Czas, problemy, żale, bóle i wszystkie inne rzeczy, traciły znaczenie, liczyła się tylko ta jedna chwila, którą spędziłam z Leonem. To jego obecność dawała mi nieobliczalne szczęście. To on sprawiał, że byłam w innym świecie.
Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam 2 mężczyzn. By dostrzec, kto to jest, przymrużyłam oczy. To Fede i Leon. Chory wciąż leżał w szpitalnym łóżku, za to Verdas siedział na krześle obok niego. Oboje patrzyli na mnie z zaciekawieniem.
-Dzień dobry Vilu - przywitał się Federico.
-Hej. - mówiłam lekko zachrypniętym głosem. - Która godzina?
-Jest 7:00 - odpowiedział szatyn, uśmiechając się do mnie ciepło.
To było cudowne. Takie poranki to ja mogłam mieć zawsze.. Budzisz się, a tu siedzi twój ukochany!
Wstałam z kanapy i powiedziałam.
- Vilu, rodzice zaraz przyjadą, jedźcie do szkoły. - poinformował Federico.
-Jasne. - odpowiedziałam.
-To co idziemy? - spytał Verdas, wstając z krzesła. Pokiwałam twierdząco głową.
-To do zobaczenia później - rzuciłam do brata i uśmiechnęłam się uroczo.
-Pa - pożegnał się brunet.
I wyszliśmy z sali numer 45. W cieszy przemierzaliśmy korytarz. Było pełno ludzi. Co chwilę uderzałam kogoś ramieniem i przepraszałam.
Po chwili byliśmy już przy aucie Verdasa. Wsiadłam do środka. Chłopak uruchomił maszynę.
-Rozumiem, że mam zawieść cię do domu? - spytał rozbawiony, tym samym spoglądając na moje ubranie.
-Było by miło.. - powiedziałam również rozśmieszona. Na sobie miałam dresową bluzę i jeansy! Nie miałam zamiaru pokazywać się w tym w szkole.
-Nie ma sprawy. - zakończył.
Całą drogę rozmawialiśmy o błahych sprawach.
-Poczekam tu na ciebie, a ty idź się ogarnąć. - powiedział zatrzymując samochód pod moim domem.
-Nie.. Leon... Jedź do domu.. Ja ..- zatkało mnie. - Ja przejdę się do szkoły..
Leon spojrzał mi głęboko w oczy. Czułam, że zaraz nie wytrzymam i go pocałuję. Jednak starałam panować nad sobą.
-Violetto, nie wymyślaj.. Zrób tak, jak mówię. - powiedział nie odrywając ode mnie wzroku.
Mój wzrok za to, przemieszczał się między jego oczami a ustami. Jeszcze chwila, a bym nie wytrzymała.
-Leon... - nie wiedziałam jak mu to wytłumaczyć. Verdas cały czas patrzył na mnie pytająco. Westchnęłam- Bo ja nie che, żeby Rose sobie coś pomyślała..
Szatyn się uśmiechnął.
-Vilu. Nie martw się, ok? Ona zrozumie. - tłumaczył. Dlaczego ta dziewczyna była ta idealna?!
-Ok. - odpowiedziałam cicho i wyszłam z auta.
Ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Kiedy byłam już w domu, chwyciłam banana i ruszyłam na górę.
Szybko się przebrałam w białą spódniczkę i crop top w paski. Następnie użyłam perfum, pomalowałam się troszkę mocniej i rozpuściłam włosy. Potem umyłam zęby i wyszłam z sypialni.
Gdy opuściłam dom, zobaczyłam, że auto Verdasa wciąż stoi pod moją posesją. Szczerze mówiąc, ulżyło mi.
Spojrzałam na telefon. Była 8:00. Mieliśmy jeszcze pełną godzinę!
Wsiadłam do samochodu.
-Vilu, pojedziemy jeszcze do mnie, dobrze? - Nie wiedziałam po co mnie o to pytał. Przecież nie mogłam zaprzeczyć.
-Jasne. - posłałam mu ciepły uśmiech. Chłopak wziął głęboki oddech.
-Vilu, zawsze tak cudownie pachniesz. - zarumieniłam się. To prawda, zapach moich perfum był nieziemski. Ale chwila... Czy on mi właśnie prawił komplementy?!
-Dziękuję. - powiedziałam nieśmiało.
Chłopak uruchomił auto i ruszyliśmy.
Po kilku minutach, zatrzymaliśmy się pod pięknym, nowoczesnym domem.
-To tu. - oznajmił.
-Poczekam na ciebie w samochodzie. - rzekłam.
Szatyn wysiadł bez słowa. Trochę mnie to zdziwiło, ale nie chciałam wchodzić do jego domu..
Nagle drzwi od mojej strony się otworzyły. To Verdas je otworzył.
-Wysiadaj. - powiedział ciepło.
- Nie, dziękuję. Poczekam w aucie. - mówiłam lekko zdenerwowana.
-Proszę cie...
-Nie! Idź już! - podniosłam trochę głos. On chyba nie rozumiał słowa "nie".
- Jesteś pewna? - zapytał rozbawiony. Nie byłam już pewna niczego. Nie wiedziałam, czego mam się po nim spodziewać. Leon był zdolny do wszystkiego!
Nagle chłopak nachylił się nade mną i w połowie znalazł się w samochodzie. Jednym sprawnym ruchem odpiął mój pas. Następnie wyprostował się, aj a patrzyłam na niego gromiącym wzrokiem.
-Czy ty nie rozumiesz słowa "nie"?! - krzyknęłam. On tylko się zaśmiał
-To wychodzisz, czy mam ci pomóc ?
Westchnęłam i wysiadłam z auta.
- Zapraszam. - powiedział Verdas. Po chwili położył mi swoją dłoń na placach. Całe ciało zadrżało, jakbym dotknęła czegoś pod napięciem. To było nie znane dla mnie uczucie, miłość. Jednak bardzo mi się podobało.. Pomimo bólu i żalu, spowodowanego stratą szatyna.
Po pewnym czasie staliśmy pod drzwiami wejściowymi.
-Spokojnie Vilu, moich rodziców nie ma w domu. -oznajmił. Ulżyło mi.
Chwilę później weszliśmy do domu. Wewnątrz było jeszcze lepiej niż na zewnątrz! Nowoczesność-to idealne słowo opisujące dom szatyna.
-Vilu, rozgość się. Ja zaraz wracam. - powiedział i zostawił mnie samą.
Przysiadłam sobie na kanapie. Z każdej strony otulała mnie cisza.
Po chwili ze schodów zszedł szatyn. Wyglądał bardzo przystojnie. Idealna koszyka w kratę z ciemnymi jeansami, leżały na nim perfekcyjnie. Posłał mi ciepły uśmiech. Odwzajemniłam mu tym samym.
-Idziemy ?- spytał.
-Tak. - powiedziałam i wyszliśmy z domu.
Jechaliśmy śmiejąc się i rozmawiając. Verdas sprawiał, że zapominałam o rzeczywistości.
Gdy dojechaliśmy pod szkołę, wysiadłam z czarnego Mercedesa. Wszyscy uczniowie patrzyli się na nas z niedowierzaniem. Zarumieniłam się i spojrzałam na Leona.
-Leon, nie powinnam z tobą przyjeżdżać.. Wszyscy się gapią!- szepnęłam do chłopaka idącego obok mnie.
-Vilu.. Daj spokój! - powiedział z rozbawieniem.
-Źle robimy.. Rose będzie zła. - ciągnęłam.
-Opinia innych kompletnie mnie nie obchodzi. - zakończył.
Cicho westchnęłam Nie chciałam, żeby dziewczyna Leona była na mnie zła.
Po chwili weszliśmy do szkoły. Szliśmy korytarzem, ramie w ramie. Cały czas czułam na sobie wzrok innych. Ignorowałam to, a przynajmniej próbowałam.
Kiedy znaleźliśmy się pod salą chemiczną, spotkaliśmy Cami i Diego. Przyglądaliśmy się nam z zaciekawieniem.
-Hej wam - zaczęłam z uśmiechem.
-Hej Vilu, jak tam Fede? - spytał Diego
-Jest już trochę lepiej, dziękuję. - odpowiedziałam.
Nagle poczułam jak ktoś delikatnie popchnął mnie ramię. Obejrzałam się i zobaczyłam, że jakaś dziewczyna obejmuje Verdasa. To z pewnością była Rose.
-Hej misiu.. - mówiła dziewczyna. Głośno przełknęłam ślinę. Chciałam być na jej miejscu.
-Hej kochanie. - szepnął chłopak. Po chwili oderwałam od nich wzrok.
Wtem zadzwonił dzwonek. Weszliśmy do klasy.
Chemia minęła spokojnie, w ciszy. Czasami spojrzałam na Verdasa, wtedy posyłałam mu uroczy uśmieszek, ponieważ on cały czas na mnie patrzył.
Kolejne lekcje mijały szybko. Od dziewczyn dowiedziałam się, że Rose est w innej klasie, ale jest w naszym wieku.
Kiedy podczas przerwy na lunch szłam korytarzem, zobaczyłam Leona z jego dziewczyną siedzących na jednej z ławek. Patrzyli na siebie, rozmawiali, chyba byli szczęśliwi. Nie chciałam przechodzić obok nich, ale inaczej nie mogłam dojść do sali fizycznej. Wzięłam więc głęboki wdech i ruszyłam.
Po chwili zauważył mnie Verdas. Przeszłam obok nich, spojrzałam chłopakowi w oczy i widząc jego uśmiech słabo się uśmiechnęłam. Chciałam tym uśmiechem przekazać mu wszystko co czułam, żeby wiedział jak bardzo ważny dla mnie był, ale.. Właśnie, istnieje milion ale, bo on przecież ma już kogoś, kto jest da niego ważny, kogoś kto sprawia, że ma siły się uśmiechać..
Czas się pogodzić z tym, ze jestem jego przyjaciółką, tylko przyjaciółką...
Po lekcjach ruszyłam w kierunku domu, jednak coś mnie zatrzymało..A raczej ktoś.
Kiedy schodziłam po schodach, zobaczyłam szatyna, siedzącego na ostatnim ze schodków. Moje serce zaczęło szybciej bić, oddech przyspieszył. Jednak już się nie dziwiłam temu zachowaniu. Wzięłam głęboki wdech.
Gdy znalazłam się obok niego, zapytałam;
-Mogę się przysiąść?
Chłopak posłał mi czarujący uśmiech i pokiwał twierdząco głową.
-Czekasz na Rose.. - zaczęłam
-Nie, ona skończyła dzisiaj szybciej.
-A... - nie wiedziałam co mam powiedzieć, cieszyłam się, że nie ma jej tutaj.
-Jak się trzymasz? - zapytał z troską w głosie.
Cicho westchnęłam.
-Może być. Dzisiaj spędzam noc u Fede.
-Vilu, pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć..
-Wiem i dziękuję. - posłałam mu nieśmiały uśmiech.
Nagle Leon wstał na równe nogi i podał mi rękę. Wytrzeszczyłam oczy.
-Chodź, musisz się trochę rozerwać!
Zaczęłam się nerwowo śmiać.
-Nie, Leon... Ja nie mam chęci nigdzie iść, jechać... - próbowałam się wykręcić, chociaż dobrze wiedziałam, że to się raczej nie uda.
-Violetto, nie marudź! Musisz chociaż na chwilę przestać myśleć o Fede, a ja ci w tym pomogę.- oznajmił.- To jak?
Chciałam mu powiedzieć, że wystarczy jego obecność, a zapominam o otaczającym mnie świecie, jednak nie mogłam tego zrobić.
-Ok - podałam m swoją dłoń,a on pomógł mi wstać. Po chwili staliśmy blisko siebie. Moje oczy skierowane były w stronę jego. Bałam się, że nie zapanuję nad sobą i go pocałuję. To trochę dziwne, on ma dziewczynę, którą kocha... W tym momencie powinien odsunąć się ode mnie. Ale on wciąż stał, patrzył mi w oczy. Jego twarz, jakby zbliżała się do mojej...Nie!
Odchrząknęłam, a on się jakby ocknął. Odsunęliśmy się od siebie.
-A gdzie chcesz mnie zabrać?
-Tajemnica. - stwierdził i uśmiechnął się szyderczo. Wywróciłam teatralnie oczami.
- A może jednak mi powiesz? - spytałam
-Musisz się pogodzić z rozczarowaniem - dokończył.
Po chwili ruszyliśmy do jego auta.
Kiedy wsiedliśmy poczułam, że samochód jest przesiąknięty zapachem Verdasa. Mogłam już stamtąd nie wychodzić.
Jechaliśmy przez godzinę. Byłam ciekawa, ale i przestraszona. Jednak z szatynem czułam się bezpiecznie.
W pewnym momencie auto się zatrzymało. Ze zdziwieniem spojrzałam na przyjaciela.
-I ? - spytałam.
Chłopak się zaśmiał i spojrzał na mnie.
-Dojechaliśmy. - stwierdził.
Zaczęłam się rozglądać wokół, jednak było już ciemno i niczego nie widziałam. Westchnęłam.
-No więc? - byłam niecierpliwa.
Nagle moim uszom doszedł głośny szum. Przestraszyłam się.
-Co to było?! - Leon wciąż się śmiał. Po chwili wyszedł z auta.
Nie minęło 10 sekund, a już otworzył mi drzwi.
-Wychodzisz? - spytał z rozbawieniem w głosie.
-Szczerze mówiąc to się boję.- przyznałam. Chłopak ciepło się uśmiechnął.
-Spokojnie Vilu, ze mną jesteś bezpieczna. - oznajmił. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Tak bardzo go kochałam.
Po chwili odpięłam pasy bezpieczeństwa i wyszłam z samochodu.
Praktycznie nic nie widziałam. W pewnym momencie do moich uszu ponownie dobiegł przerażający dźwięk. Szybko złapałam dłoń Verdasa. Trzymałam ją mocno, moje serce biło w zdwojonej sile, ponieważ byłam przerażona oraz dlatego, że trzymałam za rękę mojego ukochanego... Chłopaka, którego kochałam, ale on o tym nic nie wiedział. Ciągle się potykałam o własne nogi, na szczęście Verdas był tuż obok.
W końcu miałam dosyć.
-Leon! Ja nigdzie dalej nie idę!
On wciąż się śmiał.
-Ok. Może być tu. - stwierdził i schylił się. Położył coś na ziemi. To chyba był ...koc? Było tak ciemno, że ledwo co widziałam twarz szatyna.
-Co ty wyprawiasz? -byłam rozbawiona, ale i przestraszona. Czy on się dobrze czół?!
Chłopak puścił moją dłoń. Moje serce zaczęło szybciej bić. Bałam się, że gdzieś sobie poszedł.
-Leon..- szeptałam i zaczęłam machać rękoma w mroku. Teraz kompletnie nic nie widziałam. - Leon.. - mówiłam z przerażeniem w głosie.
Nic nie widziałam, moje oczy były jakby zasłonięte szalikiem.
-Spokojnie Vilu..- usłyszałam jego głos. Od razu mi ulżyło. Poczułam się bezpieczniej.
Moje machające dotychczas donie napotkały na swojej drodze coś ciepłego, twardego, umięśnionego.. To chyba był tors Leona. Przejechałam nimi po całej umięśnionej klatce piersiowej przyjaciela. Moje ręce chciały zostać tam na całą wieczność.
Po chwili delikatnym ruchem powędrowały ku górze. Zatrzymały się na twarzy chłopaka. Jakby chciały się upewnić czy to na pewno on.
-To ty.- szepnęłam.
-Tak, to ja. - on również szeptał.
-Leon, nie podoba mi się tu. Wracajmy. .. - mówiłam zdenerwowana.
-Daj spokój Vilu.. - prosił.
Postanowiłam się uspokoić. Wzięłam głęboki wdech, później wydech. Zdjęłam z twarzy chłopaka ręce.
-A więc po co tu przyjechaliśmy? -dopytywałam
Chłopak pociągnął mnie za rękę. Następnie usiedliśmy na .. kocu? Skąd on go wytrzasnął ?! Wtem Verdas zapalił latarkę. Rozejrzałam się wokół. Zobaczyłam jakiś plac..
-Gdzie my jesteśmy? - spytałam.
-Zaraz się dowiesz- odpowiedział z szyderczym uśmieszkiem.
Zamilkłam. Nie wiedziałam co planował, ale ufałam mu, kochałam go.
Nagle, ponownie usłyszałam okropny dźwięk.
-Co to za szum?! - próbowałam przekrzyczeć niemiły odgłos.
-Połóż się na plecach! - on też krzyczał.
Posłuchałam się go i położyłam się. On zrobił to samo. Patrzyłam na gwieździste niebo.
Wtem zobaczyłam startujący samolot, który wznosił się tuż nad nami. Serce zaczęło mi walić.
-Leon!! - krzyczałam. Szybko chwyciłam jego dłoń. Jednak to mi nie pomogło. Przykleiłam się więc do jego ramienia i torsu. Mocno zamknęłam oczy. Poczułam, że Verdas obejmuje mnie ramieniem. Czułam się bezpieczniej.
Gdy szum silników samolotu ustał, odkleiłam się od chłopaka i zaczęłam krzyczeć.
-Co to ma być?! Leon, mogliśmy zginąć!
-Vilu, nie krzycz. Nic by się nam nie stało.. - zaczął.
-W ogóle skąd ten pomysł? Jak znalazłeś to miejsce.?!
-Chciałem, żebyś oderwała się od tego wszystkiego, co cię męczy. Zostawiła to, dobrze się bawiła - mówił.
-Dobrze się bawiła czy dostała zawału lub umarła ze strachu!? - mówiłam lekko rozśmieszona.
Wtem Leon zaczął się śmiać. Dołączyłam do niego.
-Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć.. - tłumaczył patrząc mi w oczy.
-Rozumiem..Ale więcej tego nie rób, ok?
-Dobrze.
-Jak znalazłeś to miejsce? - spytałam z zaciekawieniem. Oboje siedzieliśmy na kocu, blisko siebie.
-Kiedy byłem mały, tata zawsze mnie tu zabierał. Uwielbiałem to ..- opowiadał. - to niesamowite. W 99% samolot na ciebie nie spadnie, jednak jest ten 1% niepewności. To właśnie dlatego czuje się taką adrenalinę. - dokończył
- To urocze..- powiedziałam z uśmiechem. Verdas przyjrzał mi się uważnie. Wiedziałam, że się rumienię.
-Uwielbiam jak się uśmiechasz. - stwierdził - Uwielbiam jak jesteś szczęśliwa. - ciągnął.
Po 2 godzinach rozmawiania, śmiania się i żartowania postanowiliśmy wrócić do domu. O 1:00 rodzice mieli mnie zawieść do szpitala, na nocną "wartę".
Gdy dojechaliśmy pod mój dom, tak jak Verdas, wysiadłam z auta. Następnie podeszłam do drzwi wejściowych.
-Do jutra Vilu. - powiedział. - Mam nadzieję, że chociaż na chwilę zapomniałaś o tym wszystkim, co się teraz dzieje. - staliśmy bardzo blisko siebie. Nasze ciała dzieliły milimetry. Ja, ponownie powstrzymywałam się, by nie rzucić się na chłopaka.
Uwielbiałam spędzać z nim czas, jednak kiedy musieliśmy się rozstać, cierpiałam.
Bolało mnie to, że kochałam go i wiedziałam, że ta miłość nie zostanie odwzajemniona. Jeszcze większym ciosem było to, że on, osoba którą kochałam, darzył miłością kogoś innego.
-Dziękuję ci za to, że jesteś. - powiedziałam. Oboje się uśmiechnęliśmy. - Dobranoc.
-Dobranoc Vilu. - powiedział. Następnie objął mnie swoim ramieniem. Wtuliłam się jeszcze mocniej, jak najmocniej..
Po pewnym czasie oderwaliśmy się od siebie. Potem weszłam do domu.
Po wykonaniu wieczornych czynności, położyłam się spać.
.........................................................................................................................................................................
-Vilu, rozgość się. Ja zaraz wracam. - powiedział i zostawił mnie samą.
Przysiadłam sobie na kanapie. Z każdej strony otulała mnie cisza.
Po chwili ze schodów zszedł szatyn. Wyglądał bardzo przystojnie. Idealna koszyka w kratę z ciemnymi jeansami, leżały na nim perfekcyjnie. Posłał mi ciepły uśmiech. Odwzajemniłam mu tym samym.
-Idziemy ?- spytał.
-Tak. - powiedziałam i wyszliśmy z domu.
Jechaliśmy śmiejąc się i rozmawiając. Verdas sprawiał, że zapominałam o rzeczywistości.
Gdy dojechaliśmy pod szkołę, wysiadłam z czarnego Mercedesa. Wszyscy uczniowie patrzyli się na nas z niedowierzaniem. Zarumieniłam się i spojrzałam na Leona.
-Leon, nie powinnam z tobą przyjeżdżać.. Wszyscy się gapią!- szepnęłam do chłopaka idącego obok mnie.
-Vilu.. Daj spokój! - powiedział z rozbawieniem.
-Źle robimy.. Rose będzie zła. - ciągnęłam.
-Opinia innych kompletnie mnie nie obchodzi. - zakończył.
Cicho westchnęłam Nie chciałam, żeby dziewczyna Leona była na mnie zła.
Po chwili weszliśmy do szkoły. Szliśmy korytarzem, ramie w ramie. Cały czas czułam na sobie wzrok innych. Ignorowałam to, a przynajmniej próbowałam.
Kiedy znaleźliśmy się pod salą chemiczną, spotkaliśmy Cami i Diego. Przyglądaliśmy się nam z zaciekawieniem.
-Hej wam - zaczęłam z uśmiechem.
-Hej Vilu, jak tam Fede? - spytał Diego
-Jest już trochę lepiej, dziękuję. - odpowiedziałam.
Nagle poczułam jak ktoś delikatnie popchnął mnie ramię. Obejrzałam się i zobaczyłam, że jakaś dziewczyna obejmuje Verdasa. To z pewnością była Rose.
-Hej misiu.. - mówiła dziewczyna. Głośno przełknęłam ślinę. Chciałam być na jej miejscu.
-Hej kochanie. - szepnął chłopak. Po chwili oderwałam od nich wzrok.
Wtem zadzwonił dzwonek. Weszliśmy do klasy.
Chemia minęła spokojnie, w ciszy. Czasami spojrzałam na Verdasa, wtedy posyłałam mu uroczy uśmieszek, ponieważ on cały czas na mnie patrzył.
Kolejne lekcje mijały szybko. Od dziewczyn dowiedziałam się, że Rose est w innej klasie, ale jest w naszym wieku.
Kiedy podczas przerwy na lunch szłam korytarzem, zobaczyłam Leona z jego dziewczyną siedzących na jednej z ławek. Patrzyli na siebie, rozmawiali, chyba byli szczęśliwi. Nie chciałam przechodzić obok nich, ale inaczej nie mogłam dojść do sali fizycznej. Wzięłam więc głęboki wdech i ruszyłam.
Po chwili zauważył mnie Verdas. Przeszłam obok nich, spojrzałam chłopakowi w oczy i widząc jego uśmiech słabo się uśmiechnęłam. Chciałam tym uśmiechem przekazać mu wszystko co czułam, żeby wiedział jak bardzo ważny dla mnie był, ale.. Właśnie, istnieje milion ale, bo on przecież ma już kogoś, kto jest da niego ważny, kogoś kto sprawia, że ma siły się uśmiechać..
Czas się pogodzić z tym, ze jestem jego przyjaciółką, tylko przyjaciółką...
Po lekcjach ruszyłam w kierunku domu, jednak coś mnie zatrzymało..A raczej ktoś.
Kiedy schodziłam po schodach, zobaczyłam szatyna, siedzącego na ostatnim ze schodków. Moje serce zaczęło szybciej bić, oddech przyspieszył. Jednak już się nie dziwiłam temu zachowaniu. Wzięłam głęboki wdech.
Gdy znalazłam się obok niego, zapytałam;
-Mogę się przysiąść?
Chłopak posłał mi czarujący uśmiech i pokiwał twierdząco głową.
-Czekasz na Rose.. - zaczęłam
-Nie, ona skończyła dzisiaj szybciej.
-A... - nie wiedziałam co mam powiedzieć, cieszyłam się, że nie ma jej tutaj.
-Jak się trzymasz? - zapytał z troską w głosie.
Cicho westchnęłam.
-Może być. Dzisiaj spędzam noc u Fede.
-Vilu, pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć..
-Wiem i dziękuję. - posłałam mu nieśmiały uśmiech.
Nagle Leon wstał na równe nogi i podał mi rękę. Wytrzeszczyłam oczy.
-Chodź, musisz się trochę rozerwać!
Zaczęłam się nerwowo śmiać.
-Nie, Leon... Ja nie mam chęci nigdzie iść, jechać... - próbowałam się wykręcić, chociaż dobrze wiedziałam, że to się raczej nie uda.
-Violetto, nie marudź! Musisz chociaż na chwilę przestać myśleć o Fede, a ja ci w tym pomogę.- oznajmił.- To jak?
Chciałam mu powiedzieć, że wystarczy jego obecność, a zapominam o otaczającym mnie świecie, jednak nie mogłam tego zrobić.
-Ok - podałam m swoją dłoń,a on pomógł mi wstać. Po chwili staliśmy blisko siebie. Moje oczy skierowane były w stronę jego. Bałam się, że nie zapanuję nad sobą i go pocałuję. To trochę dziwne, on ma dziewczynę, którą kocha... W tym momencie powinien odsunąć się ode mnie. Ale on wciąż stał, patrzył mi w oczy. Jego twarz, jakby zbliżała się do mojej...Nie!
Odchrząknęłam, a on się jakby ocknął. Odsunęliśmy się od siebie.
-A gdzie chcesz mnie zabrać?
-Tajemnica. - stwierdził i uśmiechnął się szyderczo. Wywróciłam teatralnie oczami.
- A może jednak mi powiesz? - spytałam
-Musisz się pogodzić z rozczarowaniem - dokończył.
Po chwili ruszyliśmy do jego auta.
Kiedy wsiedliśmy poczułam, że samochód jest przesiąknięty zapachem Verdasa. Mogłam już stamtąd nie wychodzić.
Jechaliśmy przez godzinę. Byłam ciekawa, ale i przestraszona. Jednak z szatynem czułam się bezpiecznie.
W pewnym momencie auto się zatrzymało. Ze zdziwieniem spojrzałam na przyjaciela.
-I ? - spytałam.
Chłopak się zaśmiał i spojrzał na mnie.
-Dojechaliśmy. - stwierdził.
Zaczęłam się rozglądać wokół, jednak było już ciemno i niczego nie widziałam. Westchnęłam.
-No więc? - byłam niecierpliwa.
Nagle moim uszom doszedł głośny szum. Przestraszyłam się.
-Co to było?! - Leon wciąż się śmiał. Po chwili wyszedł z auta.
Nie minęło 10 sekund, a już otworzył mi drzwi.
-Wychodzisz? - spytał z rozbawieniem w głosie.
-Szczerze mówiąc to się boję.- przyznałam. Chłopak ciepło się uśmiechnął.
-Spokojnie Vilu, ze mną jesteś bezpieczna. - oznajmił. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Tak bardzo go kochałam.
Po chwili odpięłam pasy bezpieczeństwa i wyszłam z samochodu.
Praktycznie nic nie widziałam. W pewnym momencie do moich uszu ponownie dobiegł przerażający dźwięk. Szybko złapałam dłoń Verdasa. Trzymałam ją mocno, moje serce biło w zdwojonej sile, ponieważ byłam przerażona oraz dlatego, że trzymałam za rękę mojego ukochanego... Chłopaka, którego kochałam, ale on o tym nic nie wiedział. Ciągle się potykałam o własne nogi, na szczęście Verdas był tuż obok.
W końcu miałam dosyć.
-Leon! Ja nigdzie dalej nie idę!
On wciąż się śmiał.
-Ok. Może być tu. - stwierdził i schylił się. Położył coś na ziemi. To chyba był ...koc? Było tak ciemno, że ledwo co widziałam twarz szatyna.
-Co ty wyprawiasz? -byłam rozbawiona, ale i przestraszona. Czy on się dobrze czół?!
Chłopak puścił moją dłoń. Moje serce zaczęło szybciej bić. Bałam się, że gdzieś sobie poszedł.
-Leon..- szeptałam i zaczęłam machać rękoma w mroku. Teraz kompletnie nic nie widziałam. - Leon.. - mówiłam z przerażeniem w głosie.
Nic nie widziałam, moje oczy były jakby zasłonięte szalikiem.
-Spokojnie Vilu..- usłyszałam jego głos. Od razu mi ulżyło. Poczułam się bezpieczniej.
Moje machające dotychczas donie napotkały na swojej drodze coś ciepłego, twardego, umięśnionego.. To chyba był tors Leona. Przejechałam nimi po całej umięśnionej klatce piersiowej przyjaciela. Moje ręce chciały zostać tam na całą wieczność.
Po chwili delikatnym ruchem powędrowały ku górze. Zatrzymały się na twarzy chłopaka. Jakby chciały się upewnić czy to na pewno on.
-To ty.- szepnęłam.
-Tak, to ja. - on również szeptał.
-Leon, nie podoba mi się tu. Wracajmy. .. - mówiłam zdenerwowana.
-Daj spokój Vilu.. - prosił.
Postanowiłam się uspokoić. Wzięłam głęboki wdech, później wydech. Zdjęłam z twarzy chłopaka ręce.
-A więc po co tu przyjechaliśmy? -dopytywałam
Chłopak pociągnął mnie za rękę. Następnie usiedliśmy na .. kocu? Skąd on go wytrzasnął ?! Wtem Verdas zapalił latarkę. Rozejrzałam się wokół. Zobaczyłam jakiś plac..
-Gdzie my jesteśmy? - spytałam.
-Zaraz się dowiesz- odpowiedział z szyderczym uśmieszkiem.
Zamilkłam. Nie wiedziałam co planował, ale ufałam mu, kochałam go.
Nagle, ponownie usłyszałam okropny dźwięk.
-Co to za szum?! - próbowałam przekrzyczeć niemiły odgłos.
-Połóż się na plecach! - on też krzyczał.
Posłuchałam się go i położyłam się. On zrobił to samo. Patrzyłam na gwieździste niebo.
Wtem zobaczyłam startujący samolot, który wznosił się tuż nad nami. Serce zaczęło mi walić.
-Leon!! - krzyczałam. Szybko chwyciłam jego dłoń. Jednak to mi nie pomogło. Przykleiłam się więc do jego ramienia i torsu. Mocno zamknęłam oczy. Poczułam, że Verdas obejmuje mnie ramieniem. Czułam się bezpieczniej.
Gdy szum silników samolotu ustał, odkleiłam się od chłopaka i zaczęłam krzyczeć.
-Co to ma być?! Leon, mogliśmy zginąć!
-Vilu, nie krzycz. Nic by się nam nie stało.. - zaczął.
-W ogóle skąd ten pomysł? Jak znalazłeś to miejsce.?!
-Chciałem, żebyś oderwała się od tego wszystkiego, co cię męczy. Zostawiła to, dobrze się bawiła - mówił.
-Dobrze się bawiła czy dostała zawału lub umarła ze strachu!? - mówiłam lekko rozśmieszona.
Wtem Leon zaczął się śmiać. Dołączyłam do niego.
-Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć.. - tłumaczył patrząc mi w oczy.
-Rozumiem..Ale więcej tego nie rób, ok?
-Dobrze.
-Jak znalazłeś to miejsce? - spytałam z zaciekawieniem. Oboje siedzieliśmy na kocu, blisko siebie.
-Kiedy byłem mały, tata zawsze mnie tu zabierał. Uwielbiałem to ..- opowiadał. - to niesamowite. W 99% samolot na ciebie nie spadnie, jednak jest ten 1% niepewności. To właśnie dlatego czuje się taką adrenalinę. - dokończył
- To urocze..- powiedziałam z uśmiechem. Verdas przyjrzał mi się uważnie. Wiedziałam, że się rumienię.
-Uwielbiam jak się uśmiechasz. - stwierdził - Uwielbiam jak jesteś szczęśliwa. - ciągnął.
Po 2 godzinach rozmawiania, śmiania się i żartowania postanowiliśmy wrócić do domu. O 1:00 rodzice mieli mnie zawieść do szpitala, na nocną "wartę".
Gdy dojechaliśmy pod mój dom, tak jak Verdas, wysiadłam z auta. Następnie podeszłam do drzwi wejściowych.
-Do jutra Vilu. - powiedział. - Mam nadzieję, że chociaż na chwilę zapomniałaś o tym wszystkim, co się teraz dzieje. - staliśmy bardzo blisko siebie. Nasze ciała dzieliły milimetry. Ja, ponownie powstrzymywałam się, by nie rzucić się na chłopaka.
Uwielbiałam spędzać z nim czas, jednak kiedy musieliśmy się rozstać, cierpiałam.
Bolało mnie to, że kochałam go i wiedziałam, że ta miłość nie zostanie odwzajemniona. Jeszcze większym ciosem było to, że on, osoba którą kochałam, darzył miłością kogoś innego.
-Dziękuję ci za to, że jesteś. - powiedziałam. Oboje się uśmiechnęliśmy. - Dobranoc.
-Dobranoc Vilu. - powiedział. Następnie objął mnie swoim ramieniem. Wtuliłam się jeszcze mocniej, jak najmocniej..
Po pewnym czasie oderwaliśmy się od siebie. Potem weszłam do domu.
Po wykonaniu wieczornych czynności, położyłam się spać.
.........................................................................................................................................................................
Hej misiaczki!
Na początku chciałam przeprosić Was za to, że tak późno wstawiam ten post.
Wiem, że miał pojawić się w weekend, ale tak jakoś wyszło..
Miałam masę zajęć, nauki i innych nudnych rzeczy do zrobienia :(
PS : BRAK KOREKTY :)
PRZEPRASZAM
Jak Wam się podoba nowy rozdział?
Coraz bliżej Leonetta?
Nie wiem..
Kocham Was mocno..
Dziękuję za każdy, nawet najmniejszy komentarz :D
Kolejny post pojawi się ..
hmn...
yy..
może..
w...
tygodniu?
:)
CZEKAJCIE <3
KOMENTUJCIE
Ola :D
Dżizas dawaj Leonettę...!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJa zwariuję, on dalej z tą R coś tam, a nie Violką.
Naprawdę kicia, czy nie zasłużyłaś choć na namiastę Leonetty. No mały całusków w usta, nawet po ciemku, no plis. Bo się potnę skarpetką.
Kicia, dawaj jak najszybciej next, czekam wiernie.
I liczę na Leonette, albo jej namiastkę!
Pozdrawiam.
Twa wierna czytelniczka:
Melloniasta :*
Też myślałam że będzie Cium,Cium xD
UsuńMisiaczku...
OdpowiedzUsuńTy chcesz bym na zawał zeszła?!
Jak opisujesz Verdasa to nie rób tego!!
Cał rozdział sie hihrałam!
Wiesz ze mam na jego pinkcie fioła!
Jak by ktoś mnie tam zabrał to bym sie zesikała!!
Ze strachu!!!!
Kobieto dawaj szybko Lajonette!!
Niech mnie ktoś przytuli!
Rozdzał boski jak zawsze!
Pozdrwiam
Twój misiaczek :****
Przytulam i czekam razem z Tb na Lajonettę.
Usuń♡♡♡
Melloniasta:*
Zajmuję <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńJa chce Lajonette! A nie LeoRoseCośTam haha :*
OdpowiedzUsuńVerdas najlepszy przyjaciel pod słońcem.
Szkoda, że przyjaciel.
Biedna Violka.
Ona go kocha, a on jest z inną.
Tylko, że mam dziwne wrażenie, że spędza więcej czasu z Vils.
Czekam na next :-)
Pozdrawiam Królik!
Buziaczki :* ❤
Fantastic! Po prostu boskie! Zrób Leonecię <> Może jutro rozdział? Może złapiesz wenę jak się wyśpisz? :)
OdpowiedzUsuńLL
Piękne.
OdpowiedzUsuńJA CHCE LEONETTE. Kobieto doprowadzasz mnie do szaleństwa. Ja zaraz zwariuje. Chociaż namiastka Leonetty. Błagam.
Leon więcej czasu spędza z Violettą niż z swoją dziewczyną.
Mam pomysł niech tą całą Rosy czy jak tam się pisze pierdolnie cierżarówka i śmierć od razu. I Leon nie będzie miał dziewczyny. Viola będzie szczęśliwa i będą mogli być razem.
Haah odbija mi.
Na twoim punkcie.
Jak ja Kocham to opowiadanie. Ale czekanie na Leonette jest ciężkie. Ale myślę, że jest warte.
Pozdrawiam Patty;*
Kocham♥
Buziaczki♥♡♥
~Twoja~Stała~Czytelniczka~
Cuudo ^^
OdpowiedzUsuńKufa byłam pewna, że Leoś siedzi na tych schodach, bo zerwał z tą całą Rose, ale nie...Nadzieja prysła xd
Ale to Violi szykuje niespodzianki ^^
On ją kocha Jestem pewna ♡
Też bym chciała takie coś! Zazdroszczę...Taka niepewność...ale z Verdasem nie da się bać *-*
Wierzę, że już niedługo będą razem○
Jak nie to marny los cie czeka kochana!
Czeekam na next!
Kocham ♥
Buziaki :**
♥♥♥
Genialny <3
OdpowiedzUsuńTeraz tylko czekam na Leonette ^^
Słodki Leonek ##
Vils sie tak na niego wkurzyła a później jej się spodobało.
Sama chciałabym przeżyć coś takiego na lotnisku xD
Ciekawi mnie skąd ci się wziął taki świetny pomysł :**
Czekam !
Ha :c
OdpowiedzUsuńNie kofasz mnie :'(
Mówiłam mam focha na
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
Dobra koniec focha xD
Lajonetta ^^
OMG *-* Jaki Leoś słodki ♡
Taki słitaśny *-*
V wkurzona na Verdasa, ale tylko na chwilę xD
Aaa... jak na razie nie ma Rose... Więc nie ma jak jej uśmiercić :/
Rose masz jeszcze truche życie, ale trumna stoi ^^
Siekierą ją, łopatą ją i nie wiem czym tam jeszcze :'D
Aham teraz jestem pewna na 10000000% , że Verdas kocha Castillo ^^
Czekam na więcej :3
Kocham
Całuję
Pozdrawiam ;*
Nati ♥♥♥
Hmm... jak myślę że zdajesz sobie sprawę z tego że nadal czekam ma Leonette, która chyba coraz bliżej ale i tak jej jeszcze nie ma. Ile rozdziałów mam jeszcze przeczeka?! 50?! Ale rozdział był wspaniały i bardzo fajnie mi się go czytało. Czekam na next <333
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tini Aleksandra ♡