KOCHANI!
Nie wiem czy zauważyliście, ale blog osiągnął już ponad 1 000 wyświetleń! Wow :)
Nie spodziewałam się, że tak się stanie, a przynajmniej nie tak szybko!
Oczywiście to nie jest moja zasługa, tylko Wasza! To Wy wchodzicie tu i czytacie moje posty. To Wy mnie wspieracie i motywujecie do pisania :*
Jeszcze raz Wam dziękuję za każdy mały ( z Waszej strony ), a ogromny dla mnie gest w postaci komentarza!
Kocham Was mocno!
Całuję :* :* :*
Oleczka :)
Chce jeszcze wytłumaczyć sprawę z dodawaniem postów.
Jak pewnie zauważyliście dzisiaj dodałam 2 :P
Robię to, ponieważ nie wiem czy znajdę na to czas w przyszłym tygodniu ( ale będę się starała)
A mam wolne dzisiaj i juro, więc robię co mogę :*
I daje mi to ogromną przyjemność.
Cieszcie się póki możecie i macie czym :)
-----------------------------------
Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam spać. Znudzona ciągłym rozmyślaniem spojrzałam na zegarek. Była 3:00, a mi kompletnie nie chciało się spać. Od jakiegoś czasu w ogóle siebie nie rozumiem. Myślałam, że dotyczy to tylko sprawy z Leonem, ale sięgnęło to wyższego stopnia. Nie wiedziałam co mam z sobą zrobić. Spać mi się nie chciało, ale nie mam zamiaru tez rozmyślać o wiadomo kim. Wzięłam więc książkę, którą zaczęłam czytać już jakiś czas temu. Ponownie bardzo mnie wciągnęła. Ale tym razem przebiłam samą siebie, bo z lektury wyrwał mnie dźwięk budzika, co oznaczało, że jest 7:00! Zdezorientowana postanowiłam się trochę przewietrzyć. Wyszłam więc na balkon. Głęboko oddychałam. Po 10 minutach wróciłam do pokoju. Bałam się patrzeć w lustro. Z pewnością wyglądałam jak potwór z podkrążonymi oczami. Jednak kiedy weszłam do łazienki i odważyłam się w nie spojrzeć, naprawdę się zdziwiłam. Wyglądałam normalnie! To cud ! Z tego powodu na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Przemyłam twarz zimną wodą, co jeszcze bardziej mnie orzeźwiło.. Potem się pomalowałam i związałam włosy w luźny kok. Następnie poszłam do garderoby, by wybrać sobie idealny komplet. Padło na białe spodnie z wysokim stanem i czarny crop top. Kiedy się ubrałam i włożyłam buty, nałożyłam "ciężki", złoty naszyjnik. Potem zeszłam na dół. Przy stole nikogo nie było. Poszłam więc do kuchni. Tam zobaczyłam rodziców. Oni mnie nie widzieli. Mama stała przy kuchence i coś mieszała, za to tata stał tuż za nią. Całował ją po szyi i mocno przytulał. To było urocze, ale po głowie wciąż chodziły mi moja dawne przekonania co do miłości. W sumie teraz nie mam o tym zdania. I tak, jak na razie nie doświadczam miłości żadnego chłopaka, więc po co nad tym myśleć.
Cofnęłam się do salonu. Nie wiedziałam co mam zrobić. Głupio było mi im przerywać. Na pewno ja, jaki i oni, czułabym się niezręcznie. Postanowiłam, że zacznę coś śpiewać, tak jak to bywało zazwyczaj kiedy schodziłam po schodach. Wyjątkiem był dzień, w którym nie miałam dobrego humoru. Niestety te dni zdarzały się coraz częściej. Cofnęłam się na górę. Po minucie zaczęłam śpiewać jakąś melodię. Potem zeszłam na dół. Pewnym krokiem weszłam do kuchni. Mama wciąż stała przy kuchence, za to tata siedział na krześle barowym i przeglądał coś na tablecie.
-Dzień dobry.- powiedziałam.
-Witaj córeczko - odpowiedział mi tata. Podeszłam do niego i ucałowałam go w policzek. Następnie podeszłam do kobiety i zrobiłam to samo.
-Jak minęła ci noc? - zapytał mężczyzna. Gdybym opowiedziała całą historię z dzisiejszej nocy, pewnie rodzice zadawaliby mi dużo pytań. Musiałam więc skłamać.
- Dobrze, a wam?
- Nie najgorzej. - oznajmiła mama.
Potem wszyscy usiedliśmy przy stole w jadalni. Po 10 minutach pojawił się Federico.
-Hej wszystkim! - powiedział i przysiadł się.
- Witaj synku. odpowiedziała mama. - Jak ci się spało?
-Dobrze. Dziękuję. - odpowiedział.
Po posiłku poszłam umyć zęby. Następnie chwyciłam torbę z książkami i udałam się w kierunku auta brata.
Po 15 minutach jazdy byliśmy już na parkingu. Potem razem weszliśmy do szkoły. Nagle ktoś uszczypnął mnie w bok. Przerażona szybko się obróciłam. To była Ludmiła.
-Ludmiła! - krzyknęłam z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Hej Vilu. Cześć Federico. - przywitała się z nami.
-Cześć. Zostawiam was same. - powiedział i pocałował mnie w czoło. Po chwili już go przy nas nie było. Od razu spojrzałam na dziewczynę. Ta odprowadzała Fede wzrokiem. Wyglądała tak, jakby zaraz miała go zjeść.
-Ludmi! - powiedziałam pstrykając jej palcami przed oczami.
-Tak? - ocknęła się. Zaczęłam się śmiać. - O co ci chodzi Vilu? - zapytała zdezorientowana. Spojrzałam na nią pytająco.
-Ludmiła, będziesz ze mną szczera? -zapytałam.
- Oczywiście.
-Ok, a więc... Czy podoba ci się Fede?
- Co? - zapytała niewinnie. - O czym ty mówisz Vilu! - powiedziała.
-No przyznaj się... - ciągnęłam. Po chwili poruszałam śmiesznie brwiami. Dziewczyna zaczęła się śmiać.
-No może trochę... - przyznała się.
-Wiedziałam. - oznajmiłam i chwyciłam koleżankę za rękę. Razem poszłyśmy pod salę. Gdy zadzwonił dzwonek weszliśmy do pomieszczenia. Ku mojemu zdziwieniu, ani przed, ani w sali nie było Verdasa. Usiadłam na swoje miejsce. Następnie do sali weszła nauczycielka fizyki. Sprawdziła obecność. Leon nie było dzisiaj w szkole. Postanowiłam zapytać się kogoś dlaczego. Najbliższą mu osobą był Mike. Stuknęłam chłopaka siedzącego przede mną w plecy. Ten się obrócił.
-Tak maleńka? - po tych słowach pożałowałam, że zwróciłam na siebie jego uwagę.
-Czy wiesz co się dzieje z Leonem? - zapytałam, gdyż nie mogłam się już wycofać.
-Ma dzisiaj zawody.- powiedział i odwrócił się, bo nauczycielka zwróciła mu uwagę.
Przecież dzisiaj mamy próbę z zajęć wokalnych! Wystawił mnie! Czułam, że się gotuję. Całą lekcję myślałam nad tym, jak by tu zaradzić. Z jednej strony byłam zła, bo nic mi nie powiedział o swojej nieobecności. Za to z drugiej strony uniknęłam śpiewania i dyskutowania z nim o romantycznej piosence.
Kiedy usłyszałam dzwonek wstałam z miejsca. Wychodząc z sali za rękę złapał mnie Diego.
-Nie przywitasz się dzisiaj ze mną? - zapytał udając obrażonego. Lekko się zaśmiałam. Kiedy znaleźliśmy się na korytarzu, przytuliłam go mocno.
-Witaj Diego. - powiedziałam cicho z wtuloną w jego tors twarzą.
-Dzień dobry Vilu...- przywitał się i pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Zachowywaliśmy się, jakbyśmy byli parą. Ale nie obchodziło mnie zdanie innych. Gdy już się od siebie oderwaliśmy, ruszyliśmy w kierunku sali matematycznej. Chciałam wykorzystać okazję i wypytać chłopak o zawody Leona.
-Wiesz, dzisiaj mieliśmy interpretować i śpiewać te piosenki... A z tego co widzę nie ma Leona. Wiesz może czemu go nie ma w szkole? - zapytałam udając obojętność.
-Wiesz, podobno ma dzisiaj jakieś zawody.
-Ale cały dzień?
-Tak. Jak mnie pamięć nie myli, to trwają od 8:00 do 17:00. - powiedział.
-Aha, Leon jest w tym dobry?
-Jest genialny. Bardzo go za to podziwiam. Chłopak rewelacyjnie tańczy, śpiewa, plus jeszcze jeździ na motorze.
-Tylko szkoda, że jest tak okropnym człowiekiem... - powiedziałam cicho, sama do siebie. Niestety Diego to usłyszał.
-Cóż, nikt nie jest idealny. Ale teraz i tak jest lepiej. Kiedyś był naprawdę okrutny, chamski i egoistyczny. Leon się zmienił. I to bardzo.
-Od jak dawna go znasz?
- Od 6 lat. Kiedy się poznaliśmy, byliśmy jeszcze mali. Wiesz, jako osoba, która spędziła z nim kawał czasu, uważam, że się zmienił. Chociaż na początku naszej znajomości nie było łatwo. - powiedział. - Uważam, że wystarczy go bliżej poznać, aby się o tym przekonać. On udaje kogoś innego przy swoich kumplach. Za to przy mnie, Fran, Ludmi i reszcie, jest innym człowiekiem. Może kiedyś się o tym przekonasz.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek. Weszliśmy do sali. Matematyka minęła spokojnie. Kolejne lekcje też. Jednak ja cały czas myślałam o Verdasie.
Kiedy nadszedł czas lekcji muzyki, ponownie usiedliśmy w kółku. Przez krótką chwilę miałam nadzieję, ze Leon jednak się zjawi. Tak się niestety nie stało. Nauczycielka powiedziała, że musimy się spotkać na własną rękę i nadrobić to, czego nie zrobiliśmy dzisiaj. Kobieta pozwoliła mi tez pójść do domu, bo nie widziała sensu siedzenia tu bezczynnie. Tak też zrobiłam. Pożegnałam się z przyjaciółmi i wyszłam ze szkoły. Napisałam do Fede, że wróciłam wcześniej. Szłam sobie chodnikiem, wdychałam świeże powietrze. W pewnym momencie obok mnie przejechał motor. Momentalnie pomyślałam o szatynie. Nie wiem dlaczego, ale postanowiłam pójść na tor wyścigowy, odnaleźć go i powiedzieć mu, jak bardzo mi przykro, że mnie wystawił. Biegiem ruszyłam w kierunku domu. Gdy już tam byłam, rzuciłam torbę na podłogę w salonie, chwyciłam telefon i wyszłam.
Szłam pewna siebie. Planowałam, co mu powiedzieć. Po dzisiejszym dniu w szkole czułam się wypoczęta. Może dlatego, że nie widziałam się z szatynem? Nie rozumiem... Na siłę chciałam zepsuć sobie dzień?! Po co szłam na tor? Tego nie wiedziałam, ale byłam tak zdeterminowana i nakręcona, że nic nie było w stanie mnie zatrzymać. Po 10 minutach drogi byłam już na miejscu. Wszędzie było pełno ludzi. Słyszałam dźwięki motorów. Rozglądałam się, szukałam Verdasa. Niestety, nigdzie go nie było. Nagle natknęłam się na jakąś dziewczynę. Przyjrzałam się jej bliżej. To ta sama dziewczyna, dzięki której poznałam szatyna. To ta, która podbiegła do niego i powiedziała : " Gratulacje Leon. Jestem z ciebie taka dumna.." .
-Kogoś szukasz? - zapytała niemiło.
-Tak, Leona. wiesz może gdzie jest? - starałam się być miła.
- A ty to kto?
-A co ci do tego? Wiesz gdzie jest, czy nie? - wkurzyłam się.
-Spokojnie maleńka... Leon teraz się ściga. - powiedziała.
- Dzięki. - posłałam jej udawany uśmiech i poszłam w stronę widowni.
Gdy znalazłam sobie miejsce, usiadłam i obserwowałam jeżdżące w kółko motory. Nagle któryś z nich przejechał linię mety. Przez głośnik dobiegł głos komentatora.
-Tak! Verdas ponownie zwycięża półfinały krajowe! Wystarczy, że jutro wygra, a będzie na pierwszym miejscu w tabeli! Brawo! - krzyczał mężczyzna.
Wow. Szatyn jest bardzo dobry. Na pewno miał dobry humor, przecież wygrał zawody. A ja chciałam mu nawtykać, za to, że mnie nie wystawił. Długo się nad tym zastanawiałam. W końcu postanowiłam, że porozmawiam z nim i opowiem co mnie zabolało. Siedziałam jeszcze 30 minut. Leon mnie nie widział. Byłam zbyt daleko. Ja też nie widziałam go dokładnie. Jadnak wiedziałam gdzie jest. Był tam, gdzie wszyscy ludzie. Z pewnością mu gratulowali. Minęła godzina. Wówczas ostatnia osoba gratulowała Leonowi. Zeszłam z widowni i poszłam w kierunku szatni chłopaka. - Tam na pewno go spotkam- pomyślałam. Po chwili byłam już na miejscu. Obróciłam się przodem do zachodu słońca. Za mną znajdowała się szatnia. Widok był naprawdę piękny. Przymknęłam oczy. Wdychałam orzeźwiające powietrze. Robiło się już chłodno. Spojrzałam na telefon. Była 17:50. - Gdzie on jest? - pomyślałam. Lekko się denerwowałam, chciałam już wracać do domu, bo ciemniało. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Verdasa.
-Violetta? - zapytał. Szybko się obróciłam w jego stronę. - Co ty tu robisz? - był zaskoczony moja obecnością. Szczerze mówiąc, ja tez nie wiedziałam co tam robię.
-Hej - powiedziałam sucho. - Przyszłam, bo nie było cie w szkole i mnie wystawiłeś... - zaczęłam. Chłopak podszedł do mnie. Staliśmy twarzą w twarz. - Leon, nie wiem czy pamiętasz, ale dzisiaj mieliśmy ćwiczyć piosenkę. Nie miałabym ci za złe twojej nieobecności, gdyby nie to, że mi nic nie powiedziałeś! Przez to, teraz musimy spotkać się w tygodniu i nadrobić zaległą lekcję! - mówiłam.
-Przepraszam, ale wypadło mi to z głowy. - powiedział. W tym momencie jego słowa nabrały podwójną wartość. Nie wiem dlaczego, ale bardzo mnie zabolało to co powiedział. Wówczas uważałam, że oświadczył w ten sposób swój brak szacunku do mnie i to, że nasz wspólny projekt jest dla niego mało ważny. W rzeczywistości pewnie tak nie było. Możliwe, że wypadło mu to z głowy, bo był przejęty wyścigiem. Niestety, wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy.
- Aha. Jasne! Nie ma sprawy! - powiedziałam jak obrażone dziecko. Chłopak się zaśmiał. Mi nie było do śmiechu. - Rozumiem, że to jest bardzo śmieszne. - powiedziałam.
-Śmieszne jest to jak się zachowujesz. - powiedział z uśmiechem. Potrząsnęłam głową i westchnęłam.
- Widzę, że nie mamy o czym rozmawiać. Cześć. - rzuciłam w jego stronę i ruszyłam w kierunku domu. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Szłam już pół godziny. W końcu przyznałam przed samą sobą. - Zgubiłam się. I co ja miałam zrobić? Telefon mi się rozładował, nawet nie wiem, która jest godzina. Kompletnie nie poznaje miejsca, w który się znajduje. Bezczynnie szłam przed siebie. Było już zimno i ciemno. Nagle usłyszałam dźwięk jakiegoś pojazdu. Spojrzałam w prawo. Obok mnie zatrzymał się jakiś motor. Z jednej strony bałam się, że to Leon. Za to z drugiej miałam nadzieję, że to on, ponieważ go przynajmniej znałam.
Po chwili chłopak zdjął kask. Moim oczom ukazał się Verdas. Kiedy go zobaczyłam obróciłam się w przeciwnym kierunku i szłam dalej. Oczywiście on podjechał do mnie. Zgasił motor. Była kompletna cisza.
-Vilu, co ty tutaj robisz?
-Nie widzisz!? Spaceruje! - krzyknęłam.
-Sama i o tej godzinie? - zapytał z niedowierzaniem. Po czym wstał z motoru i podszedł do mnie. - Violetto, przyznaj, że się zgubiłaś.. - powiedział z lekkim uśmieszkiem.
- Po moim trupie! - odpowiedziałam.
-Nie zaprzeczaj... Oboje wiemy, że tak się stało.- mówił spokojnie. - Chodź. Podwiozę cie. -powiedział wskazując motor.
-Chyba sobie żartujesz! Nigdzie z tobą nie jadę! - krzyczałam.
- Jak sobie chcesz. - powiedział i wsiadł na motor. Po chwili odpalił silnik. - No to cześć. - powiedział.
- Poczekaj. - wycedziłam.
- Zmieniłaś zdanie? - zapytał rozbawiony. Westchnęłam i usiadłam za nim. Lekko go objęłam i przyłożyłam głowę do jego pleców. Nagle ruszyliśmy. Po 5 minutach motor się zatrzymał. Rozluźniłam uścisk. Następnie zeszłam z motoru i odgarnęłam kosmyk włosów z twarzy.
-Violetto, jutro nie będzie mnie w szkole. - oznajmił.
-Miło mi, że to mówisz- posłałam mu udawany uśmiech. - Dzięki za podwózkę. - obróciłam się w kierunku posesji. - A, zapomniałabym. - obróciłam się w jego stronę. - Gratuluję wygranej. - Następnie wróciłam do domu. Na moje szczęście rodziców jeszcze nie było. Odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na zegarek. Była 21;00. Szybko zjadłam jabłko i ruszyłam na górę. Weszłam jeszcze na chwilę do Fede. Później odrobiłam lekcje i przygotowałam się do snu.
Nie minęło 10 minut, a ja już spałam.
***********************************************************************************
Cofnęłam się do salonu. Nie wiedziałam co mam zrobić. Głupio było mi im przerywać. Na pewno ja, jaki i oni, czułabym się niezręcznie. Postanowiłam, że zacznę coś śpiewać, tak jak to bywało zazwyczaj kiedy schodziłam po schodach. Wyjątkiem był dzień, w którym nie miałam dobrego humoru. Niestety te dni zdarzały się coraz częściej. Cofnęłam się na górę. Po minucie zaczęłam śpiewać jakąś melodię. Potem zeszłam na dół. Pewnym krokiem weszłam do kuchni. Mama wciąż stała przy kuchence, za to tata siedział na krześle barowym i przeglądał coś na tablecie.
-Dzień dobry.- powiedziałam.
-Witaj córeczko - odpowiedział mi tata. Podeszłam do niego i ucałowałam go w policzek. Następnie podeszłam do kobiety i zrobiłam to samo.
-Jak minęła ci noc? - zapytał mężczyzna. Gdybym opowiedziała całą historię z dzisiejszej nocy, pewnie rodzice zadawaliby mi dużo pytań. Musiałam więc skłamać.
- Dobrze, a wam?
- Nie najgorzej. - oznajmiła mama.
Potem wszyscy usiedliśmy przy stole w jadalni. Po 10 minutach pojawił się Federico.
-Hej wszystkim! - powiedział i przysiadł się.
- Witaj synku. odpowiedziała mama. - Jak ci się spało?
-Dobrze. Dziękuję. - odpowiedział.
Po posiłku poszłam umyć zęby. Następnie chwyciłam torbę z książkami i udałam się w kierunku auta brata.
Po 15 minutach jazdy byliśmy już na parkingu. Potem razem weszliśmy do szkoły. Nagle ktoś uszczypnął mnie w bok. Przerażona szybko się obróciłam. To była Ludmiła.
-Ludmiła! - krzyknęłam z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Hej Vilu. Cześć Federico. - przywitała się z nami.
-Cześć. Zostawiam was same. - powiedział i pocałował mnie w czoło. Po chwili już go przy nas nie było. Od razu spojrzałam na dziewczynę. Ta odprowadzała Fede wzrokiem. Wyglądała tak, jakby zaraz miała go zjeść.
-Ludmi! - powiedziałam pstrykając jej palcami przed oczami.
-Tak? - ocknęła się. Zaczęłam się śmiać. - O co ci chodzi Vilu? - zapytała zdezorientowana. Spojrzałam na nią pytająco.
-Ludmiła, będziesz ze mną szczera? -zapytałam.
- Oczywiście.
-Ok, a więc... Czy podoba ci się Fede?
- Co? - zapytała niewinnie. - O czym ty mówisz Vilu! - powiedziała.
-No przyznaj się... - ciągnęłam. Po chwili poruszałam śmiesznie brwiami. Dziewczyna zaczęła się śmiać.
-No może trochę... - przyznała się.
-Wiedziałam. - oznajmiłam i chwyciłam koleżankę za rękę. Razem poszłyśmy pod salę. Gdy zadzwonił dzwonek weszliśmy do pomieszczenia. Ku mojemu zdziwieniu, ani przed, ani w sali nie było Verdasa. Usiadłam na swoje miejsce. Następnie do sali weszła nauczycielka fizyki. Sprawdziła obecność. Leon nie było dzisiaj w szkole. Postanowiłam zapytać się kogoś dlaczego. Najbliższą mu osobą był Mike. Stuknęłam chłopaka siedzącego przede mną w plecy. Ten się obrócił.
-Tak maleńka? - po tych słowach pożałowałam, że zwróciłam na siebie jego uwagę.
-Czy wiesz co się dzieje z Leonem? - zapytałam, gdyż nie mogłam się już wycofać.
-Ma dzisiaj zawody.- powiedział i odwrócił się, bo nauczycielka zwróciła mu uwagę.
Przecież dzisiaj mamy próbę z zajęć wokalnych! Wystawił mnie! Czułam, że się gotuję. Całą lekcję myślałam nad tym, jak by tu zaradzić. Z jednej strony byłam zła, bo nic mi nie powiedział o swojej nieobecności. Za to z drugiej strony uniknęłam śpiewania i dyskutowania z nim o romantycznej piosence.
Kiedy usłyszałam dzwonek wstałam z miejsca. Wychodząc z sali za rękę złapał mnie Diego.
-Nie przywitasz się dzisiaj ze mną? - zapytał udając obrażonego. Lekko się zaśmiałam. Kiedy znaleźliśmy się na korytarzu, przytuliłam go mocno.
-Witaj Diego. - powiedziałam cicho z wtuloną w jego tors twarzą.
-Dzień dobry Vilu...- przywitał się i pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Zachowywaliśmy się, jakbyśmy byli parą. Ale nie obchodziło mnie zdanie innych. Gdy już się od siebie oderwaliśmy, ruszyliśmy w kierunku sali matematycznej. Chciałam wykorzystać okazję i wypytać chłopak o zawody Leona.
-Wiesz, dzisiaj mieliśmy interpretować i śpiewać te piosenki... A z tego co widzę nie ma Leona. Wiesz może czemu go nie ma w szkole? - zapytałam udając obojętność.
-Wiesz, podobno ma dzisiaj jakieś zawody.
-Ale cały dzień?
-Tak. Jak mnie pamięć nie myli, to trwają od 8:00 do 17:00. - powiedział.
-Aha, Leon jest w tym dobry?
-Jest genialny. Bardzo go za to podziwiam. Chłopak rewelacyjnie tańczy, śpiewa, plus jeszcze jeździ na motorze.
-Tylko szkoda, że jest tak okropnym człowiekiem... - powiedziałam cicho, sama do siebie. Niestety Diego to usłyszał.
-Cóż, nikt nie jest idealny. Ale teraz i tak jest lepiej. Kiedyś był naprawdę okrutny, chamski i egoistyczny. Leon się zmienił. I to bardzo.
-Od jak dawna go znasz?
- Od 6 lat. Kiedy się poznaliśmy, byliśmy jeszcze mali. Wiesz, jako osoba, która spędziła z nim kawał czasu, uważam, że się zmienił. Chociaż na początku naszej znajomości nie było łatwo. - powiedział. - Uważam, że wystarczy go bliżej poznać, aby się o tym przekonać. On udaje kogoś innego przy swoich kumplach. Za to przy mnie, Fran, Ludmi i reszcie, jest innym człowiekiem. Może kiedyś się o tym przekonasz.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek. Weszliśmy do sali. Matematyka minęła spokojnie. Kolejne lekcje też. Jednak ja cały czas myślałam o Verdasie.
Kiedy nadszedł czas lekcji muzyki, ponownie usiedliśmy w kółku. Przez krótką chwilę miałam nadzieję, ze Leon jednak się zjawi. Tak się niestety nie stało. Nauczycielka powiedziała, że musimy się spotkać na własną rękę i nadrobić to, czego nie zrobiliśmy dzisiaj. Kobieta pozwoliła mi tez pójść do domu, bo nie widziała sensu siedzenia tu bezczynnie. Tak też zrobiłam. Pożegnałam się z przyjaciółmi i wyszłam ze szkoły. Napisałam do Fede, że wróciłam wcześniej. Szłam sobie chodnikiem, wdychałam świeże powietrze. W pewnym momencie obok mnie przejechał motor. Momentalnie pomyślałam o szatynie. Nie wiem dlaczego, ale postanowiłam pójść na tor wyścigowy, odnaleźć go i powiedzieć mu, jak bardzo mi przykro, że mnie wystawił. Biegiem ruszyłam w kierunku domu. Gdy już tam byłam, rzuciłam torbę na podłogę w salonie, chwyciłam telefon i wyszłam.
Szłam pewna siebie. Planowałam, co mu powiedzieć. Po dzisiejszym dniu w szkole czułam się wypoczęta. Może dlatego, że nie widziałam się z szatynem? Nie rozumiem... Na siłę chciałam zepsuć sobie dzień?! Po co szłam na tor? Tego nie wiedziałam, ale byłam tak zdeterminowana i nakręcona, że nic nie było w stanie mnie zatrzymać. Po 10 minutach drogi byłam już na miejscu. Wszędzie było pełno ludzi. Słyszałam dźwięki motorów. Rozglądałam się, szukałam Verdasa. Niestety, nigdzie go nie było. Nagle natknęłam się na jakąś dziewczynę. Przyjrzałam się jej bliżej. To ta sama dziewczyna, dzięki której poznałam szatyna. To ta, która podbiegła do niego i powiedziała : " Gratulacje Leon. Jestem z ciebie taka dumna.." .
-Kogoś szukasz? - zapytała niemiło.
-Tak, Leona. wiesz może gdzie jest? - starałam się być miła.
- A ty to kto?
-A co ci do tego? Wiesz gdzie jest, czy nie? - wkurzyłam się.
-Spokojnie maleńka... Leon teraz się ściga. - powiedziała.
- Dzięki. - posłałam jej udawany uśmiech i poszłam w stronę widowni.
Gdy znalazłam sobie miejsce, usiadłam i obserwowałam jeżdżące w kółko motory. Nagle któryś z nich przejechał linię mety. Przez głośnik dobiegł głos komentatora.
-Tak! Verdas ponownie zwycięża półfinały krajowe! Wystarczy, że jutro wygra, a będzie na pierwszym miejscu w tabeli! Brawo! - krzyczał mężczyzna.
Wow. Szatyn jest bardzo dobry. Na pewno miał dobry humor, przecież wygrał zawody. A ja chciałam mu nawtykać, za to, że mnie nie wystawił. Długo się nad tym zastanawiałam. W końcu postanowiłam, że porozmawiam z nim i opowiem co mnie zabolało. Siedziałam jeszcze 30 minut. Leon mnie nie widział. Byłam zbyt daleko. Ja też nie widziałam go dokładnie. Jadnak wiedziałam gdzie jest. Był tam, gdzie wszyscy ludzie. Z pewnością mu gratulowali. Minęła godzina. Wówczas ostatnia osoba gratulowała Leonowi. Zeszłam z widowni i poszłam w kierunku szatni chłopaka. - Tam na pewno go spotkam- pomyślałam. Po chwili byłam już na miejscu. Obróciłam się przodem do zachodu słońca. Za mną znajdowała się szatnia. Widok był naprawdę piękny. Przymknęłam oczy. Wdychałam orzeźwiające powietrze. Robiło się już chłodno. Spojrzałam na telefon. Była 17:50. - Gdzie on jest? - pomyślałam. Lekko się denerwowałam, chciałam już wracać do domu, bo ciemniało. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Verdasa.
-Violetta? - zapytał. Szybko się obróciłam w jego stronę. - Co ty tu robisz? - był zaskoczony moja obecnością. Szczerze mówiąc, ja tez nie wiedziałam co tam robię.
-Hej - powiedziałam sucho. - Przyszłam, bo nie było cie w szkole i mnie wystawiłeś... - zaczęłam. Chłopak podszedł do mnie. Staliśmy twarzą w twarz. - Leon, nie wiem czy pamiętasz, ale dzisiaj mieliśmy ćwiczyć piosenkę. Nie miałabym ci za złe twojej nieobecności, gdyby nie to, że mi nic nie powiedziałeś! Przez to, teraz musimy spotkać się w tygodniu i nadrobić zaległą lekcję! - mówiłam.
-Przepraszam, ale wypadło mi to z głowy. - powiedział. W tym momencie jego słowa nabrały podwójną wartość. Nie wiem dlaczego, ale bardzo mnie zabolało to co powiedział. Wówczas uważałam, że oświadczył w ten sposób swój brak szacunku do mnie i to, że nasz wspólny projekt jest dla niego mało ważny. W rzeczywistości pewnie tak nie było. Możliwe, że wypadło mu to z głowy, bo był przejęty wyścigiem. Niestety, wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy.
- Aha. Jasne! Nie ma sprawy! - powiedziałam jak obrażone dziecko. Chłopak się zaśmiał. Mi nie było do śmiechu. - Rozumiem, że to jest bardzo śmieszne. - powiedziałam.
-Śmieszne jest to jak się zachowujesz. - powiedział z uśmiechem. Potrząsnęłam głową i westchnęłam.
- Widzę, że nie mamy o czym rozmawiać. Cześć. - rzuciłam w jego stronę i ruszyłam w kierunku domu. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Szłam już pół godziny. W końcu przyznałam przed samą sobą. - Zgubiłam się. I co ja miałam zrobić? Telefon mi się rozładował, nawet nie wiem, która jest godzina. Kompletnie nie poznaje miejsca, w który się znajduje. Bezczynnie szłam przed siebie. Było już zimno i ciemno. Nagle usłyszałam dźwięk jakiegoś pojazdu. Spojrzałam w prawo. Obok mnie zatrzymał się jakiś motor. Z jednej strony bałam się, że to Leon. Za to z drugiej miałam nadzieję, że to on, ponieważ go przynajmniej znałam.
Po chwili chłopak zdjął kask. Moim oczom ukazał się Verdas. Kiedy go zobaczyłam obróciłam się w przeciwnym kierunku i szłam dalej. Oczywiście on podjechał do mnie. Zgasił motor. Była kompletna cisza.
-Vilu, co ty tutaj robisz?
-Nie widzisz!? Spaceruje! - krzyknęłam.
-Sama i o tej godzinie? - zapytał z niedowierzaniem. Po czym wstał z motoru i podszedł do mnie. - Violetto, przyznaj, że się zgubiłaś.. - powiedział z lekkim uśmieszkiem.
- Po moim trupie! - odpowiedziałam.
-Nie zaprzeczaj... Oboje wiemy, że tak się stało.- mówił spokojnie. - Chodź. Podwiozę cie. -powiedział wskazując motor.
-Chyba sobie żartujesz! Nigdzie z tobą nie jadę! - krzyczałam.
- Jak sobie chcesz. - powiedział i wsiadł na motor. Po chwili odpalił silnik. - No to cześć. - powiedział.
- Poczekaj. - wycedziłam.
- Zmieniłaś zdanie? - zapytał rozbawiony. Westchnęłam i usiadłam za nim. Lekko go objęłam i przyłożyłam głowę do jego pleców. Nagle ruszyliśmy. Po 5 minutach motor się zatrzymał. Rozluźniłam uścisk. Następnie zeszłam z motoru i odgarnęłam kosmyk włosów z twarzy.
-Violetto, jutro nie będzie mnie w szkole. - oznajmił.
-Miło mi, że to mówisz- posłałam mu udawany uśmiech. - Dzięki za podwózkę. - obróciłam się w kierunku posesji. - A, zapomniałabym. - obróciłam się w jego stronę. - Gratuluję wygranej. - Następnie wróciłam do domu. Na moje szczęście rodziców jeszcze nie było. Odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na zegarek. Była 21;00. Szybko zjadłam jabłko i ruszyłam na górę. Weszłam jeszcze na chwilę do Fede. Później odrobiłam lekcje i przygotowałam się do snu.
Nie minęło 10 minut, a ja już spałam.
***********************************************************************************
Jest :)
Kolejny pościk dodany!
Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Następny pojawi się jutro.
Coraz bliżej biwak...
Jak myślicie, co się na nim wydarzy?
Może pojawi się Leonetta?!
Tego jeszcze nie wiecie :D
Ale się dowiecie.
Do następnego
{ OLA }
:*
KOMENTUJCIE <3
Patrycja Super :D
OdpowiedzUsuńCudeńko♥
UsuńKiciula piękny rozdział.
OdpowiedzUsuńGratuluję tyyyylu wyświetleń.
Jesteś boska. Moja księżniczka.
Xoxo.
Melloniasta:*
Cudowne stokrotko ♡
OdpowiedzUsuńAlly ♥♥♥