środa, 25 maja 2016

To koniec?





Hej?

Dość długo mnie to nie było. Zniknęłam bez zapowiedzi, o ile kogokolwiek to obchodzi. Nie było mnie 3 tygodnie. W sumie nie jest to dużo, jednak jeśli starałam się pisać systematycznie... Wydaje się to być dość długim okresem. 

Dlaczego mnie nie było? 
Cóż, życie pochłonęło mnie doszczętnie. Zbliża się koniec roku. W sumie, nie mam już dużo do zrobienia w szkole. Jednak ostatni czas był lekko mówiąc, okropny.
***
Chciałam dodawać rozdziały, ale nie byłam i wciąż nie jestem już tak zmotywowana jak wcześniej. Nie wiem dlaczego. Może pomysł na blog był złym pomysłem? Nie, raczej nie :P
Chyba 

Myślę, że musiałam też trochę odpocząć. Nie chciałam robić niczego na siłę, bo wtedy nie jest się zadowolonym z efektu. 

Co teraz? 

Hmn.. Przez okres przerwy trochę myślałam. Szczerze, nie wymyśliłam zbyt wiele. 
Zastanawiałam się, czy po tej dłuższej przerwie, ktokolwiek jeszcze tu będzie, czy jest ktoś, dla kogo będę mogła pisać.
Wciąż nie znam odpowiedzi. 

Rozmyślałam też nad zakończeniem mojej przygody z blogiem. Nadal to rozważam. Chociaż bardzo ciężko jest to zrobić. Poświęciłam dość sporo czasu :(

Postanowiłam dać sobie czas. Sobie i Wam ;)

Jeśli ktoś tutaj jest i przeczytał to oraz chciałby, bym dalej coś pisała...
Daj znać w komentarzu :)
Wówczas najprawdopodobniej zbiorę w sobie siły i wrócę z rozdziałem lub... czymkolwiek.
Myślę, że albo dalej będę ciągnęła tą nową historię albo będzie to blog tylko i wyłącznie z OS. Pomyślę.
Jeżeli jednak się poddam, że tak powiem, to jest już koniec.
W każdym bądź razie. Dziękuję za obecność i wsparcie, za każdy komentarz. Jesteście wielcy ♥ Nie spodziewałam się, że przyjmiecie mnie do świata blogów tak dobrze.

Dziękuję ;)

Do zobaczenia/ Żegnajcie

Kocham Was!

Aleksandra :)

Dajcie znać w komentarzu!
O ile ktoś jeszcze tu jest ;)

sobota, 7 maja 2016

One Shot "Nauczyć się jej od nowa"







One Shot dedykuję wszystkim czytelnikom. 
Dziękuję, że jesteście ♥
Na początku chciałam powiedzieć, że OS jest w pewien sposób dla mnie ważny, naprawdę ważny.
Można powiedzieć, że jest też oparty na faktach...
Nie przedłużając...
Miłej lektury


Wracam z siłowni. Pociągam za klamkę drzwi wejściowych. Zastaję dobrze mi znaną cisze i ciemność. Rzucam z hukiem torbę na podłogę z nadzieją, że może to zwróci jej uwagę. Wchodzę do kuchni, nalewam szklankę wody i opieram się o blat. Siedzi przy stole i zacięcie klika w klawiaturę swojego laptopa. Z resztą, tak jak zawsze po pracy. Z chęcią wypieprzyłbym ten laptop przez okno. Zrobiłbym to, jeżeli w ten sposób obdarowałaby mnie jednym spojrzeniem. 
Ona jednak nie zwraca na mnie uwagi, pomimo tego, że szamotam się po kuchni w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Z gotową kolacją siadam przy stole, na przeciwko niej. 
Kolejna nadzieja, że na mnie spojrzy.
Kolejny raz się zawiodłem.
 Przełykam ostatni kęs i popijam chłodną herbatą. 
- Jak minął ci dzień? - pytam, byle o czymś mówić. Mam serdecznie dość tej przytłaczającej ciszy.
- Znośnie - odpowiada na odczepnego. Nawet na mnie nie patrzy. 
Jej wzrok skupiony jest w ekranie laptopa. Te jej piękne, brązowe tęczówki, które z pewnością straciły swój blask od natłoku pracy. 
Wzdycham cicho i wstaję. Zmywam po sobie i zmierzam w stronę łazienki. Po odprężającym prysznicu wychodzę z zaparowanego pomieszczenia. W mieszkaniu panuje mrok. Mam nadzieję, że poszła już spać, że może dzisiaj się do niej przytulę. Tak jak było to kiedyś. 
Moje plany legną w gruzach, kiedy zaglądam do kuchni i widzę ją. Wciąż wpatrzona w ekran.
Idę do sypialni, zamykam za sobą drzwi i włączam telewizor. Kładę się na łóżku i owijam kołdrą. Na chwile spoglądam na miejsce obok mnie. Puste miejsce. Przymykam powieki i budzę w sobie nadzieję na lepsze jutro. 
Oglądam jakieś bezsensowne seriale, byle się czymś zająć i znudzić. Ile bym dał za to, żeby ona leżała tu ze mną i wtulona we mnie, śmiała się z idiotycznych tekstów aktorów. 
Marzenie...
Dostatecznie znudzony wyłączam telewizor i układam się wygodniej na materacu. Mijają minuty. Kwadrans. Wtem słyszę kroki i dźwięk otwieranych drzwi. Następnie czuję, jak materac obok mnie się ugina. To ona. 
Potem czuję jej delikatne usta na swoim policzku. Robi to codziennie, bo myśli, że śpię.
Tak wygląda nasza codzienność. 


Kolejny dzień, kolejna pieprzona monotonia. Bardzo często mam chęć wykrzyczeć jej wszystko w twarz. To, że przez nią nasze małżeństwo opiera się na mieszkaniu razem i niczym więcej, że już nie pamiętam kiedy ostatni raz się namiętnie całowaliśmy, nie mówiąc już o większych zbliżeniach. Jednak nie mogę tego zrobić, ponieważ pamiętam, jak bardzo zależało jej na tej pracy. To przecież było jej marzenie. A moje marzenia? Moje marzenie o domu pełnym miłości i gwaru? Co z nim? 

Tak jak co wieczór leżę wpatrzony w ekran telewizora. Ona, jak zawsze siedzi w kuchni lub na kanapie i pisze kolejny artykuł. 
Jestem z niej dumny, bo spełnia się zawodowo. Były bym dumny jeszcze bardziej, gdyby przez to, nie sypało się nasze małżeństwo. Głośno wzdycham i wyłączam telewizor. Po 15 minutach przychodzi moja żona i tak jak zawsze, całuje mnie w policzek. 
Z wielką chęcią objąłbym ją w talii i przyciągnął do siebie. Jednak coś mi na to nie pozwala. Czuję wewnętrzną blokadę. Z ogromną chęcią szeptałbym jej czułe słówka, ale nie mogę. Czy ja już po prostu straciłem nadzieję? A może boję się, że nie odpowie mi tym samym? 
Pocieram palcem moją obrączkę. Znak naszej miłości. Miłości, którą wyznaliśmy sobie przed ołtarzem, która przecież miała być wieczna. Czuję, że obrączka zaczyna mi ciążyć. Dlaczego? To przez Violettę? A może przez czas spędzony bez niej? 
Ja jednak wciąż kocham moją żonę. Kocham i będę kochać do końca życia, tak jak obiecałem.
Przymykam oczy i odpływam w niespokojny sen.

Kolejnego dnia postanawiam odwiedzić moich rodziców. Chociaż u nich mogę zapomnieć o problemach, poczuć się jak dziecko, którego jedynym kłopotem jest to, że dostało złą ocenę. 
Podczas obiadu nie odzywam się ani słowem. Chciałem uciec, a nie uciekłem. Wciąż jestem pogrążony w myślach o mojej żonie. 
- Leonie, czy ty w ogóle mnie słuchasz? - słyszę głos matki.
- Przepraszam, zamyśliłem się - tłumaczę. Spoglądam na rodziców. Oni są idealnym małżeństwem. Zawsze razem, wiecznie uśmiechnięci i zadowoleni.
Kiedy mama idzie do kuchni, ojciec proponuje mi spacer. Z chęcią się zgadzam.

Na początku nic nie mówimy. Po prostu idziemy. 
- Co się dzieje synu? 
Wdycham ciężko, ponieważ nie wiem, czy powinienem zamartwiać go swoimi problemami. 
- Ja i Violetta przechodzimy trudny okres - przyznaję i spuszczam wzrok na ziemie.
- Co dokładnie się dzieje?
- Wszystko! - zaczynam się denerwować - Ja powoli tracę siły.
- Synu... - zaczął, jednak przerwał mi dzwonek mojego telefonu. 
- To Violetta, muszę odebrać - mamroczę pod nosem i odbieram - Halo?
- Leon, przyjedź proszę do domu - mówi słodko. Mimowolnie się uśmiecham. A może nie wszystko stracone? 
- Już jadę - odpowiadam.
Szybko żegnam się z rodzicami i cały w skowronkach jadę do żony. 

Gdy jestem w domu, zaczynam szukać Violetty.
- W sypialni - słyszę jej głos. Zmierzam w tamtym kierunku. Po otwarciu drzwi spostrzegam żonę. Ubrana w krótką sukienkę i wysokie szpilki stoi przed lustrem i maluje usta. 
- Gdzieś wychodzimy? - pytam zaskoczony jej strojem.
- Nie my, tylko ja - odpowiada, a mi znika z twarzy uśmiech.
- Gdzie? - rzucam oschle.
- Na przyjęcie organizowane przez redakcję - tłumaczy - Chciałabym, żebyś mnie tam zawiózł.
Stoję oparty o ścianę. Przymykam oczy, by się uspokoić.
- Idziemy? - słyszę głos Violetty. Otwieram powieki i patrzę na kobietę mojego życia.
- Ta - prycham i zmierzam ku wyjściu.

Jedziemy w ciszy. Ona zachowuje się, jakby kompletnie nie zauważyła, że nasze małżeństwo się sypie. A to mnie szalenie wkurwia.
- To tu - słyszę i zatrzymuję auto. Spoglądam na nią. Ona patrzy na mnie... Tak dawno tego nie robiliśmy. To absurdalne, że tak dawno patrzyliśmy sobie w oczy. 
- Nie czekaj na mnie - mówi i pociąga za klamkę.
Miałem nadzieję, że mnie pocałuje, albo chociaż się uśmiechnie. Nic z tych rzeczy.
Wyglądam przez okno i widzę jak podchodzi do jakiegoś faceta i całuje go w policzek na powitanie. On kładzie swoją dłoń na jej talii i razem wchodzą do środka. 
Co to ma być?! Czy ona ma romans? 
Mocno uderzam pięścią w kierownicę. Nie wiem co robić. Mam dość tego, że ona ma mnie w dupie. 

Byliśmy tacy szczęśliwi. Nie umiem opisać jak bardzo pragnę wrócić do czasów, kiedy jeszcze wszystko było dobrze. Gdy nie liczyło się nic oprócz nas samych. 
Z tymi myślami zasypiam. 
Budzę się o 10.00. To oznacza, że mojej żony już dawno nie ma. Wykonuję wszystkie poranne czynności i wychodzę. Rutyna. 
Wracam do domu padnięty, głodny i spragniony... spragniony miłości. Jestem też wkurwiony o zaistniałą wczoraj sytuację. 
W salonie zastaję żonę. Witamy się mrucząc pod nosem " cześć", następnie idę do kuchni. Spostrzegam karton po pizzy. Muszę się jednak obejść ze smakiem, bo pudełko jest puste. Jestem zdenerwowany, a zapach palącej się świecy mnie jeszcze bardziej irytuje. Jednym podmuchem ją gaszę. Nagle obok mnie pojawia się Violetta. 
- Co robisz? - pyta z wyrzutem. Patrzę na nią z uniesioną brwią.
- Nie zostawiłaś mi nawet kawałka pizzy - stwierdzam, na co ona prycha pod nosem.
- Leon, podoba mi się zapach tej świecy - ciągnie, coraz bardziej mnie denerwując. Chodzę po szafkach i szukam czegoś, co może być moją kolacją. 
- Ale mi nie - odpowiadam szybko - Nie zostawiłaś mi kolacji? 
- Myślałam, że zajedziesz do rodziców - przyznaje Violetta. 
- Nie przyszło ci do głowy, że ja też muszę jeść?! - podnoszę głos i zaczynam gestykulować. 
- Gdybyś normalnie ze mną rozmawiał - kontynuuje, a ja już nie wytrzymuje.
- Czy ty wszystko musisz komplikować? To nie ja siedzę całymi dniami przed laptopem! 
- Ktoś musi na nas zarabiać! - krzyczy. Podchodzę do niej i łapie ją za ramiona, na co delikatnie się krzywi.
- Kim był ten mężczyzna, z którym wczoraj byłaś na przyjęciu?! - przez chwilę milczy, jednak potem odpowiada.
- To jest Tom! A co cię to w ogóle obchodzi?
- Obchodzi mnie to, bo do cholery jesteś moją żoną! - krzyczę - Violetta, co się z tobą dzieje?
- Puść mnie - syczy.
- Violetta
- Puść! - wyrywa się z mojego mocnego uścisku i wybiega do sypialni, trzaskając za sobą drzwiami. 
Bezsilnie opadam na ziemie. To nie jest nasza pierwsza kłótnia. Każda wygląda tak samo. Sprzeczamy się o błahe sprawy. Jednak ja, z każdą z nich czuję się coraz bardziej słabszy i bezradny. 




Tej nocy śpię na kanapie. 
Budzę się, kiedy słyszę trzask dochodzący z kuchni. Szybko się zrywam i zmierzam w kierunku źródła hałasu. 
W kuchni zastaję Violettę, która klęczy na ziemi i zbiera szkło.
- Co się stało? - pytam i kucam obok niej.
- Nic - mówi na odczepnego i wstaje. 
Mam wrażenie, że ten dzień źle się zaczął. A najgorsze dopiero nadciąga. 
- Leon - zaczyna, obrócona do mnie tyłem. Podchodzę do niej i przyglądam się jej idealnej sylwetce. 
- Tak? - odpowiadam obojętnie.
- Mam dość. Chce rozwodu - mówi, a potem wychodzi, zostawiając mnie sparaliżowanego. 
To nie dzieje się naprawdę.

