sobota, 20 sierpnia 2016

.09.





Zaufać mu?
Jeszcze raz patrzę w jego idealne oczy. Delikatnie je mruży i patrzy na mnie wyczekująco. Nie mam już sił się wyrywać, walczyć, więc opuszczam ręce na znak poddania się. Nie ufam mu, jednak mam nadzieję. To ona zawsze trzymała mnie przy życiu. W najgorszych chwilach ona była ze mną, a ja z nią. Nadzieja. Tylko ona mi pozostała. 
Jego dłonie zjeżdżają z mojej talii i przypadkowo muskają pośladki. Wciągam głośno powietrze i zamykam oczy. Czyżby nadzieja mnie opuszczała? Mam dość. Jednak jeśli z nim nie pójdę i nie spróbuję, skończy się to tragedią. 
Kiwam lekko głową i spuszczam wzrok na buty. Nagle wydają się być czymś szalenie ciekawym. Czuję jak mnie dotyka. Jeden palec, drugi, trzeci... Trzyma mnie za rękę. Nie wiem już czy drżę w środku, czy na zewnątrz. Jego dłoń jest o wiele większa od mojej. Jest też ciepła, co sprawia, że moja, zimna się w nią wtula. To wszystko dzieje się kilka sekund, dla mnie, kilka godzin. 
- Za 10 minut wracamy - ogłasza Leon, a ja po raz kolejny zadaję sobie pytanie.
Czy on chce mi pomóc?
- Damy ci 15 minut. Pobaw się dłużej - śmieją się gardłowo, dlatego mocniej ściskam dłoń Verdasa. W nim jest moja nadzieja. On jest jej uosobieniem. 
Czuję jak mnie ciągnie za sobą. Idzie szybko, nic przy tym nie mówiąc. Nawet na mnie nie patrzy. Coraz bardziej się boję. Mocniej zaciska moją dłoń, więc z mych ust wydobywa się pisk. Wtedy odwraca twarz w moją stronę i lustruje mnie.
- To boli - szepczę, wskazując na splecione dłonie. Czuję jakby kończyna była odłączona od reszty ciała. Jednak jest to pewnie reakcja mojej chorej psychiki. Nie rozluźnia uścisku. Odwraca się i idzie dalej. Ciągnę się za nim, jak niewolnica. Szybko odganiam tą myśl i kreuje w głowie jedno hasło. ON MI POMAGA. Na pewno...
Ponownie słyszę śmiechy tamtej trójki, dlatego też podbiegam bliżej Verdasa. W oddali widzę koniec tej piekielnej ulicy. On też to chyba spostrzega, ponieważ zaczyna biec. Robię to samo. Nim się oglądam, jestem przyparta do ściany. Jego ciało. Moje ciało. Między nami nie ma przestrzeni. Za sobą czuję zimną cegłę, z której zbudowany jest dany budynek. Zamknięte dotychczas oczy, otwieram. Nie napotykam jednak jego wzroku. Mężczyzna wychyla głowę zza ściany i bacznie się czemuś przygląda. Serce bije mi niewyobrażalnie szybko. Przez tą bliskość chcę zwymiotować. Ręce mam spuszczone wzdłuż tułowia. Jestem na granicy rozpaczy. Wpatruję się w czarne logo Ralph'a Lauren'a, które naszyte jest na nieskazitelnie białej koszulce wspólnika. Nagle czuję jego wzrok na sobie. Wznoszę oczy ku górze i napotykam jego błyszczące tęczówki. Milczymy. Spoglądam w prawo i widzę jego rękę, która opiera się o ścianę, tuż przy mojej głowie. Przełykam ślinę i wracam do jego zielonych oczu.
- Odsuń się ode mnie - szepczę z braku sił. Ku mojemu zdziwieniu, szybko to robi. Patrzę na niego pełna lęku i odrazy. Z oczu wymykają mi się pojedyncze, słone łzy.
