Epilog dedykuję wszystkim czytelnikom.
Dziękuję za wszystko!
Czas mijał szybko. Violetta wciąż kochała Leona. On ją również. Jednak dziewczyna bała się jeszcze raz spróbować. Bała się rozczarowania, bólu, łez i żalu. Szatynka nie mogła jednak żyć bez niego. Postanowiła pozostać jego przyjaciółką, a przynajmniej spróbować. Leon zaznał szczęścia u boku Rose. Jak się okazało, stara miłość nie rdzewieje. A może chłopak oszukiwał sam siebie? Jednak większa część serca chłopaka należała do Violetty, ale nie chciał się narzucać. Musiał zaakceptować jej decyzję. Bycie jej przyjacielem było szalenie trudne. Lecz wolał być jej przyjacielem, niż na zawsze ją stracić.
Dziewczyna często chorowała. Niby niegroźne przeziębienia, grypy. Jednak coś było nie tak. Violetta chudła w oczach, a przyjaciel nie wiedział jak może jej pomóc. Castillo miewała częste zawroty głowy, nudności.
Pewnego dnia Verdas usłyszał dzwonek do drzwi. Czym prędzej je otworzył. Jego oczom ukazała się krucha postać Violetty. Jej twarz nie pokazywała żadnych uczuć, niczym z kamienia.
- Coś się stało? - zapytał przerażony. Kiedy przeniosła swój wzrok na jego oczy, poznał odpowiedź. Coś się działo, a on szybko chciał się dowiedzieć co.
- Muszę wyjechać - powiedziała łamiącym się, bezsilnym głosem.
- Dlaczego? - Leon poczuł, jak jego serce ponownie się rozpada. Czuł się tak, jak wtedy. Tego dnia, w którym dostał list pożegnalny.
Chłopak nie dostał jednak odpowiedzi.
- Violetto, błagam powiedz mi co się dzieje - uniósł swój głos, błagalnie patrząc na dziewczynę.
- Przeprowadzamy się - pisnęła, po czym wtuliła się w jego pierś.
- Nie pozwolę na to. Nie możesz znowu zniknąć! - Leon był zdenerwowany.
- Ci... - szeptała - Już niczego nie da się zmienić.
- Powiedz mi proszę, że wrócicie - mówił zachrypłym, przepełnionym żalem głosem. Tak bardzo chciał usłyszeć " wrócimy". W odpowiedzi jednak usłyszał ciszę.
- Przykro mi - szepnęła - Najprawdopodobniej to ostatni raz, kiedy mnie widzisz.
- Nie! Violetta, powiedz, że żartujesz!
W odpowiedzi pokiwała przecząco głową.
- Przecież jest Skype, Facebook. Możemy się kontaktować. Będę cie odwiedzać - zapewniał nerwowo.
- Leon - wypowiedziała jego imię, jakby było najcenniejszym kamieniem - Chcę zacząć od nowa.
Potem wspięła się na palce i ucałowała jego usta - Żegnaj - mruknęła i wyszła z zaszklonymi oczami.
Chłopak był w furii. Nie wiedział co z sobą zrobić. Nie zdążył jej nawet powiedzieć, jak bardzo ją kocha. Pięściami uderzał w ścianę, jakby miało mu to pomóc. Stracił ją po raz kolejny. Jednak teraz nie było już nadziei na powrót. Wszystko stracone.
Mijały tygodnie, miesiące. Brak jakiegokolwiek znaku życia, jej głosu, dotyku, uśmiechu.. Powodował, że Leon pogrążył się w żalu i rozpaczy. Bardzo przeżywał rozstanie z osobą, która go zmieniła, pokazała co to znaczy kochać.
Całymi dniami przesiadywał w swoim pokoju. Zaniedbywał wszystko. Szkołę, swój związek z Rose, rodzinę, pasję jaką był motocross. Jedyne co robił, to wyglądał przez okno lub oglądał ich wspólne zdjęcia. Nie mógł pogodzić się z jej stratą.
- Może przeszedłbyś się do babci? - spytała mama Leona, wchodząc do pokoju - Od tygodnia leży w szpitalu, z pewnością ucieszyłaby się.
- Nie mam ochoty - rzucił na odczepnego.
- Synku, wiem jak ciężko jest się pogodzić ze stratą. Jednak życie toczy się dalej. Jesteś młody, mądry. Świat stoi przed tobą otworem. Wyjdź z tego pokoju, spotkaj się z Rose, przyjaciółmi. Spróbuj się z tym pogodzić - mówiła - Minęły już 4 miesiące. Nie możesz się tak zaniedbywać.
- Masz rację - powiedział, podnosząc się z łóżka - Odwiedzę babcie.
Droga do szpitala zajęła mu 10 minut. Kiedy już się tam znalazł, czym prędzej odnalazł salę staruszki. Spędził z nią 2 godziny. Chociaż na chwilę oderwał się od natłoku myśli, związanych z szatynką.
Gdy zmierzał ku wyjściu, zobaczył na ziemi coś mieniącego się w światłach szpitalnych lamp. Przykucnął i podniósł, jak się okazało łańcuszek. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że wyglądał identycznie, jak ten, dany Violettcie. Utwierdził się w swoich przekonaniach, kiedy dostrzegł wygrawerowany napis.
- Violetta - szepnął do siebie, po czym głośno przełknął ślinę - Niemożliwe.
Czym prędzej ruszył wgłąb budynku. Chodził i rozglądał się. Poszukiwał tej kruchej osóbki, którą tak mocno kochał.
Targały nim emocje. Nie wierzył w to, co się właśnie działo. Miał nadzieję, że to nie głupi sen, po którym znowu pogrąży się w rozpaczy.
Zaglądał do sal, z nadzieją w sercu. To nie był sen.
Kiedy otworzył drzwi jednej z szpitalnych sal, spostrzegł puste łóżka. Przeniósł wzrok na parapet, przy którym stała chudziutka postać. Opierała się o ścianę. Na głowie miała chustkę, zakrywającą powierzchnię włosów. Dobrze wiedział, że był to oddział onkologiczny.
Leon był zmęczony poszukiwaniami. Postanowił zapytać się napotkanej dziewczyny o Violettę.
- Przepraszam - zaczął. Kiedy jego głos doszedł do pacjentki, ta wyprostowała się. Wciąż patrzyła na widok za oknem, nie odwracając się do tyłu. Chłopak zaczął podchodzić bliżej - Przepraszam, czy widziałaś może niewysoką szatynkę z dużymi, brązowymi oczami? - dopytywał.
- Nie - usłyszał cichy głos.
Leon westchnął, podziękował i ruszył w kierunku wyjścia z sali, kiedy go oświeciło. Ten głos. On go bardzo dobrze znał. Czym prędzej obrócił się w stronę dziewczyny i podszedł do niej. Położył dłoń na jej ramieniu i powoli obrócił w swoją stronę.
- Violu - szepnął, gdy ujrzał jej twarz. Dziewczyna była bardzo blada. Jej oczy pozbawione blasku, szczęścia i radości. Odnalazł ją. Potem przeniósł wzrok na chustkę, jej chude ciało. Serce zaczęło mu szybciej bić.
Oczy Violetty skupione były na jego szmaragdach. Bardzo szybko się zaszkliły, a kiedy na sekundę przymknęła powieki, wypłynęły z nich łzy.
- Hej - szepnęła bezsilnie. Zaraz potem znalazła się w jego ramionach. Głęboko wdychała tą wspaniałą woń perfum Verdasa. Cała się trzęsła. Chłopak gładził ją po plecach. Szalenie delikatnie, by nie uszkodzić jej kruchego ciała.
- Teraz już wiesz - rzekła, gdy oderwali się od siebie.
- Vilu, czy ty... - nie skończył, gdyż dziewczyna mu przerwała.
- Czy mam raka? - wtrąciła - Tak, mam białaczkę.
Chłopak nie wiedział co ma powiedzieć. Wszystko będzie dobrze? Nie przejmuj się? Po prostu milczał.
Violetta wyrwała się z jego objęć i usiadła na łóżku. Na moment przymknęła oczy. Verdas podszedł do niej i kucnął na przeciwko niej.
- Nigdzie nie wyjeżdżałam - ponownie się odezwała - To było kłamstwo.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Nie chciałam, żebyś się nade mną litował. Nie chciałam, żebyś się martwił. Kłamstwo było najlepszym rozwiązaniem.
- Violetto, przecież choroba niczego nie zmienia - szeptał, cały się trzęsąc.
- Jak to nie?! - podniosła głos - Leon, ja umieram!
Po tych słowach z oczu Leon wypłynęła pierwsza łza. Wciąż jednak przyglądał się jej bladej skórze.
- Nie patrz tak na mnie. Jestem brzydka - mruknęła.
- Nie pieprz głupot, jesteś piękna - szybko wtrącił Leon.
- Proszę cię. Na mojej głowie nie ma ani jednego włosa. Jak można nazywać mnie piękną? - potem wybuchła płaczem.
- Violetto, jesteś idealna - powiedział, po czym mocno ją przytulił. Jadnak dziewczyna zaczęła go od siebie odpychać.
- Leon, idź już.
- Zapomnij. Nie po to cie odnalazłem, żeby cie teraz zostawiać.
Violetta
Musiałam skłamać. Choroba mnie przerosła, a przede wszystkim zaskoczyła. Czułam się okropnie. Jednak pogodziłam się z faktem, że z minuty na minutę stawałam się coraz bardziej słabsza. Coraz bliżej było mi do śmierci.
Ja jednak nie bałam się odejścia z tego świata. Oznaczało ono koniec moich cierpień na ziemi.
Jedyne, czego się bałam, to to, że zostawię ludzi, którzy mnie kochają. Zostawię Leona. Tak bardzo mnie to bolało. Mój ukochany będzie tak bardzo cierpiał. Będę kolejną dziewczyną, która nie z jego winy zniknie z tego świata.
To było najgorsze.
♥
Po tym, jak chłopak ją znalazł i poznał prawdę, przesiadywał u niej całe dnie. Rozmawiali, śmiali się. Tak jak dawniej. Leon ciągle powtarzał dziewczynie, jak bardzo jest piękna. On sam nie widział problemu w tym, że jest łysa, blada i słaba, coraz słabsza...
Rozstawali się jedynie wieczorem. Chociaż Verdas zostawał czasem na noc.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęskniłem - powiedział, kiedy w szpitalu panował mrok. Oni leżeli na szpitalnym łóżku Violetty - Nigdy więcej mi tego nie rób.
- Dobrze - uśmiechnęła się do siebie i jeszcze mocniej wtuliła w tors chłopaka.
- Pamiętaj, że jestem zawsze, o każdej porze. Kiedy mam dobry humor albo jestem zmęczony. Wtedy gdy boli mnie gardło i wtedy, kiedy wieczorami myślę o tobie. Jestem nawet wtedy, gdy nie mam ochoty z nikim gadać, bo mam wszystkiego dość. Pamiętaj o tym Violetto.
Podczas jego przemowy dziewczyna kilka razy się zaśmiała, jednak ostatecznie w podziękowaniu ucałowała jego policzek i serdecznie się uśmiechnęła.
To było najlepsze co mogło go wówczas spotkać. Jej uśmiech. Największa radość sprawiała mu myśl, że pojawił się on dzięki niemu.
Z każdym dniem Violetta stawała się coraz słabsza. Leon jednak nie dopuszczał do siebie myśli, że ona może umrzeć..
Chłopak, Fede i jej rodzice całymi dniami przesiadywali z chorą.
Kiedy minęły 2 miesiące od poznania prawdy przez Leonem, dziewczyna nie ruszała się z łóżka. Zaprzestano też podawania chemioterapii, gdyż najprawdopodobniej nie przeżyłaby jej. Wszystko zmierzało ku końcowi, a oni na nowo się zakochiwali, a raczej umacniali swoją miłość.
Była niedziela. Za oknem było ponuro i zimno. Zbliżała się burza.Oni jednak wpatrzeni w siebie rozmawiali.
- Leon, wiesz, że to już koniec? - zaczęła dziewczyna, ledwo słyszalnym głosem.
- Żyjmy chwilą Vilu - po czym ucałował jej czubek głowy.
Oczy dziewczyny z wielką trudnością otwierały się i zamykały. Leon wciąż trzymał jej rękę, którą co chwila całował.
- Chcę, byś był szczęśliwy - mruczała.
- Jestem szczęśliwy Vilu - mówił z uśmiechem na twarzy.
- Szczęściara z tej Rose - ciągnęła.
- Vilu, ja kocham tylko i wyłącznie ciebie - jego głos się trząsł, a do oczu nachodziły słone łzy.
- Przepraszam, ale chyba źle usłyszałam - powiedziała ostatkiem sił.
- Nie usłyszałaś źle. Jesteś najcudowniejszą osobą jaką poznałem. Dzięki tobie żyję. To ty pokazałaś mi, że szedłem złą drogą i wskazałaś mi dobrą. Nie mogę bez ciebie żyć. Kocham cie Aniele - wtedy ujrzał łzy spływające po jej policzkach - Dlaczego płaczesz Aniołku?
- Bo teraz wiem, że jestem dla ciebie ważna.
- Tak zawsze było, jest i będzie - mówił łamiącym się głosem. Nie ukrywał już swoich łez.
- Kocham cie - wypowiedziała te dwa słowa ostatkiem sił.
Oboje uśmiechali się, zbliżając się do siebie, aż w końcu ich usta połączyły się w długo wyczekiwanym pocałunku. Przelewali w nim swoją miłość, ale i żal. Wtedy wydawało się, że już nic nie może ich rozdzielić, a jednak. Dźwięk, który przeraża każdego, kto jest w szpitalu.
Odsunął się od niej, nie puszczając jej dłoni. Usnęła z uśmiechem na twarzy... Usnęła na zawsze. Leon, cały czas nie puszczając jej kruchej dłoni, przez łzy powtarzał.
- Kocham cie Aniele. Będę walczył dalej. Dla ciebie. kocham cie nad życie.
Wtedy właśnie zrozumiał, że tak naprawdę to ona go wspierała, pomagała, była z nim w każdej chwili jego życia. Była dla niego najważniejsza. Zrozumiał, że to ją i tylko ją kochał, a Rose była odskocznią od problemów i strachu. Tylko wówczas było już za późno.
Leon
Ubrany w czarny garnitur, siedziałem na ostatniej ławce w świątyni. Słuchałem pożegnalnej mowy mamy Violetty.
- Moja Violetta - zatrzymała się, by powstrzymać łzy - Violetta była cudownym dzieckiem, które zabierają Aniołowie, do nieba...
Anioł. Mój Kochany Anioł właśnie leżał w trumnie, czekając na wieczny spoczynek. Tak trudno było się z tym pogodzić. Przed oczami pojawiały mi się wszystkie nasze wspólne chwile. Dzień, w którym ją poznałem. Chociaż, znałem ją już wcześniej. Jednak wtedy byłem okropnym człowiekiem. Skrzywdziłem ją, a ona mi to wszystko wybaczyła. Dała kolejną szansę. To ja zawsze wszystko pieprzyłem.
Mój Anioł odchodził do innego świata. Świata bez problemów, zła, niebezpieczeństwa. Świata beze mnie...
Spojrzałem w bok. Dostrzegłem zapłakane twarze Fran i Ludmi. W ich rękach trzymały te same kwiaty co moje. Jej ulubione. Kwiaty, które codziennie będę zostawiał na jej grobie.
Jedyne, o co mogłem siebie obwiniać to to, że tak mało czasu z nią spędziłem. Że tyle czasu zmarnowałem na kłótniach, zamiast doceniać to, że po prostu ze mną była.
Przymknąłem powieki, by się nie rozpłakać. Chciałem być mocny i silny, jednak to była tylko chęć.
Moje życie skończyło się, gdy skończyło się jej. Violetta odeszła, pozostawiając po sobie pustkę. Pozostawiając rozpacz, żal, smutek, tęsknotę i... mnie. Całkiem samego.
Odeszła. Moja Violetta odeszła.
W ręku trzymałem zwiniętą kartkę. Moja pożegnalna mowa, którą powinienem wygłosić. Chciałem to zrobić, ale żadne słowa nie oddawały tego, co do niej czułem. Bo przecież " Kocham cie" to czasem zbyt mało.
Te dwa słowa doprowadziły nas do ścieżki. Ta ścieżka zaprowadziła Violettę do trumny, mnie zrozpaczonego z krwawiącym sercem do świątyni, gdzie mam się z nią na zawsze pożegnać.
Z kieszeni marynarki wyjąłem białą kartkę. Tak, był to list pożegnalny. List pożegnalny od mojej najsłodszej Violetty do mnie.
Postanowiłem go jeszcze raz przeczytać.
Drogi Leonie,
Piszę ten list, bo wiem, że to już koniec. Wiem też, że nigdy nie byłeś i nie jesteś dla mnie obojętny. Tak wiele mi dałeś. Może nasza znajomość nie była kolorowa, a nasze życie nigdy nie było takie, jak byśmy chcieli by było. Ale wiedz, że moje serce zawsze należało do Ciebie. Zawsze liczyłeś się tylko Ty. Pokazałeś mi, jak to jest się zakochać. Pomimo tak młodego wieku, z tobą doświadczyłam wszystkiego, czego chciałam doświadczyć.
Dziękuję, że wyzwoliłeś we mnie tak ogromną miłość, że dzięki Tobie, poznałam tak potężne piękno. Sprawiłeś, że moje krótkie życie stało się takie, o jakim zawsze marzyłam. Dałeś mi wszystko czego potrzebowałam. Dałeś mi miłość. Za to jestem Ci wdzięczna.
Nie boję się śmierci, ponieważ wiem, że kiedyś do mnie dołączysz. Wiem, że oboje będziemy tęsknić. Jednak wystarczy, że o mnie pomyślisz, a ja będę przy Tobie. Nie będziesz mnie widział, ale wiedz, że jestem. Jestem i będę. Do momentu, aż się spotkamy. Wtedy już zawsze będziemy razem.
Pewnie kiedy to czytasz jestem już u Twego boku. Spójrz w prawo. Wiedz, że się uśmiecham i trzymam cie za rękę. Jestem z Tobą.
Przepraszam Cie za wszystkie wyrządzone Ci krzywdy. Za to, że przeze mnie cierpiałeś.
Kochanie, wiem, że jest Ci ciężko. Ale nigdy nie będziesz sam. Może kiedyś byłeś. Teraz już się ode mnie nie odczepisz. Zawszę będę obok Ciebie. Chcę byś był szczęśliwy. Więc wytrzyj z policzków łzy i rusz do przodu. Tylko nie szalej zbyt mocno.
Znajdź kogoś, zakochaj się. Po prostu bądź szczęśliwy. Na tym mi najbardziej zależy.
Pamiętaj, że zawsze będę czekać. Nadejdzie dzień, w którym znów się spotkamy.
Obiecuję.
Kocham Cie
Twoja
Violetta
Na cmentarzu było jeszcze więcej ludzi niż w kościele. Słychać było jedynie płacz. Ja stałem na uboczu. Nie mogłem patrzeć na te twarze. Twarze pełne tęsknoty i żalu. Chociaż wiem, że moja wyglądała tak samo.
Gdy wszyscy odeszli, do jej grobu podszedłem ja. Przez krótką chwilę wpatrywałem się w nagrobek. Próbowałem znaleźć w sobie siłę, pozbierać myśli.
Ostatecznie padłem na kolana. W reku trzymałem bukiet róż, które delikatnie ułożyłem na ciemnym grobie.
Mimowolnie zacząłem płakać. Jednak nie był to płacz. To był lament. Oddawał on wszystko co czułem. Żal, smutek, tęsknotę, pustkę, ogromną miłość, jaką ją darzyłem.
- Vilu, Aniołku - w końcu się zebrałem i zacząłem mówić - Kocham cie - szeptałem cicho drżącym głosem - Vilu, ja nie potrafię bez ciebie żyć. Nie umiem już oddychać, bo przecież ty byłaś moim powietrzem - uniosłem wzrok ku niebu. Cały się trzęsłem, nie mogłem się uspokoić. Sens mojego bytu znikł. Moja miłość. Moja nadzieja.
Dzięki jej uśmiechowi, głosowi, dotyku mogłem normalnie funkcjonować. Stała się moim nałogiem, a ja z pewnością nie miałem zamiaru iść na odwyk.
Potem poczułem delikatny, ciepły wietrzyk. Otulił mnie z każdej strony, dodał sił i z lekka ukoił. Moje kąciki ust uniosły się ku górze.
- To ty Vilu - szepnąłem - Mam nadzieję, że jesteś bezpieczna.
Potem starłem łzy i wstałem z kolan.
- Kocham Cie.
Ps. Wesołych Świąt Kochani!
Z kieszeni marynarki wyjąłem białą kartkę. Tak, był to list pożegnalny. List pożegnalny od mojej najsłodszej Violetty do mnie.
Postanowiłem go jeszcze raz przeczytać.
Drogi Leonie,
Piszę ten list, bo wiem, że to już koniec. Wiem też, że nigdy nie byłeś i nie jesteś dla mnie obojętny. Tak wiele mi dałeś. Może nasza znajomość nie była kolorowa, a nasze życie nigdy nie było takie, jak byśmy chcieli by było. Ale wiedz, że moje serce zawsze należało do Ciebie. Zawsze liczyłeś się tylko Ty. Pokazałeś mi, jak to jest się zakochać. Pomimo tak młodego wieku, z tobą doświadczyłam wszystkiego, czego chciałam doświadczyć.
Dziękuję, że wyzwoliłeś we mnie tak ogromną miłość, że dzięki Tobie, poznałam tak potężne piękno. Sprawiłeś, że moje krótkie życie stało się takie, o jakim zawsze marzyłam. Dałeś mi wszystko czego potrzebowałam. Dałeś mi miłość. Za to jestem Ci wdzięczna.
Nie boję się śmierci, ponieważ wiem, że kiedyś do mnie dołączysz. Wiem, że oboje będziemy tęsknić. Jednak wystarczy, że o mnie pomyślisz, a ja będę przy Tobie. Nie będziesz mnie widział, ale wiedz, że jestem. Jestem i będę. Do momentu, aż się spotkamy. Wtedy już zawsze będziemy razem.
Pewnie kiedy to czytasz jestem już u Twego boku. Spójrz w prawo. Wiedz, że się uśmiecham i trzymam cie za rękę. Jestem z Tobą.
Przepraszam Cie za wszystkie wyrządzone Ci krzywdy. Za to, że przeze mnie cierpiałeś.
Kochanie, wiem, że jest Ci ciężko. Ale nigdy nie będziesz sam. Może kiedyś byłeś. Teraz już się ode mnie nie odczepisz. Zawszę będę obok Ciebie. Chcę byś był szczęśliwy. Więc wytrzyj z policzków łzy i rusz do przodu. Tylko nie szalej zbyt mocno.
Znajdź kogoś, zakochaj się. Po prostu bądź szczęśliwy. Na tym mi najbardziej zależy.
Pamiętaj, że zawsze będę czekać. Nadejdzie dzień, w którym znów się spotkamy.
Obiecuję.
Kocham Cie
Twoja
Violetta
Na cmentarzu było jeszcze więcej ludzi niż w kościele. Słychać było jedynie płacz. Ja stałem na uboczu. Nie mogłem patrzeć na te twarze. Twarze pełne tęsknoty i żalu. Chociaż wiem, że moja wyglądała tak samo.
Gdy wszyscy odeszli, do jej grobu podszedłem ja. Przez krótką chwilę wpatrywałem się w nagrobek. Próbowałem znaleźć w sobie siłę, pozbierać myśli.
Ostatecznie padłem na kolana. W reku trzymałem bukiet róż, które delikatnie ułożyłem na ciemnym grobie.
Mimowolnie zacząłem płakać. Jednak nie był to płacz. To był lament. Oddawał on wszystko co czułem. Żal, smutek, tęsknotę, pustkę, ogromną miłość, jaką ją darzyłem.
- Vilu, Aniołku - w końcu się zebrałem i zacząłem mówić - Kocham cie - szeptałem cicho drżącym głosem - Vilu, ja nie potrafię bez ciebie żyć. Nie umiem już oddychać, bo przecież ty byłaś moim powietrzem - uniosłem wzrok ku niebu. Cały się trzęsłem, nie mogłem się uspokoić. Sens mojego bytu znikł. Moja miłość. Moja nadzieja.
Dzięki jej uśmiechowi, głosowi, dotyku mogłem normalnie funkcjonować. Stała się moim nałogiem, a ja z pewnością nie miałem zamiaru iść na odwyk.
Potem poczułem delikatny, ciepły wietrzyk. Otulił mnie z każdej strony, dodał sił i z lekka ukoił. Moje kąciki ust uniosły się ku górze.
- To ty Vilu - szepnąłem - Mam nadzieję, że jesteś bezpieczna.
Potem starłem łzy i wstałem z kolan.
- Kocham Cie.
...................................................................................................................................................................
Epilog.
Wiem, że mówiłam o kilku rozdziałach i epilogu. Jednak wszystko uległo zmianie i napisałam epilog.
To koniec tej historii. Mam nadzieję, że się Wam spodobała.
Szczerze mówiąc, przywiązałam się do niej.
Nie ma happy-endu
Wybaczcie. Taki był plan.
Dziękuję za każdy, nawet najmniejszy komentarz.
Uwielbiam Was!
Nie spodziewałam się, że moje opowiadanie, zostanie tak pozytywnie przyjęte.
Zaczynałam z myślą sprawdzenia się. Wylania czegoś co siedzi mi w głowie na klawiaturę.
♥
Dzięki Bloggerowi poznałam naprawdę wiele wspaniałych osób.
Od września zmieniło się bardzo wiele.
Dziękuję!
♥
Szczerze mówiąc, nie myślałam o kolejnej historii.
Możliwe, że już za tydzień lub dwa pojawi się coś nowego!
Możliwe też, że pisze do Was ostatni raz.
Mam jednak do Was prośbę.
Jeśli wytrwaliście do końca tego epilogu, jak i opowiadania, napiszcie coś.
Nawet emotikon.
Chcę wiedzieć ile Was tu było.
Chociaż, szczerze mówiąc, wątpię, że to wypali xD
♥
No więc
To chyba czas na pożegnanie.
Jeszcze raz Wam dziękuję
i
Mocno całuję
:*
Do zobaczenia
Wasza
Ola ♥
Ps. Wesołych Świąt Kochani!