piątek, 16 października 2015

Rozdział 12 : "(...) nie mam już sił ciągle uciekać przed tobą."

KOMENTARZ -------> MOTYWACJA

Dzisiejsza noc minęła spokojnie. Wstałam około 7;00. Odświeżyłam się i pomalowałam. Następnie wyprostowałam włosy. Kiedy byłam już w garderobie, wybrałam komplet idealny na dzień dzisiejszy. Potem poszłam do łazienki i założyłam różową, skórzaną spódniczkę oraz białą bluzkę z wielkim sercem. Po użyciu perfum, chwyciłam torbę z książkami i zeszłam na dół. W jadalni znajdowała się już cała rodzina. 
-Dzień Dobry! Smacznego.  - powiedziałam.
-Dzień dobry kochanie - odpowiedzieli rodzice.
-Hej Vilu. - przywitał się Fede.
-Mamo, o której wczoraj wróciliście z tego bankietu? -spytałam.
-Wiesz, tak po 23:00. - odpowiedziała.  
Śniadanie zjedliśmy w ciszy. Potem poszłam na górę w celu umycia zębów. Poprawiłam też pomalowane wcześniej usta. Kiedy byłam na dole, pożegnałam się z rodzicami i razem z bratem ruszyłam w kierunku auta. Niestety, Fede miał do mnie wiele pytań.
-Violetto, czemu wróciłaś wczoraj tak późno?
Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. W końcu postanowiłam, że powiem prawdę, ale ominę wątek z Verdasem.
-Wiesz, jak wróciłam ze szkoły poszłam na tor wyścigowy. 
-Po co ?
-Bo chciałam nawrzeszczeć na Leona. Wystawił mnie na lekcji muzyki. 
-Aha..kontynuuj. 
-No i dopóki go spotkałam, czekałam kilka godzin...
-Wiesz, musiałaś być bardzo zdeterminowana...- powiedział rozbawiony Federico. 
-Bo byłam. No i kiedy już z nim pogadałam, postanowiłam wrócić do domu. Niestety było już ciemno i rozładował mi się telefon. No i ostatecznie się zgubiłam. -przyznałam. Chłopak zaczął się śmiać. Po chwili przyłączyłam się do niego.
-A jak trafiłaś do domu? - tego pytania chciałam uniknąć.
-Wiesz, w końcu zapytałam się jakiejś starszej kobiety o drogę... - kłamałam. Tak bardzo tego nie lubiłam. Federico jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu, a ja go okłamuję. Westchnęłam cicho.
Kiedy znaleźliśmy się na parkingu szkolnym, wysiadłam z samochodu. Dzisiejszy dzień miał być lekki, niestresujący i miły, ponieważ Leona nie będzie w szkole. Pewnym krokiem weszłam do szkoły. Zobaczyłam stojące na korytarzu Ludmi, Naty, Larę, Cami i Fran. Szybko do nich podbiegłam.
-Hej dziewczyny! - powiedziałam i przytuliłam każdą z przyjaciółek.
-Hej Vilu, skąd taki dobry humor? - zapytała Ludmiła.
-Nie mam pojęcia. - odpowiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Już niedługo biwak, co ze sobą bierzecie? - spytała Naty. Po jej słowach kompletnie odpłynęłam. Ponownie zaczęłam myśleć o Leonie. O tym, co ma zamiar mi powiedzieć. Co mam zrobić, żeby do tego nie dopuścić? Co ja zrobię bez Fede? Te i inne pytania znajdowały się w mojej głowie. Nagle z rozmyślań wyrwała mnie Cami.
-Vilu! Halo?! - mówiła, pstrykając palcami przed moją twarzą.
-Tak?  - byłam kompletnie zdezorientowana.
-Pytałam się, z kim będziesz w namiocie? -powiedziała Camila.
-A! Wiecie, nie zastanawiałam się jeszcze. A ile osób może być w  jednym namiocie?
-Po 3.
-A wy już się zastanawiałyście?
- W sumie to nie. -odpowiedziała Fran.
-A kto ma namiot? - zapytałam.
-Ja i Naty - stwierdziła Francesca.
- W sumie jest mi bez różnicy z kim będę spała.
-Ok. Więc na przykład w jednym będę ja, Cami i Lara, a w drugim ty, Ludmi i Naty. - zaproponowała Fran.
-Jasne. -przytaknęłam. Nagle przyszedł Diego.
-Hej dziewczyny. - przywitał się z nami. Jednak jego wzrok ciągle był skierowany na mnie. Trochę mnie to krępowało, ale po chwili nie zwracałam już na to uwagi.
-O czym rozmawiacie? - zapytał.
-Ustalamy, kto z kim będzie spał podczas biwaku. - oświadczyła Ludmi. - A wy już ustaliliście?
-Tak. Ja będę z Leonem, Maxi z Andresem,,,-mówił, lecz przerwała mu Fran.
-Ty z Leonem?! Nie rozumiem, przecież na każdym wyjeździe był w pokoju z Mikiem.
-Tak ustaliliśmy. Wiesz, ostatnio Leon spędza bardzo mało czasu z Mikiem i resztą. Ogólnie jakoś się zmienił. To nastąpiło mniej więcej po rozpoczęciu roku szkolnego. Na wakacjach nie był jeszcze taki. - oznajmił Diego.
Jeśli teraz jest nie do wytrzymania, przynajmniej moim zdaniem, to jaki był wcześniej?! - pomyślałam. Nagle zadzwonił dzwonek i ruszyliśmy w kierunku sali. Tak jak oświadczył mi wczoraj Verdas, nie było go dzisiaj w szkole. W sumie, nie przeszkadzało mi to, nawet byłam z tego zadowolona. Obiecałam też sobie, że dzisiaj nie pójdę do niego na tor.