- Violetto, nie bój się już - odzywa się w końcu. Mocno przygryzam dolną wargę, a po chwili czuję metaliczny smak krwi w ustach. 
- Ty... - nie wiem jak zacząć. Chcę się upewnić, co do jego celów.
- Nie mam zamiaru cię krzywdzić - uprzedza szybko, a ja powoli wydycham powietrze z ulgą - Musimy biec. Trzymaj mnie za rękę, biegnij szybko, nie oglądaj się. Rozumiesz? 
Przytakuję energicznie, a potem czuję, jak jego dłoń ponownie oplata moją. Na mej twarzy z pewnością pojawia się grymas. Zaczynamy biec, a ja próbuję odgonić strach i odrazę względem Leona i jego bliskości. 
Tak jak zaleca, ani razu się nie oglądam. Pewnie nawet nie miałabym na to wystarczającej ilości odwagi. Gdy po kilku minutach biegu znajdujemy się w tłocznej uliczce, w której z pewnością nic nam nie grozi, Verdas się zatrzymuje. Robię to samo i z bijącym głośno sercem zerkam w jego tęczówki. Nie robimy nic, tylko oglądamy swoje twarze. Mam mieszane uczucia co do tego, co się przed chwilą stało. Jestem mu wdzięczna, ponieważ kolejny już raz mnie obronił. Gdyby nie on, możliwe, że przeżyłabym swój koszmar na nowo. Jednak, dlaczego właśnie on? Nie lubię go, on nie lubi mnie. Kompletnie się nie dogadujemy, wręcz nienawidzimy siebie nawzajem. Trudno mi przechodzi przez gardło słowo "dziękuję", gdy mam je skierować w stronę Leona. Nie mam ochoty przebywać w jego towarzystwie, a jak na razie mi to nie wychodzi. Los najwidoczniej nie jest po mojej stronie i ciągle krzyżuje nasze drogi ze sobą. 
- Wszystko dobrze? - pyta po chwili. 
- Jakby cie to obchodziło - mruczę prawie niesłyszalnie. On jednak to słyszy i patrzy na mnie chłodno.
- Równie dobrze mogłem cie tam zostawić - zaczyna, patrząc na mnie w dół - Tam i na basenie. Nie zrobiłem tego, więc może trochę milej? 
- Przepraszam - spuszczam wzrok - I dziękuję.
- Możesz powtórzyć? - mówi poważnie, jednak w jego głosie słyszę nutkę rozbawienia. Wzdycham głośno i ponownie spoglądam mu w oczy.
- Dziękuję - ogłaszam bardzo wyraźnie. 
- Lepiej - prycham na jego komentarz.
Nagle zauważam, że wciąż trzymamy się za ręce, a odległość między nami nie jest bezpieczna. Szybko wyrywam swoją kruchą dłoń i robię krok w tył. On z zaciekawieniem przygląda się moim poczynaniom. Pewnie oczekuje jakichś wyjaśnień, ale jak zawsze ich nie otrzymuje. Potrząsa głową i przenosi wzrok na coś za moimi plecami. Spoglądam tam gdzie on i widzę pub. 
- Dasz się namówić na drinka? - pyta, powodując u mnie niemałe zdziwienie. Myślę przez chwilę i w końcu odpowiadam.
- Nie, to nie jest dobry pomysł.
- Daj spokój, nie jesteśmy w pracy - przewraca oczami. Szczerze, nie poznaję go. A może właśnie poznaję prawdziwego Leona? - Za wyciągnięcie z kłopotów? 
Przygryzam nerwowo dolną wargę i ostatecznie kiwam głową na "tak". Nie wiem dlaczego to robię. Czuje się przy nim źle, ale nie jest to to samo, co było na początku. Poza tym, uratował mnie, więc jakoś muszę się odpłacić. Mężczyzna rusza przodem, a ja tuż za nim. W pubie panuje przyjemny dla oczu mrok. Jest tu duszno, czuć woń alkoholu i papierosów. W powietrzu unosi się dym i nie jestem do końca przekonana, czy jest to dym od papierosa... 
Verdas ciągnie mnie delikatnie za ramie. Potem siadamy przy barze na wysokich krzesłach. Od razu stwierdzam, że są niewygodne i twarde. Na szczęście nie mam zamiaru długo tu zostać. 
- Co podać dla pięknej pani? - pyta barman. Unoszę jeden kącik ust, próbując się uśmiechnąć. Nie wychodzi mi...
- 2 razy whisky - wyprzedza mnie mój wspólnik. Rzucam mu zdezorientowane spojrzenie, ponieważ nie zapytał się, co chciałabym wypić. 
- Robi się - rzuca barman i obraca się do nas plecami.
- Może nie chcę pić whisky? - pytam. Nie wiem skąd u mnie tyle odwagi, ale pasuje mi to. Czuję, że trochę otwieram się na towarzystwo Leona lub chociaż je akceptuję.
On nie zwraca uwagi na moje pytanie i kiedy tylko pracownik podaje nam szklanki pełne trunku, podnosi jedną z nich i jednym duszkiem opróżnia. Patrzę na niego otępiała. Przecież to jest mocne! Zraz potem Leon odwraca twarz w moją stronę i lustruje mnie całą. Nie czuję się komfortowo, chowam się pod jego spojrzeniem i uderzają mnie wątpliwości, co do zgody na drinka. 
- Nie patrz tak na mnie - rzuca i ponownie przechyla szklankę, z nadzieją, że zastało tam jeszcze parę kropel alkoholu. 
- Jak? - nie mogę się powstrzymać. 
Mężczyzna znów patrzy na mnie, tym razem głębiej i dłużej. Toczymy walkę na wzrok i oczywiście ja przegrywam. Skupiam się na jego palcach, które kreślą kółka na szklance. To trochę uspokajające. Pomijając fakt, że się stresuję, czuję się niekomfortowo, jest mi trochę niedobrze, pocą mi się ręce i jest mi duszno, nie jest najgorzej. Znów odczuwam silną potrzebę spojrzenia mu w oczy, więc ulegam. Zielone tęczówki otaczają czarną jak smoła źrenicę. Wpatrują się w moje, nie tak piękne. Ponownie to robimy. Ponownie wpatrujemy się w siebie bez słowa. To przerażające, ale nie mogę przestać. Jestem jak w transie, śnie, z którego za żadne skarby świata nie chcę się wybudzić.
- Jakbym za chwilę miał cie skrzywdzić - odpowiada w końcu, a ja prostuję się na stołku. 
- Ja... - chcę się mu sprzeciwić. Ale jak to zrobić, skoro mówi całkowitą prawdę?
- Lepiej się napij - podsuwa mi szklankę pełną whisky, a sam zamawia koleją. 
Bez zastanowienia biorę ją do ręki i przykładam do spierzchniętych ust. Na początku czuję gorycz. Jedyny alkohol, który piję to słabe drinki lub wino. Nie jestem przyzwyczajona do palącego uczucia w gardle, które pozostawia po sobie ten trunek. 
- Powoli - słyszę głos wspólnika, kiedy łapczywie wypijam 3/4 szklanki. 
- I kto to mówi - rzucam. Na mojej twarzy z pewnością widoczny jest grymas. 
- Wydaje mi się, że jestem bardziej doświadczony niż ty - komentuje i upija łyk ze szklanki. 
Kolejny raz podnoszę naczynie i opróżniam je. Znów się krzywię, ale powoli się przyzwyczajam.
- Jeszcze jeden, proszę - mówię. 

Nie spodziewałam się, że to kiedyś powiem, ale Verdas jest bardzo dobrym kompanem do picia. Pijemy już którąś z kolei szklankę whisky, a żadne z nas nie odezwało się ani słowem, co bardzo mi pasuje. Wystarczy, że jest obok, nie chcę słyszeć jego ochrypłego, męskiego głosu, który powoduje u mnie ciarki.
- Zastanawiam się - oznajmia. 
W mojej krwi jest zbyt wiele alkoholu, by racjonalnie myśleć. W jego pewnie również.
- Hmn? - bełkoczę pod nosem, upijając łyk.
- Dlaczego się tak zachowujesz? - spogląda w moją stronę. 
- Jak? - rzucam bez zastanowienia. W końcu jestem pijana, a w tym stanie mówi się co ślina na język przyniesie. 
- Boisz się mężczyzn.
- Już mi kiedyś to mówiłeś - dodaję, lekko chichocząc. 
- Więc to prawda? - on nie wydaje się być otumaniony alkoholem. Nie odpowiadam, a jedynie ciężko wzdycham. 
- Więc to prawda - mruczy do siebie odpowiedź na własne pytanie - Co się stało?
- Nie sądzę, że jesteś osobą, której chciałabym się zwierzyć - odzywam się chłodno. Ten temat mnie denerwuje. 
- A może właśnie nią jestem? - spoglądam na niego. Poważna twarz, na której maluje się uczucie niepewności. Mruży oczy, co wygląda nawet uroczo. Zjeżdżam wzrokiem w dół i zatrzymuję się na ustach. W tym samym czasie Leon postanawia oblizać je językiem. 
- Nie jesteś - mruczę i skrępowana patrzę w innym kierunku. 
- Jak mamy współpracować? 
- To jest mój problem, nie mieszaj się do tego. Jasne? - prawie krzyczę. Podnoszę wzrok, a nasze spojrzenia znów się spotykają. Unosi brwi do góry, zszokowany moim wybuchem.
- Przepraszam - szepczę, o ile jest to możliwe w gwarnym pubie.
- Nie wiem jak z tobą rozmawiać - przyznaje.
- I wzajemnie - prycham - Dlaczego tu ze mną siedzisz? Nie bawisz się ze swoją przyjaciółką? - pytam. Zauważyłam, że Verdas nie przepada za towarzystwem Alice i właśnie dlatego o tym mówię. Może jestem niemiła, ale chcę zmienić temat. Mam dość zainteresowania moją osobą, co jest absurdalne, ponieważ w głębi duszy jej pragnę. 
Szczęka mężczyzny się zaciska, tak jak jego dłoń na szklance. 
- Nie chcę o tym mówić - przyznaje. 
- Jak to? Dlaczego? - udaję zmartwioną. Chcę, aby zrozumiał aluzję. Nie powinien interesować się moim życiem, wbrew mojej woli. 
Wzdycha ciężko i wywraca oczami. Zrozumiał. Siedzimy chwilę w ciszy. Oglądam się do tyłu i widzę ludzi, którzy dobrze się bawią. Jakby nie mieli problemów, przeżyć, kłopotów. A może je mają, tylko zostawili je w progu pubu? Zamykam oczy, gdyż kręci mi się w głowie. Od dawna nie piłam tak dużej ilości alkoholu w jeden wieczór.
- Wracajmy już - słyszę jego głos. Kiwam głową i próbuję bezpiecznie zejść z krzesła barowego, co nie do końca mi się udaje. Spadam na tyłek, przyciągając na siebie uwagę kilku osób. Oddycham głęboko, by się nie rozpłakać. Gdy jestem pijana, mój stan psychiczny jest bardzo zmienny. 
- Wstawaj z tej podłogi - chichocze Leon. Muszę przyznać, że jest to bardzo miłe dla uszu. 
Podpieram się na ręce i łapię wyciągniętą dłoń wspólnika, po czym stoję na prostych nogach. Świat zaczyna mi wirować, więc postanawiam jak najszybciej wyjść z tego dusznego miejsca. Nagle czuję delikatny ucisk na ramieniu. To Verdas ciągnie mnie w kierunku wyjścia, a przynajmniej mam taką nadzieję. 
Kiedy jesteśmy już na zewnątrz uderza mnie świeże powietrze. Od razu czuję się lepiej, ale dla zwiększenia psychicznego balansu, oddycham miarowo i głęboko, tak jak kazał mi terapeuta.
- Możemy iść - ogłaszam otwierając ciężkie powieki. Idziemy ramie w ramie, przeciskamy się między ludźmi. Co chwile chichoczę, nie wiedząc dlaczego. Spoglądam w lewo i widzę szukającego czegoś w kieszeni Leona. Zaraz potem wyjmuje on niewielkie pudełko, z którego wyciąga papieros. Wzdycham głośno, gdyż nie lubię, kiedy ktoś pali w moim towarzystwie. Dziwi mnie jednak jedna rzecz. Uwielbiam zapach Verdasa. Dym papierosowy wymieszany z miętą stają się moim uzależnieniem. Patrzę  na niego wrogim spojrzeniem, gdy wkłada do ust jeszcze niezapaloną fajkę. Następnie z innej kieszeni wyjmuje zapalniczkę i jej używa. Chwilę później widzę, jak wydycha dym i nie zaprzeczę, że to jest seksowne. 
- Coś nie tak? - pyta, kiedy zauważa, że się mu przyglądam.
- Nie lubię, kiedy ktoś pali w moim towarzystwie - informuję. Na początku patrzy na mnie jak na idiotkę, a później wybucha śmiechem.
- W tym nie ma nic śmiesznego - burczę. 
- Możesz iść sama, jeśli coś ci się nie podoba - mówi i ponownie się zaciąga. Jest przy tym tak arogancki i chamski, że zatrzymuję się i postanawiam przejść na drugą stronę ulicy. 
- Poczekaj - słyszę za plecami, na co się wzdrygam. 
- Nie pasuje mi to, że palisz w moim towarzystwie, więc idę sama - ogłaszam pewnie i nie oglądając się za siebie, idę na przód. Wtem czuję pociągnięcie do tyłu. Wiem, że to on, ale zbyt mnie denerwuje, żeby odpuścić. Ostatecznie to on mnie obraca twarzą do siebie. Jego oczy są spokojne, ale w pewnym momencie przestaje je dobrze widzieć. Biorę wdech i zerkam na jego otwartą buzię. 
Wypuścił dym na mnie i to z pewnością nie było przypadkowe.
- Idiota - warczę i wyrywam swoją rękę. Wymijam go i idę w poprzednim kierunku.
- Zachowujesz się jak dziecko - komentuje. 
- Lepsze to, niż bycie skończonym dupkiem! - krzyczę.
- A już zmieniałem opinię o tobie - syczy. W tym momencie cały alkohol z nas wyparował. Zastąpiła go złość. 
- Zamknij się już. 
Idziemy w ciszy dobre 15 minut, aż rozpoznaję nasz hotel. W ciszy przemierzamy przestronny hol i recepcję. Wzywam windę i modlę się, by mój wspólnik nie wsiadł razem ze mną, ale to przecież jest niemożliwe. Wchodzimy do niej razem. On staje opierając się o ogromne lustro, ja naciskam przycisk. Ten człowiek niemiłosiernie mnie irytuje. Zachowuje się okropnie, a ja mam się mu zwierzyć? Niedoczekanie. Jednak ilość przypadków, gdy ratuje mnie z kłopotów wciąż rośnie. 
- Przepraszam - mówimy w tym samym czasie. Delikatnie się uśmiecham i wychodzę z windy. 
Ponownie w ciszy przemierzamy korytarz. Znów czuję lęk, spowodowany otaczającą nas ciemnością. 
- Dziękuję - mówię, kiedy stoję w progu drzwi do mojego pokoju. 
- Za? - pyta mężczyzna. Przewracam oczami.
- Za to, że jesteś tam, gdzie potrzebuję pomocy - szepczę, ale wiem, że doskonale to słyszy. Nawet w mroku widzę jak się uśmiecha. Dostrzegam też niewielkie dołeczki, co jest naprawdę słodkie, ale niestety nie pasują one do jego osobowości. 
- Wiesz - podchodzi bliżej mnie, a ja biorę głęboki wdech. Przełykam ślinę. Już dawno wytrzeźwiałam... 
- Hmn? - mój głos drży, czuję to. On jest zbyt blisko.
- Dziś znowu udowodniłaś, jak bardzo nieodpowiedzialna jesteś.
Patrzę na niego z niedowierzaniem. Przed chwilą mnie przepraszał, żartował i uśmiechał się, a teraz znów wraca do swojej dawnej postaci.
- Jeśli znowu masz zamiar wytykać mi błędy i mówić, jak źle postąpił mój ojciec, to sobie daruj - mówię, a w oczach zbierają mi się łzy. Mężczyzna podchodzi jeszcze bliżej. W powietrzu unosi się zapach tytoniu i mięty, no tak...
- Jak możesz chodzić po nieznanym mieście sama, o tak późnej porze? To szczyt głupoty i nieodpowiedzialności! - unosi się, a zaciskam pięści. 
- Przede wszystkim - zaczynam - Odsuń się ode mnie. 
Po kilku sekundach wpatrywania się w moją twarz, robi to, o co go proszę. 
- Nie znasz mnie, mojej historii. Nie wiesz niczego i wolę, żeby już tak zostało. Może i postąpiłam głupio, ale nie w twoim interesie jest ocenianie i pouczanie mnie. 
- Violetta - próbuje mi przerwać.
- Nie - unoszę dłoń - Dziękuję za uratowanie mi życia. Postaram się już więcej nie wchodzić ci w drogę, skoro jest to dla ciebie problem. A teraz żegnam - kończę i trzaskam drzwiami. 
I zaczyna się moja codzienność. Kładę się na łóżku i zaczynam płakać. Ludzie są okrutni. Świat jest okrutny. Życie jest do dupy. 


Hejka!
Rozdział 9 wygląda właśnie tak :)
Jak zawsze, mam nadzieję, że się Wam podoba!
Następny? 
Jak zawsze, nie wiem kiedy xD

A co do konkursu.
Kurczę, przepraszam Was za to mega wielkie opóźnienie, ale nie mogę się zebrać! Jestem w połowie oceniania i nie mogę ruszyć dalej. 
Wybaczcie, staram się.
Ale niestety uczę się (w wakacje xD) i to mnie trochę ogranicza :/

Dziękuję za wszystkie komentarze i przede wszystkim za obecność <3
Kocham Was
Całuję mocno
I dziękuje 

Ola 

23 komentarze :

  1. Odpowiedzi
    1. Hej, Hej mój misiaczku <3
      Jejku jak za tobą tęskniłam <3

      Nie wiem dlaczego ale zawsze jak czytam twoje rozdziały albo sie śmieje, albo uśmiecham jak głupia a nawet tańczę ze szczęścia!

      Verdas ją uratował *-*
      Omg!
      Nie mogę!
      A już liczyłam na buziaka :')
      Nawet kurna w policzek <3
      A i tak Cyśka by była zadowolona xd

      Violka ty nie przesadzaj!
      Ja ci dam kuźwa obrażać mojego Lajona!
      Ja ci dam!

      Verdas i papierosy....
      Ja nie wiem dlaczego zawszę mnie ciągnie do niegrzecznych chłopców którzy palą, piją itd!
      No ja nie wiem...
      Np. Taki Michał. Pali papierosy a ja nie wiem czem ale mi się podoba!

      Ale tak na fuksie wchodzę na twojego bloga xd
      Wpisałam nie ten link co trzeba i boom!
      Takie ,,Dodała rozdział?''
      I dla pewności chciałam sprawdzić xd

      Wiesz jak mi się nudzi w te wakacje?
      W cholerę!
      Misia dawno nie pisałyśmy :'(
      Popiszemy?
      Dziś?
      Jutro?
      Nawet za tydzień czy za dwa miesiące ale popiszemy?

      Pozdrawiam i kocham cię miśka <3
      Cyśka/ Tesska <3

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Kochana z rozdziału na rozdział mnie zadziwiasz.
      To opo jest takie zajebiste, że aż chce się czytać i czytać 😁

      Verdas jak zwykle zmienia humorki.
      Ten facet zachowuje się gorzej niż kobieta w ciąży!
      No błagam. Raz milutki, a następnym razem cham i burak!
      Co z niego za człowiek.
      Kręci go takie zachowanie?
      Uratował jej tyłek. Kolejny raz. Nawet poszli razem do pubu, ale nie może być zawsze pięknie, prawda?
      Verdas znowu schrzanił.
      Zastanawiam się nad tym kiedy oni zaczną się dogadywać.

      Cudowny.
      Czekam na next :*
      Buziaczki :* ❤

      Maddy ❤

      Usuń
    2. Madzika powiem coś ale nie jest to do tematu XD
      ''Bo widzisz, słońce, tak już czasem bywa.
      Raz pęka serce, raz prezerwatywa.''
      XD Płatek nie jadłam :*

      Usuń
  3. Cudowny rozdział
    Verdas to taki odmieniec z wiecznym okresem
    Najpierw było dobrze, a potem poszło się j*bać
    Ale to mały krok ku szczytowi
    Coraz dalej, a Verdas będzie idealny dla V
    Czekam na next

    Patty;*

    OdpowiedzUsuń
  4. O jeny!
    Leon uratował V no i drinkowali razem coraz ciekawiej...
    Uwielbiam *.*
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  5. O maj gat <3333333333
    JESTEM TOTAL IN LOVE Z TYM ROZDZIAŁEM <3
    Kocham ten rozdział jestem w nim tak zakochana nie wiem czemu <3

    Przeczytało mi się go tak strasznie szybko aż za szybko ale tak mega przyjemnie <3

    Niby nie miałam wątpliwości czytając końcówkę tamtego rozdziału, że Leon jej coś zrobi i nawet nie podejrzewałam, że może ją skrzywdzić, ale zaczynając ten rozdział, pojawiły się pewne obawy.
    Napisałaś to tak perfekcyjnie, że do końca nie wiedziałam, czy przypadkiem Leonowi coś nie strzeli do głowy.

    Miałam już taką nadzieję, że ich relacje się polepszą, że może się na siebie otworzyli, raczej Violka się otworzyła, a tu taka klapa na koniec.
    Naprawdę już myślałam, że będzie dobrze.

    Czekam na next ;8

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudny rozdział !
    Uwielbiam to opowiadanko !
    Leon kolejny raz ratuje Violke
    Spędzają ze sobą czas na rozmowie , drinki , klub - luźna atmosfera. Verdas wydaje się być taki inny - wyluzowany i bardziej - ludzki ? 😉
    Niestety kończy się jak zawsze czyli kłótnią, Verdas za bardzo na nią naciska , chce ją poznać , ale widać ona mu nie ufa Nie ma się co dziwić po tym co przeszła. W dodatku ten jego ironiczny a zarazem arogancki ton .
    Widac , ze Verdas nie jest obojętny Vilu , zobaczymy co z tego wyniknie :D
    Czekam na kolejny rozdział 😉
    😘

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowne, zresztą jak zwykle. Jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczy się ta znajomość ^^ czekam na next 😀

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie,
    Blake ❤️

    OdpowiedzUsuń
  8. Odpowiedzi
    1. Leon ratuje Vils *.*
      Znów xD
      Nie podoba mi się to, jak ją traktuje :/
      Mam nadzieję, że się zmieni ;)
      Piją razem?
      Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji ;*
      Świetny rozdział <3
      Czekam na next!
      Besos ;**

      Usuń
  9. Czekałam na niego 😍
    Jejku, Leòn jest taki nieodpowiedzialny.
    Nagle miły a za chwilę arogancki:)
    Pokłócili się znowu, ugh.
    On naprawdę jest głupi bo nie wie co się dokładnie stało a mówi, że to szczyt nieodpowiedzialności.

    Oj Leoś Leoś:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow.Kobieto.Wow.
    Zaskakujesz jak zawsze.
    Ja to normalnie dzień i noc myślę o twoim blogu.

    Leon ZNÓW uratował Viole.
    Wypad na drinka.
    Ich relacja jest bardzo dziwna.
    Raz są dla siebie mili ,drugi skaczą sobie do gardę.
    Leon jest strasznie ciekawski ,ale sam nie może zdradzić o sobie paru szczegółów.
    Chce więcej.
    WIĘCEJ!

    Wspaniałe
    Cudowne
    Czekam:*

    Gabi:*

    OdpowiedzUsuń
  11. Jest zajebisty! :*
    Kiedy next? :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny!
    Kiedy dodasz kolejny?

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka