nerwowo spojrzałam na Leona.
- Nie, musi się panu wydawać - rzuciłam speszona.
- Możliwe - przyznał - Za 10 minut podamy kolację, rozgośćcie się.
Gdy sylwetka mężczyzny zniknęła za ścianą, odetchnęłam z ulgą. Po chwili bracia zostali zawołani do kuchni, a ja zostałam sam na sam z Rose.
- Vilu, szybko się pocieszyłaś po rozstaniu z Leonem - zaczęła.
- Widzę, że ty też szybko wróciłaś do Leona.
- Tak, tylko to nie ja umawiam się z jego bratem. Chyba masz słabość do Verdasów, prawda? - mówiła z chytrym uśmieszkiem. Gdzie podziała się dziewczyna, którą była kiedyś? Zawsze miła, pogodna i przyjazna. A teraz?
Wywróciłam teatralnie oczami i ruszyłam w kierunku nakrytego stołu.
Kiedy wszyscy usiedli na swoje miejsca, okazało się, że siedzę na przeciwko młodszego z braci.
Podczas posiłku cały czas czułam jego wzrok na sobie. Nie miałam pojęcia dlaczego to robił. W końcu nie wytrzymałam.
- Przepraszam - zaczęłam wstając od stołu - Pójdę do łazienki.
- Zaprowadzę cie - usłyszałam głos Leona. Wytrzeszczyłam oczy.
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie.
- Pokażę ci, gdzie w ogóle jest łazienka - mówił miło, wciąż patrząc mi w oczy.
Nie wiedząc co mam odpowiedzieć, ruszyłam w kierunku schodów. Szatyn szedł za mną. Czułam się lekko nieswojo.
Kiedy chłopak wskazał mi drzwi łazienki, czym prędzej tam weszłam. Była piękna, biała i przestronna. Spostrzegłam, że na półce stało kilka butelek perfum. Wzięłam jedną i powąchałam korek. Ten zapach... Był to zapach Leona. Woń, za którą tęskniłam, która otulała mnie z każdej strony, gdy jeszcze byliśmy razem.
Po chwili prywatności wyszłam z łazienki. Na korytarzu nie było nikogo, a drzwi do sypialni Leona były uchylone. Jakaś magiczna siła pchała mnie w tamtą stronę. Kiedy szerzej otworzyłam drzwi, zobaczyłam ten sam pokój co kiedyś. Na środku łóżko, pod oknem biurko... Jak pół roku temu. Kiedy obróciłam się twarzą do drzwi, spostrzegłam, że stoi w nich Leon. Na jego twarzy widniał delikatny uśmiech.
- Nic się nie zmieniło - przyznałam. Po chwili chłopak wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Głośno przełknęłam ślinę. Gdy podszedł do mnie, jego wzrok zatrzymał się na moim naszyjniku. Uroczo przygryzłam wargę i spojrzałam mu w oczy. Był dość blisko mnie.
- Wciąż go nosisz - to nie było pytanie z jego strony. Odruchowo uniosłam dłoń ku górze, tym samym dotykając chłodnej biżuterii.
- Tak, jest bardzo ładny - powiedziałam lekko skrępowana i odwróciłam wzrok w inną stronę.
- Nie nosisz go też z innych powodów?
- Na przykład jakich? - udawałam zdziwioną, jednak w środku cała się trzęsłam.
- Ma on dla ciebie duże znaczenie, bo przypomina ci o mnie - mówił szeptem przybliżając się do mnie. Patrzył na mnie, oczekując odpowiedzi. Ja jednak tego nie zrobiłam.
Leon uniósł pytająco brew. Moje serce zaczęło szybciej bić, kiedy powoli do mnie podchodził. Wtem zaczęłam się cofać. Wiedziałam, co on chce zrobić. Rozum mówił - uciekaj, a serce - całuj.
Nagle na mojej drodze napotkałam biurko, stojące pod oknem. Nie miałam drogi ucieczki. Za plecami biurko, przede mną Leon.
Szczerze mówiąc niewyobrażalnie go pragnęłam. Ale to było nieodpowiednie zachowanie.
- Oboje jesteśmy szczęśliwi - zaczęłam, próbując przekonać jego i swoje serce. On jednak wciąż podchodził bliżej, wciąż patrząc mi w oczy i nic nie mówiąc. Kiedy położył swoje dłonie na mojej talii, poczułam jak po moim ciele przeszedł prąd. Działo się tak zawsze, gdy mnie dotykał.
Po chwili pochylił się nade mną i zaczął szeptać mi do ucha.
- Albo tylko sobie to wmawiamy? - zaraz potem poczułam jak delikatnie całuje moje ucho. Jego oddech, który czułam na swoim karku sprawiał, że wewnętrznie szalałam. Nasze ciała się stykały, oddechy mieszały, podniecenie rosło.
- Leon, nie.. - próbowałam go powstrzymać. Jednak nie miałam silnej woli. Objęłam jego twarz dłońmi i przyciągnęłam do swojej, po czym delikatnie złączyłam nasze usta w słodkim pocałunku. Czułam jak Leon uśmiecha się do siebie. Po chwili Verdas pogłębił pocałunek. Wtedy wyłączyłam myślenie i nie widziałam w tym niczego złego.
Kiedy otworzyłam szarzej buzię, by wziąć oddech, Leon włożył mi do niej swój język. To wywołało kolejną falę podniecenia. Poczułam ręce chłopaka na moich udach. Zaraz potem mnie podniósł i posadził na biurku. Delikatnie rozszerzył mi nogi i zbliżył się jeszcze bardziej. Później przeszedł do pieszczenia mojej szyi. Tak jak zawsze wyciągnęłam głowę do tyłu. Oboje dyszeliśmy. Chwilę później poczułam dłoń Leona zmierzającą z mojego kolana ku górze. Gdy poczułam ją pod moją sukienką, jeszcze intensywniej całowałam wargi Verdasa.
- Jesteś taka uległa Vilu - wyszeptał mi na ucho, po czym przygryzł płatek uszny.
Miał rację. Byłam taka łatwa... Tak łatwo mu ulegałam.
Po jego słowach otrzeźwiałam. Położyłam dłonie na jego torsie i zaczęłam go od siebie odpychać.
Kiedy się oderwaliśmy zeskoczyłam z biurka i poprawiłam sukienkę. Spojrzałam w jego zielone oczy.
- To co robimy jest chore - rzuciłam i ruszyłam ku wyjściu. Zatrzymał mnie, łapiąc za rękę. Obróciłam się w jego stronę z piorunującym spojrzeniem.
- Violetta - zaczął.
- Zamknij się! To co było między nami już nie istnieje. A nawet jeśli, jestem szczęśliwa z kimś innym, tak jak ty.
- Czyli mamy oszukiwać samych siebie?
- Tak będzie najlepiej - burknęłam.
- Więc nic do mnie nie czujesz? - patrzył na mnie tymi swoimi szmaragdami, oczekując odpowiedzi. Głośno przełknęłam ślinę.
- Leon - zaczęłam cicho, tym samym podchodząc do niego - Przecież wiesz, że wciąż cie kocham. Ale dość łez już wylałam przez ciebie.
- Może moglibyśmy zostać przyjaciółmi? - spytał z nadzieją, a ja cicho westchnęłam.
- Spójrz mi w oczy i powiedz, że dałbyś radę być tylko moim przyjacielem.
Leon przymknął powieki i wypuścił powietrze. Oboje wiedzieliśmy, że to nie jest realne.
- Więc to jest pożegnanie?
- Nie, pożegnanie było 4 miesiące temu - przyznałam - Leon, nie wierzę, że zrobiłeś coś tak niedorzecznego dla mnie. Dziękuję ci za to. Ale oboje znaleźliśmy szczęście u boku kogoś innego. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
Później słodko ucałowałam jego wargi.
- Kocham cie - powiedziałam cichutko i odeszłam.
Gdy wróciłam do jadalni, oczy gości skierowały się w moją stronę. Usiadłam na swoje miejsce i posłałam delikatny uśmiech w stronę Alexa.
Po pewnej chwili do jadalni wrócił też młodszy Verdas. Nie był już tak uśmiechnięty i radosny jak godzinę temu.

Mijały dni, tygodnie, miesiąc, dwa miesiące.. Czas nie leczył ran. Nie sprawiał on też, że wspomnienia odchodziły w zapomnienie. Wszystko wciąż kłębiło się we mnie.
Moja relacja z Leonem polegała na przywitaniu się i pożegnaniu. Czasem krótka rozmowa, typu "co u ciebie". Nie wyobrażałam sobie już życia z nim. Trudno jednak było funkcjonować bez niego.
Ja i Alex wciąż byliśmy parą. Jednak ani razu nie przespałam się z nim. Mówiłam, że potrzebuję czasu. On twierdził, że to nie jest problem.
Pewnego wieczoru postanowiłam zrobić mu niespodziankę i bez zapowiedzi go odwiedzić. Robiło się już ciemno, więc czym prędzej szłam w kierunku wysokiego apartamentowca.
Ku mojemu zdziwieniu drzwi mieszkania Alexa były otwarte. Weszłam więc po cichu, rozglądając się wokół. Kiedy znalazłam się w salonie, moje serce ponownie zostało rozdarte. Zobaczyłam Alexa. Nie był on jednak sam. Pod nim leżała jakaś urocza blondyneczka. Oboje byli nadzy. Namiętnie się całowali. Momentalnie do moich oczu napłynęły łzy.
- Alex - powiedziałam nieśmiało, przestraszona całą sytuacją. Czym prędzej oderwali się od siebie i spojrzeli na mnie.
- Violetto - zaczął Verdas, naciągając na siebie spodnie.
- Jak mogłeś! - krzyknęłam, zmierzając ku wyjściu. Zaczęłam biec. Nie chciałam na niego patrzeć. Chciało mi się wymiotować. Jak można być tak ohydnym człowiekiem?
Cała zapłakana tułałam się po ulicach Buenos Aires. Panował już mrok. Wszystko wydawało się przerażające i niebezpieczne. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, gdzie szukać pomocy.
Nagle spostrzegłam, że znajduję się przed posiadłością Verdasów. Bez dłuższego zastanawiania się weszłam na ich posesję, po czym zapukałam w drzwi.
Otworzył mi nikt inny, jak Leon Verdas. Od razu rzuciłam mu się w ramiona i zaczęłam szlochać. Chłopak objął mnie swoimi ramionami i głaskał po głowie.
- Vilu, co się stało? - spytał głosem pełnym troski.
- Alex - rzuciłam i jeszcze mocniej wtuliłam się w niego. Jego zapach mnie uspokajał, koił moje złamane serce. Od 2 miesięcy nie rozmawialiśmy na poważnie, a ja przyszłam do niego się wyżalić.
- Chodź do mojego pokoju, tam mi wszystko opowiesz, dobrze? - spytał. W odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową.
Kiedy byliśmy już w sypialni szatyna, usiadłam na jego łóżko. Leon przysiadł tuż obok mnie. Spojrzałam mu w oczy, po czym starłam spływające po moich policzkach łzy.
- Przepraszam, że nachodzę cie o tej porze - mruknęłam.
- Vilu, przecież nic się nie stało - szepnął, tym samym łapiąc mnie za dłonie - Opowiedz mi proszę co on ci zrobił.
- Ja.. - chciałam coś powiedzieć, ale gula stojąca w moim gardle nie pozwalała mi na to.
- Spokojnie Vilu - powiedział delikatnie. Zaraz potem starł wierzchem dłoni kolejne łzy z mojego zarumienionego policzka.
- Ja i Alex. My jeszcze nigdy nie kochaliśmy się. Po prostu nie byłam na to gotowa. On mówił, że na mnie zaczeka, że mu to nie przeszkadza - opowiadałam przez łzy - Dzisiaj chciałam mu zrobić niespodziankę i przyjść do niego bez zapowiedzi - zamilkłam, kiedy przed oczami pojawił mi się obraz zdradzającego mnie Alexa - Drzwi były otwarte, więc weszłam. W salonie zobaczyłam jego i jakąś dziewczynę - przerwałam, pozwalając moim łzom na wypłynięcie.
 Zerknęłam w oczy Verdasa i poczułam ogromną potrzebę przytlenia go. Tak też zrobiłam. Czule wtuliłam się w jego pierś.
- Leon, oni pieprzyli się na kanapie - łkałam - Mówił, że na mnie poczeka, że nie przeszkadza mu to.
Chłopak mocniej mnie do siebie przycisnął.
- Spokojnie Vilu - uciszał mnie Leon - Jeśli go spotkam, urwę mu coś. Nikt nie ma prawa cie krzywdzić.
Delikatnie się uśmiechnęłam. Szatyn zawsze umiał mnie pocieszyć.
- Dziękuję ci - szepnęłam - Przepraszam, że sprawiłam ci problem. Ja już pójdę - rzuciłam i wstałam z łóżka. Zatrzymał mnie Leon, który chwycił mnie za nadgarstek.
- Nigdzie o tej porze nie idziesz. Zostaniesz tu na noc.
- Nie ma mowy. I tak zawracam ci głowę.
- Przestań - powiedział stanowczo, po czym podszedł do mnie i mnie przytulił.
Rozmawialiśmy dobre 2 godziny. Tęskniłam za naszymi pogaduszkami. On mnie rozumiał. Leon był zawsze, kiedy go potrzebowałam, ale wcześniej tego nie zauważałam.
- Nie mam w czym spać - powiedziałam, kiedy chłopak kazał mi się iść myć.
- Weź to - mówił, rzucając w moją stronę koszulkę.
- Mam w tym spać?
- A masz lepszą opcję?
Oczywiście, że nie miałam. Zamilkłam więc i poszłam do łazienki.
Po odprężającym prysznicu założyłam sporo za dużą bluzkę Leona. Była przepełniona jego zapachem. Chłopak sprawiał, że zapominałam o tym, jak bardzo skrzywdził mnie jego brat.
Kiedy wyszłam z łazienki moim oczom ukazał się Verdas, grzecznie leżący w łóżku.
- A ja gdzie mam spać?
- Obok mnie - poinformował mnie przysuwając się na jedną stronę materaca.
- Żartujesz sobie?
- Nie - odpowiedział stanowczo - Violetto, nie rób scen, dobrze?
Wywróciłam teatralnie oczami i czym prędzej weszłam pod kołdrę.
- Dziękuję ci za wszystko Leon - szepnęłam, kiedy szatyn zgasił lampkę nocną.
- Drobiazg - przyznał uroczo. Uśmiechnęłam się do siebie.
Potem zaczęłam się wiercić, próbując znaleźć idealną pozycję. Trwało to dość długo..
- Violetta, masz jakiś problem? - odezwał się podirytowany chłopak.
- Tak, nie mogę znaleźć odpowiedniej pozycji do snu!
Po chwili poczułam dłonie Verdasa na swojej talii. Wstrzymałam oddech, zaskoczona jego bliskością. Zaraz potem leżałam już na boku, plecami do szatyna. Nagle poczułam jak obejmuje mnie on od tyłu, otulając moje ciało z każdej strony. Byliśmy tak blisko siebie. Czułam jego oddech na karku...
- A teraz wygodnie? - spytał.
- Idealnie - mruknęłam i pogrążyłam się we śnie.



♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  




Hejo :)

Tak oto wygląda rozdział 39.
Mam dla Was pewną informację. 
Pojawi się jeszcze jeden lub dwa rozdziały... I koniec tej oto historii.
:D
Mam nadzieję, że ten rozdział przypadł Wam do gustu.
Pewnie przypadł, bo Vilu i Alex nie są już razem!

Co teraz będzie z Leonettą?
Czy znowu będą parą? 
A może zostaną przyjaciółmi..
Kto to wie xD


CZEKAM NA WASZE KOMENTARZE!

Następny rozdział, jak zawsze w następny weekend.

Trzymajcie się ciepło!
Ola ♥

piątek, 18 marca 2016

♥ LBA ♥






Hejka!
Kochani, jak widzicie będzie to post poświęcony LBA. Jeśli kogoś nie interesują moje odpowiedzi, to niech tego po prostu nie czyta :)

Zostałam nominowana przez:
- Dominika Verdas z bloga http://leonetta-lovewillremember.blogspot.com/
- Patty z bloga http://ross-y-laura.blogspot.com/
- Zuzka Verdas z bloga http://blogerrownia.blogspot.com/
- Mar tyna z bloga http://jortinimylife.blogspot.com/
- Natalka ;3 z bloga http://miloscodpierwszegowejrzenialeonetta.blogspot.com/
- Patty :* Super z bloga http://kochamleonetteforever.blogspot.com/ ( chociaż w tym przypadku nie mogłam odpowiedzieć na pytania, ale i tak dziękuję )
- Alexandra Liddell z bloga http://winter---wonderland.blogspot.com/

Wszystkim serdecznie dziękuję, a jeśli pominęłam kogoś nominacją, to przepraszam :)

A teraz moje odpowiedzi:

Pytania od Dominiki Verdas

1. Co sądzisz o przyjmowaniu uchodźców?
Jejku... Jak dla mnie jest to temat rzeka. W sumie nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie to, jak się zachowują. Powinni być wdzięczni za okazaną pomoc. Oni w zamian, żyją według własnych reguł, poglądów, religii. Tym samym dzieje się to, co się dzieje :/

2. Jaką najbardziej ekstremalną rzecz chciałabyś zrobić?
W sumie, mam wiele pomysłów. Na przykład skok na bugee, skok ze spadochronem.. :)

3. Prędzej założyłabyś szpilki czy koturny?
Zdecydowanie szpilki!

4. Twoje ulubione opowiadanie
Kurcze, nie ma pojęcia :/ Tyle tego jest, że nie potrafię chyba wybrać.

5. Co wyzwala w Tobie pozytywne emocje?'
Myślę, że jest to najbliższa rodzina, przyjaciele oraz ulubione piosenki <3

6. Miałaś kiedykolwiek styczność z jakąś sławną osobą?
Styczność? Czy liczą się też koncerty? Jeśli tak, to miałam styczność z Grzegorzem Hyży, Kamilem Bednarek, Justinem Timberlakiem, Tomem Odellem. To chyba tyle :)

7. Uprawiasz jakieś sporty? Jeśli tak, to jakie?
Tańczyłam sportowo taniec towarzyski. A teraz biegam dla zdrowia :)

8. Oddałabyś za kogoś życie?
Z pewnością.

9. Wolałabyś być miliarderką czy być wolną od świata?
Oczywiście, że wolną od świata!

10. Co skłoniło Cie do założenia bloga?
W sumie to ciekawość, chęć sprawdzenia siebie :D

11. Hejtował Cie ktoś kiedyś lub hejtował Twojego bloga?
Nikt jeszcze nie hejtował mojego bloga. A co do mnie.. to pewnie tak.



Pytania od Patty

1. Ile masz lat?
Mam 17 lat ;)

2. Ulubiony aktor? 
Hmm.. Myślę, że nie potrafię wymienić jednego... Więc: Leonardo DiCaprio, Robert Pattinson, Edward Norton i wiele, wiele więcej <33

3. Co sądzisz o moim blogu?
Uważam, że jest Ś W I E T N Y :)

4. Jak długo prowadzisz bloga?
Od września, czyli 7 miesięcy :)

5. Skąd jesteś?
Z bardzo pięknego i uroczego miasta.

6. Dlaczego piszesz opowiadania? Kto Cie zainspirował? 
Pisze opowiadanie, by się sprawdzić. Chciałam zobaczyć jak to jest pisać coś, co może interesuje kogoś :D Nie pamiętam już kto mnie zainspirował :P

7. Jaki był pierwszy blog jaki przeczytałeś i o czym?
Pierwszy blog.. Nie wiem. Pamięć dobra, ale krótka :P ale wiem, że był to blog o Leonettcie <3

8. Masz najlepszego przyjaciela/przyjaciółkę?
Oczywiście :*

9. Ulubiony kolor?
Zdecydowanie biały i czarny!

10. Masz jakieś hobby? Jak tak, to jakie? 
Miesiąc temu przestałam tańczyć.. Więc chyba można to uznać za hobby :) W sumie moim hobby jest też krzyczenie na ludzi i ich denerwowanie :P

11. Masz rodzeństwo?
Posiadam ;)


Pytania od Zuzka Verdas

1.  Ile masz lat?
Za rok pełnoletnia xD

2. Od kiedy prowadzisz bloga?
Od września tego roku.

3. Co zainspirowało cie do własnej historii?
Jak już wspominałam, chciałam się sprawdzić :3

4. Czy ktoś z Twoich znajomych/ktoś z rodziny wie o tym, że piszesz?
Wie jedna osoba :) Jeśli to czyta, to niech wie, że ją pozdrawiam :P

5. Ulubiona piosenka? 
O Matko! A mogę więcej niż jedna? No więc.. Coldplay - Hymn for the weekend, Dawid Podsiadło - W dobrą stronę, Justin Bieber - Love Yourself i wiele, wiele, wiele więcej!!!

6. Kto jest Twoim ulubionym/ną aktorem/ką lub piosenkarzem/ką?
O aktorze mówiłam wcześniej ;) Ulubioną aktorką jest chyba Anne Hathaway. Ulubiony piosenkarz - Tom Odell, Ed Sheeran i wiele więcej, a piosenkarką Adele.. Kurczę jest tego więcej, ale nie moge się skupić i czegoś porządnie napisać :/

7. Ulubiony kolor?
Jak wspominałam - biel i czerń <3

8. Masz zainteresowania? 
Mam, ale nie mam zbytnio na nie czasu :/

9. Masz rodzeństwo?
Tak, mam <3

10. Ulubiony film?
OMG! To niemożliwe, żebym to wypisała! No to na przykład: Planeta Singli <333, Zostań jeśli kochasz, Malowany welon, Iluzjonista, Ugotowany, Saga Zmierzch ... O jeju.. I więcej i więcej i więcej!

11. Czytasz mojego bloga?
Oczywiście, że czytam! Jest fenomenalny <3


Pytania od Mat tyna

1. Kto wie o tym, że prowadzisz bloga?
Wie o tym jedna osoba :D

2. Twoja ulubiona książka? 
Z pewnością Sag Zmierzch i wiele więcej :)

3. Ciastko czy czekolada?
Zdecydowanie czekolada <33

4. Ulubiony autor?
Nicolas Sparks

5. Ulubiony cytat?
Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości 
lub
Prostota jest szczytem wyrafinowania

6. Miałaś kiedyś wątpliwości i chciałaś usunąć bloga?
Nie. Jeszcze nigdy o tym nie myślałam.. Więc męczcie się ze mną dalej :)

7. Ile masz wyświetleń na blogu?
W tym momencie 29 447

8. Ile masz komentarzy na blogu?
W tym momencie 624

9. Czego nigdy nie zrobisz?
Nie zabije się, nie zabiję nikogo innego, nie zgolę włosów xD, nie .. nie wiem :P

10. Twój największy wyczyn?
Osiągnięcie tego, co mam teraz ;3

11. W skali od 1-5 jak oceniasz mój blog? Co bym miała w nim zmienić?
Oczywiście, że 5! NICZEGO NIE MUSISZ ZMIENIAĆ!


Pytania od Natalka ;3

1. Co lubisz robić w wolnym czasie?
Jak takowy znajdę. to lubię się położyć i mieć wszystko i wszystkich gdzieś. A tak poza tym to lubię G A D A Ć. Serio, robię to ciągle ;)

2. Jaki film najbardziej lubisz?
Do tych co wymieniłam wcześniej, to dodaje jeszcze 3 metry nad niebem i Nietykalni

3. Czego się najbardziej boisz?
Boję się samotności i śmierci najbliższych :/

4. Ulubiony cytat?
Uwielbiam też:
Żaden dzień się nie powtórzy, 
Nie ma dwóch podobnych nocy,
Dwóch tych samych pocałunków,
Dwóch jednakich spojrzeń.

5. Ulubiony aktor?
O! Uwielbiam też Adriena Borody

6. Jak oceniasz mój blog w skali 1-10?
Oczywiście dyszka -> 10 :*

7. Twój największy wyczyn?
Przeżyłam dzisiejszy dzień xD

8. Wolisz romanse, horrory czy fantasy?
Wybrałabym melodramaty.. Ale z tych 3, wybieram romanse <3

9. Jaka według Ciebie jestem z charakteru?
Myślę, że odważna, ale delikatna wewnątrz :**

10. Lubisz mnie?
Jak można Cie nie lubić? <333

11. Czego nigdy nie zrobisz?
Nigdy nie skocze z mostu lub .... hm.. z balkonu xD

12. Skąd wzięłaś pomysł na bloga?
Z głowy :D

13. Myślałaś kiedyś o usunięciu bloga?
Jeszcze nie myślałam o tym :d


Pytania od Alexandra Liddell 

1. Jaki kolor lubisz najbardziej?
Jak już pisałam, biały i czarny?

2. Co lubisz robić w wolnym czasie?
Oprócz tego co wymieniłam wcześniej, uwielbiam też słuchać muzyki, spotykać się ze znajomymi. Lubię też pobiegać :)

3. Co skłoniło Cie do napisania bloga?
Takie pytanko już było, nie będę się kolejny raz produkowała :D

4. Jaki film byś poleciła?
Pamiętnik, Życie jest piękne, Pianista, Wszystko za życie, Trzy metry nad niebem, filmy na podstawie książek Nicolasa Sparksa i wiele więcej ;)

5. Czego się najbardziej boisz?
Odpowiedź powyżej :P

6. Kiedy masz urodziny?
Już niedługo, czyli 28 kwietnia :D

7. Jaki jest Twój ulubiony zespół?
LeomOn, Nirvana, Coldplay i wiele innych :)

8. Masz plany na przyszłość, jeśli tak to jakie?
Zamierzam spełniać swoje marzenia i być człowiekiem spełnionym i  szczęśliwym ;)

9. Czytasz mojego bloga?
No oczywiście, że tak!

10. Horror czy romans?
Romans, bo po horrorach mam schizy :P

11. Czym się kierujesz, sercem czy rozumem?
Nie mam pojęcia. To chyba zależy od sytuacji. Ale sądzę, że częściej kieruje się sercem <3




Ja nikogo nie nominuję. Wybaczcie, ale nie mam zbyt wiele czasu...

Już w weekend pojawi się rozdział :)

Do niedługo!
Wasza
Oleczzkkaa :*

sobota, 12 marca 2016

Rozdział 38 : " Masz 5 minut "


Rzym był pięknym miastem. Tryskał energią, szczęściem i radością. W tym pięknym mieście przebywałam już od czterech miesięcy. Czas zleciał niemiłosiernie szybko, co oczywiście mi się nie podobało. Miałam tu o nim zapomnieć, lecz oszukiwałam samą siebie. 
Poznałam Alexa. Ten chłopak był naprawdę niesamowity. Pomimo swojego młodego wieku przeżył już wiele. 
W końcu postanowiliśmy dać sobie szansę, jednak tak naprawdę nieświadomie chcieliśmy po prostu zapomnieć o stracie drugiej połówki. Ale wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy, on chyba też nie. 

Ostatni raz przejechałam palcem po białym biurku w mojej sypialni. Już dziś wyjeżdżamy do Buenos Aires. Te 4 miesiące były niesamowite. Poznałam wspaniałych ludzi i zregenerowałam siły. Nie miałam ochoty wyjeżdżać, ale tam właśnie był mój prawdziwy dom, przyjaciele i rodzina. 
Ku mojemu zdziwieniu Alex też postanowił wybrać się do swojego rodzinnego miasta. W sumie, cieszyłam się z tego powodu. Pomimo, że nie znaliśmy się długo, był on mi bardzo bliski. Moi rodzice również go bardzo polubili. On był moim wsparciem, za to go uwielbiałam i byłam nim zauroczona. 

Jednak pewnego dnia, kiedy byliśmy sami, zaczęliśmy się namiętnie całować. Wyczułam, że Alex liczy na coś więcej. Nie przeszkadzało mi to, mogłam się z nim przespać. Czułam coś do niego. Może nie było to coś bardzo mocnego, ale jednak coś było. Byłam przy nim szczęśliwa, rozumiał mnie jak nikt inny... Prawie nikt inny. 
Leżeliśmy na moim łóżku. Alex nachylał się nade mną, szukając zapięcia mojego stanika. Na moment otworzyłam oczy i spojrzałam w szmaragdowe ślepia mężczyzny. Posłał mi lekki uśmiech, a w jego policzkach pojawiły się niewielkie dołeczki. 
Momentalnie przypomniała mi się moja pierwsza wspólna noc z Leonem. To jak mnie dotykał, całował i pieścił. To było nie do opisania. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie zapomniałam o nim, i że wciąż go niezmiernie kochałam. Ale było już za późno. Melko się rozlało. 
W pewnej chwili Alex dotknął mojego naszyjnika od Leona. 
- Zdejmij go, może się przecież porwać.
Wytrzeszczyłam oczy. To była rzecz, która przypominała mi o tym, że moja miłość do Leona była realna, to była moja pamiątka po nim, mój talizman.
Nie wiedział co zrobił nie tak, gdy zaczęłam się ubierać i wyszłam z sypialni. Ja po prostu nie mogłam tego zrobić...

W samolocie zajęłam miejsce obok Alexa. Delikatnie położyłam głowę na jego ramieniu, a on ułożył swoją dłoń na moim udzie. W takiej pozycji zasnęłam.
Obudził mnie głos pilota, dziękującego za lot. Wstałam i razem z Alexem, którego trzymałam za rękę ruszyłam do wyjścia. 
Kiedy miałam się z nim rozstawać, gdyż on jechał do swojego rodzinnego domu, a ja do swojego, czułam ogromny ból i strach. Wyczytał on to chyba z moich oczu, ponieważ podszedł do mnie i delikatnie pocałował. 
- Bądź dzielna Vilu - szepnął mi na ucho, a potem odszedł. 

Kiedy zajechaliśmy pod nasz dom, na powitanie wybiegła Olga. Ucałowała nas wszystkich, po czym razem weszliśmy do domu. Nagle usłyszałam krzyki i zobaczyłam Ludmi i Fran. Szybko do mnie podbiegły i mocno mnie przytuliły. Tak, to właśnie za nimi tęskniłam najbardziej. Następnie, kątem oka spostrzegłam, że Ludmiła czule przywitała się z Fede. Uśmiechnęłam się sama do siebie, oboje zasługiwali na szczęście. 
Buenos Aires było pełne wspomnień, wspaniałych i tych gorszych. Oczywiście, nie udało mi się całkowicie zapomnieć o Leonie, jego zdradzie i tym, jak bardzo go kochałam i nienawidziłam zarazem. Tylko w jakimś stopniu się z tym pogodziłam. 
Bałam się jednak naszego spotkania. Obawiałam się spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że nic do niego nie czuje... Bo przecież bym skłamała. 


Następnego dnia, zaraz po śniadaniu wyszłam z domu. Moim oczom ukazało się piękne auto. Z niego wysiadł przystojny mężczyzna. Po chwili stał już obok mnie i delikatnie całował moje wargi. 
- Witaj Vilu - powiedział Alex.
- Hej - szepnęłam - Co ty tutaj robisz?
- Zawiozę cie do szkoły - odpowiedział z delikatnym uśmiechem na twarzy. 
Zaraz potem siedziałam w jego aucie i przyglądałam się światu, który migał za oknem. Mężczyzna trzymał swoją rękę na moim udzie. Po ciele przechodził mnie delikatny dreszcz podniecenia. 
Nim się spostrzegłam, byliśmy już na szkolnym parkingu. Spojrzałam na budynek za oknem i głośno przełknęłam ślinę. 
- Boję się - przyznałam, po czym obróciłam głowę w stronę mojego chłopaka. 
- Spokojnie Vilu, to szybko minie. Po szkole przyjadę po ciebie i gdzieś razem pojedziemy, dobrze? 
Posłałam mu uroczy uśmiech, a następnie namiętnie go pocałowałam.
- Do zobaczenia - rzuciłam zamykając drzwi.

Otwierając drzwi, poczułam ukłucie w plecach. Cicho westchnęłam i chwyciłam się za obolałe miejsce. To nie był pierwszy raz. Jednak gdy ból przeminął weszłam do szkoły. Oczy wszystkich kierowane były na mnie. Lekko się zarumieniłam, po czym spuściłam głowę do dołu. Szłam korytarzem szukając przyjaciółek. Kiedy je spostrzegłam, podbiegłam do nich i się przywitałam. Po krótkiej rozmowie postanowiłyśmy pójść do klasy. 
Gdy szłam korytarzem, razem z przyjaciółkami, byłam nieobecna. Okropnie bałam się spotkać Leona. Dyskretnie uniosłam rękę, by sprawdzić, czy aby na pewno mój łańcuszek jest na swoim miejscu. Odetchnęłam z ulgą, kiedy go wyczułam.
Dziewczyny postanowiły jeszcze przed lekcją pójść do łazienki, ja jednak szłam w kierunku sali, zostawiając je.
Nagle spostrzegłam siedzącego Leona. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że na jego kolanach siedziała Rose. Moje serce zaczęło szybciej bić, a do oczu nachodziły słone łzy. Głośno przełknęłam ślinę. Stanęłam jak wryta. Nikt nie wspomniał o tym, że do siebie wrócili! Mogli mnie przecież ostrzec..
Na szczęście żadne z nich nie zauważyło mnie. Na moment przyjrzałam się jego twarzy. Wyglądał na szczęśliwego. Bolała mnie myśl, że ją właśnie przytulał. Ale koiła ból inna myśl. On był szczęśliwy. 
Na moment przymknęłam oczy, a następnie podeszłam do ściany i oparłam się o nią plecami. 
Po kilku głębokich wdechach postanowiłam ruszyć przed siebie. Przecież nie zrobił nic złego. Po prostu znalazł szczęście u jej boku. Ja też byłam szczęśliwa z Alexem... Leon zrobił to, o co prosiłam go w liście pożegnalnym. Zapomniał o mnie i się zakochał. 
Uniosłam głowę wysoko do góry i ruszyłam w ich kierunku. Nie było innej drogi do klasy.
Szłam przed siebie, nie patrząc w ich stronę. Jednak jakaś siła ciągnęła mnie do szatyna...Tak, to była tęsknota. Chciałam być twarda, nie rozkleić się na jego oczach. Ale jak miałam to zrobić, skoro darzyłam go tak wielkim uczuciem?!
Byli zajęci sobą, nie zauważyli mnie.. Przynajmniej tak mi się wydawało. Bo gdy już prawie ich minęłam, usłyszałam głos Rose. 
- Violetta? 
Zatrzymałam się w miejscu. Nie miałam sił obrócić się twarzą do nich. Jednak nie chciałam wyjść na niegrzeczną i mającą wszystko i wszystkich w dupie dziewczynę. Obróciłam się więc powoli w ich stronę. Moje oczy od razu spotkały się z oczami Verdasa. 
- Hej - szepnęłam ledwo słyszalnie i delikatnie się uśmiechnęłam. Potem odwróciłam się na pięcie i ruszyłam jednak w kierunku łazienki. Musiałam się ogarnąć. 
Kiedy tam byłam, spojrzałam na siebie w lustro. Moje oczy były smutne, bez tych iskierek radości. Na twarzy nie było nawet odrobiny uśmiechu. Pod oczami malowały się ciemne sińce, które nieudolnie próbowałam zakryć kosmetykami. Wystające obojczyki i kości policzkowe, blada skóra. Co się ze mną działo?!
Nie mogąc znieść widoku w lustrze, wyszłam z toalety. 
Po chwili siedziałam już na moim dawnym miejscu. Co chwila spoglądałam na drzwi lub wolne miejsce obok mnie. Potem jednak skarciłam się w myślach. Nie mogłam przecież od niego niczego oczekiwać. Zranił mnie.
Kiedy już przestałam myśleć o Leonie i zaczęłam rysować na końcu zeszytu, do sali weszła Rose. Za rękę trzymała Verdasa. Na moment spojrzałam mu w oczy. To był mój błąd, bo on też na mnie patrzył. W jego oczach zobaczyłam zdziwienie, ale i zakłopotanie...
Oczywiście Leon nie usiadł obok mnie. Te miejsce zostało puste. Co jakiś czas spoglądałam w ich stronę. Co chwilę czułam też wzrok chłopaka na sobie. 
Kiedy usłyszałam zbawczy dzwonek, czym prędzej wyszłam z sali. Zaraz potem dołączyły do mnie moje przyjaciółki. 

Podczas przerwy na lunch, postanowiłam wypytać Ludmi o Leona.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że Rose i Verdas są razem? - spytałam. Dziewczyna spojrzała na mnie oczami pełnymi wstydu i żalu.
- Przepraszam - zaczęła - Ale nie chciałam cie martwić. 
- Nie wiem co jest lepsze. Dowiedzenie się od ciebie, przez telefon, czy zobaczenie ich razem - przyznałam.
- Przepraszam - szepnęła blondynka, po czym chwyciła mnie za dłoń - Zależy ci na nim, prawda?
- Oczywiście, że tak. Ale tak jak ja, ma prawo być szczęśliwy u boku innej osoby. 
- Czyli jesteś szczęśliwa z Alexem, tak?
- Tak - burknęłam i wstałam z miejsca. 
Szłam korytarzem, patrząc na ziemie. Miałam ochotę wyjść z tej szkoły. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Kiedy przeniosłam wzrok przed siebie, zauważyłam, że w moim kierunku idzie Leon, Mike i ich paczka. 
- Jeszcze tego brakowało - szepnęłam sama do siebie. Szłam jednak dalej, nie zwracając na nich uwagi. 
- Piękna Violetta Castillo powróciła - zaczął Mike, szczerze się uśmiechając. Kiedy cała grupa była już obok mnie, próbowałam nie patrzeć na Verdasa. 
- Tak, wróciłam - odpowiedziałam i delikatnie uniosłam kąciki moich ust. 
- Wiesz, tęskniłem za tobą maleńka - ciągnął, a ja przewróciłam teatralnie oczami.
- Nie wątpię - rzuciłam ze sztucznym uśmiechem - Przepraszam, ale muszę iść.
Na moje nieszczęście obok Mike'a stał Leon. Prześlizgnęłam się miedzy nimi, ocierając swoim ciałem o umięśnione ciało Verdasa. Kiedy ich minęłam, przyspieszyłam kroku.

Lekcje mijały w miarę spokojnie. Postanowiłam nie zwracać uwagi na zakochaną parę. Szczerze mówiąc, nie mogłam się doczekać końca lekcji.
Kiedy już to nastało, czym prędzej wyszłam ze szkoły. Stęskniłam się za Alexem. 
Gdy wyszłam przed budynek, nie zauważyłam auta mojego chłopaka. Stanęłam więc przy poręczy i lekko się o nią oparłam. 
- Vilu - usłyszałam ten głos. Głos, za którym tak tęskniłam, który uspakajał mnie, pieścił. Na moment przymknęłam powieki. Wzięłam głęboki wdech i z głową uniesioną do góry delikatnie się obróciłam. 
- Hej - odpowiedziałam krótko. Patrzyliśmy sobie w oczy, tak jak kiedyś. Coś, jakaś ogromna siła pchała mnie w jego kierunku. Próbowałam się opanować, być twarda i nie poddać się pokusie. W końcu przecież oboje byliśmy w związkach. 
Jednak ta siła była silniejsza. Momentalnie zrobiłam krok w jego stronę i rzuciłam mu się w ramiona. Ku mojemu zdziwieniu, szatyn mocno mnie objął i zaczął gładzić po plecach. Jeszcze mocniej wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Zaciągnęłam się jego cudownym zapachem. Przytuliłam go ten jeden jedyny raz. Ale nie tak jak się przytula ciocię na imieninach, podczas składania życzeń, Ja zakochałam się w tym uścisku. 
- Nie wiedziałem, że wróciłaś - przyznał, szepcząc mi w ucho. 
Po chwili otrząsnęłam się i oderwałam się od niego. 
- Wiedziała tylko Fran i Ludmiła - powiedziałam. 
- Cieszę się, że już jesteś - ciągnął, wciąż patrząc mi w oczy. Moje wargi przygryzłam, tworząc cienką linię. Pokiwałam twierdząco głową. 
- Nie wiedziałam, że jesteś z Rose - zaczęłam, nim zdążyłam ugryźć się w język - Ale cieszę się, że jesteś szczęśliwy - dodałam szybko. 
- Vilu - zaczął.
- Nie ważne - powstrzymałam go i lekko się uśmiechnęłam.
- Podwieźć cie? 
- Nie, dziękuję. Czekam na kogoś - powiedziałam.
Przez pewien czas przyglądaliśmy się sobie nic nie mówiąc. 
- Violetto, przepraszam, że musiałaś tyle czekać - usłyszałam głos Alexa za plecami. 
- Nic się nie stało - zaczęłam, odwracając się twarzą do mojego chłopaka. 
- Alex? - spytał Leon, głosem pełnym zdziwienia. 
- Leon? - powiedział Alex, który trzymał mnie w talii. 
- Znacie się? - spytałam zakłopotana. Głośno przełknęłam ślinę, z nadzieją, że to tylko pomyłka.
- Violetta, to mój brat - odpowiedział Leon, a ja wytrzeszczyłam oczy. 
Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Wówczas wszystko stało się jasne. Te ich podobieństwo, dołeczki, zielone oczy...Idiotka!
Stałam i wpatrywałam się w nich jak głupia. No bo co ja miałam powiedzieć?
- A wy skąd się znacie? - dopytywał Leon. Serce zaczęło mi szybciej bić. 
- O, tutaj jesteś - nagle podeszła Rose i wtuliła się w tors szatyna. 
Wtedy nie wiedziałam, czy odpuścić sobie, czy mu dopiec. Jednak gdy spojrzałam na Rose... 
- Ja i Alex jesteśmy razem - powiedziałam pewnie. W oczach Leona pojawiły się ogniki złości.
- Chodźmy Vilu - powiedział starszy Verdas, łapiąc mnie za rękę.
- Cześć - rzuciłam od niechcenia i ruszyłam w kierunku samochodu ukochanego.
Całą drogę milczałam. Wszystko analizowałam i próbowałam złożyć do kupy. 
- Skąd znasz Leona? - z transu wyrwał mnie głos chłopaka.
- Chodzę z nim do jednej klasy - odpowiedziałam szybko. 

Wieczór spędziłam z Alexem. On umiał mnie pocieszyć, nie znając powodu mojego smutku. Kiedy jednak wyszedł, wszystko wróciło. 
Nagle po domu rozległ się głos dzwonka do drzwi. Rodzice byli jeszcze w pracy, Fede u Ludmi, a Olga krzątała się po domu. Zeszłam więc od niechcenia na dół, by otworzyć drzwi. 
Moim oczom ukazał się szatyn.
- Leon - szepnęłam.
- Mogę wejść? - spytał. Po krótkim zastanowieniu, zgodziłam się i zaprowadziłam go do swojego pokoju. 
- Po co przyszedłeś? - zapytałam, kiedy usiadł na moim łóżku. Po chwili spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi oczami. Miałam ochotę się na niego rzucić. 
- Cieszę się, że jesteś z nim szczęśliwa - zaczął.
- Dzięki, ja też się cieszę, że znalazłeś sobie kogoś - mówiłam, nie patrząc mu w oczy. 
- Vilu, wiem, że jest już za późno na wyjaśnienia. 
- Stanowczo - zaczęłam się denerwować. 
- Ale chce ci wszystko powiedzieć. Wiem, że to już niczego nie zmieni. Jednak nie chcę, żebyś miała takie zdanie o mnie - patrzyłam na niego z zaciekawieniem.
- Masz 5 minut - rzuciłam, a on wstał z miejsca i podszedł do mnie.
- Nie zdradziłem cie - zaczął, a ja prychnęłam - Zerwałem z tobą i powiedziałem, że cie zdradziłem, ponieważ zrobiłem to dla twojego dobra.
- Co ty pieprzysz?! - krzyknęłam. Miałam już dość wrażeń na dziś.
- Violetta, zrobiłem to, bo inaczej oblałabyś ten cholerny egzamin - wyznał patrząc mi głęboko  w oczy.
- Mogłeś mi powiedzieć! - mój głos drżał.
- Kiedy chciałem już to zrobić, przyszłaś wieczorem i dałaś mi ten list... I już było za późno - zakończył.
Patrzyłam na niego nie dowierzając w to, co przed chwilą powiedział. Oczy mi się zaszkliły. 
- Czyli nie zdradziłeś mnie? 
- Nigdy - powiedział stanowczo - Nie mógłbym cie tak skrzywdzić. Ale kiedy wyjechałaś, nie miałem już nic do stracenia. Powiedziałem wszystko dyrektorowi, a później to już wszystko wiesz.
- Nie wiem, co mam powiedzieć - mruczę pod nosem - Jak mogłeś posunąć się do czegoś takiego?!
- Vilu, uznałem, że tak będzie dobrze. Miałem plan, żeby później do ciebie wrócić, wszystko ci wyjaśnić. Jednak ty uciekłaś.
Z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Nagle chłopak podszedł do mnie i delikatnie starł je wierzchem dłoni. Po ciele przeszedł mnie dreszcz. 
- Już jest za późno - wyszeptałam.
- Wiem - odpowiedział.
Spojrzałam w jego szmaragdowe oczy. Tak bardzo mnie hipnotyzowały i przyciągały. 
W pewnym momencie Leon przybliżył się do mnie, tak, że nasze ciała stykały się w każdym możliwym miejscu. Później nasze twarze zaczęły się niebezpiecznie zbliżać. Na moment przymknęłam oczy. Zaraz potem poczułam jego rozgrzane wargi na swoich. Na początku całowaliśmy się delikatnie. Następnie nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Ujęłam twarz Verdasa w dłonie. On swoje położył na mojej talii, mocniej przyciągając mnie do siebie. Cicho jęknęłam z rozkoszy. To było to, czego potrzebowałam - jego usta. 
Nagle Leon nakierował mnie na ścianę. Po czym poczułam ją za sobą. 
Można powiedzieć, że się wzajemnie pożeraliśmy. Robiliśmy to tak, jakby był to nasz ostatni raz. A może tak było? 
- Leon, idź już - powiedziałam między pocałunkami. Nie wiedząc dlaczego, z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Chłopak nie słuchał mnie jednak. Wciąż mnie namiętnie całował. Były to pocałunki pełne tęsknoty - Idź już! - krzyknęłam. Verdas oderwał się ode mnie i ucałował mnie w czoło. Potem wyszedł, zostawiając mnie samą, całą roztrzęsioną. 
Zjechałam po ścianie w dół. Usiadłam na zimnej podłodze i zaczęłam szlochać. 
- Jestem idiotką - powiedziałam do siebie. 




^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^






Hejooo :D

Witam Was w 38 rozdziale!
Mam nadzieję, że się Wam spodobał.
W sumie, jest całkiem spory :)
Jak widzicie, nie natchnęła mnie wena, by opisywać jakieś zdarzenia z pobytu V w Rzymie.
Violettka wróciła do BA i dowiedziała się okropnej prawdy
ROSE JEST Z LEONEM!
O szok!
*_*

Co się porobiło na tym świecie :P

Czekam na waszą opinię w postaci komentarzy :*
Następny rozdział już za tydzień

Trzymajcie się ciepło
Wasza
Ola ;*


KOMENTUJCIE ---> MOTYWUJCIE

sobota, 5 marca 2016

Rozdział 37 : " To był pierwszy i ostatni raz "



Zapomnieć. To była moja myśl przewodnia. To był mój cel wyjazdu na cztery miesiące. Jedyne co pozostało mi po Leonie to złamane serce i naszyjnik. Tak, to było kompletnie idiotyczne - pozostawienie naszyjnika. Przypominał mi o tak wielkim bólu i żalu. Jednak świadczył on też o tym, że ja naprawdę doświadczyłam miłości, że naprawdę się zakochałam i rozkochałam kogoś w sobie. Wszystko ma swoje zalety i wady.
Chociaż chęć zapomnienia o Verdasie, naszej miłości, tych pięknych chwilach była ogromna, równie wielka była niemożliwość zapomnienia.
No bo jak zapomnieć o Leonie, który dał mi tyle powodów do zapamiętania. On zmienił całe moje życie. Ja zmieniłam jego, a on zmienił mnie.

Do Rzymu przylecieliśmy w poniedziałek, czyli pięć dni temu. Od tego czasu nie zmieniło się zbyt wiele. Wciąż nie mogłam zapomnieć, ani pogodzić się.
Od czasu przyjazdu kilka razy kontaktowałam się z Ludmiłą. Mówiła mi co u niej, co w szkole... Za każdym razem próbowałam omijać temat Verdasa, ale wszystkie drogi prowadziły do niego.
Ludmiła powiedziała mi, że kiedy Leon przeczytał list, następnego dnia w szkole nie dawał jej spokoju. Ciągle błagał ją o to, by powiedziała mu gdzie wyjechałam. Blondynka była jednak twarda i nie pisnęła ani słówka.
Rozmawiałyśmy zawsze wieczorem. Wówczas każda z nas miała czas.
Siedziałam na łóżku w swoim nowym pokoju, kiedy rozległ się głos telefonu. Szybko się zerwałam i odebrałam.
- Halo?
- Hej Vilu - usłyszałam głos Ludmiły.
- Witaj kochana, co u ciebie?
- Na początku powiedz jak ty się trzymasz? Co u ciebie, Fede..
- Wszystko jest dobrze, tylko strasznie za tobą tęsknie. Za tobą, szkołą, Fran i resztą - wymieniałam patrząc przez szybę. Rzym nocą był niesamowicie piękny.
- A w tej "reszcie" znajduje się też Leon? - spytała, a do moich oczu napłynęły łzy.
Nie powiedziałam niczego, bo nie dałam rady. Tak właśnie się działo, kiedy ktoś wspominał o moim byłym.
- Przepraszam cie Vilu, jestem głupia - zaczęła nerwowo Ludmi.
- Spokojnie, nic się nie stało - próbowałam się uspokoić, w jakiś sposób ogarnąć psychicznie i fizycznie - Koniec o mnie, co tam u ciebie?
- No więc, ogólnie to jest dobrze. Ja również za tobą tęsknie - mówiła, a ja odczuwałam niemiłosierną chęć przytulenia blondynki - Nie uwierzysz co się stało.
- Mów nim umrę z ciekawości - rzuciłam i obie się cicho zaśmiałyśmy.
- Więc nasza kochana nauczycielka angielskiego została zwolniona - powiedziała, a ja wytrzeszczyłam oczy z niedowierzania.
- Ale dlaczego? - dopytywałam.
- Leon powiedział o wszystkim dyrektorowi - powiedziała, a ja chwyciłam się za głowę.
- O wszystkim, czyli... ?!
- Czyli o tym, że miał z nią romans, o tym, że zmieniła ona twoją ocenę z egzaminu, szantażując was potem... - mówiła, a z moich oczu zaczęły wypływać słone potoki łez.
- Nie wierzę - to jedyne co mogłam powiedzieć.
- Ja też się niesamowicie zdziwiłam.
- Chociaż teraz wszystko jest jasne - dodałam - A co z Leonem? Poniósł jakieś konsekwencje?
- Nie, nic z tych rzeczy - uspokoiła mnie - Nie martw się Vilu. Zadbam o niego.
- Dziękuję - odpowiedziałam i szeroko się uśmiechnęłam.
- Kochana, jestem okropnie zmęczona. Lecę się położyć. Pogadamy jutro, dobrze?
- Oczywiście Ludmi, słodkich snów.

Kiedy skończyłyśmy rozmowę, odłożyłam telefon i przyłożyłam swój rozgrzany policzek do chłodnej tafli szkła. Przymknęłam oczy. Mimowolnie moja dłoń uniosła się do góry i chwyciła wiszący na mojej szyi naszyjnik. Znajdował on się tam cały dzień i całą noc.
Nie wiedziałam dlaczego to zrobił. Jakby już nic go nie obchodziło.. Żadne konsekwencje... Nic.
Bo przecież nie miał już nic do stracenia.
Zawsze byłam przeciwna wyjawieniu prawdy. Ale skoro nie poniósł żadnych konsekwencji, mogłam być mu jedynie wdzięczna. Teraz nikt nie sądzi, że byłam kompletnie zielona z angielskiego. Ta kobieta zapłaciła za swoje.
Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, co powinnam zrobić. W końcu chwyciłam telefon i wybrałam numer Verdasa. Przed naciśnięciem przycisku "zadzwoń" jeszcze chwilę się zastanawiałam. Jednak zrobiłam to.
Po paru sygnałach usłyszałam ten głos, głos tak bardzo przeze mnie uwielbiany.
- Violetta - zaczął tak delikatnie.
- Hej - mój głos się trząsł - Wiem, że miałam nie dzwonić, ale muszę ci podziękować.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że dzwonisz. Vilu, gdzie jesteś? Czy wszystko u ciebie w porządku? - zadawał mi mnóstwo pytań.
- Przestań - przerwałam mu - Podziwiam cie za to, że przyznałeś się do wszystkiego. Dziękuję. Miałeś rację.
- Po prostu nie miałem już sił tego ukrywać, a ona musiała zapłacić za swoje.
- Za swoje, czyli za to, że zmieniła mi ocenę, tak?
- Też - odpowiedział.
- Jak to też? - zaczęłam szukać w myślach odpowiedzi na moje pytanie - Wiesz co, nieważne. To, że do ciebie dzwonie... To był pierwszy i ostatni raz.
Ostatnie słowa wypowiadałam trzęsącym się głosem. Jeden problem na naszej drodze do szczęścia znikł. Pozostało jeszcze wiele.. Ale jest już za późno. Bo przecież on ma już kogoś. Dziewczynę, która okazała się lepsza ode mnie.
Następnie położyłam się na łóżko i z całych sił ścisnęłam przewieszkę wiszącą na naszyjniku. W głowie miałam napis wygrawerowany na nim - " Kocham cie, zawsze i na zawsze".
To był błąd, że do niego zadzwoniłam. Już więcej nie mogłam zrobić czegoś tak głupiego.
Muszę o nim zapomnieć. To nic, że nie chcę. Muszę.


Od przyjazdu tutaj czułam się troszkę gorzej. Szczerze mówiąc, miałam mało sił, byłam blada. Uznałam, że włoskie słońce może mi tylko pomóc.
Tego popołudnia wyszłam na spacer do pobliskiego parku. Musiałam odreagować wszystko, co się do tej pory zdarzyło. Po prostu życie zaczęło mnie przytłaczać, czułam, że zaczynam sobie nie radzić. Straciłam sens istnienia.
Bo tak naprawdę po co żyjemy, żeby potem umrzeć? Do czego są nam te wszystkie problemy, choroby, przykrości, smutki...To wszystko nie miało sensu.
Rozmyślając tak, postanowiłam usiąść na ławce. Uwielbiałam park o tej porze. Słońce powoli chowało się za horyzontem. Otaczała mnie cisza, spokój. Te piękne niebo...
Odetchnęłam parę razy głęboko, przymknęłam oczy i ponownie tego dnia zaczęłam rozmyślać.
Nawet nie zauważyłam, kiedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Chusteczkę? - nagle odezwał się jakiś męski głos. Niezmiernie się przestraszyłam, po czym szybko otworzyłam oczy i złapałam się za serce. Kiedy głośno wypuściłam powietrze, powiedziałam:
- Przestraszyłeś mnie.
- Zauważyłem, przepraszam - odpowiedział chłopak. A może mężczyzna? Z pewnością był ode mnie starszy. Może 2 lub 3 lata różnicy.
Był niesamowicie przystojny. Lecz kiedy przyjrzałam się mu bliżej, zauważyłam, że kogoś mi przypomina. Leona...
Od razu skarciłam się w myślach. To przez to, że ciągle o nim myślałam, widziałam jego twarz wszędzie. Każdy mężczyzna wydawał się być w jakiś stopniu podobny do Verdasa.
Cicho westchnęłam.
- Przepraszam, to nie było zamierzone - ponownie się odezwał. Po chwili nastała paro sekundowa cisza, po czym nagle dodał - Może troszkę było...
- Jak to? Nie rozumiem - przyznałam.
- Według mnie, nie można przejść obojętnie obok osoby, która płacze, zwłaszcza dziecka lub kobiety.
- Więc dlaczego mnie wystraszyłeś?
- Wypadek przy pracy - rzucił i obdarował mnie niesamowitym uśmiechem. Ciekawe było to, że w jego policzkach pojawiły się słodkie dołeczki. Takie same, jakie pojawiały się u Leona...
- A więc twoim hobby jest zaczepianie ludzi na ulicy? Bardzo ciekawe...
- Nie, ja ..
- Dobrze, nie męcz się już. Rozumiem, przecież żartowałam - oboje się do siebie uśmiechnęliśmy. To był mój pierwszy szczery uśmiech od ponad tygodnia.
- Masz piękny uśmiech i cudowne oczy, jakby hipnotyzowały - czułam, że się rumienię. To było bardzo miłe.
- Dziękuję - szepnęłam nieśmiało.
- Jak masz na imię? - spytał się, po czym usiadł obok mnie.
- Violetta, a ty?
- Jestem Alex, miło mi cie poznać Violetto.
Alex. To imię coś mi mówiło, jednak jeszcze wtedy nie wiedziałam co.
- Może masz ochotę na jakieś lody czy coś?
- W sumie, mogłabym się przejść - przyznałam.
- No to chodźmy.

Szliśmy parę chwil, cały czas milcząc. Wydawał się być bardzo przyjazną osobą.
Kiedy zamówiliśmy już lody dalej spacerowaliśmy po starych ulicach Rzymu.
- Mieszkasz tu? - spytał.
- Tymczasowo. Przyjechałam tu na kilka miesięcy razem z rodziną. A ty? - po moim pytaniu chłopak cicho westchnął.
- No więc, tak naprawdę pochodzę z Buenos Aires. Wyjechałem, kiedy byłem młody i głupi. Potem poznałem tu pewną dziewczynę i uznałem, że jest to miłość mojego życia. Po roku byliśmy już małżeństwem. Potem dzieci.. Wszystko działo się zbyt szybko, bo tak naprawdę sami byliśmy dziećmi. Pół roku temu rozwiodłem się z moją żoną. Nie byliśmy sobie pisani..
- Bardzo mi przykro - powiedziałam.

Rozmawialiśmy jeszcze godzinę. Potem Alex odprowadził mnie do domu. Pożegnaliśmy się delikatnym całusem w policzek.
Dzięki niemu chociaż na moment zapomniałam o Verdasie...



_________________________________________________________________________________








Hejka :)

Oto rozdział 37!
Vilu w Rzymie! 
<33

Mam ogromną nadzieję, że rozdział się Wam spodobał.
Jak widzicie, pojawiła się nowa postać - Alex...
Ale czy aby na pewno nigdy przedtem Vilu o nim nie słyszała?

Hmn..
Pożyjemy, zobaczymy :)

KOMENTUJCIE ---> MOTYWUJCIE 

Następny rozdział już za tydzień :) 

Jak tam u Was? Czy wy też potrzebujecie wiosny ?
Ja tak.. 
Jak już raz poczułam, to teraz sobie leżę tydzień z gorączką :D

Genialnie, nieprawdaż ?

No więc całuję Was mocno Kochani

Dajcie znać, jak Wam się podoba
Do następnego :*

Wasza Ola ;)