Czym prędzej wychodzę z domu i jadę do rodziców. Tam zastaję jedynie tatę. Może i lepiej, nie chcę zamartwiać mamy. 
- Leon, powiedz coś - zaczyna tata, kiedy od 15 minut bezczynnie siedzimy na kanapie. 
- Ona chce rozwodu, tato - mówię głosem pełnym żalu i smutku.
Violetta jest moim światem. Liczy się tylko ona, a teraz chce odejść. 
- Czy chcesz uratować swoje małżeństwo?
- Oczywiście, że tak - odpowiadam - Ale ja nie mogę niczego zrobić sam. To, że moje małżeństwo się rozpada, nie jest wyłącznie moją winą!
- Pomogę ci - ogłasza spokojnie ojciec.
- Jak? Co mogę zrobić?!
Nagle mężczyzna wstaje i podchodzi do regału pełnego książek. Wyciąga jedną z nich i mi ją podaje. 
- Co to? 
- To wam pomoże - tłumaczy - Ten dziennik uratował moje małżeństwo, twoje też uratuje. Musicie dać sobie więcej czasu.
Następnie wychodzi, zostawiając mnie samego. Czym prędzej otwieram książkę i kartkuję strony. To jakiś notatnik. 

Dzień 1
Przez cały dzień powstrzymaj się od niegrzecznych uwag w stosunku do żony. Czasem lepiej nie mówić nic, niż później tego żałować.

Wzdycham ciężko i wracam do domu. 
Wieczorem spotykam żonę w kuchni. Stoi i zaparza sobie herbatę. Właśnie wróciłem z siłowni.
- Mogłabyś to zanieść do pralni chemicznej? - pytam, wskazując na strój do ćwiczeń.
- Leon, masz dzień wolnego, sam możesz to zrobić - odpowiada i wymija mnie w drzwiach. Już mam chęć powiedzieć, że obok budynku, w którym pracuje jest pralnia, ale postanawiam ugryźć się w język, według tego, co napisane jest w dzienniku. Siadam na kanapie i wyciągam z szafki dziennik. 

Dzień 2
Dziś okaż żonie dodatkowo jeden troskliwy gest, jako przejaw twojej troskliwości względem niej. 

Postanawiam wstać wcześniej, by zrobić dla Violetty kawę. Tak oto czekam, aż wyjdzie z łazienki. Kiedy się już to dzieje, wchodzi do kuchni.
- Zrobiłem ci kawę - mówię powoli. Ona jednak nawet na mnie nie patrzy.
- Nie mam czasu na kawę - rzuca i wychodzi z pomieszczenia. 
Targają mną emocje. Mam chęć rozbić ten kubek o ścianę. Jak ona tak może!? 
Dzień mija mi jak każdy poprzedni. Przepełniony rutyną i monotonnością.

Kolejnego dnia, kiedy jeszcze Violetta śpi wstaję i zmierzam w kierunku salonu, gdzie zostawiłem dziennik. Mam zamiar przeczytać kolejną, szalenie mądrą wskazówkę na dzisiejszy dzień. Szczerze mówiąc, uważam, że jest to jedna, wielka pomyłka. Nie widzę w tym sensu, ale obiecałem ojcu.

Dzień 3
Dziś powstrzymaj się od niegrzecznych uwag i kup żonie prezent, świadczący o tym, że o niej myślałeś. 

- Że co proszę? - mówię do siebie. 
To wszystko jest jakieś nieludzkie. Ona mną pomiata, a ja mam jej kupić prezent? 
Postanawiam jednak szybko pójść do pobliskiej kwiaciarni. Gdy wracam do domu, żona jeszcze śpi. Wstawiam kwiaty w wazon i wychodzę do pracy. 
Gdy wracam, widzę, że kwiatów nie ma na stole. Uśmiecham się do siebie. Może jej się spodobały? 
Moja nadzieja znika, kiedy wchodząc do kuchni zauważam je w koszu na śmieci. Ten dziennik sprawia, że coraz bardziej zniechęcam się do Violetty. A mamy przecież się do siebie zbliżyć!

Tej nocy moja żona postanawia nie wracać do domu. Nie mam pojęcia co się z nią dzieje. Ale najgorsze jest to, że coraz mniej mnie to obchodzi...




Następnego ranka po raz kolejny czytam "złote myśli", które coraz bardziej oddalają mnie od żony.

Dzień 4
Dzisiaj zatroszcz się o nią i sprawdź, czy niczego nie potrzebuje.

Tak jak co dzień, wpis w dzienniku wywołuje u mnie negatywne emocje. Nie wierzę, że to naprawi naszą relację. Ale teraz chyba już nic nie może nam zaszkodzić. Może być gorzej?
Violetta nie wróciła na noc do domu, co może być dobrym pretekstem do zadzwonienia. Tak też robię.

- Halo? - odbiera po kilku sygnałach.
- Cześć Vilu - staram się być miły.
- Po co dzwonisz? 
- Chcę się spytać, gdzie jesteś i czy czegoś potrzebujesz? - tłumaczę. Przez dłuższą chwilę milczy. Pewnie jest to dla niej równie dziwne, co dla mnie. 
- Co jest? - syczy - Czego chcesz? Nigdy się o to nie pytałeś.
- Niczego nie chce. Chyba mogę zadzwonić do żony w tak błahej sprawie?

Nasza rozmowa nie trwa długo. Rozmowa? To raczej wymiana zdań. 
Wdycham i wychodzę do pracy. 
Gdy wracam, Violetta siedzi przy laptopie w kuchni.
- Nie nabierzesz mnie na to - syczy pod nosem. Obracam się w jej stronę. 
- O czym ty mówisz? 
- Myślisz, że tymi kwiatkami i telefonami coś zmienisz? - zadaje pytanie retoryczne - Mylisz się! Z naszego majątku zabiorę co moje! Nie próbuj mydlić mi oczu Leon! 
Wypowiadając ostatnie zdanie podnosi się z krzesła i podchodzi blisko mnie. 
- To żałosne - mówi patrząc mi w oczy.
- Żałosne jest to, że sądzisz, że nie jestem w stanie zrobić dla ciebie nic miłego. Oskarżasz mnie, a w tych gestach nie o to mi chodziło do cholery!
- Daruj sobie - rzuca i wychodzi z kuchni.
Kolejna kłótnia zaliczona, brawo. Mam ochotę coś rozwalić. Mam dość. Dziennik ma mi pomóc, a z dnia na dzień jest gorzej.
Postanawiam zadzwonić do ojca, wyżalić się mu.
- Tato - mówię, gdy odbiera - To nie ma sensu,
- Co nie ma sensu Leonie?
- Ta cała szopka. To nie działa, a robię wszystko według rozpisek.
- Wydaje mi się, że nie robisz wystarczająco dużo - przyznaje - Mam rację?
Cicho wzdycham. Dlaczego on mnie tak dobrze zna?
- Na nią to nie działa, tato.
- Nie wycofuj się. Dasz radę - mówi - Próbuj dalej i pamiętaj, że ja i mam cie kochamy.
- Wiem, ja też was kocham.
Przymykam oczy i chowam twarz w dłoniach, kiedy się rozłączam. Jak mam starać się bardziej, jeżeli nie widzę rezultatów?!


Tak mijają kolejne dni. Dni mijają, a jej serce wciąż ani drgnie. Dopiero teraz dostrzegam, że do robienia czegoś potrzebujemy motywacji. Potrzebujemy wsparcia, głupiego słowa pochwały, który umocni nas w wykonywanej czynności. 
Dnia 9 miałem sprawić u niej uśmiech, co oczywiście mi nie wyszło.Podczas 13 powinienem odwiedzić ją w pracy, pokazać zainteresowanie jej osobą. 17 dnia musiałem jej słuchać. Dziś jest dzień 18.
Dzień 18
Kiedy mężczyzna chce zdobyć kobietę, uczy się jej. Co lubi jeść, robić. Czego nie znosi, a co kocha. Jednak gdy już zdobędzie jej serce, przestaje się edukować. Jest to błąd. Nauka o niej trwa przez całe życie. To jedna wielka podróż, która zbliża twoje serce do jej serca. Dziś musisz nauczyć się jej od nowa"
Postanawiam zrobić romantyczną kolację przy świecach. By nie spalić lub źle doprawić jedzenia, zamawiam je w pobliskiej restauracji. Ale liczy się gest, prawda? 
Spoglądam w lustro. Widzę tego samego mężczyznę co kilka lat temu, na początku małżeństwa. Jednak coś się zmieniło. Ten mężczyzna nie ma już do kogo wracać po pracy, stracił nadzieję i żonę. 
Nagle słyszę trzask drzwi i uderzanie obcasów o panele. Po chwili moja piękna żona wchodzi do kuchni, w której na środku stoi pięknie zastawiony stół.
Uśmiecham się do niej delikatnie. Ona ma za to grobową minę. Wtem zaczyna się wycofywać i ucieka do sypialni. 
Zaraz potem wraca i mówi słowa, które wywołują łzy.
- Wyjaśnijmy sobie coś - zaczyna ostro.
- O czym ty mówisz? 
- Nie kocham cie - syczy i wychodzi. Przez dłuższą chwilę wpatruję się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała. To nie może być prawda. Błagam, nie...
Wychodzę z domu. Przemierzam ulice Londynu. Mijam zakochane pary, a mi do oczu cisnął się łzy. Gdzie się podziała Violetta, która znam i kocham?
- Synu - mówi ojciec, kiedy odbiera mój telefon.
- Mam dość. To koniec. Próbowałem, ale bez skutku.
- Rozumiem cie, ale jesteś w połowie drogi Leon - mówi spokojnie i ciepło - Nie możesz kierować się emocjami. Ten dziennik pomógł mi i twojej matce.
- Przecież wiem, tylko ty miałeś nadzieję, a ja nie mam już nic - wyznaję smutno.
- Leon, jutro do ciebie przyjadę. Musimy porozmawiać.




Następnego dnia budzę się o 9.00. Violetty już dawno nie ma. Wtem rozlega się pukanie do drzwi. Wstaję z kanapy, na której przespałem kilka ostatnich nocy i otwieram drzwi. Widzę ojca, którego zaraz potem tulę.
Zapraszam go do środka, zaparzam herbatę i siadam obok niego.
- Na którym dniu jesteś? 
- 19 - odpowiadam.
- Połowa była najtrudniejsza - mówi jakby do siebie.
- Dlaczego?
- Wówczas przekonujesz się o tym, że szalenie ci zależy - tłumaczy. 
- Na Vilu to nie działa. Z mamą też było tak trudno? - pytam, a ojciec uśmiecha się do siebie.
- Ona była bardziej pozytywnie nastawiona.
- Nie to co moja żona - szepczę.
- Synu, za co masz żal do Violetty?
- Jest uparta, potwornie uparta. Utrudnia praktycznie wszystko. Wiecznie narzeka, jest nieznośna do cholery! - podnoszę głos i chowam twarz w dłoniach.
- Podziękowała ci za coś w ostatnim czasie?
- Nie! - krzyczę - Myślałem, że zrobi to, gdy posprzątam dom, zrobię pranie... Jednak się nie doczekałem! - wypuszczam powietrze - Od pieprzonych 3 tygodni próbuję pokazać jej, jak bardzo mi na niej zależy, a ona pluje mi w twarz!
- Synu..
- Ja nie zasługuję na takie traktowanie! Jak mogę kochać kogoś, kto mnie odrzuca?
- Leon - zaczyna - Nie możesz jej kochać, bo nie dasz jej tego, czego sam nie masz. Nie mogłem naprawdę kochać twojej matki, nim nie dowiedziałem się, czym naprawdę jest miłość. Nie oczekuj za miłość nagrody. Musisz kochać, nawet jeśli będzie cie obrażać i pluć w twarz. 
- Nie rozumiem.
- Żeby kogoś kochać, musisz nauczyć się kochać bezwarunkowo.
Potem rozmawiamy o mniej istotnych sprawach. Po dwóch godzinach ojciec wychodzi i zostawia mnie samego.
Siadam przy laptopie i przeglądam strony internetowe. Wtem wyskakuje mi okienko, na którym pokazana jest skąpo ubrana kobieta. Nad nią widnieje napis "Poznajmy się bliżej". Przez długą chwilę wpatruję się w nią. Zaraz potem mimowolnie najeżdżam kursorem na obrazek. Jestem jak w jakimś chorym transie. Kiedy już mam klikać, coś we mnie pęka. Z impetem odrzucam laptop na kanapę i wstaję. Nerwowo chodzę po salonie, próbując pozbierać myśli.
- Co ja robię - mruczę pod nosem - Ja do cholery mam żonę!
Po chwili uspokojenia sięgam po dziennik, który leży na stole. 

Dzień 23
Uważaj na pasożyty. Przyjmują one postać uzależnień, jak papierosy, narkotyki, alkohol czy pornografia. Przyczepiają się do ciebie lub twojej wybranki i wysysają z małżeństwa życie. Jeśli kochasz żonę, musisz pozbyć się wszelkich uzależnień. Gdy tego nie zrobisz, one was zniszczą.

Niczym poparzony rzucam książką na stół. Chwytam za laptop i wyłączam wszelkie strony. Potem odinstalowuję przeglądarki internetowe. 
Kiedy kończę to robić, podchodzę do okna i głęboko oddycham. Jest jeszcze jeden pasożyt. 
Dłonią dotykam tylnej kieszeni spodni. Wyczuwam niewielkie pudełko. Papierosy. 
Szybko wyciągam opakowanie i wyrzucam do kosza. To samo robię z innymi, które porozrzucane są po domu. 
Papierosy były moją ucieczką. Na początku odczuwa się przyjemność, ale to przecież zaraza, która pożera moje myśli, zdrowie, czas i pieniądze. Jak mogłem tego nie zauważyć do kurwy nędzy!?
Kiedy trzymam kilka paczek papierosów, do domu wraca Violetta. Mijamy się w korytarzu. Z ciekawością przygląda się opakowaniom, które trzymam. Nie zwracam na to większej uwagi. Idę do kuchni by je wyrzucić. Ku memu zdziwieniu ona idzie za mną i przygląda się wszystkiemu co robię. 
- Co ty robisz z tymi papierosami? - pyta. Odwracam się do niej i patrzę w jej piękne, duże oczy.
- Kocham cie bardziej - odpowiadam i wymijam ją. 





Kolejnego dnia ponownie budzę się, gdy Violetty już nie ma. Uwolniony od nałogu zmierzam w kierunku kuchni. Na stole leży koperta. Uśmiecham się, gdy widzę słodkie pismo żony.
Otwieram kopertę z nadzieją, że napisała mi tam kilka słodkich słów, że może jest ze mnie dumna, zdziwiona moim zachowaniem. 
- Podział majątku - mamroczę i przeglądam kartki. 
Rzucam je na podłogę i sam na nią siadam. Chowam głowę między kolana i zalewam się łzami. Wszystko stracone.
Potem w ataku furii chodzę po mieszkaniu i wywalam wszytko z półek. Nagle moją uwagę przykuwa ozdobna kartka. Biorę ją do ręki i czytam.

Violetto, niezmiernie cieszę  się z naszego spotkania. Nie mogę doczekać się kolejnego. 
Czekam na telefon. 
Tom

Co to ma być do cholery? Czy ten dupek przystawia się do mojej żony? 
Pod wpływem emocji chwytam za kurtkę i wychodzę z domu. Jadę do redakcji, w której pracuje Violetta. Dość szybko odnajduję biuro Toma i bez pukania do niego wchodzę.
- Czy mogę jakoś pomóc? - pyta mnie mężczyzna o blond włosach.
- Tak - odpowiadam i podchodzę do niego. Dłońmi opieram się o biurko, a twarz nachylam bliżej niego - Jestem Leon Verdas, chcę porozmawiać. 
Mężczyzna się spina, a na jego twarz wkrada się zakłopotanie.
- Nie mam teraz czasu - rzuca obojętnie.
- Znajdzie pan - mówię zdenerwowany - Chodzi o Violettę, moją żonę. 
- Więc?
- Wiem co chcesz zrobić, ale nie pozwolę ci na to - syczę przez zaciśnięte zęby - Nie będę bezczynnie stać i przyglądać się, jak zabiegasz o względy mojej ukochanej. Popełniłem dużo błędów, ale nadal ją kocham i też o nie zabiegam. A fakt, że jestem jej mężem daje mi pierwszeństwo - rzucam i wychodzę.

Przez kolejnych kilkanaście dni stosuję się do zapisków w dzienniku. Gotuję, sprzątam, zmywam naczynia. to co zawsze. Jednak coś się zmieniło. Nie wymagam za to rekompensaty lub pochwały. 
Któregoś poranka wstaję i zmierzam do łazienki. Violetty już za pewne nie ma, ale jak zawsze zaglądam do sypialni, by to sprawdzić. Ku mojemu zdziwieniu zastaję ją. Owinięta w pościel leży w łóżku. Wokół niej porozrzucane są chusteczki.
- Vilu? - pytam, tym samym zwracając na siebie jej uwagę. Obdarza mnie swoim spojrzeniem - dobrze się czujesz?
- Jest w porządku - mamrocze i odwraca się do mnie plecami.
- Jeśli czegoś potrzebujesz, powiedz. Mogę pojechać do sklepu - proponuję.
- Nie, niczego nie chcę - odpowiada. Zaraz potem wychodzę.
Po cichu zakładam buty i opuszczam dom. Jadę do jakiegoś baru mlecznego i biorę na wynos rosół. W aptece kupuję lekarstwa i wracam do domu.
Violetta wciąż leży pod pierzyną. Siadam na łóżku. Kobieta spogląda na mnie z zaciekawianiem, a potem przenosi wzrok na jedzenie. 
- Usiądź - mówię. 
Gdy Violetta już siedzi dotykam jej czoła.
- Masz gorączkę - rzucam i wychodzę do łazienki. Wracam z mokrym okładem, który zaczynam delikatnie przykładać do jej czoła. Na początku sama chce to robić, jednak później odpuszcza. Patrzymy sobie w oczy. Cholera, jak dawno tego nie robiliśmy. 
Potem podaje jej kilka tabletek, które połyka.
- Dlaczego to robisz?
- Nauczyłem się nie opuszczać - przyznaje nie patrząc jej w oczy.
- Co się z tobą dzieje? - po jej słowach cicho wzdycham.
- Tata zapytał mnie, czy chcę uratować swoje małżeństwo - wyznaje - A potem podarował mi coś. 
Chwile później Violetta wyjmuje spod poduszki dziennik. Serce mi zaczyna szybciej bić, ona wiedziała?
- Ten dziennik? - pyta.
- Jak długo wiesz?
- Od wczoraj - odpowiada - Który to dzień?
- 43 - prycham. Na jej twarzy maluje się zdziwienie.
- Przecież jest zapisane tylko 40.
- Czy muszę na nim skończyć? - pytam, a ona lekko się uśmiecha.
- Leon, to nie jest u ciebie normalne - mówi, wygodniej się układając.
- Witaj w nowej normalności, Vilu - szepczę.
- Od początku chciałeś postępować według tych zapisków?
- Oczywiście, że nie - przyznaje patrząc na nią. Jest taka śliczna i tylko moja - Ale w połowie drogi zrozumiałem, że tak naprawdę nie wiem, czym jest miłość. A kiedy to do mnie dotarło, postanowiłem spróbować - mówię cicho.
- Leon, tak bardzo chciałabym ci uwierzyć - przyznaje ze skruchą - Ale nie potrafię ci jeszcze zaufać.
Przyglądam się jej smutno. Moje serce bije według jej imienia. Nie potrafię bez niej żyć. 
- Poczekam, ale musisz coś zrozumieć - opowiadam. Zaraz potem klękam na kolana. Ona wytrzeszcza oczy i patrzy na mnie zdziwiona - Wybacz mi - dukam. Nie panuję nad sobą. Ręce mi się trzęsą, a z oczu wypływają łzy - Wybacz mi to, że byłem takim cholernym egoistą - ona też zaczyna płakać - Przez 4 lata niszczyłem cie swoimi słowami, czynami. A nie widziałem w tym mojej winy - głośno przełykam ślinę - Kochałem inne rzeczy, zamiast kochać ciebie. Przez ostatnie kilka tygodni, poznałem cie na nowo, na nowo cie pokochałem. Na początku musiałem przebaczyć sobie. Teraz błagam, o twoje przebaczenie dla mnie - kontynuuję. Oboje płaczemy - Vilu, nie chcę bez ciebie żyć. 
Wpatrujemy się w siebie, milczymy
- Leon, w przyszłym tygodniu muszę oddać pozew adwokatowi - mruczy, a moje serce pęka. Nigdy nie otworzyłem się przed nią tak bardzo jak teraz. Jej słowa mnie łamią. Szybko przeciera policzki i kontynuuje - Ale daj mi trochę czasu na zastanowienie. 
- Ile tylko zechcesz - kiwam głową ze zrozumieniem i wychodzę z sypialni. 




Kolejne dni mijają równie szybko jak pozostałe. Razem z Violettą mijamy się, ale czasem obdarzamy przyjaznym uśmiechem. To zdecydowanie lepsze od znienawidzonej przeze mnie ciszy.
Kiedy jestem w pracy, a pracuje jako instruktor pływania, podchodzi do mnie kolega.
- Violetta przyszła - mówi.
- Moja Violetta? - pytam z niedowierzaniem.
- Tak - odpowiada. Czym prędzej zmierzam ku holowi. Tam widzę kruchą postać mojej ukochanej.
- Vilu - mówię, gdy jestem blisko niej. Kurczowo trzyma swoja obrączkę, która znajduje się na palcu. Mam wrażenie, że zaraz ją zdejmie, odda mi i odejdzie na zawsze. 
- Jeśli nie powiedziałam ci, że jesteś dobrym człowiekiem, mówię to teraz - zaczyna płakać - Jeżeli nie powiedziałam, że wybaczam, wybaczam ci - łka - Jeśli nie powiedziałam ci, że cie kocham. Uwierz, kocham cie bardzo mocno - podchodzę do niej bliżej. Potem czuje wilgoć na swoich policzkach - Coś się w tobie zmieniło Leon - przecieram jej łzy - Chcę, żeby mnie też to spotkało. 
- Spotka, kochanie - łapię ją za dłonie.
- Czy nie jest za późno - przełyka łzy - abyś się ze mną zestarzał?
Uśmiecham się przez łzy. Potem mocno ją do siebie przyciągam i przytulam. Nie wiem czy stoimy tak 10 minut, a może cała wieczność. Szczerze nie obchodzi mnie to. 
Później łączymy nasze usta w słodkim pocałunku. 




Po kilku dniach odwiedzają nas moi rodzice. Tak jak kiedyś, wybieramy się na wspólny spacer. Wszyscy razem.
- Chcę ci podziękować tato - przyznaję, kiedy razem z ojcem jesteśmy oddaleni od kobiet - Ten poradnik zmienił moje życie. 
- Ciesze się - posyła mi pełen ciepła uśmiech.
- Dałem go jednemu koledze z pracy.
- Dobrze, przecież po to został napisany - mówi.
- Dziękuję, że we mnie nie zwątpiłeś, tato - przytulam go - Ani w mamę.
- Synu - zaczyna, kiedy odrywa się ode mnie - Ciągle się uczę i staram się być uczciwy, jednak nie powiedziałem ci wszystkiego - tłumaczy. Z zaciekawieniem przyglądam się ojcu - Napisałem ten poradnik własnoręcznie, bo wiedziałem, że tylko ode mnie go przyjmiesz.
- Nie rozumiem - mamroczę pod nosem.
- Ale to nie ja go wypróbowałem na mamie, tylko ona na mnie. 
- Że co proszę? - jestem w szoku.
- Leon - wzdycha - To ja chciałem odejść. Ale twoja matka się zmieniła i pokochała mnie bezwarunkowo. Dzięki niej wciąż jesteśmy małżeństwem.
- Mama to zrobiła?!
- Owszem - potwierdza - Jest dla mnie błogosławieństwem. Bardzo się zmieniła, a ja kocham ją całym swym sercem.
Przymykam oczy, chcąc poukładać wszystkie informacje. To niemożliwe...
Nigdy nie byłem tak blisko mamy, jak taty. To on był moim wzorcem, nie ona. Może nie zachowywałem się bezczelnie względem niej. Jednak ona nie zasługiwała na to, jak się zachowywałem. Kłóciłem się nią, czasem ignorowałem. To ona zawsze wykręcała mnie z kłopotów.
- Tato - szepczę - A ja tak źle ją traktowałem. 
Potem odbiegam od niego i szukam matki. Znajduje ją w domu. Stoi przy stole i razem z moją ukochaną szykuje obiad. 
Po chwili spogląda na mnie i w moje zapłakane oczy. Uśmiecha się lekko.
- Mamo - mówię, gdy stoimy wtuleni w siebie - Mamo, wybacz mi. Nie wiedziałem.
- Nic się nie stało synku - szepcze na ucho.
- Wybacz mi, błagam - proszę, patrząc jej w oczy.
- Wybaczam - odpowiada - Kocham cie.


~ * ~

Udało mi się naprawić moje małżeństwo, ponieważ zrozumiałem, że nie mogę na siłę zmienić żony, a muszę ją od nowa zdobyć. Przez to ona w tym samym czasie też się zmieniła i zaczęła na mnie patrzeć innymi oczami. 
Podczas tych kilkudziesięciu dni miałem szansę wiele zrozumieć i nauczyć się rezygnować z własnego egoizmu dla dobra małżeństwa, wyjść z własnego urażonego męskiego ego i spojrzeć inaczej na wiele spraw. Zauważyłem, że zachowanie Violetty nie było zabawianiem się mną. Nie był to też brak szacunku względem mnie. Ja sobie to jednie wmawiałem. 
Moja żona była kobietą zranioną złymi emocjami od własnego męża. 
Na samym początku moje ego nie pozwalało mi na porządne wykonywanie poleceń zawartych w dzienniku. Uważałem się za odrzuconego. Nie wkładałem w to serca. Wszystko wykonywałem na siłę, co było błędem, ponieważ nie uczyłem się przy tym niczego. 
Ludzie zamiast kochać się, bardzo często oceniają się wzajemnie, krytykują. Małżonkowie wypominają sobie błędy. 

Aby być kochanym, sam musisz nauczyć się kochać bezwarunkowo...




Dziś OS 
Mam nadzieję, że się Wam spodobał.
Pisząc go płakałam... Cóż. Emocje były silniejsze.
Jestem psychicznie powiązana z tą historią.
Nawet jeśli się Wam nie podoba, ja się w nim zakochałam. 
To mój 2 OS w życiu.
Nie bądźmy surowi xD
Mogłabym go podzielić na 2 części, jednak uważam, że w całości lepiej się prezentuje.

Czekam na waszą opinie :)

Do następnego
Ola


niedziela, 1 maja 2016

.02.






Można powiedzieć, że jestem z siebie dumna. Nie uginam  się pod jego stanowczym wzrokiem, nie daję się owładnąć emocjom.
Przez moment toczymy ze sobą walkę na spojrzenia, jednak on prycha i wychodzi trzaskając drzwiami. Zaczynam oddychać miarowo. Następnie siadam w wygodnym fotelu i przymykam powieki.
Kończę pracę około 18:00, a jedyne czego pragnę, to odpoczynek. Zarzucam na siebie czarny płaszcz i zjeżdżam windą na parter. Kiwam głową recepcjonistce na pożegnanie i wychodzę na ulicę zatłoczonego miasta. W tym momencie mogę zdjąć maskę.
Przechodząc przez próg apartamentu rozlega się głos dzwoniącego telefonu. Jednym ruchem wyjmują z torebki telefon i spoglądam na wyświetlacz.
- Słucham? - mówię, kiedy odbieram.
- Córeczko - słyszę kojący głos ojca - Mam nadzieję, że masz jeszcze trochę siły - zaczyna. Oczywiście, że nie mam, jednak z pewnością według niego powinnam je mieć.
- A coś się stało? - pytam, zsuwając szpilki z stóp.
- Za dwie godziny zaczyna się coroczny bankiet - mówi lekko podekscytowany - Myślę, że twoja obecność jest mile widziana, jak nie obowiązkowa - cicho wzdycham - Przepraszam, że informuję cię dopiero teraz.
- Nic się nie stało - odpowiadam. Zaraz potem wypytuję o miejsce przyjęcia i żegnam się z tatą.
W dość szybkim tempie biorę prysznic. Następnie wiąże włosy w luźnego koka, a kilka pasm wyciągam na twarz. Wykonuję też trochę mocniejszy makijaż, by zakryć zmęczenie znajdujące się na mojej twarzy.
Na sam koniec zakładam elegancką sukienkę w kolorze bordowym, która idealnie eksponuje mój biust. Po dobraniu dodatków i włożeniu szpilek wrzucam wszystkie potrzebne mi rzeczy do torebki i wychodzę.
Droga do hotelu, w którym ma miejsce bankiet nie zajmuje mi dłużej niż 20 minut. Gdy znajduje się  na głównej sali, mogę poczuć zapach męskich perfum wymieszanych z damskimi. Wyczuwalna jest też woń, z pewnością drogiego alkoholu. Z gracją schodzę po schodach, a wzrokiem poszukuję rodziców. Błąkam się między elegancko ubranymi ludźmi, kiedy w końcu dostrzegam moją matkę. Idę w jej kierunku. Po drodze mijam kilkunastu mężczyzn. Przy każdym z nich się spinam, a serce lekko przyspiesza swój rytm.
Matka, ubrana w śliwkową sukienkę wygląda perfekcyjnie. Podchodzę bliżej nich.
- Tutaj jesteś słońce - wita się ze mną mama, całując mój zarumieniony policzek. Posyłamy sobie uśmiechy, po czym witam się z stojącym obok ojcem. Kiedy podchodzi do nas kelner z kieliszkami pełnymi szampana, biorę jeden z nich.
- Jak minął ci dzień? - pyta ojciec.
- Całkiem dobrze, ale przyznam, że ta praca jest męcząca - mówię popijając napój. Nagle przypomina mi się incydent z mężczyzną, który urządził mi awanturę - Wiesz, dzisiaj przyszedł do mnie pewien mężczyzna - zaczynam, jednak kiedy słyszę za sobą męski głos, przerywam. Moje serce przyspiesza, a ja próbuję zachowywać się naturalnie. Jakby każdy nieznajomy mi mężczyzna nie powodował u mnie lęku.
- Witaj John - wydaje mi się, czy ja przypadkiem znam ten głos - Amando - kontynuuje, a ja odsuwam się od źródła dźwięku. Zraz potem spoglądam w lewo. Nie widzę jednak zbyt wiele, bo nieznajomy odwrócony jest do mnie tyłem.Właśnie całuje dłoń mojej matki. Jednak gdy się odwraca, zamieram. To ten sam mężczyzna, który wpadł dziś do mojego biura!
Wpatrujemy się w siebie przez krótką chwilę.
- Violetto, to jest Leon Verdas - przedstawia mi go mój ojciec. Głośno przełykam ślinę.
- Mieliśmy już okazję się poznać - wtrąca nieznajomy. Cała drżę pod jego spojrzeniem. Jest ono wrogie i przesycone złością.
- Jak to? - tata wydaje się być lekko zdezorientowany. W końcu zbieram w sobie siły i postanawiam się odezwać.
- Ten mężczyzna wpadł dziś do mojego biura i zaczął się awanturować - zwracam się do ojca, unikając wzroku młodego biznesmena - Możesz mi powiedzieć kim on jest?
Na moment zerkam w jego stronę. Wciąż ten sam nieprzyjemny wyraz twarzy. On wywierca we mnie dziurę! Ojciec słysząc złość w moim głosie od razu reaguje.
- Spokojnie córeczko, Leon jest moim wspólnikiem - po jego słowach na moment wstrzymuję oddech. Nie wyobrażam sobie współpracy z tym człowiekiem - Przepraszam, że nie poinformowałem cie wcześniej - dodaje.
Milczę. Nie mam pojęcia co powiedzieć. W tym momencie wszystko byłoby złą odpowiedzią. Ponownie patrzę na Verdasa. Na szczęście on nie patrzy na mnie. Spostrzegam, że jego szczęki zaciskają się nerwowo.
- Leonie, przepraszam, że nie poinformowałem cie o tym, że firmę przekazuję córce - tłumaczy mężczyźnie - Kompletnie wypadło mi to z głowy. Jednak mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
- Oczywiście, że nie - odzywa się w końcu. Po moim ciele przechodzi dreszcz. Ma bardzo poważny ton. Mój wzrok ponownie pada na niego, lecz tym razem na jego sylwetkę. Muszę stwierdzić, ze jest dobrze zbudowany. Idealnie wyrzeźbione ciało ukryte pod czarnym garniturem szytym na miarę.
- Cieszę się - dopowiada tata.
- Jednak zachowanie pańskiej córki nie było odpowiednie - w tym momencie spogląda na mnie, a mi robi się gorąco. Jego przenikliwe, zielone oczy wpatrują się we mnie ze złością. Mam ochotę wydrzeć mu je, ale nie mam aż tyle odwagi. Poza tym, wystarczyłoby zetknięcie z jego skórą, bym przestraszona uciekła.
- Że co proszę? - pytam zażenowana - To pan wpada do mojego biura i urządza mi awanturę! Był pan bardzo niegrzeczny w stosunku do mnie - mówię podniesionym głosem. Patrzę na jego okropną, jednak również idealną twarz. Ma przymrużone oczy, a żyłka na jego szyi pulsuje. Można powiedzieć, że czekam na wybuch.
- Może mam przeprosić? - syczy. Na jego słowa prycham. Nie wiem nawet, co sprawia, że jestem taka odważna. Normalnie, od razu skuliłabym się pod jego obezwładniającym spojrzeniem.
- Byłoby miło - odpowiadam.
- Niedoczekanie - rzuca w moją stronę i spogląda na ojca - Na pewno dobrze przemyślałeś decyzję przepisania firmy? - pyta się go, a ja nie mogę uwierzyć, że to powiedział. Czuję jak oczy zachodzą mi łzami. Moje mniemanie o sobie nie jest wysokie. Za to on sprawia, że staje się jeszcze niższe niż dotychczas. Z niedowierzaniem otwieram usta i z kipiącą w oczach złością, ale i żalem patrzę na rodziców.
- Leonie, bardzo dobrze przemyślałem tą decyzję - słyszę głos taty. Na moment zamykam oczy, by nie wybuchnąć płaczem... Przecież jestem silna.
- Obyś tego nie żałował - dopowiada ledwo słyszalnie. Ku jego zdziwieniu, słyszę to ja oraz moi rodzice.
- Uspokójcie się! - moja matka podnosi głos - Macie do cholery współpracować, a nie kłócić się!
Kiwam ze zrozumieniem głową, rzucam szybkie "przepraszam" i odchodzę.
Kiedy znajduję się w toalecie, nie panuję nad sobą. Moja maska władczej i odważnej kobiety spływa wraz z makijażem i łzami. Trzęsą mi się ręce, nogi odmawiają posłuszeństwa. Ostatecznie opieram się o ścianę i zjeżdżam na samą podłogę. Chowam twarz w kolana i oddycham miarowo.
Wszystko mnie przytłacza. Nowa praca i tak była wyzwaniem. Teraz doszedł Leon Verdas. Niby jak mam z nim współpracować, skoro wystarczy, że na niego spojrzę, a już chce mi się płakać.
Tak, jestem niestabilna emocjonalnie, ale i tak jest lepiej. Bardzo długo pracowałam nad sobą, swoim zachowaniem, by normalnie, albo prawie normalnie funkcjonować. A tak oto zjawia się on i wszystko niszczy.
Z jednej, strony pragnę udowodnić mu, że nie jestem słaba i potrafię ogarnąć tak dużą firmę. Z drugiej strony, powoli tracę siły. Potrzebuję wsparcia, a dostaję kpinę.
Podnoszę się z podłogi i wpatruję się w lustro. Mogłabym stawić mu czoła, udowodnić mu, że się myli, jednak nasza współpraca nigdy nie będzie prawdziwa, ponieważ przeszłość wciąż depcze mi po piętach.
Przecieram wilgotne policzki i stwierdzam, że nie wyglądam najgorzej. Biorę kilka głębokich wdechów i wychodzę z toalety.
Słysze wolną muzykę. Szukam moich rodziców i znajduję ich wtulonych w siebie, poruszających się w takt melodii. Uśmiecham się do siebie. Ich miłość jest taka prawdziwa i szczera. Czy ja będę kiedyś kogoś tak kochać? Z pewnością nie. Ja przecież nie umiem ufać mężczyznom. Widzę w nich wszystko, co najgorsze.
Moje przemyślenia przerywa postać stojąca przede mną. Przymrużam oczy i dostrzegam mojego brata. Mimowolnie się uśmiecham i rzucam się mu w ramiona.
- Chris - szepczę, wtulona w jego pierś. To jest drugi i też ostatni mężczyzna, któremu ufam - Co ty tu robisz?
- Tata prosił, bym pojawił się tutaj chociaż na chwilę. Tak oto jestem - mówi, całując mnie w czoło. Czuję ulgę. W jego ramionach jestem bezpieczna.
- Coś się stało?
- Lepiej nie pytaj - mruczę i oboje zaczynamy poruszać się w rytm muzyki.
- A jak tam dzień w firmie? - słyszę rozbawienie w jego głosie.
- Nie mówmy o tym, dobrze?
- No dobrze - odpowiada i układa brodę na moim ramieniu.
Ja i Chris jesteśmy sobie naprawdę bliscy. Darzymy się ogromnym zaufaniem i miłością. Jest idealnym starszym bratem. Sam założył firmę i rodzinę. Jest idealnym mężem i ojcem.
Cała się spinam, gdy słyszę całkiem znajomy mi już głos.
- Odbijany - mówi, a ja przenoszę wzrok na niego. Tak oto stoi przed nami Leon Verdas. Jego twarz jest obojętna, zero emocji. Chris spogląda na mnie pytająco, a ja kiwam głową na "tak". Muszę stawić mu czoła, chociaż jestem słaba.
Gdy przestaję czuć kojący dotyk brata, zaczynam mieć wątpliwości. Moją dłoń ujmuje przystojny dupek, a po mym ciele rozpływa się prąd. Głośno przełykam ślinę i zaczynam drżeć, gdy swoją dłoń umieszcza na mojej talii i delikatnie przyciąga mnie do siebie. Czuję jego zapach. Jest odurzający, ale i przyjemny.
Z trudem znoszę tą bliskość, to dla mnie katorga. Moje ciało jest spięte, a najgorsze jest to, że oboje milczymy. Skoro nie ma chęci nic do mnie mówić, to nie mam zamiaru męczyć się w jego towarzystwie.
- Nie spinaj się tak - mówi cicho. Nie patrzymy na siebie. Jedyne co robimy, to lekko się poruszamy.
- Mów czego ode mnie chcesz i daj mi spokój - rzucam oschle.
- Violetto - zaczyna, a ja jestem zawiedziona, bo jednak chce mi coś przekazać - Jesteś zbyt słaba do tej branży - kontynuuje, tym samym wpijając w moje plecy noże.
- To wszystko? - tak, zachowuje się jak suka, ale to mój pancerz. Na moment spoglądamy sobie w oczy. Jego są ciemniejsze niż ostatnio. Bije od nich złość.
- Chce cie ostrzec. Myślę, że twój ojciec nie był do końca świadom swojej decyzji.
Przestaje tańczyć i wykręcam się z jego objęcia. Patrze na niego przyćmionymi oczami. Mam go dość.
- Świetnie, to teraz ja ci coś powiem - sama się sobie dziwie. Kolejny zastrzyk odwagi? - Zachowaj te swoje pieprzone opinie dla siebie. Kompletnie nie obchodzi mnie twoje zdanie, jesteś dla mnie nikim. Zachowujesz się podle. Jak w ogóle możesz tak mówić?!
To jest raczej pytanie retoryczne, bo on wciąż wpatruje się we mnie obojętnie.
- Jesteś pieprzonym dupkiem i jeśli masz chociaż trochę szacunku do mnie i mojej rodziny to mnie przeproś. A jak nie mnie, to chociaż moich rodziców - syczę ze złością.
Nie odpowiada mi. Jedyne co robi to prycha i uśmiecha się pod nosem. Tego jest za wiele.
Szybko podchodzę do niego i strzelam mu w policzek. Tak przynajmniej chcę zrobić, ale nagle czuję jego silną dłoń na moim nadgarstku. Mocno ją ściska, a przed oczami pojawiają mi się znienawidzone obrazy, wspomnienia. Z moich ust wydobywa się cichy jęk.
- Chciałaś mnie uderzyć? - mówi całkiem rozbawiony. Jego wzrok zmienia się w zdziwiony, gdy po moich policzkach zaczynają ciec łzy. Rozumiem, że dla niego to jest zabawa.
Ten dotyk... Silna męska dłoń... Jestem zbyt słaba.
Czym prędzej mnie puszcza, a ja łapię się za obolały nadgarstek. Rzucam mu spojrzenie pełne nienawiści i odchodzę.





Hej.
Dziś szybko i na temat. 
Tak oto prezentuje się 2 rozdział nowej opowieści.
Wciąż nie jestem do niej przekonana, ale mam nadzieję, że to się zmieni.

CZEKAM NA WASZĄ OPINIĘ :D

Następny rozdział za tydzień.
Udanej majówki życzę :*

Do następnego

XoXo

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka