Strony

sobota, 14 listopada 2020

.11.




 - Ja też tak myślałam - mówię szczerze, po długiej, ale przyjemnej ciszy.

Wiem, że jeśli zaraz tego nie przerwę, może stać się coś, czego potem bym sobie nie wybaczyła. Dlatego po raz kolejny biorę głęboki wdech, tym samym pochłaniając tytoniowy zapach mężczyzny i podnoszę rękę. Przykładam palce do nagiego brzucha Leona i zaczynam go lekko odpychać. Okazuje się to być cięższe niż myślałam, bo nawet się nie porusza. Wkładam więc w tą czynność więcej siły i odpycham go od siebie, cały czas patrząc mu w oczy. Kiedy ostatecznie przestaje się zapierać, odsuwam go od siebie i mam na tyle miejsca, aby wydostać się z ucisku. Odchodzę parę kroków w kierunku drzwi, plecami do niego, nogi mam jak z waty. Po chwili zatrzymuję się i mówię przez ramię:

- Dobranoc.

Mężczyzna nie odpowiada, więc sprawnie udaję się do środka, następnie podążam na schody, by jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju, tuż obok Noah.


Ku mojemu zdziwieniu, mimo pełni nie mam problemu ze snem. Emocje towarzyszące mi wieczorem były na tyle męczące, abym zasypiam jak małe dziecko. Budzę się wtulona w pierś Noah. Następnie idziemy na śniadanie przygotowane przez naszą gosposię. Czuję dużą ulgę nie widząc przy stole Leona. Wydarzenia, które miały miejsce w nocy sprawiają, że mam w głowie mętlik. Jeszcze nie opowiedziałam przyjacielowi, czego wczoraj doświadczyłam, ale z pewnością zrobię  to w drodze do mojego domu. 

Śniadanie mija bardzo szybko i do apartamentowca docieram chwilę po 10.00. Noah postanawia wrócić do siebie i czekać na mnie o 11.00 na dole mojego budynku. 

Pospiesznie biorę prysznic i nakładam makijaż. Zakładam cygaretki i białą koszulę, a na nią luźną marynarkę. W między czasie rozmyślam na temat minionych wydarzeń.

Czego ode mnie chce? 

Czy to wszystko jest zaplanowane i czeka, aż podwinie mi się noga? 

Dlaczego nie mogłam mu się sprzeciwić?

Dlaczego chciałam go pocałować? 

Dlaczego jego bliskość działała na mnie w ten sposób? 

Nie umiem odpowiedzieć na te pytania. Wiem jednak, że wczoraj między nami powstało coś, czego nie umiem zapomnieć, czego nie chcę zapomnieć. Jego oczy nie były ciemne i ponure jak zawsze. Miały w sobie coś ciekawego, coś przyjaznego, co nie daje mi spokoju. Dziwi mnie to, że z taką chęcią uczestniczyłam w tym wszystkim. Jakbym zapomniała o wszystkich słowach, którymi mnie obdarzył oraz o krzywdzie, jaką wyrządził mi pewien zwyrodnialec. 

A może robi to wszystko celowo, żeby potem pokazać, jak nieprofesjonalna jestem?

Ale wiedziałam, że gdybym mu pozwoliła, również pocałowałby mnie.. Chyba muszę się wziąć w garść i udawać, że nic się nie wydarzyło. Bo w sumie - nie wydarzyło. To nie powinno mieć dla mnie znaczenia. Nie wiem co się zmieniło, ale zaczynam rozumieć jego dotychczasową niechęć do mnie. Przyszłam jako niedoświadczona osoba i zarządzam wszystkim, na co pracowali z moim ojcem tyle czasu. Z drugiej strony, sposób w jaki mnie traktuje pozostawia wiele do życzenia i nie mam zamiaru słuchać tego każdego dnia. Nie wiem też, czy bliska relacja z nim jest dobra. Leon zaczyna coś podejrzewać, a nie chciałabym żeby dowiedział się o moim sekrecie. Czuję, że w jego oczach nie zobaczyłabym nic innego oprócz pogardy. Z pewnością zrzuciłby winę na mnie, że sama się o to prosiłam. Ale fakt, że ocenia mnie przez pryzmat mojego wieku i braku doświadczenia również nie jest pocieszający. Powinien najpierw mnie chociaż trochę poznać, a potem wyciągać wnioski. 

Czuję, że z każdą myślą jest mi coraz gorzej. Nie wiem na czym stoję, co czuję i myślę. Jedynym racjonalnym wyjściem jest udawanie, że wczorajsza sytuacja nie miała miejsca. Ale czy będę umiała patrzeć na niego nie mając przed oczami chwili, kiedy staliśmy przyciśnięci do ściany? 

Moje rozmyślania przerywa telefon od Noah. Zakładam szpilki i wychodzę z domu. 

Do swojego biura wchodzę pełna obaw. Siadam w wygodnym fotelu i rozkładam dokumenty, które zabrałam z domu. 

- Jemy dziś razem lunch? - Do pomieszczenia wchodzi uśmiechnięty Noah. 

- Skąd ty masz tyle pozytywnej energii? - pytam wpatrzona w jego uśmiech. 

- Szkoda czasu na smutek - rzuca i rozkłada się wygonie na mojej skórzanej kanapie przed biurkiem. Robi to każdego dnia.

- No więc tak, oczywiście że razem zjemy lunch. Słyszałam o nowej knajpie kilka ulic dalej, musimy spróbować.

- No więc jeśli jesteśmy umówieni - bierze do ręki notatnik - zacznijmy rozmawiać o mniej przyjemnych rzeczach - zgrabnie przerzuca kartki.

- Muszę ci coś powiedzieć - zaczynam, bo wiem, że dłużej nie mogę tego trzymać w sobie.

- Szybko - piszczy wesoło i odkłada notatnik na kanapę. 

Opowiadam mu z każdym detalem historię z wczoraj. W pierwszej chwili jest bardzo zaskoczony i podekscytowany, z czasem jednak emocje opadają.

- Chociaż, obawiam się, że może być tu jakiś haczyk - mówi bardziej do siebie niż do mnie. 

- To znaczy? 

- Może on robi to specjalnie? Chce cię uwieść a potem udowodnić, że jesteś łatwa i dałaś się wciągnąć w grę - tłumaczy patrząc na świat za oknem.

- Myślałam o tym - przyznaję - Ale coś w środku mówi mi, że on nie jest takim człowiekiem.

- Kochanie, nie znasz go - zwraca się do mnie - Ja też nie za bardzo, więc nie warto ufać przeczuciom. Trzeba uważać.

I nagle rozbrzmiewa pukanie do drzwi. Pozwalam na wejście i widzę stojącego w drzwiach Leona. Mimowolnie serce przyspiesza swoją pracę.

- Wrócę za 10 minut - mówi Noah, zabiera swój notatnik i wychodzi. Mijając Verdasa dość wymownie mu się przygląda, a ja mam ochotę go zabić.

Mężczyzna zamyka za sobą drzwi i idzie w moim kierunku, na twarzy nie widać żadnej emocji, co sprawia, że znów zaczynam się bać. 

- Coś się stało? - pytam, by przerwać okrutną ciszę. Patrzę mu w oczy, kiedy zatrzymuje się kilka centymetrów przed moim biurkiem. 

- Mamy nowego klienta.

- Kogo? 

- Pan Forkas był tak bardzo zadowolony z twojego pomysłu, że polecił nas swojemu przyjacielowi - opowiada nie spuszczając mnie z oczu. 

- Naprawdę? - nie mogę uwierzyć - To świetne wiadomości! - uśmiecham się szeroko, czuję dużą radość i satysfakcję ze swojej pracy. 

- W związku z tym, za tydzień jedziemy do Rzymu - wzdycha ciężko i rozgląda się po pomieszczeniu. 

Przerywa nam dźwięk mojego telefonu, którego szukam. Ostatecznie szybko wstaję i podchodzę do wieszaka stojącego przy drzwiach, na którym wisi moja  marynarka.

- Słucham? - przykładam do ucha telefon - Cześć mamo.

- Violu zapomniałaś wziąć swojej ładowarki od telefonu - tłumaczy zmartwiona.

- Naprawdę? - mówię głośniej z niedowierzaniem i podchodzę do panoramicznego okna - Kurczę, to nic. W takim razi zajadę dziś po nią po pracy - Czuję wzrok Verdasa na sobie, ale boję się odwrócić.

- To jeszcze lepiej, może zostaniesz na kolacje? 

- Tylko jeśli pani Black przygotuje na kolacje tosty - mówię żartobliwie i uśmiecham się do siebie. Potem, chcąc sprawdzić wspólnika gwałtownie obracam się do niego i widzę, że  bezwstydnie na mnie patrzy.

- Już idę jej przekazać! - śmieje się - Do zobaczenia.

- Cześć mamo - kończę w wzrokiem wbitym w Verdasa. 

Podchodzę więc do biurka i siadam na skórzanym krześle. Mężczyzna stale mnie obserwuje, co sprawia, że nie mogę skupić swoich myśli. 

- To wszystko, czy jest coś jeszcze? - mówię niepewnie. Wiem, że nieoficjalnie wypraszam go z pomieszczenia, ale nie mogę znieść widoku wpatrującego się we mnie w ciszy Verdasa.

- To wszystko - podnosi się i idzie w kierunku drzwi - Pamiętaj o zebraniu o 14.30 - mówi kiedy przekracza próg drzwi. 

Chwilę później pojawia się Noah, gotowy na plotki. Rozsiada się na kanapie, w ręku trzyma kubek z herbata. 

- No i jak tam? - mruczy ponętnie, trzepocząc rzęsami na co przewracam oczami.


Gdy na zegarku widzę godzinę 13.00 podnoszę się z miejsca, zabieram skórzaną kurtkę i wychodzę szukać Noah. Zaplanowaliśmy przecież wspólny lunch. Niestety, nie mogę go znaleźć. Szukam w każdym możliwym miejscu. W jego mini biurze, w którym zazwyczaj nie przebywa, bo jest u mnie. Zachodzę też do firmowej kuchni, bo prawdopodobieństwo, że go tu znajdę jest duże. Ku mojemu zdziwieniu, tam też go nie ma. Zaglądam do biur innych pracowników, z nadzieją, że może zapuścił się u kogoś na dawkę plotek. Pukam też do Verdasa, ale nie ma go w swoim biurze. 

Zrezygnowana przechadzam się po korytarzu, który nagle stał się pusty. Słysząc dźwięk dochodzący z jego końca szybko się obracam i ruszam w tym kierunku. Jednak zatrzymuję się i z impetem wpadam na kogoś. Słychać tylko trzask tłukącej się porcelany i krzyk kobiety. Nagle czuję, że coś pali mnie w brzuch. 

- O Boże - słyszę głos Mii, mojej sekretarki - Tak bardzo przepraszam, wpadła pani na mnie tak nagle. 

Zerkam w dół i widzę, że moja koszula ubrudzona jest jakimś płynem. Po zapachu mogę stwierdzić, że jest to kawa. Palcami unoszę gorący materiał by nie dotykał mojej skóry. 

- To nic, wszystko jest w porządku - zaczynam uspokajać rozhisteryzowaną dziewczynę - I mów mi po imieniu.

- Co tu się dzieję? - słyszę oschły głos Leona. 

- Jeszcze Ciebie tu brakowało - mówię do siebie.

- Panie Verdas, przypadkowo wpadłyśmy na siebie i wylałam kawę - Mii drży głos, więc patrzę na nią pokrzepiająco. 

Mimo rozlanej kawy, dociera do mnie zapach papierosów. To tam byłeś...

- Odsuń się i zawołaj panią sprzątającą - warczy do  dziewczyny, a ja się prostuję bo jego głos jest jak skała. 

Podchodzi do mnie i patrzy na moją ubrudzoną, już nie biała koszulę. Wzdycha ciężko i zgrabnym ruchem wyciąga z kieszonki marynarki białą chusteczkę. Zbliża się do mnie i zaczyna wycierać plamę. Zgrabne, długie palce przemieszczają się po moim ciele, a ja zaczynam czuć dyskomfort. Patrzę na to, co się dzieje z wytrzeszczonymi oczami. Co on właśnie robi?

- Przestań - łapie go za ręce, które sprawnie odsączają kawę z tkaniny. On jednak nie odpuszcza i wyrywa je. 

- Co za nieuważność - mruczy pod nosem. 

- Leon - mówię głośno - Dziękuję ale zostaw to. 

Mężczyzna się prostuje i patrzy na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nagle kątem oka widzę zbliżającego się Noah.

- Co tu się stało? - pyta, kiedy jest obok mnie. 

- Gdzieś ty był? Szukam ciebie wszędzie - rzucam i patrzę na niego wrogo - Mia wylała na mnie kawę.

- Nic ci nie jest? - to pytanie zadaje Leon, aż nie mogę w to uwierzyć.

- Jest ok, poza brudnym ubraniem nic mi nie jest.

- Byłem na dole po przesyłkę - tłumaczy się Noah.

- Idziemy? - wzdycham ciężko, mam już dość tej sytuacji i Leona, który zdecydował się być milczącym obserwatorem całej sytuacji. 

- Tak, chodźmy.

Zachodzę do swojego biura po obszerną marynarkę, która całkiem dobrze zakrywa mokrą plamę. Czekając na windę odwracam się na chwilę i widzę wspólnika stojącego we framudze drzwi do archiwum. Oparty przygląda się mi i Noah. Wzrok ma nieobecny, jakby coś go dręczyło. Nasz wzrok na sekundę się spotyka, wyczuwam pewnego rodzaju przyciąganie. Chciałabym patrzeć mu w oczy przez znacznie dłuższy czas niż jest mi dane. 


- Co to było? - pyta rozbawiony Noah. 

Siedzimy w nowej knajpie i zajadamy przepyszne danie z makaronu. Tego właśnie było mi trzeba. Pomieszczenie jest urządzone w stylu retro, na ścianach wiszą wiekowe grafiki, a na suficie rozwieszone są stare lampki w formie żarówek. W tle gra muzyka z lat 80. Wszystko tworzy niesamowitą scenerię, można się poczuć jak starym filmie. 

- Sama nie wiem - przyznaję patrząc w szklankę soku pomarańczowego.

- On normalnie rzucił się z pomocą! - zdecydowanie słychać ekscytację.

- I to właśnie mnie martwi. Zareagował bardzo nerwowo, nie wiem dlaczego.

- Może podobasz mu się - porusza znacząco brwiami, na co ja przewracam oczami. 

- Nie gadaj głupot, zdecydowanie nie - głęboko oddycham - Po prostu szybko się denerwuje, biorąc tez pod uwagę brak profesjonalizmu - kończę prześmiewczo.

- To pewnie też, ale coś mi tu śmierdzi - mówi i patrzy przez okno na ulicę. 


Do biura wracam po 14.15 i w pośpiechu przygotowuję dokumenty na zebranie wszystkich pracowników. Kiedy wszystko jest gotowe biorę łyk zimnej kawy i wychodzę. W sali konferencyjnej znajdującej się na szarym końcu naszej firmy jestem przed czasem, wszystkie miejsca są jeszcze wolne, więc siadam na jednym z brzegu. To moje pierwsze zebranie z pracownikami, denerwuję się. 

- Wiesz, że jako właściciel firmy powinnaś usiąść w bardziej widocznym miejscu - słyszę przy uchu głos Leona i moje ciało ogarnia dreszcz. 

Głośno odchrząkuję. Mężczyzna stale nachyla się nad moim uchem sprawiając, że czuję się co najmniej niekomfortowo. Jednak z drugiej strony, ta bliskość nie jest już aż tak paraliżująca jak kiedyś. Coś się we mnie zmieniło.

- Szybki papieros przed praca - mówię kąśliwie na co cicho prycha. Zapach tytoniu uderzył we mnie z momentem, gdy otworzył usta. 

- Muszę jakoś uspokoić nerwy przed twoim pierwszym wystąpieniem - wciąż mówi do mojego ucha, więc w ramach ostrzegania chrząkam kolejny raz. Tym razem działa i czuję jak się odsuwa. 

Podnoszę się z miejsca i biorąc swoje dokumenty przenoszę się na krzesło na samym końcu długiego stołu, mając widok na każde inne miejsce.  Ku mojemu zdziwieniu krzesło obok mnie, po prawej stronie zajmuje Verdas. Dzieli nas tylko kant stołu. Oboje zajmujemy swoje miejsca, układamy dokumenty na szklanym blacie. Omyłkowo, zakładając nogę na nogę uderzam w kończynę Leona na co tylko ciężko wzdycha. Jakby przewidział, że siedzenie obok mnie może się z tymi wiązać.

- Przepraszam, nie chciałam - mówię cicho, bo pracownicy zajmują miejsca. 

On tylko na mnie zerka i lekko się uśmiecha, jakbym go rozbawiła swoim zachowaniem. Pozostawiam to bez komentarza i zwracam się do pozostałych osób.

- Czy wszyscy już są? 

- Tak - odpowiada jeden z pracowników.

- To zacznijmy - mówię i szukam w papierach dokumentu, który chcę omówić.


Spotkanie przebiega sprawnie i bezproblemowo. Poruszam ważne dla firmy kwestie organizacyjne, które przyjmowane są z entuzjazmem. Kilka razy przypadkowo trącam nogę Leona, który nawet tego nie komentuje, a jedynie obdarza mnie to rozśmieszonym, to chłodnym spojrzeniem. 


Gdy wychodzę z pracy podchodzi do mnie Noah i proponuje wspólny powrót.

- Żebym nie zapomniał - mówi - Jutro mam urodziny.

- O jeju, dobrze, że mi mówisz - mówię radośnie, bo zdążę jeszcze kupić prezent. 

- Urządzam imprezę - na jego twarzy maluje się szeroki uśmiech - W moim mieszkaniu, jutro o 21.00

- Mam się czuć zaproszona? - pytam podśmiechując. 

- Jeden z gości nie może przyjść, więc wskakujesz z listy rezerwowej - puszcza do mnie oko. 

- Oj, w takim razie chyba jednak coś mi wypadnie - tłumaczę się i udaję smutną.

- Nie żartuj sobie, kochanie - śmieje się - Obecność jest obowiązkowa. 

- A więc będę.


Następny dzień mija bardzo szybko. Leona mijam jedynie jednorazowo na korytarzu, ale i tak jest pochłonięty rozmową telefoniczną. Noah również chodzi całkowicie zajęty ciągłymi telefonami i smsami. W końcu dziś impreza. Po pracy idę do centrum handlowego, gdzie chcę kupić prezent. Nie mam zbyt wiele czasu, więc czuję lekki stres, że nie znajdę nic wartego uwagi. Ostatecznie wychodzę z dużą szklaną ramą na zdjęcia i jej tajną zawartością. 

W domu biorę gorący prysznic, nakładam na twarz maseczkę i zakładam biały, ciepły szlafrok. W ramach rozluźnienia nalewam też sobie lampkę szampana i gołymi stopami przechadzam się po salonie i kuchni. Biorę kupiony w sklepie papierniczym ozdobny papier w jaskrawe wzory i równie barwną wstążkę z zamiarem zapakowania mojego prezentu. Te kolory, choć kiczowate i kompletnie nie w moim guście, zdecydowanie pasują do cudownej osobowości Noah. 

W garderobie spędzam najwięcej czasu. Od zawsze mam problem z wyborem kreacji na imprezy. Często, kiedy byłam mała i mieszkałam z rodzicami, mama przychodziła do mnie dzień wcześniej, żebyśmy spokojnie mogły wybrać sukienkę. Wiedziała, że wiąże się to z moimi kaprysami, tupaniem nogą w podłogę a nawet łzami. 

Po długich namysłach zakładam czarną, welurową sukienkę. Jeden rękaw jest długi, drugiego natomiast nie ma, przez co sukienka jest asymetryczna i ciekawa. Ku mojemu niezadowoleniu odkrywa też sporą część ciała, co próbuję załagodzić obciągając ją ciągle w dół. Dobieram czarne sandałki na szpilce oraz niewielką torebkę. Mój makijaż jest prosty, lecz z pazurem w postaci krwistoczerwonej pomadki na ustach. Umyte niedawno włosy postanawiam związać w wysokiego kucyka. Biorę prezent i po raz ostatni zerkam na siebie w lustrze znajdującym się przy drzwiach wyjściowych. 


Do drzwi mieszkania Noah pukam 15 minut później, trzymając kurczowo prezent praktycznie większy ode mnie. Otwiera mi oczywiście gospodarz imprezy z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Violuuuuuuu - tak, wypił już trochę. 

- Noah, życzę Ci wszystkie co piękne i dobre - składam mu życzenia w przedpokoju, gdzie jest trochę ciszej - Zawsze bądź tym pięknym i barwnym kwiatem, którym jesteś teraz.

- Dziękuję ci kochanie - bierze ode mnie prezent i czule przytula - Ale co to jest? 

- Otwórz - radzę.

- Wciąż nie wiem co to - mówi po wyjęciu ramy z papieru.

- To jest plakat z gwiazdozbiorem, który był na niebie w momencie naszego poznania - informuję go.

- Słucham?! To jest genialne! - piszczy radośnie, a ja cieszę się, że prezent przypadł mu do gustu - Jeszcze raz dziękuję i zapraszam do zabawy. 

Idę za Noah w głąb przestronnego mieszkania. Widzę kilka osób z firmy i ludzi, których kompletnie nie znam. Mężczyzna przedstawia mnie niektórym z nich, radośnie oznajmując, że przyjaźni się ze swoją szefową. Za każdym razem przewracam wymownie oczami, ale on nic sobie z tego nie robi, a nawet go to bawi.

Mieszkanie mojego asystenta jest pokaźnych rozmiarów, jest tu oczywiście kolorowo, ale z klasą. Przestronny salon, który w tym momencie wypełniony jest głośną muzyką i około 30 osobami, połączony jest z jasną kuchnią. Aktualnie w mieszkaniu panuje przyjemny dla oczu półmrok, ale w dzień z pewnością jest tu jasno z uwagi na duże okna znajdujące się na całej długości ścian. 

Ostatecznie imprezę spędzam przy wyspie kuchennej z Mią, moją sekretarką, która również została zaproszona. Wygląda obłędnie w krótkiej sukience z  cekinami. Rozmawiamy o różnych rzeczach, głównie o jej dzieciństwie w Paryżu, z którego pochodzi. 

Moje słuchanie i rozglądanie się po mieszkaniu przerywa coś co zaskakuje mnie do granic możliwości.

- Co robi tutaj Leon? - pytam Mii, wiedząc, że nie zna odpowiedzi.

- Nie wiem, też się zdziwiłam, kiedy go zobaczyłam - podąża wzrokiem za mną i dyskretnie przygląda się Verdasowi - Bardzo rzadko przychodził na tego typu imprezy, które były organizowane.

- Dziwne - mruczę nie spuszczając go z oczu.

- Najwyraźniej coś się zmieniło.

Leon siedzi na kanapie, obok niego równie młody i przystojny mężczyzna. Zawzięcie rozmawiają, trzymając szklanki z whisky w dłoni. Mimo mroku widzę, że mężczyzna jest ubrany w jasne, eleganckie spodnie w kratkę i białą koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami. Włosy w niewielkim nieładzie dodają mu lekkości. 

Nagle obraca głowę w moją stronę i nasze oczy się spotykają. Zdezorientowana nie odwracam wzroku, lecz wciąż wpatruję się w siedzącego kilka metrów ode mnie wspólnika. Jakbym skamieniała. Co mnie dziwi, on też nie przestaje się w mnie wpatrywać. Po chwili unosi swoją szklankę z alkoholem, na znak toastu. Robię to samo z moim kieliszkiem czerwonego wina. Wpatrzeni w siebie przez chwilę utrzymujemy naczynia w górze, by potem wziąć łyk cierpkiego trunku. Walkę na wzrok przerywa głos Mii.

- Przepraszam, pójdę to toalety - obdarzam ją ciepłym uśmiechem i odprowadzam wzrokiem. 

W mgnieniu oka obok mnie stoi Noah, który zdecydowanie powinien przestać pić. 

- I jak się bawisz? - pyta i kładzie rękę na  moim ramieniu. 

- Co tu robi Verdas? - w moim głośnie słychać zdenerwowanie. 

- Zaprosiłem go, jak co roku - tłumaczy - Co roku odmawia, jednak w tym postanowił się pojawić.

- Dziwnie się czuję.

- Przestań, baw się! - podnosi do góry swój drink.

- Oczywiście - śmieję się z tego widoku - Piękne mieszkanie, takie Twoje.

- A dziękuję - rzuca i odchodzi. 

Postanawiam pójść do toalety z nadzieją, że Mia już wyszła. Na moje szczęście pomieszczenie jest puste.

Patrząc w lustro wiszące nad umywalką poprawiam makijaż i włosy. Dawno nie wyglądałam tak wyzywająco, ale za razem ładnie. Z jednej strony dodaje to pewności siebie, z drugiej zaś sprawia, że ciągle się kontroluję. Siebie i innych wokół. 

Po paru minutach wychodzę z toalety. Zmierzając w kierunku Mii czekającej w miejscu, w którym się rozstałyśmy rozbrzmiewa mój telefon. Pospiesznie wyciągam go z torebki i wychodzę na taras.

- Tak tato? - Włączam głośnomówiący, żeby lepiej go słyszeć.

- Przeszkadzam Ci? 

- Nie - z pewnością słychać głośną muzykę w tle - Jestem na urodzinach Noah. 

- Wspaniale, złóż mu życzenia ode mnie.

- Zrobię to - potwierdzam - Coś się stało?

- Nie, chciałem ci tylko powiedzieć, że w poniedziałek jest otwarcie nowej kancelarii twojej bratowej i na pewno byłoby jej miło, gdybyś się pojawiła.

- Kompletnie zapomniałam - wzdycham ciężko - Oczywiście, że będę. Poprzestawiam coś w grafiku i zobaczymy się.

- Cieszę się. Dobrze, więc nie przeszkadzam. Baw się dobrze i uważaj na siebie.

- Dziękuję, dobranoc. 

Zdecydowanie taras jest jedynym miejscem, w którym da się pozbierać myśli. Mieszkanie Noah znajduje się na najwyższym piętrze, więc widok na miasto jest obłędny. 

- Jak się bawisz? - jest i on.

Odwracam się do Leona. Stoi w drzwiach, w ręku trzyma szklankę whisky i uderza w nią palcem wskazującym, w rytm muzyki. 

- Dobrze - rozglądam się i widzę, że jesteśmy sami - Nie wiedziałam, że lubisz takie imprezy.

- Nie przepadam - bierze głęboki wdech - Ale postanowiłem częściej wychodzić ze swojej strefy komfortu.

- Yhym - nie wiem, o czym mam z nim rozmawiać.

- A Ty? Lubisz takie imprezy? 

- Lubiłam - połykam ślinę - Teraz raczej preferuję takie w gronie bliskich znajomych.

- Dlaczego? - przygląda mi się z zaciekawieniem.

- Tak po prostu jest - mam nadzieję, że to zaspokoi jego ciekawość. 

- Wybawiłaś się już? 

- Można tak powiedzieć - mówię i odwracam się plecami do Leona i łapię barierkę. 

- Przez przypadek słyszałem twoją rozmowę - zagaduje, kiedy staje obok mnie. Dzieli nas kilka centymetrów. 

- Przez przypadek? - unoszę brew i delikatnie się uśmiecham.

- Miałem zamiar z tobą porozmawiać, nie podsłuchiwać - tłumaczy, lekko się śmiejąc. 

- A o czym chciałeś rozmawiać? 

- Trzeba mieć o czym rozmawiać, żeby rozmawiać? - wpatruje się w widok miasta.

- Tak mi się wydaje - mruczę, co chwilę zerkając na jego profil.

- Jesteście blisko ze swoim bratem? 

- Hm - dziwię się na jego pytanie - Tak.

- Kilka razy widziałem go w firmie, ale nie bywa w niej za często.

- Ma swoją rodzinę, pracę. Nie ma co się dziwić, że nie ma czasu na odwiedziny - mrużę brwi. 

- Jest od ciebie starszy? - patrzy na mnie, jednak potem znów powraca do panoramy.

- Tak, ma 32 lata. Ma swoją firmę, ale w dużej mierze pomaga też w prowadzeniu kancelarii swojej żony - przerywam - Odpowiadając na twoje kolejne pytanie. 

- Tak, o to właśnie chciałem zapytać - czy ja go rozśmieszyłam? - Czyli dobrze im się układa?

- Tak, raczej tak. Właśnie wprowadzają się do nowego domu - uśmiecham się do niego.

- Dlaczego ty, a nie on? - dziwnie mruży oczy.

- Co masz na myśli?

- Wasz ojciec mógł przekazać firmę twojemu bratu - tłumaczy spokojnie - Jednak wybrał ciebie.

- Racja - wzdycham ciężko - Mój brat widział siebie w innej branży. Nie chciał niczego dostawać. Wolał sam dojść do celu.

- I pewnie rodzice nie byli z tego zadowoleni?

- Oczywiście, że nie - mówię cicho i milknę.

- Poruszyłem delikatny temat?

- Tak, nie chcę o tym rozmawiać.

 Ta rozmowa jest inna niż pozostałe. Jest spokojna, prosta. Leon sięga do kieszeni w spodniach i wyciąga pudełko papierosów, w której ukryta jest zapalniczka. Sprawnie wyciąga jednego z nich i zapala. Następnie patrzy na mnie, jakby sobie przypomniał i gestem proponuje papierosa. Zastanawiam się chwilę i kiwam twierdząco głową. Chwilę później stoimy na skraju sporego tarasu, owiani dymem i chłodnym wiatrem.

- Jeszcze trochę i skończę z nałogiem - śmieję się i o dziwo, on też to robi.

- Bez przesady, to twój drugi papieros od kiedy się znamy!

- Tak się zaczyna.

- Daj spokój - obdarza mnie ciepłym uśmiechem.

- A ty masz rodzeństwo?

- Mam -  zaczyna i o dziwo kończy.

- A więc? - mówię po chwili ciszy.

- Mam dwie siostry, ale nie mam z nimi dobrego kontaktu - odzywa się - Nie chcę o tym rozmawiać - cytuje mnie.

- Jasne - czyli jednak nie ma idealnego życia. 

Ostatni raz zaciągam się, zaczyna mi się to podobać, co jest trochę niepokojące. Ale w tym momencie mnie to nie obchodzi. Leon gasi swojego papierosa zaraz po mnie.

- Szybka jesteś - komentuje z zadziorem w oczach i głosie. Intryguje mnie.

Biorę kieliszek postawiony wcześniej na podłodze i dopijam do końca. 

- Idę po więcej - podnoszę kieliszek i macham mu przed oczami.

- Zajmę się tym - oznajmia i zabiera mi go. 

Sekundę później znika za szklanymi drzwiami. Wdycham świeże powietrze, które o tej porze dnia aż piecze w nozdrzach. 

- Hej - słyszę i obracam się.

- Hej - marszczę brwi, bo nie mam pojęcia kim jest wysoki blondyn.

- Może zatańczymy? - wydaje się być w porządku, ale nie mam ochoty na tańce.

- Wiesz co, nie za bardzo. Wolę postać tutaj - tłumaczę miło. 

- Ok, ale jeśli zmienisz zdanie to jestem w środku - uśmiecha się.

- Raczej nie zmieni - głos Verdasa uderza nas niczym młot.

Mija go w wejściu i podchodzi do mnie. Podaje kieliszek pełen czerwonego wina, sam też dopełnił swoją szklankę. 

- Jak coś, będę pamiętać - krzyczę do chłopaka, który odchodzi.

- Ciągle muszę cię ratować z opałów - wywraca teatralnie oczami i bierze łyk alkoholu.

- Byłeś niemiły - komentuję i też kosztuję trunku.

- Sytuacja tego wymagała.

- Nie, ty zawsze jesteś niemiły - zaznaczam. Czuję, że wino działa na mnie szybciej niż zawsze. Muszę przystopować.

- Teraz też? - obraca się do mnie twarzą i zbliża. 

- Zależy jak zawieje wiatr - patrząc mu w oczy biorę kolejny duży łyk.

Uśmiechamy się do siebie, jakbyśmy jeszcze tydzień temu nie rzucali w siebie piorunami. Obserwując kolor jego tęczówek dopijam wino i oblizuję usta z resztek napoju. Chyba zaczynam przeginać.

- Nie rób tak - mruczy i wpatruje się w moje wargi.

Momentalnie poważnieję i prostuję. Ma racje, zaczynam przesadzać, a to wszystko totalnie nieświadomie. 

- Zobaczę co u Noah - informuję i wchodzę do dusznego mieszkania wypełnionego spoconymi już pewnie ludźmi.


Przyjęcie przebiega szybko. Czuję się stale obserwowana przez Leona, ale staram się ignorować jego ciekawskie spojrzenie. Z mieszkania wychodzimy po 3.00 i muszę stwierdzić, że jestem odrobinę bardziej pijana niż powinnam. 

- Na pewno nie chcesz przenocować? - po raz kolejny pyta Noah. Stoimy już na klatce schodowej.

- Nie, poradzę sobie - uśmiecham się ciepło i udaję, że nie kręci mi się w głowie - Masz pełno ludzi do przenocowania.

- Ale napisz jak będziesz w domu - przytula mnie.

- Dobranoc i dziękuję.


Idę ramię w ramię z Mia wzdłuż jednej z ulic. Tuż za nami jest Leon i 2 inne osoby, które idą w tym samym kierunku. Wszyscy idziemy w ciszy, chyba każdy jest na tyle zmęczony, że nie chce rozmawiać o byle gównie. 

- Tu mieszkam - mówi Mia wskazując na blok, obok którego przechodzimy.

- Poradzisz sobie? - pytam.

- Oczywiście - obdarza nas ciepłym uśmiechem - Dobranoc.

- Dobranoc - odpowiadam. 

Po drodze odłączyły się od nas 2 osoby, których nie znałam. Idę więc teraz ramię w ramię ze swoim wspólnikiem, w ciszy, która jest błogosławieństwem dla mojej pijanej głowy. Ale marsz i zimne powietrze nie sprawia, że trzeźwieję.

- Dobranoc - rzucam, kiedy widzę swój apartamentowiec.

- Nie rozumiem - odwraca się w moją stronę zdziwiony moim pożegnaniem.

- Tam jest mój balkon - wskazuję palcem w górę, gdzie prawdopodobnie mieszkam.

- Zaprowadzę cię - mówi i rusza w kierunku wejścia.

- Nie ma takiej potrzeby - jestem stanowcza, wolę nie wywoływać wilka z lasu. Jestem po paru kieliszkach wina i nie wiem jaka może  być moja reakcja na bliskość Leona. 

- Nalegam! - krzyczy z oddali. Nie mam wyjścia więc gonię go w piekielnie wysokich obcasach. 

Kodem otwieram drzwi do klatki i kiedy już jestem w środku czuję, że szybka przebieżka, która miała miejsce chwilę temu zmieszała wszystko w moim żołądku. Zamykam więc na chwilę oczy, a do moich nozdrzy dobiega zapach mojego towarzysza. Otulona tym aromatem idę w ciszy do windy i czekam aż Verdas do mnie dołączy, co dzieje się bez żadnych komentarzy. 

Podróż windą mija dziwnie szybko. Nie wiem, czy na moment zasnęłam, czy naprawdę zwiększyła swoją szybkość. Zdezorientowana wysiadam i mknę w kierunku drzwi do mojego domu. Bardzo nieudolnie szukam kluczy w małej torebce, co po dłuższej chwili się udaje i przekręcam zamek. Kiedy przypominam sobie o obecności wspólnika, odwracam się w jego stronę i delikatnie przykładam policzek do kojąco chłodnej ściany. 

Otwieram oczy szerzej niż dotychczas i z zaciekawieniem przyglądam się Leonowi. On też patrzy na mnie swoimi zielonymi oczami, w których widzę coś intrygującego, nieodgadnionego. Stoimy tak jakąś chwilę, próbuję się pozbierać, by odpowiednio się z nim pożegnać. Mężczyzna mnie nie pospiesza, milczy i czeka na reakcje z mojej strony. 

Spostrzegam, że stoimy bardzo blisko siebie i ponownie, ta bliskość nie jest dla mnie męcząca. Wręcz przeciwnie - chcę żeby był bliżej. Mrugam szybko, analizując moje odczucia.

- A może wejdziesz na kawę?


 ♥


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz