Rozdział dedykowany Gabrieli Górniak ♥♥♥
Cisza. Przez jednych znienawidzona, przeze mnie ubóstwiana. Daje czas na przemyślenie wielu rzeczy, tak jak w tym momencie. Otacza mnie i Noah z każdej strony. Boję się spojrzeć mężczyźnie w oczy, ponieważ wiem, że patrzy na mnie zachęcająco. Jestem rozdarta. Chcę, a nie mogę. Chcę, a boję się. Chcę, a nie jestem już niczego pewna. Może nie powinnam niczego mówić? Przecież ja prawie go nie znam. Jednak czuję, że jest mi bliższy niż rodzice.
W końcu zbieram w sobie resztki sił i przenoszę wzrok na Noah. Tak jak myślałam, jego wzrok jest ciepły, pełen miłości i delikatności. Wiem, że czeka aż cokolwiek powiem. Wiem też, że nie będzie mnie pospieszał. Chce, żebym powiedziała to pomimo braku presji.
- Jeśli nie jesteś w stanie... - zaczyna, marszcząc brwi.
- Jestem, ale potrzebuję jeszcze minutkę - informuję i patrzę w sufit, aby pozbyć się ostatnich łez. Głęboko oddycham i neutralizuję strach.
- Zacznij tą rozmowę, bo sama nie wiem od czego zacząć - mówię po upływie paru sekund. Potem przenoszę wzrok na mężczyznę i mrużę zachęcająco oczy. On delikatnie przesuwa się bliżej mnie i bierze moją kruchą i trzęsącą się jeszcze dłoń w swoją większą, męską. Chłoniemy swoje spojrzenia, póki Noah się nie odzywa:
- Boisz się mężczyzn - stwierdza cicho, na co kiwam głową. Czuję kojący dotyk palców mężczyzny - Jestem praktycznie pewien, że skrzywdził cię jeden z nich. Nie wiem jednak, co się dokładnie stało. A żeby ci w jakiś sposób pomóc, muszę to wiedzieć - kończy.
Głośno przełykam ślinę. Nie wiem od czego zacząć. Każdy normalny powiedziałaby "od początku". Jednak łatwo jest to powiedzieć, gorzej wcielić w życie.
- Nigdy nikomu o tym nie mówiłam - zaczynam cicho. Wzdrygam się na dźwięk mojego głosu. Jest ochrypły i niepewny - Przez wiele lat dusiłam to w sobie, nie chciałam robić problemu. Jednak myślę, że po prostu bałam się, że osoba, której się zwierzę, uzna to za problem, coś okropnego i odpychającego - opowiadam wpatrzonemu we mnie Noah.
- Proszę, opowiedz mi tyle, ile możesz i chcesz - szepcze kojąco mężczyzna.
Wstaję z łóżka, na którym oboje siedzimy i podchodzę do okna. Stoję tyłem do przyjaciela, przodem do zachodu słońca, który rozciąga się nad rzymskimi dachami. Biorę wdech i powracam do przeszłości:
- To było 4 lata temu. Dużo czasu, zarazem i bardzo niewiele. Jak może wiesz wyjechałam z Nowego Jorku do Londynu, aby studiować. Ta decyzja nie podobała się moim rodzicom, ale chciałam zmienić otoczenie, zmienić coś w swoim życiu. Na studiach szło mi bardzo dobrze, miałam wielu przyjaciół, chodziłam na imprezy, bawiłam się - milknę na krótka chwilę, aby unormować oddech - Pewnego wieczoru razem z Chloe, moją znajomą poszłyśmy do klubu. Na dobry początek wypiłyśmy kilka drinków i poszłyśmy tańczyć. Potem znowu piłyśmy, bawiłyśmy się razem lub z przypadkowymi facetami. Poszłam do toalety, a kiedy z niej wychodziłam ktoś złapał mnie za rękę. Nie bałam się, myślałam, że facet chce ze mną zatańczyć. Zaczął błądzić dłońmi po moim bardziej odkrytym niż zakrytym ciele. Podobało mi się to, ale nagle zaczął mnie ciągnąć w nieznanym kierunku. Nie widziałam jego twarzy, ponieważ było niesamowicie ciemno. Zaczęliśmy biec, a potem opuściliśmy klub. Wiedziałam do czego to wszystko zmierza. Zaczęłam się wyrywać, ale to nie zadziałało. Postanowiłam zadzwonić do Chloe, ale on to zauważył i wyrwał mi telefon. Krzyczałam, a on uderzył mnie w policzek. Postanowiłam mu oddać, jednak zatrzymał moją rękę i ścisnął ją niesamowicie mocno. Chciałam uciec, ale zaczęło mi brakować sił. A kiedy zaczął mnie przyciągać bliżej siebie, zamknęłam oczy. Wiedziałam, że jestem już bezradna. Myślałam, że może jeśli przestanę się buntować, potraktuje mnie delikatnie, zostawi mnie. Myliłam się. Od razu poczułam jego obleśny dotyk na udach. Zaczął mnie macać - czuję za sobą ciepło. Obracam się i widzę Noah, który stoi za mną z oczami pełnymi bólu i nienawiści. Przytula mnie od tyłu, dając mi pocieszenie - Potem przerzucił przez ramie i zaczął gdzieś nieść. W końcu postawił na nogi i zobaczyłam, że jesteśmy w jakiejś ślepej uliczce, gdzie nie było żadnej żywej duszy. Jedynie latarnia, która ułatwiała mu dojście do moich majtek. Zaczęłam krzyczeć, bić go, ale na nic. Jedynie ponownie mnie uderzył i wyzwał - nerwowo ścieram słone łzy z policzków - Chciałam umrzeć. Wolałam zginąć niż zostać w ten sposób skrzywdzona. Potem wszystko działo się szybko. Rozdarł mi bieliznę i zaczął swoją robotę - w tym momencie stoję wtulona w klatkę piersiową przyjaciela i cała drżę. Drżę, łkam, na nowo to przeżywam. Noah gładzi mnie po plecach i delikatnie mruczy przy uchu. Mocno zaciskam dłonie w pięści na jego koszuli i wciąż płaczę.
- Ze mną nic ci nie grozi - tłumaczy.
- Noah, zostałam zgwałcona! Jestem w jakiś sposób skażona, nieczysta, brudna od jego dotyku. Stałam się jego zabawką, pomogłam mu się zaspokoić.
- Vilu - przyciska mnie mocniej do siebie.
- Od tamtego czasu nienawidzę mężczyzn. Boję się ich, ich obecności, wzroku, głosu... Wszystkiego, co jest z nimi związane. Na samym początku było to dla mnie nie do wytrzymania. Czas jednak leczył rany. I teraz jestem tu, wciąż przepełniona lękiem.
- Dlaczego się mnie nie boisz?
- Jesteś gejem, a to z pewnością mnie uspokaja. Od samego początku czułam, że jesteś kompletnie niegroźny i się nie myliłam - mówię, patrząc mu w oczy.
- Cieszę się - całuje mnie w czoło i wciąż trzyma w żelaznym uścisku - Rozumiem, że do Verdasa nie czujesz tego samego...
Gdy słyszę imię wspólnika cała się wzdrygam. Powraca sytuacja, jaka miała miejsce jeszcze chwilę temu. Postanawiam więc opowiedzieć ją Noah.
- Dziękuję - szepcze mężczyzna, kiedy leżymy na łóżku. Powiedziałam mu o wszystkim i czuję się z tym niesamowicie dobrze.
- Ja też - wtulam się w niego i zaciągam przyjemnym zapachem umytego ciała.
- Vilu, nie jesteś w żaden sposób nieczysta. Nie mów tak. Jesteś po prostu skrzywdzona.
Kiwam twierdząco głową i zamykam oczy, mocniej wtulając się w jego klatkę piersiową. Zasypiam.
Budzi mnie dźwięk budzika. Od razu go wyłączam i jeszcze na chwilę pogrążam się we śnie. Następnie wstaję i zmierzam do łazienki. Opieram się o umywalkę i wpatruję się w swoje lustrzane odbicie. Gdybym powiedziała, że wyglądam strasznie, skłamałabym. Wyglądam jak wszystkie nieszczęścia razem wzięte i umieszczone w moim niewielkim ciele. Wzdycham ciężko i przejeżdżam dłonią bo brązowych włosach. Następnie odpycham się od umywalki i zrzucam z siebie koszulę nocną. Nalewam do wanny wody i kilka kropel olejku do kąpieli. Potem zanurzam się w ciepłej cieczy, która sprawnie rozluźnia moje mięśnie. Po upływie 20 minut wychodzę z łazienki i zmierzam do szafy, by wybrać strój. Ostatecznie zakładam skromną sukienkę w kolorze khaki. Układam włosy i maluję się. Gotowa wychodzę na korytarz, gdzie czeka już na mnie przyjaciel.
- Dzień dobry - mówi radośnie i przytula mnie. Chcę poczuć jego bliskość i bezpieczeństwo, dlatego też mocniej się w niego wtulam.
- Gdzie Verdas? - pytam, kiedy zmierzamy do windy.
- Nie mam pojęcia i w ogóle mnie to nie obchodzi - prycha. Stanowczo zmienił nastawienie w stosunku do mojego wspólnika po moim wczorajszym wyznaniu. Próbuję odgonić tamto wspomnienie, ale gdy mijamy miejsce, w którym wczoraj Verdas przeprowadzał swoją "próbę", ciarka przechodzi po moim ciele. Przyspieszam kroku, a powietrze wypuszczam dopiero, gdy drzwi windy się zamykają. Zjeżdżamy do restauracji i znajdujemy wolny stolik. Verdasa wciąż nie ma, ale jest mi to na rękę.
Kiedy kończymy śniadanie pojawia się zguba. Szybko idąc, zapina ostatnie guziki białej koszuli.
- Czyżby się zaspało? - pyta Noah, kiedy podchodzi bliżej. Jego ton ocieka złością i kpiną. Leon nie odpowiada na pytanie, a jedynie prycha i przewraca oczami. Jest perfekcjonistą i niedopuszczalne jest zaspanie. Gdy nasze spojrzenia krzyżują się, znowu się spinam. Jego wyraz twarzy łagodnieje, a usta układają się w coś na kształt uśmiechu. Szybko odwracam wzrok na przyjaciela, który z zaciekawieniem przygląda się sytuacji. Stukam nerwowo paznokciami, oczekując na Noah. Przez następne 15 minut czuję wzrok wspólnika na sobie, dlatego też nie czuję się dobrze. Mam chęć uciec jak najdalej. Nie mam ochoty na niego patrzeć. Skoro wiedział, że coś jest ze mną nie tak, nie powinien na siłę tego sprawdzać. Przez niego czuję się jak gówno, wszystko wróciło. Ale czy jestem na tyle silna, by się nie poddać?
Moje przemyślenia przerywa dźwięk telefonu. Nagle Noah przeszukuje kieszenie marynarki, a ja zamykam oczy. Modlę się, by nie odszedł od stołu. Kiedy lekko otwieram powieki widzę, że patrzy na mnie przepraszająco i wstaje od stołu. Głośno przełykam ślinę. Znowu jesteśmy sami, a powietrze staje się ciężkie.
- Co do wczoraj - zaczyna, a ja podnoszę się z miejsca. Nie mam zamiaru znowu się rozpłakać, pokazać, jak słaba jestem. Dosyć.
Czekam na skórzanej kanapie w przestronnej recepcji. Staram się uspokoić i wyglądać tak, jakby powrót do wczorajszego zdarzenia mnie nie przestraszył.
- Tu jesteś - słyszę głos przyjaciela. Idzie w moim kierunku, a za nim, swoim zmysłowym krokiem Verdas - Dlaczego wyszłaś?
- Musiałam - urywam i na moment spoglądam na Verdasa - Musiałam się przewietrzyć - kończę.
- No dobrze - mówi z niepewnością Noah - Auto już czeka.
Kiwam energicznie głową i podnoszę się z miejsca. Idę ramię w ramię z przyjacielem. Wspólnik znajduje się za nami. Coś mnie kusi, by na niego spojrzeć. Więc poddaję się i delikatnie obracam twarz w jego stronę. Szuka czegoś w kieszeni marynarki, a potem zauważam niewielką paczkę papierosów w jego dłoni. Nagle przenosi wzrok przed siebie, a nasze spojrzenia ponownie tego dnia się krzyżują. Prędko odwracam głowę i pewnie ruszam przed siebie. Znowu gram, ale tym razem zewnętrznie. Wewnętrznie jestem wciąż rozdarta i poszukuję dobrego opatrunku, który pomógłby w uleczeniu mnie.
Biurowiec nie jest wysoki, ale wewnątrz jest bardzo przestronnie. Sekretarka obdarza nas sztucznym uśmiechem i prowadzi do pana Colettiego. Wchodzimy do jego biura i się witamy. Cały czas czuję wzrok Verdasa na sobie i już sama nie wiem, dlaczego to robi. Czy chce znaleźć jakiś błąd? A może jest ciekaw mojej reakcji na spotkanie z kontrahentem? Niczego już nie wiem.
- Miło mi panią poznać, panno Catillo - młody mężczyzna o wyraźnych, włoskich rysach twarzy podaje mi dłoń. Niepewnie ją ściskam i układam usta w delikatnym uśmiechu.
- Wzajemnie - odpowiadam. Następnie mężczyzna wita się z moimi towarzyszami, po czym wszyscy zajmujemy miejsca na niewygodnej, białej kanapie. Siedzę pomiędzy Verdasem, a Noah. Kanapa jest zbyt mała, by każdy z nas mógł wygodnie usiąść. Dodatkowo całą lewą stroną stykam się z umięśnionym ciałem wspólnika, co nie pozwala mi na racjonalne myślenie.
- Za plac, który mam zamiar od państwa odkupić postanawiam zapłacić 4 miliony euro. To jest moja ostateczna propozycja - mówi pan Coletti. Ma może 30 lat i wygląda bardzo dobrze. Normalna kobieta pewnie zaczęłaby z nim flirtować. We mnie jednak jego wygląd budzi lęk. Chcę jak najszybciej skończyć to spotkanie i ulotnić się do innego miejsca, z dala od mężczyzn.
- Zgadzam się - potwierdzam i delikatnie się uśmiecham. Verdas wyjmuje z teczki dokumenty i kładzie je na biurko. Włoch podpisuje je i zerka na mnie.
- Robić interesy z taką kobietą to czysta przyjemność - ogłasza, a uśmiech z mojej twarzy znika. Odchrząkuję i staram się nie zachować dziwnie. Nagle czuję ciepły dotyk na łopatce. Spoglądam na Noah, a on pocieszająco się do mnie uśmiecha. Przygryzam dolną wargę i głęboko oddycham.
- To chyba wszystko - ogłasza Coletti - Jednak może mają państwo chęć zostać na kawę lub herbatę?
- Nie - mówię szybko - Dziękujemy - kończę uprzejmie. Jeszcze tego by mi brakowało. Kolejne 30 minut w obecności nieznajomego mężczyzny.
- Nie da się pani namówić? - rzuca szelmowsko.
- Zdecydowanie, nie - ciągnę i podnoszę się z miejsca - Cieszę się z współpracy, ale musimy już iść.
Mężczyzna podnosi się z miejsca i ponownie wyciąga dłoń w moim kierunku.
- Ja również się cieszę - w jego głosie słyszę kokieteryjny ton. Oddycham miarowo i uspokajam się w myślach. Przecież nic mi nie grozi, zaraz stąd wyjdę.
Ściskam szorstką dłoń nowego kontrahenta i zmierzam do wyjścia. To samo robią moi towarzysze.
- Do widzenia - rzucam w miarę miło i wychodzę. Zaraz potem Verdas mówi:
- To był błąd - patrzę na niego niepewnie.
- Nie rozumiem.
- Powinniśmy zostać na kawie. Tak robią wspólnicy - tłumaczy i nerwowo przeszukuje kieszenie.
- Nie uważam to za konieczność - syczę, kiedy wychodzimy z budynku. Leon zatrzymuje się na moment, by zapalić. My idziemy dalej.
- Wszystko dobrze? - pyta przyjaciel.
- Nie wiem. Mam już dość - przyznaję i wsiadam do auta.
Po upływie 5 minut dołącza do nas poranna zguba i ruszamy do hotelu. Atmosfera jest napięta. Nie zniosę dłużej towarzystwa Verdasa, jego uwag i komentarzy związanych z pracą. Nie wspominając już o jego "sprawdzaniu" czegokolwiek. Chcę znaleźć się w swoim łóżku i zapomnieć o wszystkim, co mnie męczy.
Wracam do pokoju hotelowego i czym prędzej zrzucam z siebie sukienkę. Postanawiam razem z przyjacielem pójść popływać w hotelowym basenie. Wiążę włosy w koka i przeszukuję walizkę. Kiedy znajduje bikini idę do łazienki i je zakładam. Przyglądam się sobie i w głowie zapala mi się czerwona lampka. Moje ciało jest praktycznie nagie. Okryte marnymi skrawkami czarnego materiału. Może będę w jakiś sposób działać na mężczyzn? Może przez to będą na mnie patrzeć? A przecież tego chcę uniknąć..
Załamana siadam na łóżku i zakrywam twarz dłońmi. Dlaczego to jest tak trudne? Dlaczego nie mogę zapomnieć? Postanawiam jednak być silna. Będę tam przecież z Noah, a przy nim mi nic nie grozi. Szybko więc zarzucam na siebie zwiewną sukienkę, chwytam torbę i wychodzę z pokoju. Na korytarzu czeka już mężczyzna, dlatego też uroczo się do niego uśmiecham.
- Gotowa? - pyta i całuje mnie w czoło. Kiwam twierdząco głową, w ramach odpowiedzi.
Basen nie należy do najmniejszych i znajduje się na zewnątrz budynku. Wszędzie są kobiety w skąpych strojach oraz mężczyźni, którzy eksponują swoje sylwetki. Łapię przyjaciela za rękę, a ten się do mnie uśmiecha. W końcu znajdujemy wolne leżaki i rozkładamy na nich hotelowe ręczniki. Zdejmuję sukienkę, wsmarowuję w ciało filtr i zakładam na nos okulary przeciwsłoneczne. Potem układam się na plecach, twarzą do słońca i zaczynam się opalać. Promienie słoneczne muskają moje spięte ciało. Chłonę witaminę D3 i od razu się relaksuję.
Po 30 minutach leżenia w promieniach słonecznych szturcham Noah.
- Hmm?
- Chodźmy popływać - proponuję i przenoszę się do pozycji siedzącej. Momentalnie mężczyzna wstaje i szeroko się do mnie uśmiecha.
- Mnie nie trzeba dwa razy prosić - puszcza do mnie oczko. Dołączam do niego i chwytam go za dłoń - Vilu, wyglądasz niesamowicie gorąco -komentuje, kiedy ogląda mnie od góry do dołu.
- Dziękuję - mruczę speszona.
Pływamy w chłodnej wodzie, relaksując się. Po pewnym czasie Noah postanawia pójść po coś do picia i zostawia mnie samą. Pływam więc jeszcze przez jakiś czas, a potem wchodzę z wody. Idąc w kierunku leżaka przejeżdżam wzrokiem po wszystkich gościach hotelowych. Tak jak ja niedawno, pławią się w słońcu. Nagle zauważam kogoś znajomego. Mrużę oczy i widzę Verdasa. Leży na leżaku po drugiej stronie basenu. Towarzyszą mu jakieś cytate laski, które z chęcią wskoczyłyby mu do łózka. Nagle nasze spojrzenia się spotkają. Ponownie nie potrafię spojrzeć w innym kierunku. Jego oczy są niesamowicie przyciągające. Potem widzę jak przejeżdża wzrokiem po moim ciele i ponownie wraca do oczu. Oddycham głęboko i szybko odwracam się w innym kierunku.
Po kolejnych 2 godzinach opalania postanawiam pójść po kolejny napój bezalkoholowy. Wracając z czymś do picia, drogę zachodzi mi umięśniony mężczyzna. Patrzę na niego niepewnie. Czuję jak serce zaczyna mi walić, a ręce nerwowo drżą.
- Od pewnego czasu cię obserwuje - zaczyna i posyła mi flirciarski uśmieszek. Robi mi się niedobrze.
- Przepraszam, ale muszę już iść - tłumaczę.
- Jesteś bardzo śliczną kobietą - unosi dłoń i przejeżdża jej wierzchem po mym rumianym policzku. Chcę uciec, ale nogi mam jak z waty. W końcu zbieram w sobie siły i ruszam przed siebie. On jednak łapie mnie za rękę. Ucisk mnie paraliżuje.
- Proszę mnie puścić - mówię chłodno.
- Nie udawaj niedostępnej, maleńka - puszcza do mnie oczko, a mnie zalewa zimny pot. Tylko nie to...
- Jakiś problem, kochanie? - słyszę za sobą. Mrugam kilka razy i niepewnie się obracam. Wytrzeszczam oczy, ponieważ widzę Verdasa. Ze złością patrzy na natrętnego mężczyznę i podchodzi bliżej mnie.
Budzi mnie dźwięk budzika. Od razu go wyłączam i jeszcze na chwilę pogrążam się we śnie. Następnie wstaję i zmierzam do łazienki. Opieram się o umywalkę i wpatruję się w swoje lustrzane odbicie. Gdybym powiedziała, że wyglądam strasznie, skłamałabym. Wyglądam jak wszystkie nieszczęścia razem wzięte i umieszczone w moim niewielkim ciele. Wzdycham ciężko i przejeżdżam dłonią bo brązowych włosach. Następnie odpycham się od umywalki i zrzucam z siebie koszulę nocną. Nalewam do wanny wody i kilka kropel olejku do kąpieli. Potem zanurzam się w ciepłej cieczy, która sprawnie rozluźnia moje mięśnie. Po upływie 20 minut wychodzę z łazienki i zmierzam do szafy, by wybrać strój. Ostatecznie zakładam skromną sukienkę w kolorze khaki. Układam włosy i maluję się. Gotowa wychodzę na korytarz, gdzie czeka już na mnie przyjaciel.
- Dzień dobry - mówi radośnie i przytula mnie. Chcę poczuć jego bliskość i bezpieczeństwo, dlatego też mocniej się w niego wtulam.
- Gdzie Verdas? - pytam, kiedy zmierzamy do windy.
- Nie mam pojęcia i w ogóle mnie to nie obchodzi - prycha. Stanowczo zmienił nastawienie w stosunku do mojego wspólnika po moim wczorajszym wyznaniu. Próbuję odgonić tamto wspomnienie, ale gdy mijamy miejsce, w którym wczoraj Verdas przeprowadzał swoją "próbę", ciarka przechodzi po moim ciele. Przyspieszam kroku, a powietrze wypuszczam dopiero, gdy drzwi windy się zamykają. Zjeżdżamy do restauracji i znajdujemy wolny stolik. Verdasa wciąż nie ma, ale jest mi to na rękę.
Kiedy kończymy śniadanie pojawia się zguba. Szybko idąc, zapina ostatnie guziki białej koszuli.
- Czyżby się zaspało? - pyta Noah, kiedy podchodzi bliżej. Jego ton ocieka złością i kpiną. Leon nie odpowiada na pytanie, a jedynie prycha i przewraca oczami. Jest perfekcjonistą i niedopuszczalne jest zaspanie. Gdy nasze spojrzenia krzyżują się, znowu się spinam. Jego wyraz twarzy łagodnieje, a usta układają się w coś na kształt uśmiechu. Szybko odwracam wzrok na przyjaciela, który z zaciekawieniem przygląda się sytuacji. Stukam nerwowo paznokciami, oczekując na Noah. Przez następne 15 minut czuję wzrok wspólnika na sobie, dlatego też nie czuję się dobrze. Mam chęć uciec jak najdalej. Nie mam ochoty na niego patrzeć. Skoro wiedział, że coś jest ze mną nie tak, nie powinien na siłę tego sprawdzać. Przez niego czuję się jak gówno, wszystko wróciło. Ale czy jestem na tyle silna, by się nie poddać?
Moje przemyślenia przerywa dźwięk telefonu. Nagle Noah przeszukuje kieszenie marynarki, a ja zamykam oczy. Modlę się, by nie odszedł od stołu. Kiedy lekko otwieram powieki widzę, że patrzy na mnie przepraszająco i wstaje od stołu. Głośno przełykam ślinę. Znowu jesteśmy sami, a powietrze staje się ciężkie.
- Co do wczoraj - zaczyna, a ja podnoszę się z miejsca. Nie mam zamiaru znowu się rozpłakać, pokazać, jak słaba jestem. Dosyć.
Czekam na skórzanej kanapie w przestronnej recepcji. Staram się uspokoić i wyglądać tak, jakby powrót do wczorajszego zdarzenia mnie nie przestraszył.
- Tu jesteś - słyszę głos przyjaciela. Idzie w moim kierunku, a za nim, swoim zmysłowym krokiem Verdas - Dlaczego wyszłaś?
- Musiałam - urywam i na moment spoglądam na Verdasa - Musiałam się przewietrzyć - kończę.
- No dobrze - mówi z niepewnością Noah - Auto już czeka.
Kiwam energicznie głową i podnoszę się z miejsca. Idę ramię w ramię z przyjacielem. Wspólnik znajduje się za nami. Coś mnie kusi, by na niego spojrzeć. Więc poddaję się i delikatnie obracam twarz w jego stronę. Szuka czegoś w kieszeni marynarki, a potem zauważam niewielką paczkę papierosów w jego dłoni. Nagle przenosi wzrok przed siebie, a nasze spojrzenia ponownie tego dnia się krzyżują. Prędko odwracam głowę i pewnie ruszam przed siebie. Znowu gram, ale tym razem zewnętrznie. Wewnętrznie jestem wciąż rozdarta i poszukuję dobrego opatrunku, który pomógłby w uleczeniu mnie.
Biurowiec nie jest wysoki, ale wewnątrz jest bardzo przestronnie. Sekretarka obdarza nas sztucznym uśmiechem i prowadzi do pana Colettiego. Wchodzimy do jego biura i się witamy. Cały czas czuję wzrok Verdasa na sobie i już sama nie wiem, dlaczego to robi. Czy chce znaleźć jakiś błąd? A może jest ciekaw mojej reakcji na spotkanie z kontrahentem? Niczego już nie wiem.
- Miło mi panią poznać, panno Catillo - młody mężczyzna o wyraźnych, włoskich rysach twarzy podaje mi dłoń. Niepewnie ją ściskam i układam usta w delikatnym uśmiechu.
- Wzajemnie - odpowiadam. Następnie mężczyzna wita się z moimi towarzyszami, po czym wszyscy zajmujemy miejsca na niewygodnej, białej kanapie. Siedzę pomiędzy Verdasem, a Noah. Kanapa jest zbyt mała, by każdy z nas mógł wygodnie usiąść. Dodatkowo całą lewą stroną stykam się z umięśnionym ciałem wspólnika, co nie pozwala mi na racjonalne myślenie.
- Za plac, który mam zamiar od państwa odkupić postanawiam zapłacić 4 miliony euro. To jest moja ostateczna propozycja - mówi pan Coletti. Ma może 30 lat i wygląda bardzo dobrze. Normalna kobieta pewnie zaczęłaby z nim flirtować. We mnie jednak jego wygląd budzi lęk. Chcę jak najszybciej skończyć to spotkanie i ulotnić się do innego miejsca, z dala od mężczyzn.
- Zgadzam się - potwierdzam i delikatnie się uśmiecham. Verdas wyjmuje z teczki dokumenty i kładzie je na biurko. Włoch podpisuje je i zerka na mnie.
- Robić interesy z taką kobietą to czysta przyjemność - ogłasza, a uśmiech z mojej twarzy znika. Odchrząkuję i staram się nie zachować dziwnie. Nagle czuję ciepły dotyk na łopatce. Spoglądam na Noah, a on pocieszająco się do mnie uśmiecha. Przygryzam dolną wargę i głęboko oddycham.
- To chyba wszystko - ogłasza Coletti - Jednak może mają państwo chęć zostać na kawę lub herbatę?
- Nie - mówię szybko - Dziękujemy - kończę uprzejmie. Jeszcze tego by mi brakowało. Kolejne 30 minut w obecności nieznajomego mężczyzny.
- Nie da się pani namówić? - rzuca szelmowsko.
- Zdecydowanie, nie - ciągnę i podnoszę się z miejsca - Cieszę się z współpracy, ale musimy już iść.
Mężczyzna podnosi się z miejsca i ponownie wyciąga dłoń w moim kierunku.
- Ja również się cieszę - w jego głosie słyszę kokieteryjny ton. Oddycham miarowo i uspokajam się w myślach. Przecież nic mi nie grozi, zaraz stąd wyjdę.
Ściskam szorstką dłoń nowego kontrahenta i zmierzam do wyjścia. To samo robią moi towarzysze.
- Do widzenia - rzucam w miarę miło i wychodzę. Zaraz potem Verdas mówi:
- To był błąd - patrzę na niego niepewnie.
- Nie rozumiem.
- Powinniśmy zostać na kawie. Tak robią wspólnicy - tłumaczy i nerwowo przeszukuje kieszenie.
- Nie uważam to za konieczność - syczę, kiedy wychodzimy z budynku. Leon zatrzymuje się na moment, by zapalić. My idziemy dalej.
- Wszystko dobrze? - pyta przyjaciel.
- Nie wiem. Mam już dość - przyznaję i wsiadam do auta.
Po upływie 5 minut dołącza do nas poranna zguba i ruszamy do hotelu. Atmosfera jest napięta. Nie zniosę dłużej towarzystwa Verdasa, jego uwag i komentarzy związanych z pracą. Nie wspominając już o jego "sprawdzaniu" czegokolwiek. Chcę znaleźć się w swoim łóżku i zapomnieć o wszystkim, co mnie męczy.
Wracam do pokoju hotelowego i czym prędzej zrzucam z siebie sukienkę. Postanawiam razem z przyjacielem pójść popływać w hotelowym basenie. Wiążę włosy w koka i przeszukuję walizkę. Kiedy znajduje bikini idę do łazienki i je zakładam. Przyglądam się sobie i w głowie zapala mi się czerwona lampka. Moje ciało jest praktycznie nagie. Okryte marnymi skrawkami czarnego materiału. Może będę w jakiś sposób działać na mężczyzn? Może przez to będą na mnie patrzeć? A przecież tego chcę uniknąć..
Załamana siadam na łóżku i zakrywam twarz dłońmi. Dlaczego to jest tak trudne? Dlaczego nie mogę zapomnieć? Postanawiam jednak być silna. Będę tam przecież z Noah, a przy nim mi nic nie grozi. Szybko więc zarzucam na siebie zwiewną sukienkę, chwytam torbę i wychodzę z pokoju. Na korytarzu czeka już mężczyzna, dlatego też uroczo się do niego uśmiecham.
- Gotowa? - pyta i całuje mnie w czoło. Kiwam twierdząco głową, w ramach odpowiedzi.
Basen nie należy do najmniejszych i znajduje się na zewnątrz budynku. Wszędzie są kobiety w skąpych strojach oraz mężczyźni, którzy eksponują swoje sylwetki. Łapię przyjaciela za rękę, a ten się do mnie uśmiecha. W końcu znajdujemy wolne leżaki i rozkładamy na nich hotelowe ręczniki. Zdejmuję sukienkę, wsmarowuję w ciało filtr i zakładam na nos okulary przeciwsłoneczne. Potem układam się na plecach, twarzą do słońca i zaczynam się opalać. Promienie słoneczne muskają moje spięte ciało. Chłonę witaminę D3 i od razu się relaksuję.
Po 30 minutach leżenia w promieniach słonecznych szturcham Noah.
- Hmm?
- Chodźmy popływać - proponuję i przenoszę się do pozycji siedzącej. Momentalnie mężczyzna wstaje i szeroko się do mnie uśmiecha.
- Mnie nie trzeba dwa razy prosić - puszcza do mnie oczko. Dołączam do niego i chwytam go za dłoń - Vilu, wyglądasz niesamowicie gorąco -komentuje, kiedy ogląda mnie od góry do dołu.
- Dziękuję - mruczę speszona.
Pływamy w chłodnej wodzie, relaksując się. Po pewnym czasie Noah postanawia pójść po coś do picia i zostawia mnie samą. Pływam więc jeszcze przez jakiś czas, a potem wchodzę z wody. Idąc w kierunku leżaka przejeżdżam wzrokiem po wszystkich gościach hotelowych. Tak jak ja niedawno, pławią się w słońcu. Nagle zauważam kogoś znajomego. Mrużę oczy i widzę Verdasa. Leży na leżaku po drugiej stronie basenu. Towarzyszą mu jakieś cytate laski, które z chęcią wskoczyłyby mu do łózka. Nagle nasze spojrzenia się spotkają. Ponownie nie potrafię spojrzeć w innym kierunku. Jego oczy są niesamowicie przyciągające. Potem widzę jak przejeżdża wzrokiem po moim ciele i ponownie wraca do oczu. Oddycham głęboko i szybko odwracam się w innym kierunku.
Po kolejnych 2 godzinach opalania postanawiam pójść po kolejny napój bezalkoholowy. Wracając z czymś do picia, drogę zachodzi mi umięśniony mężczyzna. Patrzę na niego niepewnie. Czuję jak serce zaczyna mi walić, a ręce nerwowo drżą.
- Od pewnego czasu cię obserwuje - zaczyna i posyła mi flirciarski uśmieszek. Robi mi się niedobrze.
- Przepraszam, ale muszę już iść - tłumaczę.
- Jesteś bardzo śliczną kobietą - unosi dłoń i przejeżdża jej wierzchem po mym rumianym policzku. Chcę uciec, ale nogi mam jak z waty. W końcu zbieram w sobie siły i ruszam przed siebie. On jednak łapie mnie za rękę. Ucisk mnie paraliżuje.
- Proszę mnie puścić - mówię chłodno.
- Nie udawaj niedostępnej, maleńka - puszcza do mnie oczko, a mnie zalewa zimny pot. Tylko nie to...
- Jakiś problem, kochanie? - słyszę za sobą. Mrugam kilka razy i niepewnie się obracam. Wytrzeszczam oczy, ponieważ widzę Verdasa. Ze złością patrzy na natrętnego mężczyznę i podchodzi bliżej mnie.
♥
Witam!
Hejka po dłuższej przerwie :)
Nie byłam obecna, ponieważ byłam na wakacjach ♥
Ten rozdział pisany był na szybko, więc na pewno jest milion błędów. Chciałam go napisać, gdyż wyjeżdżam na ŚDM.
Mam nadzieję, że rozdział nie wieje nudą :/
Czekam na Waszą opinię w postaci komentarzy :*
A jak Wy spędzacie wakacje? Ja jestem w szoku, że już połowa za nami ;((
A jeśli ktoś wybiera się na ŚDM, albo już tam jest, to dajcie znać ;)
Buziaki i do następnego
Ola
♥