KOMENTARZ TO MOTYWACJA DO PISANIA
:)
Piątek, jest to dzień najbardziej wyczekiwany przez wszystkich. W przypadku uczniów, od cudownego stanu, którym jest wolność, dzieli tylko pójście do szkoły. Niby tylko tyle, a może aż tyle?
W moim przypadku to aż tyle, ponieważ w szkole spotkam Leona. Jest to chłopak, którego nie mogę rozgryźć, miesza mi w głowie. Tak naprawdę nic o nim nie wiem... Bardzo, ale to bardzo mocno staram się o nim nie myśleć. Niestety, zazwyczaj mi to nie wychodzi. Jak co dzień, wstałam po 7:00, zeszłam na dół.
-Dzień dobry córeczko, jak się czujesz?- zapytał tata.
-Dzień dobry. Już lepiej, dziękuję. -odpowiedziałam siadając przy stole.
-Jakie masz plany na weekend?
-W sumie, to nie mam. Myślałam o tym, ażeby się wyspać...-powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Ojciec się uśmiechnął. Po chwili z kuchni wyszła mama.
-Witaj Vilu. Jak ci się spało?
-Całkiem dobrze.-powiedziałam. Kobieta usiadła na swoim miejscu. Brakowało tylko Federico.
-Federico, synu zejdź proszę na śniadanie. -krzyczał tata.
-Już idę.- usłyszałam cichy głos brata. Nie do końca go słyszałam, bo był w swoim pokoju. Po chwili chłopak znajdował się już na schodach. Zobaczyłam, że ma ze sobą plecak. Spojrzałam na niego pytająco. Było przed ósmą.
-Vilu, dzisiaj pojedziemy wcześniej. Mam próbę z tańca. -oznajmił z uśmiechem.
-A za ile wyjeżdżamy ? - zapytałam.
-Za pół godziny.
-Słucham? Fede! Mogłeś powiedzieć mi wczoraj, wstałabym wcześniej! - krzyknęłam i wstałam od stołu.
-Violetto, gdzie ty idziesz? - zapytał tata
-Idę się przygotować do szkoły. Nie zdążę zjeść śniadania. Przekażcie proszę Oldze, żeby spakowała mi do szkoły coś do jedzenia. - powiedziałam biegnąc po schodach.
Kiedy znalazłam się już w swoim pokoju, weszłam do garderoby. W pośpiechu nic mi nie wychodzi, nie mogę się skupić. Wzięłam głęboki wdech i wydech. - No to lecisz Vilu...- pomyślałam. Szybko wybrałam ubranie. Padło na białe szorty i miętową koszulę. Czym prędzej ruszyłam do łazienki. Tam się odświeżyłam, ubrałam, pomalowałam i uczesałam. Potem prysnęłam się perfumami. Wyszłam z łazienki i założyłam bransoletkę z Pandory. Następnie włożyłam buty, chwyciłam torbę z książkami i wyszłam z sypialni. Na dole czekała na mnie mama z lunch bexem. Wzięłam go i schowałam do torebki. Pożegnałam się z rodziną i wyszłam z domu. Federico czekał już w aucie. Byłam wkurzona, więc głośno zamknęłam drzwi.
-Vilu..- zaczął Federico.
-Jedź już... -odpowiedziałam, jednocześnie zaznaczając, że nie chcę z nim rozmawiać.
Całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Nasze kutnie właśnie tak wyglądały. Tak naprawdę, to obraziłam się o nic. Ale od czasu do czasu można...
Kiedy znaleźliśmy się pod szkołą, szybko wysiadłam z auta. Nie oglądając się za siebie, ani przed siebie szłam w kierunku wejścia. Patrzyłam w telefon, gdyż pisałam wiadomość do Sary. Nagle w coś uderzyłam. Musiałam bardzo szybko iść, bo aż mnie odrzuciło i znalazłam się na ziemi. Chwyciłam się za głowę, którą pewnie uderzyłam się w ziemię, bo mnie bolała. Przymrużyłam oczy. Po chwili poczułam się trochę lepiej, więc otworzyłam je szeroko. Moim oczom ukazał się Leon. Ja siedziałam na ziemi, a on klęczał obok mnie. Z jego twarzy wyczytałam, że jest rozśmieszony, ale też zatroskany.
-Wszystko ok? -spytał. Próbował powstrzymać śmiech, ale słabo mu to wychodziło. Przez to, jego twarz wyglądała komicznie. To nie było śmieszne. W końcu nie wytrzymałam.
-Czy to jest takie śmieszne? - krzyknęłam. Po chwili zaczęłam wstawać z zimnej ziemi. Kiedy stanęłam na równe nogi, zakręciło mi się w głowie. Szybko złapałam się ręki Verdasa.
-Violetto, nic ci nie jest? - dopytywał. - Może zaprowadzę cię do pielęgniarki?
-Zostaw mnie w spokoju!
-Nie mogę. - oznajmił. Spojrzałam na niego pytająco. Ten się tylko szarmancko uśmiechnął. - Trzymasz mnie za rękę. - dopowiedział. Ponownie powstrzymywał śmiech. Powoli wypuściłam powietrze. - Znowu się tak spotykamy. Tylko ostatnio ucierpiał twój telefon, a nie ty. Wiesz, musisz być ostrożniejsza. A przede wszystkim patrzeć pod nogi. Już raz ci to mówiłem. - oznajmił z rozbawieniem. Wywróciłam oczami i puściłam jego rękę.
-Dziękuję za radę, na pewno ją wprowadzę w życie. - powiedziałam ironicznie. Po chwili wzięłam torbę z podłogi i pewna siebie ruszyłam w kierunku wejścia. Na korytarzu były pustki -O co chodzi-pomyślałam. W szkole nie było takich tłumów, jak to bywało zazwyczaj. Rozglądałam się, nikogo nie znalazłam. Idąc minęłam może kilka osób. Potem odnalazłam salę, w której miałam lekcję. Przy drzwiach do niej stał Diego, Maxi, Fran i Ludmi. Kiedy ich zobaczyłam odetchnęłam z ulgą.
-Hej! - krzyknęłam i podbiegłam do nich. Był to zły pomysł, bo zakręciło mi się w głowie. Szybko się zatrzymałam. Wzięłam głęboki wdech. Po chwili wypuściłam powietrze. Wszyscy podeszli do mnie.
-Violetto, wszystko ok? - zapytał Diego.
-Tak, tak...
-Co ci się stało? - dopytywali
-Nic szczególnego. Zderzyłam się kimś i upadłam na ziemię. Chyba lekko uderzyłam się głową. - oznajmiłam.
-Na pewno wszystko w porządku ? - zapytała Ludmiła.
-Tak, jest już lepiej.
-Z kim się zderzyłaś? - zapytał Maxi. Chciałam ukryć tą informację. Już miałam mówić, że z nikim ważnym, ale ktoś mnie wyprzedził.
-Ze mną. Ona jest bardzo nie ostrożna. -powiedział Verdas, który znajdował się za mną. Przymknęłam oczy. Po chwili je otworzyłam. Nie rozumiem go. Przy swoich kumplach jest arogancki, samolubny. Przy moich przyjaciołach, ale też i jego, jest wyluzowany, pewny siebie, ale do zniesienia. Nikogo nie udaje. Chyba.. Jest taki jak opisywała mi Ludmi. Lecz przy mnie jest jeszcze inny, pełen troski, żalu, spokoju i radości. Oczywiście na początku, na ognisku pokazał swoją pierwszą twarz. Lecz gdy dowiedział się kim jestem, jakby złagodniał? No właśnie, nie rozumiem go. Po co udawać kogoś kim się nie jest?! Tylko ja nie wiem, jaki jest naprawdę.
Kompletnie go zignorowałam.
- Czemu jest tak pusto? - zapytałam.
-Wszyscy są chorzy. Pozostali nieliczni. - oznajmiła Francesca.
Pokiwałam głową. Po chwili zadzwonił dzwonek. Weszliśmy do klasy. Po nas, do sali weszła nauczycielka.
-Kochani, nie rozpakowujcie się. Mam dla was pewną wiadomość. Dzisiejsze lekcje są odwołane. Możecie iść do domu. - po tych słowach cała klasa, w tym przypadku kilka osób, krzyknęła radośnie. Chwyciliśmy torby i plecaki i wyszliśmy z klasy. Ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Obok mnie szła Fran i Ludmi, za nami Maxi, Diego i Verdas. Chłopcy zachłannie o czymś rozmawiali. Nagle Fran się zatrzymała i obróciła w stronę męskiej części grupy.
- Idziemy gdzieś na obiad? - zapytała.
-Jasne! - chłopcy krzyknęli jednocześnie.
-Możemy iść. -oznajmiła Ludmiła.
Wszyscy czekali na moją odpowiedź. Ja jednak nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony chcę iść, bo będą tam moi przyjaciele i spędzę z nimi trochę czasu. Z drugiej strony, Leon też się wybiera. A ja nie mam zamiaru z nim iść. Byłam między młotem a kowadłem. Na ułamek sekundy spojrzałam na szatyna. On patrzył na mnie z zaciekawieniem. Pewnie też nie wiedział jaką decyzję podejmę. Znał moją opinię na temat naszej relacji. Głośno przełknęłam ślinę.
- No nie wiem... - zaczęłam
-Violetto, nie marudź... Idziesz z nami i koniec! -krzyknął z uśmiechem Diego. Lekko się uśmiechnęłam do niego.
-Ok, a więc spotykamy się za pół godziny w Sponti?
- A co to za miejsce? -zapytałam, bo kompletnie nie wiedziałam co to za restauracja.
-To nasza ulubiona pizzeria. -oznajmił Maxi. Pokiwałam twierdząco głową.
-Ale ja nie wiem gdzie ona jest...- kontynuowałam.
-Wiesz, może zajdę po ciebie? - zaproponował Diego. Uśmiechnęłam się. Byłam radosna. Bardzo lubiłam Diego. Bardzo dobrze się rozumieliśmy. Niestety chwilę szczęścia przerwał szatyn.
- Może ja zajdę po Violettę. Mam bliżej niż ty. -zaproponował chłopak.
Nie, nie, nie!!! Tylko nie to... Diego proszę.. nie zgadzaj się na to! - myślałam. Spojrzałam na Diego karcącym wzrokiem. Chyba zrozumiał moją prośbę, bo odpowiedział:
- Dzięki, ale dam radę. - powiedział. Odetchnęłam z ulgą. Na moment spojrzałam na Verdasa. Na jego twarzy nie było żadnego uczucia. Ani złość, ani radość.
Po chwili ruszyliśmy w kierunku naszych domów. Po 15 minutach marszu byłam już na miejscu. Szybko przywitałam się z rodzicami, wszystko im wytłumaczyłam. Po chwili byłam w swoim pokoju. Wzięłam małą torebkę i włożyłam do niej telefon i portfel. Ponownie użyłam perfum i poprawiłam makijaż i włosy. Kiedy już zakończyłam sprawdzanie całokształtu zeszłam na dół. Weszłam do kuchni i położyłam pudełko ze śniadaniem, które dostałam rano od Olgi. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko pobiegłam otworzyć. W progu stał Diego. Uśmiechnęłam się do chłopaka. Pożegnałam się z rodzicami i wyszłam z domu. Szliśmy około 10 minut. Podczas marszu dużo rozmawialiśmy.
-Violetto, dlaczego nie chciałaś, żeby to Leon po ciebie zaszedł.?
Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Po chwili rzekłam:
-Wiesz, nie przepadam za nim. Trochę mnie denerwuje. Ale to wasz przyjaciel, więc muszę to zaakceptować.
Chłopak zaśmiał się. Objął mnie ramieniem. Nie przeszkadzało mi to. Uważam, że jest dobrym człowiekiem i kolegą.
-Tak, musisz to zaakceptować. Ale, jeśli bliżej go poznasz, zdziwisz się. Jest naprawdę fajny. -oznajmił Diego. W głowie pomyślałam o znaczeniu słowa "bliżej". Jeśli chodziło mu o bliskość fizyczną, to znam go aż za dobrze. Zaśmiałam się sama do siebie.
-Zobaczymy. - powiedziałam.
Po chwili byliśmy już w Sponti. Przy stoliku siedzieli wszyscy oprócz nas. Zajęłam miejsce dostatecznie daleko od Leona, bo po przeciwnej stronie stołu. Zamówiliśmy 3 pizze. 2 dla chłopaków i jedna dla dziewczyn. Kiedy dostaliśmy jedzenie, zaczęliśmy jeść. Podczas posiłku rozmawialiśmy. Ja jednak nie zamieniłam ani słowa z Verdasem. Potem postanowiliśmy, że wrócimy już do domów. Szybko dopiłam końcówkę soku i chwyciłam torebkę. Razem wyszliśmy z lokalu. Pizza była naprawdę dobra. Odprowadzaliśmy po kolei każdą osobę. Była już 21;00, więc miasto ogarnął mrok. Nie wiem kiedy ten czas zleciał. Gdy odprowadziliśmy już Fran, Ludmi i Maxiego, nadszedł czas na Diego. Gdy znaleźliśmy się pod jego domem, chłopak pożegnał się z Leonem..
-No to do poniedziałku stary. - powiedział Diego do Verdasa.
-No siema. -odpowiedział szatyn. Po chwili Diego zwrócił się w moją stronę.
-Do zobaczenia Vilu.. - podszedł i przytulił mnie. Ja również go objęłam. Niestety, byłam smutna, bo wracałam sam na sam z Verdasem. A nie mogłam iść do domu sama, bo było już ciemno. - Dasz radę. -szepnął mi w ucho. Leon na pewno tego nie usłyszał. Westchnęłam. Chłopak pogładził mnie dłonią po plecach.
-Cześć Diego.... - odpowiedziałam ze smutkiem.
-Jak coś to dzwoń - powiedział odklejając się ode mnie. Potem puścił do mnie oczko. Uśmiechnęłam się do niego. - A ty masz na nią uważać...Bo jeśli coś jej się stanie...- powiedział do szatyna.
-Jasne, będę uważał. - odpowiedział mu Leon. Po chwili Diego wszedł do domu, a my zostaliśmy sami.
-Idziemy? - powiedział Verdas. Kiwnęłam głową i ruszyłam przed siebie.
Po chwili zauważyłam, że Leona nie ma obok mnie. Serce zaczęło mi szybciej bić. Czym prędzej się obróciłam. W świetle latarni zobaczyłam szatyna. Stał sobie. - Co on wyprawia?!- pomyślałam.
-Violetto, wracaj! Musimy iść tędy. -krzyczał wskazując drogę przecinającą ulicę, na której się znajdowaliśmy. Czułam, że się rumienię. Wyszłam na idiotkę. Na szczęście było już ciemno i nie było tego widać. Po chwili byłam już przy Leonie. Chłopak stał oparty o latarnie. Śmiał się. Gdyby był to Diego, pewnie też bym się śmiała. Ale to nie był on. To był Verdas, który się ze mnie nabijał. W końcu nie wytrzymałam i uderzyłam go pięścią w ramię. Niestety, to go nawet nie zabolało. Za to mnie tak.
-Przestań się śmiać!- krzyknęłam. Chłopak się uspokoił.
-Idziemy? - zapytał unosząc brwi.
-Tak, chodźmy... - odpowiedziałam.
Szliśmy w ciszy. Mi to nie przeszkadzało, ale nie byłam sama.
-Vilu, pogadamy?
-Nie. - odpowiedziałam pewnie.
-A kiedy będziesz miała na to ochotę? - powiedział trochę głośniej.
-Myślę, że się nie doczekasz. - odpowiedziałam oschle.
-A możesz mi powiedzieć dlaczego?
Tak, to chyba moment, w którym mu wszystko wygarnę.
-Leon, bo ja cie kompletnie nie rozumiem! Mącisz mi w głowie swoim zachowaniem. Raz jesteś taki, a po chwili kompletnie inny! Plus przeszłość. Patrząc na ciebie wszystko mi się przypomina. - zaczęłam krzyczeć.
Po chwili rozejrzałam się wokół. Poznawałam tą ulicę. Kiedy się przyjrzałam, w oddali zobaczyłam mój dom. Ostatni raz spojrzałam na Verdasa. W jego oczach zobaczyłam ból i troskę. Od razu spojrzałam gdzie indziej. Nie powiedziałam mu wszystkiego... Ale wyglądał na przybitego. Dałam mu spokój.
-Cześć- powiedziałam oschle i pobiegłam w kierunku domu. Gdy już się tam znalazłam przywitałam się z rodzicami. Próbowałam nie myśleć o Verdasie. I nawet mi się to udawało. Razem z rodziną obejrzeliśmy film. Był bardzo ciekawy. Potem poszłam do siebie. Wzięłam prysznic, zmyłam makijaż, umyłam włosy.. Wszystko, to co zawsze robię wieczorem. Następnie wysuszyłam włosy i wróciłam do pokoju. Po chwili podeszłam do keyboard'a i zaczęłam grać piosenkę, którą śpiewam na zajęciach z muzyki. Tą piosenkę, którą śpiewam razem z szatynem. Śpiewając myślałam o nim. Niestety to było silniejsze ode mnie. Nie mogłam przestać, chociaż bardzo chciałam. Potem położyłam się na łóżku, ciągle myśląc o mojej relacji z chłopakiem. W pizzerii zachowywał się normalnie. Był uśmiechnięty, wesoły, miły. Następnie pomyślałam o momencie, w którym mu wszystko wygarnęłam. To znaczy próbowałam to zrobić. Wówczas wyglądał, jakbym go przybijała do krzyża! To chyba naprawdę go boli. Ale tego do końca nie wiem. Nie powiedział mi przecież o tym w twarz. Długo rozmyślałam, aż w końcu zasnęłam.
'''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
Podoba Wam się nowy rozdział?
:)
Mam nadzieję, że TAK!
Myślę, że na Leonette jeszcze trochę poczekacie :P
********
Jeśli macie jakieś pomysły lub uwagi dotyczące sposobu pisania rozdziałów
to napiszcie je w komentarzach :)
*******
Oglądaliście "Violetta: The Journey" ?
Ja tak.. I muszę Wam powiedzieć, że kilka razy zaszkliły mi się oczy...
<3
Do następnego
! KOMENTUJCIE !
_ OLA_
Mellon Mell
OdpowiedzUsuńDzięki za miejsce!
UsuńNie zauważyłam nawet kiedy dodałaś rozdział.
Ah, piąteczek! Też go kocham!
Bardzo piękny i długi chapter.
Gut! Hah.
Czekam na next.
Kocham Twój blog laska!
Buziak.
Melloniasta:*
Patrycja Super
OdpowiedzUsuńWspaniały.
UsuńPiękny.
Cudowny.
Przyjacielskie wyjście.
Wolne od szkoły.
Viola sam na sam z Verdasem.
Zapraszam do mnie.
Pozdrawiam Patty;*
Buziaczki♥♡♥
Fajny :)
OdpowiedzUsuńŚwietny kwiatuszku mój ت
OdpowiedzUsuńLeeeon...
Powiedz jej a nie...
Kuwa a ty Violka masz mi tu kurde go wysłuchać!!!
A jak on ma ci do powiedzenia coś ważnego?!
Dobra kończę mojego bezsensownego koma...
Życzę weny...
Ally ♥♥♥
rozdział genialny :)
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział :D
OdpowiedzUsuń