Rozdział dedykuję Emily Comello
<3
Każda minuta, każda sekunda była niesamowitą męczarnią. Myśl, że wciąż go kochałam, bolała mnie najbardziej. To przecież nielogiczne. Człowiek rani cię w najgorszy z możliwych sposobów, a ty nie potrafisz przestać o nim myśleć, jak o miłości swojego życia.
Kiedy zamykałam oczy, pojawiały się obrazy naszych wspólnych chwil. Kiedy je otwierałam, w oczy rzucały mi się rzeczy, które mi o nim przypominały. Nie wiedziałam już co mam robić.
Serce mi się krajało, a do oczu nachodziły łzy, przecież tak mnie zranił. Z drugiej strony nie powinnam płakać przez kogoś, kto teoretycznie nic już dla mnie nie znaczył.
Leżałam w swoim pokoju, pokoju pełnym wspomnień. Nie obchodziło mnie, dlaczego to zrobił. Był dla mnie nikim. Oczywiście wmawiałam to sobie, bo przecież od tak, nie można przestać kogoś kochać.
Był poniedziałek, całą końcówkę tygodnia i weekend przesiedziałam w pokoju, patrząc na świat za oknem. Jakby dla mnie czas zatrzymał się w miejscu, a dla innych wciąż pędził jak szalony.
Narzuciłam na siebie jeansową kurtkę, założyłam buty i zeszłam a dół. Miałam dość odseparowania się rzeczywistości. Musiałam stawić czoła problemom, chociaż byłam niesamowicie słaba.
Straciłam ważną mi osobę w życiu. Jednak on wciąż się błąkał między granicami mojej wytrzymałości. Od naszego ostatniego spotkania minął równo tydzień. Nie byłam w szkole, bo nie miałam na to sił. Jednak w końcu musiałam wyjść z mojej kryjówki, włączyć telefon i iść do przodu.
Kiedy szłam ulicą pięknego Buenos Aires, głęboko wdychałam powietrze. Wyszłam trochę później, by nie mieć czasu na rozmyślanie i zastanawianie się czy dobrze robię idąc do szkoły.
Kiedy przechodziłam obok parkingu szkolnego, czułam na sobie wzrok wszystkich osób zgromadzonych na nim. Każdego chłopaka, każdej dziewczyny, wszystkich kumpli Verdasa. Jakby przyglądali się mi i czekali aż się potknę, rozpłaczę... A może mi się wydawało?
Kiedy przekroczyłam próg szkoły, od razu spostrzegłam Ludmi. Bez dłuższego zastanawiania się podbiegłam do niej i mocno ją przytuliłam. Trwałyśmy w uścisku przez dłuższą chwilę. Potem oderwałyśmy się od siebie i spojrzałyśmy sobie w oczy.
- Jak dobrze cie widzieć Vilu - przyznała blondynka.
Nie mogłam dalej ze sobą walczyć. Ludmiła była moją najbliższą przyjaciółką. Musiałam jej powiedzieć prawdę...
- Muszę ci coś powiedzieć - zaczęłam lekko trzęsącym się głosem.
- To mów - szepnęła.
- Nie tutaj, chodźmy na zewnątrz - rzuciłam i pociągnęłam ją za sobą.
Kiedy już siedziałyśmy na ławce przed szkołą, zaczęłam opowiadać jej wszystko. O tym, co łączy Leona i nauczycielkę angielskiego, o moich dawnych relacjach z nim, o Rose, o Clarze, o ... naszym zerwaniu. Potrzebowałam takiej rozmowy. Nie byłam już z Leonem, a potrzebowałam komuś wszystko powiedzieć. Ludmiła z pewnością nie była przypadkową osobą. Traktowałam ją jak siostrę. Często bywała u mnie w domu. Przychodziła to do mnie, to do Fede, z którym są przyjaciółmi.
Miałam do niej największe zaufanie.
Po szczerej rozmowie z blondynką wróciłyśmy do szkoły. Dziewczyna, po wysłuchaniu wszystkiego była wrogo nastawiona do Leona. Można powiedzieć, że równie mocno jak ja.
Kiedy wchodziłyśmy do szkoły, ktoś mnie przypadkowo popchnął i tym samym lekko odskoczyłam na bok. Właśnie wtedy wpadłam na kogoś całym ciałem.
- Uważaj jak chodzisz - usłyszałam męski głos i szybko odwróciłam się w stronę jego źródła.
Ku mojemu zaskoczeniu, był to Leon. On też na mnie spojrzał i wtedy jego wyraz momentalnie się zmienił. Na początku wkurzony, rozdrażniony, zamyślony chłopak stał się kompletnym przeciwieństwem.
- To teraz tak się będziesz do mnie odzywał - mruknęłam z żalem.
- Violetta - w jego głosie słyszałam skruchę - Nie wiedziałem, że to ty - zaczął tłumaczyć, a ja, jakby odcięta od rzeczywistości przyglądałam się mu pustym wzrokiem. Po jego wypowiedzi delikatnie przymknęłam oczy, by się nie rozpłakać.
Po chwili do rozmowy wtrąciła się Ludmi.
- Chodźmy Vilu - chwyciła mnie za rękę. Ja ostatni raz spojrzałam w oczy Leona. Pełno w nich było smutku.
Byłam rozdarta.
Dziwnie było siedzieć na każdej lekcji z Leonem i nie móc się do niego odezwać. Cały czas na mnie patrzył, a ja tylko przymykałam oczy w trudnych momentach, chwilach słabości.
Po każdej lekcji jak najszybciej ulatniałam się a klasy, byle go nie spotkać. Na każdej z przerw siedziałam z Ludmiłą, ale nic do niej nie mówiłam. Tak jak zawsze, zanalizowałam moje życie.
Na stołówce również myślami byłam gdzie indziej. Co chwilę spoglądałam na wolne krzesło obok mnie. To właśnie na nim zawsze siedział Leon, tuż obok mnie, by w razie niebezpieczeństwa obronić mnie.
Co jakiś czas zerkałam na Leona, który siedział ze swoimi kolegami. Wszyscy się śmiali, dobrze bawili. Jednak mi nie było do śmiechu.
Leon jednak siedział przygnębiony, wpatrzony w jeden punkt, znajdujący się gdzieś w oddali.
Nie mogłam dłużej przebywać w tym budynku. Wszystko mi o nim przypominało. A w dodatku, on sam tu był.
Szybko zerwałam się z krzesła i chwyciłam torbę.
- Ludmiła, nie dam rady już tu siedzieć, mam dość - powiedziałam przyjaciółce i wybiegłam ze stołówki.
Ostatni raz spojrzałam na Leona. Ku mojemu zdziwieniu nie było go tam. Obejrzałam się za siebie, w poszukiwaniu tego zdrajcy.
Stał obok Ludmi, która przytrzymywała jego ramiona. Od delikatnie się wyrywał. Nagle ich spojrzenia przeniosły się na mnie. Już wiedziałam o co chodzi. Leon chciał za mną biec, a Ludmiła w ostatniej chwili go zatrzymała.
Czym prędzej wyszłam ze szkoły. Łzy wylewały mi się strumieniami, głowa pulsowała od nadmiaru myśli.
Pojawił się w moim życiu, rozkochał mnie w sobie, a kiedy nie mogło być już lepiej, zostawił... dla innej.
Szłam przed siebie, nie patrząc na nic, ani na nikogo. Z pewnością nie raz kogoś popchnęłam czy zaszłam komuś drogę. Ale wtedy miałam to gdzieś. Chciałam uciec od wspomnień i miejsc, które znaczyły dla mnie zbyt wiele.
Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za ramie i przyciąga do siebie. Nim się obejrzałam, znajdowałam się w czyichś ramionach... Kiedy wzięłam głęboki wdech, od razu rozpoznałam kto to jest. Czym prędzej odskoczyłam od niego.
- Violu - wyszeptał Leon - Nie mogę patrzeć jak cierpisz.
- Po co za mną szedłeś?! - krzyknęłam - Nie zapomniałeś przypadkiem przez kogo cierpię?
Verdas na moment przymknął oczy. Za to z moich wypływało coraz to więcej słonych łez.
- Ja - zaczął.
- Co, ty?! Wiesz, mam cie dość. Robisz jedno, a potem drugie. Zrywasz ze mną, bo podobno kogoś masz, a teraz uganiasz się za mną i mówisz, że nie możesz patrzeć jak cierpię! To chore!
Potem podeszłam do niego. Staliśmy bardzo blisko siebie.
- Leon, złamałeś mi serce - łkałam - I nienawidzę cie, bo wciąż cie kocham - przełknęłam głośno ślinę - Powiedz mi, dlaczego ze mną zerwałeś?
- Vilu, jest lepiej, jak jesteśmy oddzielnie - mówił chwytając moje dłonie.
- Nie brakuje ci moich sms-ów na dobranoc? Nie brakuje ci rozmów ze mną? Nie tęsknisz za moim uśmiechem? - wymieniałam, cała się trzęsąc - Nie brakuje ci do cholery mnie samej?!
Oczekiwałam odpowiedzi, jednak Leon ponownie zamknął oczy, jakby chciał się uspokoić.
- Nie mogę żyć bez ciebie - mówiłam, nawet nie wiedząc po co. Zranił mnie, a to właśnie ja starałam się uratować nasz związek - Ale nie mogę też już żyć z tobą.
Wszystko stracone. Znikła moja nadzieja, moja wewnętrzna siła, znikłam ja. A raczej nie znikłam, tylko Leon mnie zniszczył.
Na chwilę bezradnie się uśmiechnęłam i przyłożyłam swoją dłoń do jego policzka.
- Jak ustalisz, dlaczego tak naprawdę ze mną zerwałeś i mnie zraniłeś, to daj znać. I więcej nikomu nie dawaj nadziei, jeśli masz zranić i nie obiecuj, tak jak mi, skoro wiesz, że nie możesz dotrzymać słowa - szeptałam. Potem wspięłam się na palce i wpiłam się w jego usta.
Po namiętnym i długim pocałunku na pożegnanie, powiedziałam:
- Kocham cie Leon - jeszcze raz cmoknęłam jego wilgotne wargi - I żegnaj.
Następnie odeszłam.
Miałam ochotę wyjechać, zniknąć z Buenos Aires, zapomnieć.
Działając pod wpływem impulsu zdecydowałam się wyjechać razem z rodzicami na czteromiesięczny wyjazd w delegację. Wszystko działo się tak szybko. Jeszcze tego samego wieczoru spakowałam walizkę i pożegnałam się z dziewczynami. Rodzice załatwili domowe nauczanie. Mieliśmy wyjechać do Europy, tam chciałam zacząć od nowa, chociaż na te kilka miesięcy.
Po spakowaniu się, postanowiłam napisać list, list do Leona. wyjęłam białą kartkę, długopis i zaczęłam pisać.
Leon,
Wyjeżdżam na kilka miesięcy. Znikam, by zapomnieć o tobie, ale też byś ty mógł zapomnieć o mnie. Można to nazwać ucieczką od problemów, jednak ja już nie mam sił. Nie chcę się bawić w grę "do trzech razy sztuka". Jestem tym wszystkim zmęczona.
Nie wiedziałam, że to wszystko się tak potoczy. Działałam pod wpływem impulsu, ale szczerze mówiąc, chciałam tak działać, bo po dłuższych przemyśleniach, z pewnością postanowiłabym zostać.
A mój tymczasowy wyjazd wiele da dla mnie, jak i dla Ciebie.
Nie chcę byś o mnie pamiętał. Żyj tak, jak wtedy, kiedy mnie jeszcze nie było. Ja też będę próbowała tak żyć.
Mam nadzieję, że kiedyś się w Tobie odkocham, bo miłość do Ciebie zabija mnie i rani.
Przez te kilka miesięcy mojej nieobecności może zmienić się wiele, może też nie zmienić się nic. Czas pokaże.
Nie chce się narzucać, dzwonić, pisać, prosić o spotkanie. Nie chcę też byś Ty to robił. Bo to i tak prawdopodobnie niczego nie zmieni. Szczerze mówiąc, chce abyś za mną zatęsknił, żebyś chociaż w jakimkolwiek stopniu poczuł brak mojej osoby. Byś kiedyś zdał sobie sprawę, że tak naprawdę to ja dawałam Ci największe szczęście.
Nie chcę ani Twoich kwiatów, ani sztucznego smutku, czy łez. Chcę tylko, byś Ty, mój ukochany, którego wciąż bardzo kocham, po moim powrocie, podszedł do mnie, razem z dziewczyną, którą pokochał bardziej ode mnie i się uśmiechnął.
Najwidoczniej nie byliśmy sobie przeznaczeni. A nawet gdyby, jest już stanowczo za późno.
Chcę ci podziękować za każdą spędzoną chwilę, za każdy uśmiech i pocałunek. Zmieniłeś mnie, pokazałeś, co to znaczy kochać.
Pozwól, że zachowam sobie naszyjnik, który ostatnio od Ciebie otrzymałam.
Wiem, jestem pełna sprzeczności. Raz mówię, że chce o Tobie zapomnieć, zaraz potem oznajmiam, że chce zatrzymać naszyjnik, który będzie mi o Tobie przypominał.
Taka już jestem, sama nie wiem czego tak naprawdę chce...
Do zobaczenia
Twoja
Violetta
Przetarłam wierzchem dłoni wilgotny policzek. Później zapakowałam list w kopertę i wyszłam z domu.
Drzwi do domu Verdasów, otworzył mi nikt inny jak sam Leon.
- Violetta? - był zdziwiony.
- Hej, tu jest list do ciebie - podałam mu kopertę - Odczytaj go, jak już pójdę.
- Dobrze, ale o co chodzi? Coś Ci się stało?
- Nie - szepnęłam.
- Wejdź, porozmawiajmy, proszę - jego oczy były pełne żalu.
- Nie, muszę już iść - potem ujęłam twarz Leona w dłonie i przyciągnęłam do siebie. Na jego malinowych ustach złożyłam pocałunek.
Potem odeszłam.
Federico też postanowił z nami wyjechać. Z pewnością widział, że przechodzę ciężki okres w swoim życiu.
Będąc na lotnisku, czułam, że pewien etap w moim życiu już się skończył. Stałam się kobietą, dorosłam, przynajmniej psychicznie.
*********************************************************************************
Cześć Wam!
Rozdział 36 prezentuje się właśnie tak.
Pewnie nie tryskacie entuzjazmem, ponieważ Violetta wyjeżdża.
Cóż.. Życie xD
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał :)
Liczę na Waszą opinię w postaci KOMENTARZY!
Ale to nie koniec mojej historii!
Oczywiście, bliżej końca niż początku, ale jeszcze troszkę tu zagoszczę :)
Następny rozdział pojawi się tak jak zawsze w następny weekend :D
Życzę Wam miłej niedzieli!
Trzymajcie się ciepło :*
Wasza
Ola <3
KOMENTUJCIE - MOTYWUJCIE