Lekcje minęły spokojnie. Środa to dzień tygodnia, który jest prawie tak miły jak piątek, ponieważ świadczy o minionej połowie tygodnia. Dzisiaj miałam też mało lekcji, bo tylko 6. Gdy wróciłam do domu była 15:00. Ani rodziców, ani Federico jeszcze nie było. Przywitałam się z Olgą, która krzątała się po kuchni. Potem poszłam do swojego pokoju. Tam odrobiłam lekcje. Nagle usłyszałam dzwonek do  drzwi. Po chwili Olga zawołała.
- Violetto, ktoś do ciebie!
Szybko zbiegłam na dół. Przy wejściu stał Diego. Uśmiechnęłam się szeroko i mocno go przytuliłam.
-Diego, co ty tutaj robisz?
-Przyszedłem, aby zaproponować ci coś. - spojrzałam na niego pytająco. - A więc, Leon poprosił mnie, abym po szkole przyszedł na tor. Dziewczyny też idą, stoją pod twoim domem. Idziemy mu pokibicować. Nie wiem czy wiesz, ale dzisiaj są najważniejsze zawody w jego całej karierze. - Dobrze o tym wiedziałam, bo wczoraj ogłosił to komentator, ale udałam, że nie.
-Nie wiedziałam..
-Wiesz, możesz pójść z nami, ale nie zamienić z nim ani słowa. Po prostu spędzisz trochę czasu z nami. - oznajmił. Trochę się wahałam. Ostatecznie, w mojej głowie pojawiło się więcej argumentów za niż przeciw. Pomimo mojej dzisiejszej obietnicy o nie pojawieniu się na torze,  powiedziałam:
-Dobra. Ale proszę, pomóż mi go nie spotkać. Ok? - prosiłam.
-Nie ma sprawy. - przytaknął.
-Poczekaj tu minutkę, skoczę tylko po telefon i portfel, ok? - chłopak potrząsnął twierdząco głową. Szybko pobiegłam do pokoju. Chwyciłam potrzebne mi rzeczy i wróciłam do salonu.
Po chwili byliśmy już przed domem.
-Vilu! - krzyknęły z radością dziewczyny.
Potem ruszyliśmy w kierunku toru. Całą drogę rozmawialiśmy o biwaku. Nic nie mówiłam, jednak ciągle myślałam.
-Vilu, czemu nic nie mówisz? -zapytała Natalia.
-Słucham was. -próbowałam się wykręcić. Lekko się uśmiechnęłam.
Po 10 minutach marszu, byliśmy na miejscu. Usiedliśmy na widowni. Za chwilę miał się zacząć wyścig. Diego i dziewczyny postanowili pójść do Verdasa i życzyć mu powodzenia. Nie chciałam wyjść na dziewczynę strojącą fochy, więc poszłam razem z nimi. Jednak trzymałam się z tyłu. Nagle grupa przyjaciół znalazła szatyna. Przyglądałam się im z bezpiecznej odległości. Pomimo tego, słyszałam co mówili.
-Leon, chcemy ci życzyć powodzenia! - powiedziała Naty.
-Dziękuję, że przyszliście. To jest dla mnie naprawdę ważne. - oznajmił szatyn.
-Pamiętaj, że dla nas jesteś najlepszy. - ciągnęła Camila.
-Pomimo wyniku, jaki dzisiaj osiągniesz. - dodał Diego.
-Ale oczywiście wierzymy w ciebie i twoje możliwości - powiedziała Ludmiła.
-Naprawdę wam dziękuję! - podziękował. Następnie wszyscy go przytulili. Słuchając ich rozmowy, nigdy nie pomyślałabym, że szatyn jest tak okropną osobą. To prawda, przy nich był inny, prawdziwy.
Nagle, nie wiem dlaczego, ale zaczęłam iść w kierunku znajomych. Leon mnie nie widział, za to Diego tak. Chłopak spojrzał na mnie pytająco. Lekko się do niego uśmiechnęłam.
-Na co tak patrzysz ? - zapytał szatyn. Po chwili mnie zobaczył. - Violetta? - spytał z niedowierzaniem. Podeszłam do nich.
-Cześć. - przywitałam się. Jednak sposób w jaki to zrobiłam, nie należał do najmilszych.
- My może was zostawimy.. -zaproponowała Fran. Spojrzałam na nią wrogim wzrokiem.
- Tylko się nie pozabijajcie, dobra? - powiedział ze śmiechem Diego. Po chwili już ich nie było.
-Vilu, co ty tutaj robisz? - spytał patrząc mi głęboko w oczy. Ja jednak unikałam jego wzroku.
-Z chęcią bym ci odpowiedziała, ale sama nie wiem... -tłumaczyłam. Nie kłamałam. Ostatnio działałam zbyt pochopnie, pod wpływem impulsów. Chłopak spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Nie rozumiem.,,
-Ja też nie. - nasza rozmowa była dziwna, lekko mówiąc. Chłopak zaśmiał się cicho. Na jego policzkach pojawiły się dołeczki. Nigdy wcześniej nie zwróciłam na to uwagi.
-Vilu, musimy porozmawiać... - zaczął spokojnie. Starał się nie wywołać u mnie złości.
-Ale chyba nie teraz? -powiedziałam przestraszona.
- Nie teraz, ale już niedługo. - jeszcze kilka dni temu byłam gotowa się z nim o to kłócić, ale nie dziś.
-Nie chce z tobą o tym rozmawiać, ale szczerze mówiąc nie mam już sił ciągle uciekać przed tobą.
Po moich słowach, na twarzy Verdasa pojawił się delikatny uśmiech. Spojrzałam na niego zmęczonym wzrokiem.
-Życzę ci powodzenia. - oznajmiłam z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Dziękuję. -odpowiedział Leon. Nagle naszą rozmowę przerwała pewna blondynka. Przybiegła i zaczęła całować szatyna. Patrzyłam na to z wytrzeszczonymi oczami pełnymi zdziwienia i niedowierzania. Delikatnie potrząsnęłam głową.
-Nie przeszkadzam wam. - powiedziałam i odeszłam.
Idąc ku widowni, czułam na sobie wzrok chłopaka. Jednak nie oglądałam się za siebie. Kiedy znalazłam przyjaciół, podeszłam do nich i usiadłam na zajęte mi miejsce.
Po chwili zaczął się wyścig. Leon cały czas był na prowadzeniu. Kibicowanie było naprawdę wciągające. Cały czas krzyczeliśmy i klaskaliśmy. Gdy szatyn, jako pierwszy przekroczył linię mety, zaczęliśmy skakać i krzyczeć. Uśmiechy nie schodziły nam z twarzy.
Szybko poszliśmy w kierunku Leona. Mężczyźni zaczęli go podrzucać. Uśmiechałam się sama do siebie.
Kiedy większość osób już pogratulowała chłopakowi, nadszedł czas na naszą grupę. Na nasz widok, Leonowi powiększył się uśmiech.
-Leon! Wygrałeś. - krzyknęła Fran. Po chwili przytuliła Verdasa.
-Leon, wiedziałem, że to wygrasz. Jesteś najlepszy. - mówił Diego. Potem przytulił go. Zaraz po nim, dokonały tego Naty, Lara, Ludmi i Cami.
Kiedy przyszła pora na mnie, powiedziałam.
-Gratuluję.
- Dziękuję. - mówił bardzo dokładnie, jakby były to najważniejsze słowa w jego życiu. Potem posłałam mu delikatny uśmiech.
-To co, idziemy świętować? -zaproponował Diego.
-Tak! - powiedzieli razem.
-Jasne, tylko się przebiorę, ok? - wyjaśnił Leon.
-Spoko. Violetto, idziesz z nami? -spytała Ludmi.
-Nie, dziękuje. Wrócę do domu. - wyjaśniłam.
-Jesteś pewna? - dopytywała Fran.
-Tak, życzę wam dobrej zabawy. Do jutra! - rzuciłam i ruszyłam w kierunku domu.
Po pewnym czasie byłam na miejscu. Spojrzałam na zegarek. Była 18:15. Weszłam do kuchni. Byli tam rodzice.
-Cześć. - przywitałam się.
-Cześć córciu. Jak ci minął dzień? Dlaczego nie było cie na obiedzie? - dopytywała mama.
-A więc, dzień minął mi dobrze. A na obiedzie nie byłam dlatego, bo poszłam z koleżankami na miasto. - wytłumaczyłam. Następnie chwyciłam jabłko i poszłam do siebie.
Gdy byłam już w sypialni, usiadłam na parapecie. Przyglądałam się zabieganym ludziom. Na ich twarzach nie widziałam uśmiechu. To smutne. Żyje się tylko raz. Nie powinno się marnować czas na żale. Po chwili pomyślałam o sobie i o swoich ostatnich dniach, które albo przepłakałam, albo byłam w złym humorze. Szybko odwołałam to, co myślałam. Ja marnowałam swój czas na użalanie się nad sobą i swoim losem.
Siedziałam tak 20 minut. Po chwili zagrzmiało. Szybko odskoczyłam od okna i czym prędzej zeszłam na dół. Cała rodzina siedziała i oglądała jakiś film. Postanowiłam do nich dołączyć. Na zewnątrz trwała nawałnica. Było bardzo ciemno. Cały czas byłam na dole. Bałam się być sama.
Nagle zgasły wszystkie światła. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam się śmiać. Kompletnie nic nie było widać, świeciliśmy telefonami. Tata poszedł zobaczyć, czy awaria wystąpiła tylko u nas. Kiedy wrócił, oznajmił, że na całej ulicy nie ma światła.
Szczerze mówiąc, podobało mi się to. Nikt nie miał sposobu ucieczki, gdyż internet i TV nie działały. Olga i mama rozstawiły po całym domu świece. Było pięknie. Przy rodzicach nie bałam się burzy, więc czułam się swobodnie. Wiedziałam, że przy nich nic mi nie grozi. Po chwili Olga zaprosiła nas na kolację. Całą rodziną usiedliśmy przy stole i świecach. Jedliśmy i rozmawialiśmy. Po posiłku ponownie przenieśliśmy się do salonu. Spojrzałam na zegarek. Była 19:45. Federico poszedł na górę. Po minucie pojawił się z gitarą. Uśmiechnęłam się do siebie. Zawsze kiedy byliśmy mali i nie było światła, tata lub mama grali nam na gitarze. Razem śpiewaliśmy piosenki. Uwielbiałam to. Niestety, działo się to coraz rzadziej, ponieważ od czasu, kiedy mieliśmy po 7 lat nastąpił duży postęp techniczny i prąd był praktycznie zawsze.
Chłopak usiadł na kanapie i zaczął grać melodię. Zaraz potem ja, mama i tata dołączyliśmy do niego, śpiewając. Nigdy nie miałam wątpliwości co do mojej umiejętności śpiewania. Było tak, gdyż moi rodzice pięknie śpiewali i to po nich odziedziczyłam ten talent.
Wieczór minął bardzo przyjemnie. Potem rozeszliśmy się. Burza już ustała, ale nadal nie było światła. Wzięłam więc 2 świece i ruszyłam do pokoju. Przedtem pożegnałam się z rodzicami i Fede.
Potem wzięłam prysznic i umyłam włosy. Niestety, nie mogłam ich wysuszyć. Kiedy byłam gotowa do spania, położyłam się wygonie na łóżku. Przyglądałam się płomieniowi świecy, stojącej na szafce nocnej. Kiedy poczułam, że zaczynam odpływać, zgasiłam ją i zasnęłam.



xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx






HEJKA :D 
I jak wam się podoba nowy rozdział? 
Czy wam też się wydaje, że Vilu zaczyna się przekonywać do Verdasa?
:P

Następny pościk dzisiaj późnym wieczorem lub jutro ;)

Życzę miłego weekendu kochani <3

PAMIĘTAJCIE, ZOSTAWCIE KOMENTARZ!

KOCHAM
CAŁUJĘ 

 _Ola_



7 komentarzy :

  1. Wpadłam i skomentuj!
    Masz talent dziewczyno!
    Genialnie piszesz!
    Rób to dalej!
    Mam wielką ochotę czytać to cudo!
    Pozdrawiam
    Cysia

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział!
    Też bym chciała tak pisać -_-
    Całuję i czekam na kolejną perełkę :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Rozdział genialny.
      Masz talent.
      Viola się przełamuje co do Leona. Jest jakiś postęp:)
      Verdas wygrywa wyścig.
      Miła atmosfera rodzinna.
      Piękny rozdział jak zawsze♥
      Kocham♥
      Pozdrawiam Patty;*
      Buziaczki♥♡♥

      Usuń
  4. Moja genialna.
    Jesteś świetna. Cieszę się że tak często dodajesz next. Kocham twoja historię.
    L i V nadal osobno. Ja chcę Leonettę.
    Xoxo.
    Melloniasta:*

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka